Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2016, 15:11   #272
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Znalazł prowizoryczną kulę, ale niewiele to pomogło, zwłaszcza, że paskudny ból nie pozwalał zebrać myśli. Co jakiś czas warknął pod nosem, albo syknął, gdy kontuzjowana noga zaczepiła o jakąś nierówność terenu roznosząc cierpienie na całe ciało strażaka. Próbował narzucić szybsze tempo, ale w mig przekonał się, że tylko bardziej przez to cierpi, więc przestał się forsować. Pokonując kolejne metry ciemnego lasu obiecywał sobie, że jeśli wyjdzie z tego cało, odpuści sobie takie ekstremalne wycieczki. Może nie na zawsze, ale na jakiś dłuższy czas na pewno. O ile Shelby jeszcze kiedykolwiek gdziekolwiek puści go samego.

Na domiar złego zaczęło lać, a ciężkie i zimne krople deszczu jeszcze mocniej ucięły mu pole widzenia. Kurwa! Wszystko się sprzysięga przeciwko niemu. Żeby tylko nie dotarł do tej pieprzonej bazy! Normalnie jak w niskobudżetowym horrorze, w którym głównemu bohaterowi po prostu nie może się udać wyjść cało z gówna, w którym się znalazł. Ścieżka dosłownie pływała, grunt stał się miękki i zdradliwy. I gdy przez umysł Conna przeleciało "tylko się teraz nie wywal", konar na którym się podpierał, zjechał nagle po jakimś mokrym kamieniu i mężczyzna wyrżnął o glebę, a głaz, o który się przy okazji walnął, odciął mu prąd.

Podźwignął się nagle, wykasłując wodę, która wpłynęła mu do nosa i ust, w mig odzyskując zmysły. Musiał być przez chwilę nieprzytomny i prawie przypłacił to życiem! W gardle czuł nieprzyjemne igiełki i niemal zwymiotował, próbując opanować kaszel. Prawa część głowy łupała nieprzyjemnym bólem, a gdy przyłożył tam dłoń, poczuł, że rozciął sobie skórę i krwawi. Świetnie, jakby już mało miał atrakcji. Sycząc, dysząc, warcząc i klnąc pod nosem zebrał się w końcu w sobie, choć złamana noga cały czas dawała mu o sobie znać. Był brudny, zmęczony, ranny, poobijany i kontuzjowany, ale nie miał zamiaru się poddać. Szybko ogarnął swoją pozycję względem rzeki, poprawił uchwyt na rakietnicy i ruszył dalej, podpierając się na ubłoconej gałęzi.

Nie wiedział, ile dokładnie czasu minęło, gdy nagle między drzewami dostrzegł snop białego światła. Na początku pomyślał, że mu się przywidziało z bólu i zmęczenia, jednak po chwili znów to zobaczył. Światło latarki. Całkiem niedaleko.


Nie zastanawiał się nawet, czy to jakaś ekipa ratunkowa, czy ktokolwiek inny. Na tyle, na ile pozwalały mu płuca, krzyknął przez lejący, szumiący deszcz:
- Hej! Ratunku! Tutaj jestem! Potrzebuję pomocy!
Próbował zwrócić na siebie uwagę, powtarzając co chwilę okrzyk. Wtem od strony krzaków doszedł go złowieszczy odgłos łamanych gałęzi i jakieś groźne pomruki.

Odruchowo przełknął ślinę - był tak zaaferowany goniącym go 'Bruce'em', że zupełnie zapomniał, że w lesie są też przecież zwierzęta, dla których mógłby stanowić całkiem zgrabną przekąskę. Nie czekając, aż to coś wylezie z krzaków, zaczął kuśtykać w stronę światła latarki, jednocześnie ustawiając się tak, by mieć potencjalnego drapieżnika na muszce rakietnicy. Przez lejący deszcz przebijał się jeszcze jeden, miarowy odgłos... jakby silniki... helikoptera? Jeśli niedźwiedź, czy cokolwiek siedziało w krzakach spróbuje na niego zaszarżować, pośle mu racę prosto w pysk. To powinno również zwrócić uwagę zbliżającego się śmigłowca. O ile to był śmigłowiec, bo Conn nie był już niczego pewien...
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline