Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2016, 19:59   #9
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


- Kłopoty? - zapytał po cichu Decimer, gdy wszystkie oczy zwróciły się w stronę Burgrabiego. Horton pokręcił powoli głową. Raczej kolejny obowiązek na jego głowie. Pomimo przydzielenia większości zadań różnym podwykonawcom, był zmuszony kontrolować niemal wszystko i podejmować decyzje w ich imieniu. Wyglądało na to, że trzeba będzie dołożyć kilka krzeseł do stołu na podwyższeniu. Szczęśliwie po bokach znajdzie się wystarczająco miejsca na dodatkowe miejsca, przy głównej części stołu też. Haigh na szybko dokonał w głowie przemeblowania Sali Rycerskiej i dołożył po krześle w głównej części stołu. Na to po prawej przesadził Eleanor, tym samym przybliżając wszystkich po tamtej stronie o jedno miejsce w prawo, po drugiej zaś stronie ulokował Fowlera. W lewym rzędzie dodał dwa krzesła, tym samym Snow i jego wysoko urodzony giermek siedzieli u szczytu tego skrzydła. Po prawej dorzucił jedno, tym samym sadzając Tartha i Manderly’ego u jego końca. Zanotował sobie w głowie, żeby to było pierwsze, co każe zrobić służącym zajmującym się biesiadną halą.

- Lordzie Fowler - zarządca skinął głową władcy Skyreach, po czym zaadresował ten sam gest do Uśmiechniętego Wilka. Bękart był bratem lorda Berona, a jego ojcem musiał być zmarły lord Brandon. - Ser. Jestem ser Horton Haigh. Mam przyjemność być szwagrem pana młodego i zarządcą Reaver’s Rest. Sprawiliście nam swoją szlachetną obecnością miłą niespodziankę. Słudzy zajmą się waszymi wierzchowcami i zaprowadzą was do komnat w których będziecie mogli odpocząc po podróży. - Wydawało mu się, że kątem oka zauważył pannę młodą na krużganku, ale nie miał czasu, żeby to sprawdzić. - Być może zechcielibyście zaszczycić swoją obecnością turniej z okazji zaślubin? W takiej sytuacji rozkażę mistrzowi gier uzupełnienie listy o wasze nazwiska.

Fowler zaszczycił ser Hortona, krótkim spojrzeniem, jakby sprawdzając z kim ma do czynienia. Burgrabia zanotował sobie w myślach niechęć na twarzy Lorda
- Dziękuję. Oczywiście, że przybyłem tutaj … a jak się okazuje Lord Snow - ostatnie słowa wypowiedziane były z taką dozą ironii, że nawet młody giermek wymienionego skrzywił się. Ten jednak posłał tylko szeroki uśmiech swojemu “przeciwnikowi” i ukłonił się.

- Lord Fowler, jest dla mnie aż nazbyt miły. Wystarczy Ser Snow … lub ten bękart, jak zapewne wolisz mnie nazywać - w słowach rycerzach słychać było ciężki Północny akcent, aczkolwiek przytłumiony przez wymowę z Krainy Burzy.

Tym razem Arving powstrzymał się przed odpowiedzią. Zwracając swoją uwagę na ser Hortona.
-Dziękuję za przywitanie. Czy mógłbym udać się gdzieś na spoczynek? Chciałem przygotować się przed ucztą-

Adden przyglądał się wymianie zdań, ze spokojem. Gdy jednak Fowler skończył mówić odezwał się
-Jestem zaszczycony, że mogę tu przybywać. Mam nadzieję wziąć udział w jutrzejszym turnieju. Ser Hortonie, nie chciałbym być dla was zbyt dużym obciążeniem. Na polu czeka kilku moich ludzi, gdybyście byli tak mili, aby ktoś z waszych ludzi pokazał im odpowiednie miejsce rozłożą oni namioty moje i moich kompanów -

- Oczywiście. Lordzie Fowler, obecny tutaj Ser Decimer zaprowadzi cię do jednej z gotowych komnat. - Horton wskazał na Appletona i wyszptał do niego, nim odszedł: - Zaprowadź go do tej komnaty, którą zostawiliśmy gotową na wypadek, gdyby zjawił się niespodziewany gość. - Haigh zawahał się na chwilę. Miał tylko jedną gotową wolną sypialnię. - Ser Snow, czy tobie i twoim towarzyszom odpowiadałaby sypialnia w mojej prywatnej wieży? Jest tam nieco ciszej niż w pozostałej części zamku, a jedynymi bliskimi sąsiadami w tej kwaterze byłbym ja, moja żona i jej urocze dwórki. Nie chciałbym, żebyście czekali, aż służący uprzątną jakąś starą sypialnie w zapomnianej części zamku z pajęczyn. - Uśmiechnął się łagodnie do rycerza. Appleton może spać w głównej sali na parterze, a jego żona wraz z pozostałymi służkami, a w ich pokojach zamieszkałby Uśmiechnięty Wilk i jego szlachetnie urodzeni towarzysze. Zerknął, czy Marq Charlton jest w okolicy. Jeśli Adden się zgodzi, to Horton wyśle go do wieży, żeby powiadomić służących. Poza tym, Haigh odnotował koleją konieczną zmianę w rozsadzeniu w biesiadnej sali. Snow i Fowler nie mogą siedzieć blisko siebie. Pomodlił się w myślach do Siedmiu, żeby rodzina panny młodej nie uraziła bękarta.

- Dziękuję - powiedział Lord Arving - Ser … Appleton … tak … jeżeli pan zechce - widać było, że Dornijczyk miał problem ze spamiętaniem imion. Jednakże dowódca zbrojnych skinął głową i wskazał mu kierunek. Grupa południowców zniknęła pozostawiając na dziedzincu zarządcę, wraz z bardziej kolorową kompanią.

-Ser Hortonie, robisz mi wielki zaszczyt tą propozycją. Nie chciałbym się narzucać i równie dobrze mogę spać w namiocie. Jestem przyzwyczajony do … mniejszych wygód - po raz pierwszy uśmiech znikł z twarzy bękarta Starków, aby jednak po chwili powrócić na nią.

