Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2016, 17:10   #16
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Świątynia część 1 z 2

Theseus przystanął przed gospodą, rozglądając się na chwilę. Odkąd opuścił rynek, na jego terenie zdążyły się już zebrać tłumy mieszkańców. Kapłan nie wydawał się zestresowany nową sytuacją, chociaż nie wiadomo było, co ukrywał pod maską opanowanego kleryka. Jednak jedno było pewne: prędzej czy później będzie musiał przemówić do tych ludzi - poznać ich - a to może wymagać niemało energii.
Glaive westchnął cicho i przeniósł spojrzenie na dzwonnicę. Grabarz, o którym wspominała Hoe, zdawał się nie ustawać w swoim wysiłku. Gorliwość dobrze o nim świadczyła. Batiseista zachęcił swoją gosposię, by ta za nim podążyła i tak przeszli krótki łukiem obrzeże rynku, trafiając pod samą świątynię.

Chloe dzierżąc w jednej dłoni swój kufer podróżny, a w drugiej papier z wyrysowanym znakiem bez słowa podążyła za duchownym. Zdawała się być zamyślona, a jej mina zdradzała, że wydarzenia jakie miały tu miejsce martwiły ją.
Theseus zadarł głowę, przysłaniając oczy dłonią, by dojrzeć dzwonnicę. Monotonne uderzenia ucichły, co mogło oznaczać, iż grabarz skończył swoją posługę lub w końcu się zmęczył. Jednak echo dzwonów niosło się jeszcze przez jakiś czas.

- Kościół wydaje się na zamknięty - powiedział do siebie, chociaż gosposia mogła go dosłyszeć. - Przy tamtych drzwiach kręcą się nasze małe sieroty i opiekunki - spostrzegł, przenosząc wzrok na bok kościoła. Świątynia zawierała się na planie litery “L”. Jeśli faktycznie na jej terenie znajdował się sierociniec, to prawdopodobnie krótszy bok litery zorientowany na tyłach, zajmował tę funkcję.

- A może drzwi nie są zamknięte na klucz? - zasugerowała Chloe.
- Nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy - odparł, spoglądając na dziewczynę. - Chyba wypatrzyłem wejście na plebanię. Zobaczę, czy wciąż są otwarte. Ty w tym czasie spytaj naszych przyjaciółek, czy od strony sierocińca można się dostać na dzwonnicę. Dobrze, lilium?
Dziewczyna spojrzała zdziwiona na kapłana po tym jak nazwał ją lilią. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie był to pierwszy raz gdy tak do niej mówił. Uśmiechnęła się zaraz uroczo.
- Dobrze ojcze Glaive już idę - i trzymając wciąż w rękach swoje rzeczy panna Vergest ruszyła w kierunku części świątyni którą zajmował sierociniec.

Przy drzwiach stała jedna z dwóch opiekunek sierocińca. Flora Larue wzięła na ręce Odile Soyer, małą elficę i zauważyła jak Chloe się zbliża. Uśmiechnęła się. Chloe miała przed sobą młodą, osiemnastoletnią dziewczynę o mocnych kościach.
- Witam, jestem Chloe Vergest, nowa gosposia duchownego - przedstawiła się odwzajemniając uśmiech. - Dziś wraz z Cicerone Glaive przybyliśmy do Szuwar - wyjaśniła. Kątem oka gosposia dostrzegła uchylone drzwi do sierocińca. - Chcielibyśmy się dostać do świątyni i odpocząć po podróży.
- A pewnie, drzwi są otwarte, a i przejście jest głębiej. Mogę oprowadzić - zaproponowała dziewczyna.
- Wspaniale - ucieszyła się Chloe. - Już, tylko wrócę po duchownego, żeby nie stał pod zamkniętymi drzwiami do sali modlitewnej. - to mówiąc odwróciła się na pięcie i przespacerowała się idąc po Cicerone.
- Ojcze Glaive - odezwała się gdy do niego wróciła. - Wejście do środka jest od strony sierocińca - poinformowała stając przed nim.
Kapłan pokiwał głową w zamyśleniu. Dotychczas był zajęty przyglądaniem się zewnętrznym murom świątyni.
- Dobra robota, córko. Zajdźmy więc do tego sierocińca - odparł, przenosząc spojrzenie na Chloe. Nie czekając na jej ponaglenie, sam żwawo ruszył w stronę wskazanych drzwi. Po drodze wysilił się nawet na przyjazny uśmiech do małej elfki niesionej przez opiekunkę. Wyszło to jednak mało sympatycznie.

