-Kim ty do diaska jesteś? Ze ośmielasz się przynosić takie wieści?! , wrzasnął.
Wstał powtórnie z ławy, gotów wyrżnąć przybyszowi prosto w łeb z zaciśniętej pięści.
Głupi był, chłopska natura wciąż była w nim większością. A w połączeniu z uczuciami robiła z niego istnego niedźwiedzia.
Widząc jednak ze się tylko wygłupił, przestraszył gonca, usiadł i już spokojnie zaczął:
-Wytłumacz mi to jak ten zwój znalazł się w twoich łapach.
Gruboskórność nie popuszczała. Lata spędzone w wojsku, wśród rycerzy, mało dały mu etyki.
-Widziałeś ciało? To na pewno był Cynthionix?
Spojrzał Febrin’owi w oczy, oczekując małego znaku, mrugnięcia, wydania się. By zgruchotać jego czaszkę.
Nic już nie chciał wiedzieć, nic już nie pytał. Tylko czekał…
A karczmarz wyniósł się do kuchni, gdy Astegor skiną głową w jego stronę.
Długo tu przebywał, znał ludzi, znał Cynthionix, miał tez przyjaciół. Lecz każden jeden pojedynczo odchodził w zaświaty zostawiając jego samego z swymi ułomnościami. |