- Jednakże, jeżeli nie będzie to panu Ser sprawiało kłopotu, chętnie skorzystam z komnat. Mój młody towarzysz - mówiąc to wskazał na swojego giermka - Nie miał jeszcze zbyt wielu okazji uczestniczyć w ślubach, warto więc aby mógł skorzystać z pewnych wygód -

- W ramach wdzięczności za ten gest, proszę przyjąć mały podarek - bękart odwrócił się w swoim siodle i skinął głową Tarthowi, który wyciągnął z sakwy, jakąś butelkę, została ona najpierw podana Snowi, a następnie przekazana przez niego Haighowi. Widniały na niej napisy w języku Volantis. Był to z pewnością alkohol ... kolorowy alkohol. Jak wiedzieli darczyńca i sprzedawca trunku, przyprawiony volanteński rum.

- Dziękuję - Haigh uśmiechnął się do gości. - Proszę za mną, zaprowadzę was na miejsce - powiedział, po czym szturchnął lekko sługę: - Daj im znać, że będziemy mieli gości. Przygotujcie pokój i wszystko inne - wyszeptał i wskazał ręką w stronę Wieży Rzecznej. Poczekał, aż rycerze przygotują się i ruszył poprowadzić ich do celu. - Twoi ludzie też niech pójdą z nami. Na parterze wieży znajduje się wspólna sala, w której ich przenocujemy.

W odpowiedzi rycerz skinął głową.
- W takim razie prowadź Ser - wierzchowce grupy zostały przekazane słudze, który pojawił się na dziedzińcu. Z sakw zabrano kilka najbardziej potrzebnych rzeczy, a po chwili wszyscy ruszyli za zarządcą zamku

- Co sprowadza was w te strony, ser? - Horton zwolnił nieco. Nie zawadzi nieco lepiej poznać Uśmiechniętego Wilka, poza tym lepiej dać odrobinę więcej czasu sługom na przygotowanie sypialni.

- Po części turniej. Po drugie … w domu jest trochę napięta atmosfera. Wolę się odsunąć od wielkiej polityki. Mam paru przyjaciół na Południu, akurat podróżowałem do Królewskiej Przystani, gdy dowiedziałem się o turnieju. Być może to moja słabość, ale musiałem tu przyjechać. A czy wy Ser, bierzecie udział w turnieju? -

- Pozwoliłem sobie na tę przyjemność, choć wątpię, bym dał radę wysadzić was z siodła. O to nie musicie się bać, ser. - Zaśmiał się. - Myślę, że wraz z lordem Fowlerem jesteście w tej chwili faworytami. Manfryd Farman i Walderan Marband raczej nie dzierżą kopii tak pewnie jak kiedyś. Drugi syn Farmana, Cletus i Reynard Tarbeck są z kolei młodzi i znani na zachodzie, ale wciąż brak im doświadczenia. Dziedzic Feastfires, Gylbert Prester często wstępuje w szranki, mam jednak wrażenie, że dość łatwo żegna się ze swoim siodłem. Obawiam się, że ten turniej nie będzie wielkim wyzwaniem.

Snow wzruszył ramionami.
-Zawsze można znaleźć jakieś wyzwanie. Poza tym turnieje mają to do siebie, że potrafią być nieprzewidywalne. Gdyby zaś Ser chciał, mogę spróbować przekazać jakieś drobne rady. Może pomogą przy kolejnych turniejach -

- Byłbym zaszczycony, mogąc wysłuchać rad tak znanego rycerza. - Haigh uśmiechnął się w duchu. - Proponuję, żebyście zobaczyli sypialnię, a kiedy już to uczynicie, szlachetni panowie, zapraszam do pokoju gościnnego piętro wyżej. Udzielisz mi paru rad, ser, a przy okazji odpoczniecie chwilę przy złotym arborskim. - Horton postanowił przy okazji, że przedstawi Snowa swojej żonie. Alerie może żyła po części pomiędzy stronicami baśni i słowami rycerskich ballad, ale znała ze słyszenia większość wielkich rycerzy Westeros i taki gość w ich domu powinien ją ucieszyć. - Niestety, zapewne będę musiał was szybko opuścić. Obawiam się, że obowiązki mi nie dopuszczą. - Wzruszył ramionami przepraszająco.

Złapał przebiegającego sługę.
- Poinformuj lorda Simona o naszych nowych gościach.









Horton musiał przyznać, że bękart był nie tylko wielkim rycerzem, ale też przyjemnym rozmówcą. Zarządca nie był być może tak podekscytowany wizytą sławnego gościa jak Alerie, która wsłuchiwała się w to, co Snow mówił niczym dziewczynka, której dziadek opowiadał bajkę, ale zawarcie jakieś silniejszej znajomości z kimś o klasie i sławie Uśmiechniętego Wilka to same korzyści. Adden był bez wątpienia kurtuazyjny i bardzo uprzejmy, a co najważniejsze, szczery. Tarth również gadał dużo, starając się uzupełniać wszystko, co mówił Snow. Był niegłupi i dysponował całkiem godną wiedzą. O wiele mniej mówił Manderly, czsami jedynie wrzucając pomiędzy zdania bardziej aktywnych kompanów komentarz. Velaryon siedział cicho i słuchał uważnie. Ja jako giermiek mówiłem więcej, pomyślał Horton.

Haigh nie ryzykował narzucania się. Porozmawiali o bitwie na Polu Czerwonej Trawy, o tym, że zarówno Snow i zarządca, jak i Tarth zostali po niej pasowani na rycerzy. Porozmawiali o religii - Adden wyznawał Siedmiu, w innej sytuacji nie mógłby być pasowany - oraz o Baratheonach, zmarłym lordzie i jego synu Lyonelu, Roześmianej Burzy, który przyjaźnił się z Uśmiechniętym Wilkiem. Zarządca uraczył gości winem i tak to trwało przez jakiś czas, dopóki Horton, choć nie był z tego powodu zadowolony, był zmuszony ruszyć dopiąć ostatnie sprawy przed śubem i weselem. Wezwał służki, żeby pomogły dobrać Alerie suknie i kiedy jego żona znikła piętro wyżej, pożegnał się z gośćmi i zszedł na dół. Główna sala była pełna - oprócz towarzyszy Snow nie przywiódł wielu ludzi, ale i tak na parterze zrobiło się tłoczno. Appleton jeszcze nie wrócił. Zarządca nakazał słudze powiedzieć rycerzowi, jak wygląda sytuacja.









