- Chyba pora, by te zielone pokurcze zapłaciły za tą bliznę, która mi zostanie - Turmalina dotknęła opatrunku, który po aidymowej modlitwie przestał nasiąkać krwią, po czym zwróciła się do kleryka zupełnie innym tonem głosu - Dziękuję diamenciku, od razu mniej boli. Szkoda że plamy na sukni pozostały. A tak ją lubiłam...
Gdzieś poniżej krasnoludki ziemia mruknęła, niemal niezauważalnie dla osób na powierzchn, tylko na kałuży zrobiło się kilka kręgów, a z okolicznych krzaków zerwało się stado wróbli. Wrodzony talent magiczny pobudzony wściekłością Turmaliny dawał o sobie znać, rósł wewnątrz i upominał się o uwolnienie. Dlatego, gdy Yarla zasugerowała rozprawienie się z zielonoskórymi druga krasnalka przystała na to od razu.
- Ledwie się rozgrzałam przy tej bitce. Mam w sobie wystarczająco siły na trzęsienie ziemi lub dwa. A nawet jak nie - tu uniosła swój myśliwski arbalet, gotowy do strzału - i bez tego dziewczyna musi umieć się bronić, prawda? Może więc nasz miłośnik koni poszuka tropów? Są na tyle duże, że raczej nie powinien ich przegapić.
__________________ Bez podpisu. |