Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 12:10   #992
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Adrian wysłuchał raportu i rzekł:
- Posłużyliśmy się wami jak przynętą. Firenhait osłaniał was z góry, te szczury to jego robota. Pozostali obstawiali skrzydła. Zadzwoniliście, zanim ja to zrobiłem. Na drodze na bagna była zasadzka, która miała zdjąć pościg. Ale szczury odpuściły. Mamy 15 potwierdzonych trafień i 9 prawdopodobnych. Niestety nikt znaczący się nie trafił. A ten drugi telefon…
- Nie dzwonili do mnie - dodała Ada. - Musieli przejąć rozmowę.
- W takim razie sprawdźcie swoje telefony czy robaków niema. Poważniejsza sprawa to ta ich amunicja, zaraz ją z was wyjmą i przebadają to. A teraz rękawica…

Angie otworzyła torba i wyjęła skrzynkę, postawiła obok torby i otworzyła.
- Brzytwa Żmija - ktoś sapnął, rękawica leniwie poruszyła pazurami.
- Wracają wspomnienia, co Price? - zagadnął Axon.
- To było w innym życiu - odwarknął stary najwyraźniej nie chcąc kontynuować tematu.

- Dobrze, idźcie - Powiedział Adrian do Rozjemców - niech wyjmą z was pociski i sprawdzą je. Broń szczurów zabija nawet gdy ich właściciel dawno gryzie ziemię.

Price nagle ruszył w kierunku skrzyni i kopniakiem zamknął wieko. Popatrzył chwilę bez słowa i odszedł.

*

Mini szpital był umieszczony w podziemiu budynku administracyjnego. Był lepiej wyposażony niż członkowie golfowego kluby byli wstanie się zranić podczas gry. Zajęto się dokładnie rannymi, usunięto pociski, sprawdzono licznikiem Geigera. Wycięto nawet kawałki ciała wokół pocisków. Zeszło się trochę, ale rany potem zostały zaleczone przez szamanów.

Do wieczora nikt nic od nich nie chciał, widać było średnio dyskretne przygotowania do imprezy. Nawet ktoś rozwiesił plakaty informujące o wieczorku indiańskim. Coraz więcej też pojawiało się przyjezdnych wilkołaków.