Horton wyszedł przed budynek i odetchnął. Był usatysfakcjonowany rozmową ze Snowem, znajomość, choćby przelotna z takim jak ona to korzystna rzecz. Pogładził brodę i rozejrzał się po dziedzińcu. Alerie dobierze suknie, a Uśmiechnięty Wilk z towarzyszami odpoczną.trochę. Pozostawało liczyć, że Fowler jest zadowolony z komnaty i Appleton niczego nie spieprzył. Rozejrzał się dookoła. Dzień był gorący, ale kilba kłębów chmur przesłoniło na chwilę jasny słoneczny krąg. Na horyzoncie jest ich chyba więcej, pomyślał, wpatrując się w niebo. Noc powinna być chłodna. Chciał spuścić wzrok, ale zauważył krzątaninę nad wieżą bramną. Sokół dopadł rybitwę, która resztkami sił próbowała uniknąć jego objęć. Bezskutecznie. Horton obejrzał wątpliwej jakości spektakl w wykonaniu przyrody, ale gdy walka była już przegrana, zmrużył oczy i rozejrzał się dookoła, przeganiając mrugnięciami widmowe plamy światła.

- Marq! - złapał za krawędź wamsu próbującego przemknąć się obok giermka. Charlton stracił równowagę i wpadł na zarządcę. Haigh ustawił go do pionu i stzrelił w ucho. - Gdzie się wybierasz? Mamy jeszcze sporo do zrobienia, chłopcze. Czy wszyscy lordowie już przyjechali na miejsce?

Giermek wyprostował się, odzyskując zarówno równowagę jak i orientację.
- Tak panie. Wszyscy ważni goście, są już na miejscu. Ja właśnie biegłem poinformować ochmistrza o konieczności otworzenia beczki wina-

- Jak cię znam, to spóbowałbyś wychlać połowę kadzi za jego plecami. - Horton zrobił kwaśną minę. - Biegnij. Ale jeśli złapiesz się za kielich przed weselem, to tak pacnę cię w ucho, że dolecisz do Dorne. I dowiedz się przy okazji, czy Fowlerowi pasują jego komnaty.

Podrapał się po karku. Musiał jeszcze sprawdzić kuchnię. Chciał mieć pewność, czy wszystko trafiło ze spiżarni na miejsce i czy wszystko będzie gotowe. Salę Rycerską też musi obejrzeć, a poza tym porozmawiać z Mildreth i Seathanem, ale to wszystko za chwilę. Najpierw musi dowiedzieć się, czy sept jest gotowy na ślub. Miał nadzieję, że Wendel nie zmarł z przejęcia.








Kaplica była przystrojona girlandami małych kwiatów, spleconymi przez córki mieszkańców zamku pod okiem ich matek. Piach i kurz został wymieciony zarówno ze środka, jak i sprzed kamiennego budynku, ale dookoła wciąż kręciło się kilku służących z miotłami. Przepuścił w drzwiach parę pachołków z dodatkową ławą, choć tamci dwaj uparcie chcieli, by wejście do środka odbyło się w innej kolejności, po czym przekroczył próg.

Kaplica jest za mała jak na tylu gości, pomyślał zarządca. Nie był zachwycony z tego powodu. Może upchniemy tutaj jakoś wszystkich gości z pdowyższenia bez konieczności obejmowania się wzajemnie, ale nic poza tym. Paskudnie. Farmanowie nie powstrzymają się przed komentarzami, ale najgorsze było to, że będą mieli rację. Trzeba było zorganizować ślub we wiosce. Prostaczkowie mieliby widowisko, można by było rzucić im parę monet i zorganizować jakiś kondukt konny w jedną i drugą stronę. Elegancko i wygodnie. Zarządca pokręcił głową. Mógł nie zostawiać decyzji innym.

- Wendel! - Zawołał. Kapliczka była tak mała, że nawet echo donośnego głosu Haigha wydawało się jakieś karłowate. - Mój świątobliwy druhu! Jak tam przygotowania do ślubu, do celebracji, do wielkiego zaprzysiężenia dwojga przeznaczonych sobie w imię Siedmiu? Odwróć głowę od tego zwierciadła, piękniejszy już niestety nie będziesz.

- Panie? Zaskoczyłeś mnie niespodziewaną wizytą. - Odwiedziny zarządcy wybiły septona z rytmu. Oblizał usta i zszedł z podwyższenia w tyle kaplicy dwa stopnie w dół, do szwagra pana młodego.

- Wszystko gotowe, septonie? - zapytał Haigh bez zbytniego wstępu. - Dasz radę z tym całym spektaklem. Wcześniej nie udzielałeś ślubów w obecności żadnego Lannistera.

- Prawdę powiedziawszy, dobry Hortonie…

- Doskonale dasz sobie radę, ja w ciebie wierzę. - Zarządca poklepał świętego męża familiarnie po ramieniu. Wendel mógł mieć piękny głos, ale on nie miał czasu go słuchać. - Cieszę się, że podszedłeś do tego na spokojnie. - Klepnął go jeszcze raz, nieco mocniej, po czym opuścił sept, zanim septon zdążył mu odpowiedzieć.








Po drodze do bastionu, zaszedł jeszcze do mistrza gier. Wykręcony jakąś przeszłą chorobą Quincey, pod którego opieką znajdowały się rejestry uczestników zorganizowanego z okazji wesela turnieju, rezydował w małej wieżyczce wciśniętej we wnękę, powstałą pomiędzy bryłą wieży bramnej, a linią muru.