Wnętrze budynku miało skromny wystrój, choć wyraźnie można było się dopatrzeć motywów wskazujących, że planowano tu urządzić coś z przepychem. Zdecydowanie plany przerosły budżet jaki mógł być tu na ten cel przeznaczony. Na korytarzu sierocińca było ciepło, na parapetach stały kwiaty rosnące w donicach. W powietrzu roznosił się zapach jedzenia i świeżo wywieszonego prania. Gdzieś w oddali dało słyszeć się głosy dzieci.
Cicerone i jego gosposię przywitał za to pan Milet. Siedział na schodach, czuć było od niego alkohol na odległość co panna Vergest podsumowała zasłaniając nos dłonią.

Kleryk ledwie dostrzegalnie pokręcił głową i podszedł bliżej do grabarza.
- Mocne tu macie dzwony - zaczął, samemu posługując się swym niesłabym głosem. Być może chciał zrobić na złość mężczyźnie, widząc, w jakim jest on stanie. Albo po prostu próbował przebić się przez jego przytępiony słuch, który musiał zostać nadwyrężony tam na górze. - Jestem Theseus Glaive, wasz nowy Cicerone. Ty musisz być opiekunem cmentarza, prawda to jest, synu?
- Ojciec dobrydziej! - Wrzasnął pan Milet i zerwał się na nogi. Lekko się zatoczył i oparł o ścianę ręką. Czapka mu się nasunęła na oko, ale drugim bacznie łypał - Witamy, witamy w szufarach!
- Dziękuję za przywitanie. Nie pierwsze to dzisiaj, ale i równie wyjątkowe - powiedział ze skwaszoną miną ojciec Theseus. - To moja gosposia, panienka Chloe - zaprezentował dziewczynę, choć jakimś trafem cały czas stał przed grabarzem w taki sposób, by ten nie mógł jej się przyjrzeć za dobrze. - Chciałem tylko zapytać o klucze do plebani. Właśnie przyjechaliśmy i musimy odstawić bagaże - wyjaśnił swoje pobudki Miletowi. Dziewczę wcale nie zamierzało przyglądać się dzwonnikowi będącemu też i grabarzem, więc tylko bardziej skryła się za plecami duchownego. Spoglądała za to z zaciekawieniem po korytarzu.

- E? Bandaże?! Komuś co opandażywować? - mężczyzna poprawił czapkę, było po nim widać, że gotowy był na wszystko w imię religii, dobrych obyczajów i by przypaść do gustu nowemu gospodarzowi. Zmarszczył się jednak, widząc kogoś ukrywającego się za plecami Theseusa. Odchrząknął. Wiedział, że ten ktoś go widzi, więc dyskretnie, paluchami postanowił dać znać cicerone, że ktoś zachodzi go od tyłu…
Batiseista westchnął, jakby lekko zrezygnowany. Mimo to odsunął się krok na bok, ukazując skrytą za plecami dziewczynę. - Chlo-e. Go-spo-sia - powtórzył sylabizując, jednocześnie wskazując na swoją towarzyszkę. Następnie prawą dłonią wykonał w powietrzu ruch, jakby przekręcał klucz w zamku. - Klu-cze. Ple-ba-nia. Masz? - dopytywał, starając się brzmieć jak najdonośniej.
Chloe przy tej okazji nie mogła powstrzymać cichego chichotu wywołanego tą sytuacją.

- Aaahhhh hh.. h.. - Grabarz wskazał palcem na dziewczynę. Mina wyrażała ulgę i miłe zaskoczenie. Potrząsnął głową. Zawsze to lekko poprawiało wzrok i słuch - Klusze? Klusze do Śfiątyni? Mam!
Chwilę to trwało, ale pan Nickolas w końcu wyciągnął klucze mocowane na długim sznurku, gdzieś z głębin swojej garderoby. Podał je klerykowi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 01-08-2016 o 17:34.
MTM jest offline