W końcu nastał wieczór…

***

Trzy wielkie ogniska rozświetlały polanę w zagajniku. Zgromadziło się całe plemię Pomiotu Fenrisa z Miami i oraz sporo z okolic Miami. Kłębili się przy beczce w której chłodziły się butelki i przy grillu. Połowa z nich przyjęła różnorakie formy, tworząc dziwaczną mozaikę ludzi i potworów. W tej mozaice było tylko kilka kobiet. Wszystkie były wilkołaczycami.
Pojawił się nawet Adrian, poklepał po plecach Billa i pogratulował, po czym odezwał się przekrzykując gwar:
- To uroczystość Billa i waszego plemienia, bawcie się i świętujcie. Nie będę wam przeszkadzał swoją obecnością. Bill, jeszcze raz gratuluję.
Ponownie klepnął Billa w ramię i ruszył przez rozstępujący się tłum niczym Mojżesz przez morze czerwone. Gdy wilkołacza fala zamknęła się za Adrianem Price wlazł na pieniek i wrzasnął:
- Mordy w kubeł! - gwar ucichł - Zebraliśmy się tu by przyjąć do grona dorosłych Billa. Trochę to trwało, ale zasłużył na miejsce u naszego boku. Wykonał zadanie… więc teraz pozostała tylko formalność.
Odpowiedział mu śmiech.
- Bill - powiedział Price - jeśli chcesz do nas dołączyć musisz pić jak mężczyzna. O to czeka na ciebie puchar… - ponownie tłum się rozstapił tworząc ścieżkę szerokąa na półtora metra. Na jej końcu stał pieniek, na którym znajdował się puchar zrobiony z czaszki jakiegoś stworzenia…
- Idź.
Bill dostrzegł, że niektórzy stojący w szeregu trzymają sękate kije...
Arnul czuł się bardzo dobrze szczerzył swoją obrzydliwą mordę jakby właśnie został Miss Universe na sobie miał tylko dżinsy które i tak pewnie nie przetrwają do rana.Gdy zobaczył jaką próbę dla niego przygotowano tylko się roześmiał
- Ok spoko, jedno pytanie Mentorze: Mam tylko wytrzymać wpierdol czy mogę oddawać? - Spytał Prica z uśmiechem na twarzy który można było określić jedynie jako wilczy. Nie bał się bólu, podobne akcje były w bidulu na porządku dziennym więc był zaprawiony.
- Masz wypić do dna puchar - odparł Masters, niespecjalnie precyzując czekające zadanie - I pamiętać o Litanii.
Arnul pokiwał głową choć tak naprawdę nie miał pojęcia o co może chodzić. Przodkowie tym razem milczeli chcąc aby z tą próbą poradził sobie sam. Jednym fragmentem Litanii która zdawała się mieć zastosowanie tutaj była ta o podległości: Ale skoro ma się okazać mężczyzną to nie może dać się sprać jak fujara! Postanowił że na początek postara się zostać jak najdłużej w formie małpy żeby pokazać im jaki jest silny i że nie polega jedynie na darach Gai. Z innych form oraz darów będzie korzystać dopiero wtedy gdy okaże się to konieczne ruszył biegiem w kierunku pucharu, a jak ktoś spróbuje pomacać go po żebrach pałą to mu się ją wyrwie i wsadzi w dupę!
Wszyscy wydarli się zachęcająco widząc ruszającego Billa. Uchylił się przed pierwszym ciosem, drugi odbił ramieniem. Trzeciego nie zauważył. Cios w nerki wyprostował go niczym strunę, ale tylko na chwilę, bo ktoś rąbnął go w żołądek. Młody wilkołak słaniając się na nogach parł do przodu. Na ślepo uderzył łokciem w bok, wyrwał komuś kij rozrywając sobie skórę na dłoni. Walnął na odlew, drugim ramieniem chroniąc głowę. W końcu w tłumie rozwrzeszczanych twarzy mignęła mu bardziej znajoma. Szara, twarde rysy w glabro nie wyglądały tak, źle jak u pozostałych. Mrugnęła do niego okiem, a potem złapała za ramiona i rąbnęła kolanem w krocze. Nogi się pod nim ugięły. Czuł, jak pękło żebro pod kolejnym ciosem, po twarzy ciekła mu krew, zalewała oczy ściekając z rozbitej głowy. A był dopiero w jednej trzeciej. Jako małpa nie miał szans dotrzeć do końca.
Młody wilk splunął krwią - Dobra, koniec rozgrzewki teraz będę walczył na poważnie! - Krzyknął i przybrał formę Crinos. W sumie nie musiał walczyć, wystarczyło że napije się z kielicha ale on lubił walkę i chciał skorzystać z okazji żeby się rozerwać! Choć jego ciało krzyczało z bólu ledwo nadążało żeby leczyć choć łamali mu żebra, zarobił tyle ciosów w nerki i twarz, że normalny człowiek dawno by już skończył jako miazga to nikt nie łamał kości ani nie używał pazurów. Bill zrozumiał że nikt tutaj nie chcę go tutaj tak naprawdę skrzywdzić i poczuł się szczęśliwy, wiedział że ci obcy mu ludzie rozumieli czym jest bo czuli tą samą potrzebę walki dominacji i chwały! Adrenalina buzowała w jego ciele niczym gorące źródło w dziczy a on w tej właśnie chwili wreszcie pojął czym jest PLEMIE! Zrozumiał całym sobą że jest jednym z Pomiotów Fenrisa! Oczywiście nie stał jak słup soli pod gradem ciosów, ale przy takiej masie przeciwników na każde uderzenie które zadał otrzymywał trzy, walczył na oślep posuwając się krok za krokiem do przodu aż jego twarzy ani na moment nie schodził wielki uśmiech.

Gdy w końcu udało mu się dotknąć pieńka który był jego celem ataki ustał. Arnul zrozumiawszy, że wygrał schwycił naczynie w obie dłonie i wypił jego zawartość duszkiem przez myśl przemknęło mu że kielich z czaszki bardziej pasował do wielkich dłoni Crinosa niż nawet największych rąk człowieka. Po tym jak przełknął ostatnią krople uniósł kielich nad głowę niczym puchar i wydał z siebie ryk zwycięstwa.