Wcisnąwszy się po wąskich schodkach, Haigh dotarł do pokojów starego organizatora. Nie dziwię się, że jest taki powyginany, jeśli na co dzień wspina się po tych schodach. Z drugiej strony, turniej w Reaver’s Rest zdarzał się rzadziej niż zmiana pór roku, więc Quincey nie miał chyba zbyt wiele roboty. Ku swojemu zaskoczeniu, zarządca nie miał pojęcia, co pomiędzy kolejnymi organizowaniem na pergaminie rzadkich zmagań w szrankach robił na co dzień garbaty mężczyzna. Muszę go kiedyś o to zapytać, uznał Haigh, choć nie miał teraz na to czasu, a potem z pewnością o tym zapomni.

- Przyjacielu - Haigh odsapnął i bez przywitania przeszedł do rzeczy. - Uzupełnij tabelkę o dwa nowe imiona. Lord Arving Fowler i ser Adden Snow.

- Tacy rycerze? - Quincey pokręcił głową. Łysiał, a borda porastała mu policzki bardzo nierównomiernie. Kępy białych włosów pojawiały się na jego jajowatej czaszcze tu i tam, ale i ta sprawiał wrażenie jakby był wyleniały.

Ile on ma właściwie lat?, zastanowił się Horton. Tego też nie był pewien. Mistrz gier był niemal jak duch. Zarządca przyglądał się, jak staruszek wpisywał do pieczołowicie rozrysowanej tabelki kolejne imiona. Miał piękny charakter pisma, a granice pól, w które wpisywane były imiona, były zdobione jakimś roślinnym motywem, którego Haigh nie był w stanie rozcyfrować. Skąd u niego taki talent do pióra?. Rycerz oblizał usta. Dziwny skryba nie przestawał go zadziwiać.

- Proszę - Quincey zaprosił zarządcę do siebie ruchem wygiętej w pałąk. dłoni. - Tak to wygląda.

Światło było słabe i Haigh musiał zmrużyć oczy. Trzy przejazdy podczas pierwszego dnia. Po chwili uwagi znalazł swoje nazwisko w drugim z przejadzów. Ma wyjechać przeciwko Gylbertowi Presterowi. Lepiej zapewne trafić nie mógłbym, pomyślał. Gdybym faktycznie liczył na zaście daleko w tym turnieju, pewnie bym się podekscytiwał tym faktem. Kątem oka zauważył, że Cletus Farman stanie naprzeciwko Snowa w trzecim przejeździe. Wspomnę mu o tym na uczcie. Wyglądało też na to, że Craig zmierzy się z lordem Fowlerem.

- Dziękuję Quincey - Wyprostował się i ruszył na dół, zostawiając za sobą dziwacznego skrybę.









Vaenor, po opuszczeniu głównej sali, znacznie zwolnił krok. Co chwila mijały go różne osoby w pośpiechu, przez służki po strażników. To niesamowite, jak nagle to wszystko stało się tak żywe, zazwyczaj sale były ospałe, a każdy wykonywał swoje obowiązki w milczeniu, dzisiaj jednak, wszystko niezwykle aktywne. Nie lubił tego, w innej sytuacji, często był w centrum uwagi, podziwiali bądź wściekali się na niego, ale dzisiaj, dzisiaj czuł się niewidzialny. Z jego rozmysłu wybił go wypadek, kiedy wpadł na samego Ser Hortona
- Najmocniej wybacz, Panie. - Poprawił swoją koszulę - Tak, właśnie Ciebie, ser Hortonie szukałem. - Pochylił się w nad zbyt teatralnym geście.

- Co się znowu stało? - Haigh poprawił wygnieciony wams. - Mam nadzieję, że nie wywołałeś znowu jakiegoś skandalu.

Bard przez chwilę w milczeniu spoglądał na rycerza
- Skandal? Ja? Mój dobry Panie, dobrze wiesz, że Ja unikam tego jak ognia, a że człekiem skromnym, i wiernym! Tak, tak wiernym mój dobry Panie, to wieści roznoszę. Nie mniej, widzę, i po Tobie, Ser. Że nie coś nie tak, prawda? - Chłopak miał zadziwiający talent, do zmiany tematów, potrafił dużo mówić, niestety nie koniecznie na dany temat

Horton westchnął.
- Tylko jeśli uznamy, że spędzanie całego dnia na pilnowaniu tych półgłówków z zamkowej służby nie jest czystą przyjenością. - mruknął na tyle cicho, by tylko Waters był w stanie go usłyszeć. - Wiedziałeś, że mamy niespodziewanych gości? - dodał już głośniej.

- Dla mnie, to wszyscy są niespodziewani… - Powiedział raczej do siebie, aniżeli rozmówcy - Znowu, jacyś błędni rycerze, szukający strawy i sławy? Czy tym razem, jakieś chętne dziewki? Oj, mój Panie, cóż to byłaby za rozkosz...Ale, znając życie, zapewne problemy… - Walters, wydawał się nieobecny

- Sam jesteś chętna dziewka - Horton wykrzywił się kwaśno. Bywał nieznośny, ale chyba zorientował się, że przez zajmowanie się organizacją ślubu grymasi niemal na wszystko. - Wybacz. Ale powinieneś się domyślić, że nie byłbym podekscytowany jakimś wolnym jeźdzcem lub wędrownym zamtuzem. Na ślub przyjechali Lord Fowler oraz sam Uśmiechnięty Wilk, ser Adden Snow!

Bard szukał w myślach informacji o tych ludziach, naturalnie niektórzy byli znani, ale czego Oni tutaj szukali?
- Snow? To, jakiś bękart? - zapytał bez ogródek - Mam im wysłać, muszelkę? - Kiedy o niej wspomniał, jakby nagle odżył, widać, był zmęczony tym wszystkim.

- Zawsze mogło więcej osób przyjechać, dla tylu, chyba znajdziemy miejsce… - dodał od niechcenia.

- Na Siedmiu, jaką cholerną muszelkę ty chcesz im wysyłać? Może od razu muł rzeczny im do butelki po złotym arborskim każ wlać… - zarządca zawahał się i po chwili uświadomił sobie, że bard mówi o tej złotowłosej dziewce z burdelu. Odetchnął ciężko w swoją jasną brodę i podrapał się za uchem. - Nieważne zresztą, już rozumiem. Nie wysyłaj, ale pamiętaj, żeby była w zamku na ucztę. Kazałem staremu Glendonowi, wiesz o kim mówię, ten siwowłosy sługa ze skórą odbarwioną na policzku… - zamilkł, żeby bard przyswoił sobie informację, ale widząc jaki ten jest nieobecny, ciągnął dalej. - Kazałem mu dać jej ubranie służki. Jeśli będzie potrzebna, pójdziesz powiedzieć jej co ma robić. Więc staraj się nie znikać z sali rycerskiej, dobrze?

Zamyślił się na krótką chwilę i skupił swój wzrok na parze parobków zdejmujących beczki ze sporego wozu.
- Wracając do naszych gości, to gdzie ty materiału do tych swoich ballad i pieśni szukasz? Pod kamieniami leżącymi na skraju gościńca? Snow nie jest może szlachetnie urodzony, ale nie mów mi, że nic o nim nie słyszałeś. Uśmiechnięty Wilk. Otrzymał ostrogi po bitwie na Polu Czerwonej Trawy, jeśli ci to coś podpowie.

Kiedy przemawiał do niego rycerz, on mierzył wzrokiem służki, nakładał ich ubiór na muszelkę. Tak...to mógł być dobry pomysł. Może nawet warto, było włączyć to do cennika? “Poczuj się jak Lord!”
- Ser, obrażasz mnie, nie słyszałeś zapewne mojej najnowszej pieśni, o rycerzu z dwoma kopiami, prawda? - sięgnął lutnie z pleców

- To, prawdziwe dzieło, chłopy chwytliwe jak cholera! Sami lecą do przybytku! No, może nie z kopią, bo to nie lordowiska, ale z widłami, ale zawsze coś! - przejechał palcami po strunach, dźwięk był czysty, instrument był dobrze nastrojony.

- Snow, skoro taki rycerski, winien przyjąć jakieś nazwisko, coś co po nim pozostanie. Kto zapamięta Snowa? Jako, bard - wiem o czym mówie, mój Panie. Musi być chwytliwe, dlatego lepiej zapamiętamy, cycki Yary, aniżeli Snowa rycerza. Toż to nie ma wydźwięku. Nawet, bardziej zapamiętam Glendona, bo ma ryj brzydki jak żona tego rybaka.. jak mu było… A… Nie o tym mowa, mój Panie. Skoro mowa, po Polu Czerwonej Trawy, to jacyś idioci, chcieli się posiekać w głównej sali… - Dokończył od niechcenia.

- Snow ma jedną kopię, ale za to włada nią jak mało który pasowany rycerz w Siedmiu Królestwach - odrzekł dobitnie Horton, między innymi dlatego, że najnowszej pieśni barda faktycznie w żadnym razie nie słyszał. - A ser Adden nie potrzebuje innego nazwiska, bo ma zarówno przydomek, pod którym go zapamiętają, jak i czyny, które będę wraz z owym przydomkiem powtarzać. On jest następny w kolejce do Gwardii Królewskiej. Z kolei Fowler, o nim jeszcze nie wspominałem, to równie słynny w szrankach rycerz… - Zamaszyście uderzył otwartą dłonią w udo, ale po chwili zamarł. Powodowany najgorszymi przypuszczeniami, cicho dodał: - Czy ty właśnie powiedziałeś, że w głównej sali prawie doszło do walki?

Bard nie rozumiał dlaczego tak bardzo zależy im na przydomkach
- Przydomków się nie dziedziczy.... Więc, jego potomkowie, wymarli by jako Snow. I to jest porażka. Mój dobry Panie. - Ciągnął temat - Aaa, walka? Nie, na szczęścia, przekonałem ich, że to nie najlepszy pomysł, a teraz siedzi z nimi Ser Craig. Nie mniej, pragnę podpowiedzieć, że tematem, był niejaki, Daemon Waters, lub Blackfyre jak wolisz. Boje się, że w czasie przedstawienia, może dojść… do komplikacji. - Rozłożył ręce z bezradności.

Horton sprawiał wrażenie, jakby chciał pobiec prosto do Sali Rycerskiej, ale słysząc, że Caldwell jest z nimi, trcohę się uspokoił. Paradoksalnie, jakoś bardziej ufał jego zabiegom dyplomatycznym, niż próbie wcielenia się w rozjemcę przez złotoustego barda. Milczał chwilę, starając się uspokoić.

- Wiedziałem, że to się tak skończy, ale i tak się cieszę, że aż tyle musieliśmy czekać, zanim zaczną się dyskusję o rebelii Blackfyre’ów. Szczególnie teraz, po tych wydarzeniach z Białych Murów - zamyślił się, jego ojciec pojechał na ten feralny turniej z Freyami. - Co do przedstawienia, to staraj się omijać drażliwe tematy, dobrze Waters?

Zamyślił się, miał teraz sporo problemów, by nie urazić rodziny Panny młodej, musi uważać na pierwsze wieki rodu, by nie urazić gości, musi uważać na rebelie Blackfyre, by nie urazić Lannistra, nic nie wspominać o ich mieczu rodowym. Bard wyliczał sobie w myślach
- To… będzie kłopotliwe, przedstawienie, będzie niekompletne, a my musimy opowiedzieć się po jednej ze stron. To, najlepszy moment. Nie możemy, udawać że to nie miało miejsca, raz na zawsze skończyć z historią, by historia nie dopadła nas. - Pochylił się - Panie, proszę byś podjął decyzje!

- Tylko te decyzje - powiedział spokojnie Haigh. - Mam za dużo pieprzonych decyzji na głowie. Lannister jest wierny Targaryenom, ja także. Seaverowie zbyt trzymają się sojuszy z rodami, który odpowiedziały się za Czarnym Smokiem. Nie bój się pokazać, że jesteśmy po stronie króla i jego rodziny i widzimy nasze błędy z przeszłości. Czy też może błędy Seaverów.