Płyn był gęsty jak miód. Spłynął do żołądka palącym strumieniem. Bill potrząsnął łbem obraz stracił na ostrości i zachwiał się lekko. Nie pierwszy raz pił i wiedział jak działa na niego alkohol, lecz teraz… teraz było inaczej…
“Spokojnie młody… płyń na fali, ale nie daj się ponieść” usłyszał głos któregoś z przodków, lecz nie potrafił rozpoznać którego. Znowu potrząsnął łbem, wrzeszczący tłum zlewał się w bezkształtną plamę, a potem wyostrzał niesamowicie. Nagle poczuł szarpnięcie i ból w uchu. Coś ciągnęło go w dół i obracało. Szara. Wbijając paznokcie w ucho przyciągnęła je do swoich ust.
- Weź ją jak człowiek albo ujebię ci kutasa i wsadzę w dupę. Jasne? - warknęła mu do ucha, po czym kolejnym szarpnięciem odwróciła w kierunku budynku. - Baw się dobrze - rzuciła i odeszła, naderwane ucho lekko pulsowało regenerując się.
- Co mu powiedziałaś? - zapytał ktoś, ale Bill nie spojrzał kto to.
- Dobra rada do ciotki, każdemu młodemu wilkowi przyda się kilka wskazówek jak dogodzić kobiecie.
Bill nie zwracał uwagi na rozmowę, patrzył na stojącą w drzwiach budynku dziewczynę. Miała mętny wzrok, ale na ustach igrał lubieżny uśmieszek. Była naga i… Bill pociągnął nosem… gotowa.
Wokoło tłum skandował:
- BILL, BILL, BILL, BILL, BILL…
- Zrozumiano- Odpowiedział Szarej półprzytomnym głosem, jej polecenie wziął dość dosłownie bo mimo ran z których większość była zaleczone powrócił do formy człowieka, i Przynajmniej nie musiał martwić się zdejmowaniem spodni, a wszyscy obserwujący mogli się przekonać że w jednym aspekcje Gaja mu pobłogosławiła i był w pełni gotowy żeby ten “dar” wykorzystać - Witaj, mam nadzieje że będziesz się bawić równie dobrze jak ja - Przodkowie świadkiem że Bill nie znał się na dogadzaniu kobiet i chyba po raz pierwszy próbował sprawić partnerce przyjemność, a nie użyć jej jak szmaty. Pozostawało mieć tylko nadzieje, że miód i rany spowolnią go na tyle że się nie zbłaźni.

Spojrzał się na nią ponownie odrzucił wszelkie wątpliwości i po prostu wziął się za robotę…
***
Czy to miód czy też wysiłek go zmógł, nie wiedział. Obudził się z lekkim bólem głowy, goły i pokrwawiony, na plecach czuł świeże szramy. Strupy popękały przy pierwszym poruszaniu. Na ramieniu miał ślady zębów. Na zewnątrz słyszał odgłosy zabawy. Szybki rzut oka wokoło przypomniał mu, że jest w budynku w którym przyjmował ich Adrian tego dnia gdy wygarnął Price’owi, trzymając za szyję Billa. Ostrożnie wstał z leżącego pod ścianą materaca, efekty miodu chyba już przeszły.
Jak to mawiał jego kumpel z bidula “Jak film się urywa znaczy się że biba udana” .
Wszystko miał na swoim miejscu i nie czuł w tyłku krwawych ochłapów więc wszystko było w porządku to miejsce kojarzyło mu się dość nieprzyjemnie i najwyraźniej omijała go zabawa więc po prostu ruszył do drzwi z zamiarem znalezienia czegoś do żarcia i uzupełnienia niedoboru procentów w organizmie.

Otworzył drzwi i owiał go ciepły wiaterek znad zatoki. Dwa rosłe wilkołaki w bojowych formach capnęły go za ramiona. Najwyraźniej czekali koło drzwi.
- Pospałeś wystarczająco szczupaczku - powiedział jeden z nich.
Mimo jego postury powlekli go niczym piórko.
- Jest, Alfo - puścili go przed obliczem Price’a.
Ten obejrzał go z góry do dołu i z powrotem.
- Przelałeś krew! - zagrzmiał potężnym głosem - wychyliłeś miód i napełniłeś kobietę! Stałeś się mężczyzną odpowiedzialnym za swe czyny. Od tej chwili postępuj tak by nie splamić honoru tego kim się stałeś i naszego plemienia. Zyskałeś prawo do głosu podczas zgromadzeń oraz prawo dochodzenia roszczeń. Zyskałeś nowe imię: Tańczący z Trupami!

***

Odgłosy zabawy docierały do balkonu, na którym stał Adrian. oparł się dłońmi o barierkę i patrzył w kierunku ognisk i ruszających się tak postaci.
- Młody pnie się do góry, dorosły, silne plecy, do tego służba w prestiżowej organizacji. Dobra będzie prestiżowa, kiedyś… - powiedziała Ada z cienia gdzie siedziała na fotelu. - Co będzie jak zapatrzy się za bardzo w swojego mistrza?
- Nie potrzebuje drugiego Prica. Potrzebuje, kogoś otwartego na zmiany. Jeśli to się nie uda…
- odparł Adrian. - Wtedy będę musiał go zabić.
Zapadła cisza przerywana tylko okrzykiem:
- BILL, BILL, BILL, BILL, BILL…
W końcu Adrian odwrócił się i wszedł do środka, Ada po chwili także znikła we wnętrzu.
Chwile potem na balkon obok zazgrzytała zapałka i jasny płomień oświetlił twarz siedzącego w mroku Pułkownika. Zaciągnął się cygarem i wypuścił kłąb dymu.
 
Mike jest offline