Vaenor spoglądał na rozmówce. W głowie układał mu się plan przedstawienia, by tak wylawirować żeby wszystko poszło bez problemów.
- Mój Panie…Może, przedstawimy to inaczej? Nie, jako walka czerni z czerwienią, ale w innych wartościach. By dać powód do zrozumienia, obydwóm stroną, nasze motywacje. Jednak, Daemona, poparło wielu lordów, a to nie był przypadek. Przedstawmy to, jako nie bład samego, Blackfyre, ale Aegona… Kto wie, jakim rycerzem, mógłby zostać, nasz czarny smok, gdyby jego życie nie potoczyło się…. Nie, nie, nie - to nie temat na rozmowy. Po prostu, spróbujmy, pokazać to, jako czynniki ludzkie, nie jako walkę o tron. - Vaenor wyraźnie ożył. Cały czas gestykował swoje słowa, pokazywał oczami wyobraźni te scenę.

Haigh gwałtownie rozejrzał się dookoła, chcąc upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje. Obok nich był tylko jakiś chłopiec z buzią umazaną błotem i głupią miną. Miał co najwyżej cztery lata.
- Uciekaj - Horton pogonił dzieciaka i kontynuował ciszej. - Ani pół dobrego słowa o Daemonie, ani o nikim z rodu Blackfyre’ów. Rozumiesz? Jeśli spróbujesz pokazać go jakoś kogokolwiek niż zawistnego, chciwego i zdradzieckiego bękarta, który chciał to, co mu się nie należało, to sam skrępuję ci kończyny sznurem i na pierwszym statku wyślę cię namiestnikowi do Królewskiej Przystani. Wyraziłem się dość jasno?

Bard był wyraźnie zawiedziony, to mógło stać się czymś wielkim! Złapał jednak głęboki oddech
- Rozumiem Panie, nie mniej, czuje się z tym przykro, że nawet Ty Panie, tak światły nie chcesz dostrzec w tym szansy. Szansy, na zakończenie tej głupiej waśni. Jednak, jeśli jest takie twoje życzenie… To, naturalnie, ustosunkuje się… Nawet, osobiście, odegram rolę, Daemona, by była odegrana, tak źle, tak negatywnie jak tylko potrafię… Potrzebuje, kogoś godnego, by odegrał rolę, miłościwie nam panującego… Ta trupa, jest niezła, ale Oni nie mogą udawać króla. To obraza. - Jego emocje opadły, widać było, że nie podoba mu się oryginalny zamysł.

- Jeśli uważasz, że potrafisz zakończyć waśnie, to chyba faktycznie wyślę cię do stolicy - odrzekł z przekąsem zarządca. - Tutaj nie potrzeba głupich ballad i przedstawień, ale należy poczekać, aż wszyscy z lini Czarnego Smoka spoczną w grobach i całe pokolenie oddzieli nas od tej chwili. Do tego czasu pamięć będzie żywa. - Przygryzł wargę. - Miłościwie nam panujący szczęśliwie żadnego udziału w historii rodu, ani buntu nie miał. Siedmiu tylko wie, ile z tego nieszczęść mogłoby wyniknąć, gdyby ktoś wyciągnął Aerysa z jego pokojów i kazał mu zajmować się wielką polityką. Nie odgrywaj bitew, ogranicz się do skrytykowania błędów przeszłości i historii samego rodu. Najlepiej, jeśli ani Dobry Król Daeron, ani Baelor Złamana Włócznia, czy książę Maekar się nie pojawią. Trzymaj się opowieści o Seaverach.

- Odchodząc na chwilę od tego przedstawienia, to Adden zamieszkał u mnie, to jest w Wieży Rzecznej. On, jego towarzysze, Tarth i Manderly oraz jego giermek, młody Velaryon. Moja żona cieszyła się jak dziewczynka, kiedy przyprowadziłem do naszego pokoju gościnnego jednego z największych rycerzy Westeros. Z dumą muszę przyznać, że dobrze się z nim zacząłem dogadywać. Gdybyś chciał uderzyć ze swoim urokiem osobistym do elity Siedmiu Królestw, to zawsze możesz próbować. Tylko pamiętaj, że on jest nie byle kim, nawet jeśli urodził się po złej stronie łoża.

Vaenor wysłuchał słów możnego, z uwagą. Nie chciał mu sprawiać więcej kłopotów, co jak co, sam starał się by wszystko poszło z godnie z myślą organizatora.
- Rozumiem. Ograniczę się, do kilku prostych historii. Skupię, się na naszym rodzie, nie będę odbiegał od tematów. Niestety, nasze przedstawienie, bardzo na tym ucierpi… Przepraszam, czy powiedziałeś, Velaryon? - Przygryzł wargę - Co..Przecież, to po drugiej stronie królestwa… - Zrobił się nerwowy.

- Giermek? - był wyraźnie zszokowany - I… łatwo go było poznać? Wiesz, Panie… Poznałby mnie? Nie, oczywiście że nie… Nie widzieliśmy się nigdy… ile On ma lat?! - Położył swoją lutnie na ziemie

- To… dziwne uczucie…

- Valyriańskie rysy, wygląda prawie jak ty. Jest tylko trochę młodszy, nie miał jeszcze szesnastego dnia imienia - odpowiedział łagodnie Horton. - Poza tym rozmawiałem z nim, a ser Adden mi go przedstawiał. Callor Velaryon, dziedzic Driftmarku. Wielcy rycerze mają zwykle wysoko urodzonych giermków. Mówiłem ci, że Uśmiechnięty Wilk to nie byle kto. - Haigh na chwilę utnknął w swoim świecie, pełnym polityki. - Czemu jesteś taki zmieszany?

Waters przez chwilę się nie odzywał. Spoglądał przed siebie, jakby chciał dostrzec coś, co znajduje się poza jego zasięgiem.
- To dziwne, całe życie, człowiek pragnął poznać swoją rodzinę, tutaj nagle pojawia się okazja, jednak teraz? Teraz nie wiem, co powinienem zrobić. - był wyraźnie zmieszany - Panie, nadal mam zagrać “Młot i kowadło”?

- Tak, zagraj. - odpowiedział spokojnie Horton.

Craig opuścił Salę Rycerską, po drodze zamieniając jeszcze kilka słów z jednym ze swoich żołnierzy, trzymających wartę z ludźmi Searever’ów. Falstaff bo tak się nazywał, był dziesiętnikiem i piechociarzem ze sporym doświadczeniem. Na widok Ser Caldwella wyprostował się i czekał, aż jego zwierzchnik się odezwie. Craig z zadowoleniem stwierdził, że jego poranny rozkaz o doprowadzeniu się do porządku i wzorowym wyglądzie został wykoanny z należytą starannością. Zbliżył się do wyprężonego żołnierza, stając w bliskiej odległości: - Świetnie wyglądacie, Falstaff - powiedział z uznaniem - Chlałeś? - powiedział już z nieco chłodniejszym tonem.

Dziesiętnik pokręcił energicznie głową: - Nie, Ser, podobnie jak reszta kompanii. - Caldwell poklepał go serdecznie po ramieniu: - Tak ma zostać… wytrzymacie jakoś te trzy dni. Potem obiecuję po gąsiorze gorzały każdej dziesiątce. Chyba, że się który zechleje, to wtedy pożałujecie. Spocznijcie, Falstaff, miejcie oczy i uszy otwarte.

Kiedy wyszedł na dziedziniec zalany słońcem, musiał przez chwilę zmrużyć oczy. Wnętrza zamkowe były raczej ciemne, ruszył na wprost przez podwórzec, kiedy zauważył zarządcę i barda, rozmawiających ze sobą. Przypomniał sobie, że szwagier pana młodego - Ser Horton, też bierze udział w weselnym turnieju. - Witam - skłonił głową prawej ręce seniora. Musiał przyznać, że miał on zmysł organizacyjny i świetnie zarządzał włościami Seaver’ów. - Doszły mnie słuchy, Ser Hortonie, że i Ty staniesz w szranki na jutrzejszych zawodach? - rzucił z uśmiechem.

Bard wykonał dworski ukłon
- Jak sobie życzysz. Jednak, jeśli zaczną mnie ścigać po sali biesiadnej, to schowam się za tobą. Jaśnie Panie! - W tym momencie dołączył do nich, Ser Craig. Bard przywitał go przyjaznym uśmiechem
- Skoro tutaj jesteś, Panie. Rozumiem, że nasi waleczni goście, już nie żyją, a ich ciała będą wieczorem spływać w rzece, prawda? - Brzmiało to tak, jakby mówił to niezwykle szczerze, jednak mina zdradzała, że zaledwie droczy się z rycerzem. Zazwyczaj, przy Ser Hortonie, czuł się znacznie pewniej.
- Rozumiem, że moje mediacje, spisały się, prawda?

- Witajcie, ser. - Horton skinął głową rycerzowi. Poprawił na sobie ubranie i głęboko odetchnął, udając, że nic wielkiego się przed chwilą nie stało. Może i faktycznie jestem przewrażliwiony, pomyślał. Z drugiej strony, lepiej nie ryzykować. Przywołał na twarz uśmiech i zwrócić się do dowódcy straży panny młodej. - Staję, a jakże. Rozmawiałem jakiś czas temu z mistrzem gier i wygląda na to, że skrzyżuję kopię z Gylbertem Presterem. On - rozejrzał się dookoła, szukając sług i zbrojnych z czerwonym wołem na piersi. Szczęśliwie, żadnego nie zauważył. - Niezbyt dobrze trzyma się siodła, pomimo doświadczenia w turniejach. Wiesz już o naszych nowych, niespodziewanych gościach?

- Raczej wspomnienie seniora z Casterly Rock i parę kielichów ginu ich powstrzymało. Nie wiem na jak długo, mam nadzieję, że się będą trzymać w ryzach na uroczystości. - rzucił raczej do Ser Hortona niż barda. - To los Ci sprzyja Haigh, a nie wiesz przypadkiem przeciw komu mnie przyjdzie stawać? I nie, nie wiem nic o nowych gościach. Sprawdzałem warty, a teraz miałem zamiar zajrzeć do mojego seniora. Gdzie ulokowałeś teścia swojego szwagra, Panie?

- Tia…? - Bard był wyraźnie niezadowolony - Następnym razem, Ser. Zostawię to Tobie, nie będę interweniował, skoro alkohol w zupełności wystarczy… - Co jak co, ale czuł się urażony - Jednak obawiam się, że ten sam gin, może nie wystarczyć na turniej, mój Panie. - Oddał ukłon rycerzowi. Po tych słowach, zszedł na bok, opierając się o ścianę

- Lorda Cleverly’ego? - Horton zadumał się przez chwilę. - W pokojach w dolnej części Wieży Oka. Chciałem ich zakwaterować w bastionie, ale Lannisterowie przyprowadzili tyle pasowanych i włąsnych służących, że mieszkaliby zbyt blisko rodziny panny młodej. Sam rozumiesz, wolałbym tego uniknąć. Poczekajcie przez chwilę.

Przerwał na chwilę i ruszył w kierunku dwóch tragarzy, niosących przez podwórze ciężką skrzynię.
- Nie tam - zawołał. - Zanieście skrzynię do głównej sali, są w niej krzesła! Słudzy na miejscu powiedzą wam, co macie z nimi z robić - dodał i zobaczywszy, że robią, co im kazał, wrócił powoli do rozmówców.

- Wybaczcie - odchrząknął. - Wracając do turnieju i nowych gości. Przyjezdni to ser Adden Snow, zwany Uśmiechniętym Wilkiem, wraz z towarzyszami, oraz Lord Fowler ze Skyreach. Jeśli chcesz wygrać turniej to zła wiadomość, bo w przeciwieństwie do większości tych, którzy jutro będą stawać w szranki, to są prawdziwi turniejowi rycerze. Na turnieju w Tumbleton Fowler parę lat temu powalił lorda Tyrella, Leo Długiego Ciernia w pierwszym przejeździe. Z kolei Snow jest w kolejce do Gwardii Królewskiej, ale to tym pierwszym powinieneś się przejmować, bo według losowania stajesz z nim jutro, podczas trzeciej i ostatniej serii przejazdów.

- [i]Fowler i Snow - gwizdnął cicho - Dobrze. Będą godnie stawać a i zaszczyt większy, dla ewentualnego zwycięzcy. Co ma być to będzie, Ser Hortonie, choć przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się aż takich sławnych osobistości. No cóż, obym jutro udowodnił, że Caldwellowie, sroce spod ogona nie wypadli. Siła ludzi ze sobą przywiedli?

Bard przysłuchiwał się ich rozmowie, sięgnął po swą lutnie i wypowiedział te słowa

“A gdy dzielny rycerz, zbroję przywdział
Przyłbice opuścił, a kopie ścisnął
W oczach, strachu nie było, a na ustach modlitwa
Dziś w końcu zawalczy, o panienkę śliczną.
Jaj włosy, jak sznury, przywiązują tego Pana,
A serce jej, dla niego pieśnią
Cóż więc zrobi nasz rycerz śmiały?
Czyż zwycięży, czy też zostanie zapomniany?”


Tworzenie tego typu, zawsze pomagało mu, a i tym razem, temat był chwytliwy. Podczas “Występu” spoglądał w stronę, Ser Craiga.

- Pierdolenie - zupełnie bez ogródek i po żołniersku skomentował liryczną wstawkę barda. - Walka nie ma nic wspólnego z pięknem, z panienkami ślicznymi, czy śmiałością. Zajedno czy to turniejowy bieg, czy ogień bitwy. Nie ma w tym nic pięknego… nic, bardzie. Przeważnie to pot, wysiłek, krew i wyprute flaki. Miejmy nadzieję, że jutro obędzie się bez tych dwóch ostatnich - odpowiedział, kończąc z wilczym uśmiechem.

- Zachowaj swój głos na weselny występ, bardzie - mruknął Haigh. - I bądź ciszej, wszyscy patrzą na nas trzech. Jesteśmy nieco dziwną grupką. Wracając do twojego pytania, Caldwell, to Snow przywiódł ze sobą grupę swoich najemników, a Fowler sługi i rycerzy, ale to orszaki mniejsze niż większości lordów.

Bard skrzywił się, na odpowiedź rycerza
- Jedyna bitwa, jaką powinien toczyć mężczyzna, to ta o serce wybranki. Inne, nie są usprawiedliwione, mój Panie. Walka, którą Ja przedstawiam, to ta niosąca nadzieje, gdzie ludzie czują oparcie, kiedy widzą swoich bohaterów, myślisz że ktoś chciałby słuchać o flakach i obsranych zbrojach? - Mówił spokojnie - Te turnieje, dla wielu prostaczków, to coś niezwykłego, dlatego tak lubią o tym słuchać, a nie o tym, gdzie i kiedy Ser Craig rozwalił komuś głowę samymi pięściami. - Teraz zwrócił się do zarządcy - Mój Panie, po naszych konsultacjach, nie za wiele zostało do pokazanie, więc powinienem sobie poradzić. - Nadal nie był przekonany do założeń możnego.

- Zostało do pokazania wiele, bo to, o czym to przedstawienie miało opowiadać, czyli o historii rodu Seaverów - odpowiedział łagodnie. - Bajdy o królach, smokach i Daemonie Blackfyre’rze pozostawiam ci na ewentualny występ przed lordem namiestnikiem.

Caldwell machnięciem ręki skomentował słowa barda. - Nic, na mnie już czas, muszę zajrzeć jeszcze do swojego seniora. Nie będę już zachodził do panny młodej, czy u niej wszystko w porządku, bo tuszę, że o to zadbasz Ser Hortonie. Nawiasem mówiąc - ręką wskazał na biegających wokół jak w ukropie sługi - moje gratulacje. Zaiste organizatorem jesteś świetnym, pozostaje Tobie i nam życzyć by wszystko poszło zgodnie z planem i bez nieprzyjemnych niespodzianek. - Ukłonił się Haighowi z szacunkiem. Może i był nieco zbyt ambitny i czasami surowy, to jednak musiał przyznać, że szwagier pana młodego, zwykle stawał na wysokości zadania. Poza tym był skuteczny i dyskretny, a to cenił sobie Ser Craig.

- Dziękuję, Craig. - Horton uśmiechnął się do rycerza. - Powinienem jeszcze rozmówić się z panem i panną młodą, wie któreś z was może, gdzie mogę ich znaleźć?

- Wielce prawdopodobne jest, że właśnie męczy Pana młodego, mój ojczym. Niestety dobry Panie, nie mam pojęcia gdzie są obecnie. W jego wieży, już go nie było od rana, dzisiaj jest strasznie zabiegany. Ser Craigu, powodzenia i do zobaczenia - pokłonił się grzecznie

- Ja tymczasem, nie będę zabierał już więcej twojego cennego czasu. Chciałem prosić o pozwolenie, jak kiedyś obiecałem. Chciałbym odwiedzić siost...to znaczy, Lady, czy mogę prosić o pozwolenie? - Zrobił się poważny.

- Moja żona szykuje strój na ślub i wesele - odparł poważnie Haigh. - A w pokoju gościnnym zapewne wciąż odpoczywa Snow i jego towarzysze. Ślub już niedługo, przygotuj do końca przedstawienie i swój występ. Przyjdź jutro wierczorem, może przy okazji zrobisz dobre wrażenie na Uśmiechniętym Wilku. Dziękuję wam za rozmowę i do zobaczenia na ślubie. Pamiętaj, co ci mówiłem o przedstawieniu - dodał jeszcze na pożegnanie do Vaenora i ruszył na dziedziniec.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 03-08-2016 o 16:15.
Fyrskar jest offline