Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2016, 10:12   #11
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Po rozmowie z zarządcą, ruszył we wskazanym przez niego kierunku w poszukiwaniu rodziny panny młodej. Ewanowi Cleverly’emu zawdzięczał sporo. To on przygarnął go do swojej partii, w momencie kiedy jego interes chylił się ku upadkowi. Dał możliwość zarobienia pieniędzy i wydobycia się z kłopotów. Mimo iż interesy rodziny Cleverl’y nie zawsze licowały z prawem, Craig był wierny swojemu panu, raz prawie ową wierność przypłacił życiem, ratując tym samym swojego seniora. Zyskał zaufanie i wdzięczność Ser Ewana. Byli sobie druhami przez wiele lat.

Pierwszą osobą jaką zauważył był Tybold, najmłodsza latorośl rodu i zarazem najstarszy syn Cleverle’go. Miał już czternaście lat, lada moment zacznie pewnie termin u jakiegoś rycerza z ich rodu, albo zostanie odesłany do Casterly Rock albo Lannisportu, na służbę u jakiegoś znaczniejszego rycerza. Rodzina jego seniora nie miała może wielowiekowego rodowodu, ale była zamożna w gotowiznę i niosące spory zysk inwestycje.

Młodociany krzyknął z entuzjazmem na jego widok, ale po chwili zmiarkował, że takie zachowanie nie przystoi młodzieńcowi w jego wieku: - Witaj, wuju - Caldwell wyciągnął ku niemu prawicę, a kiedy młody chciał mu uścisnąć rękę, złapał go i przytulił - wyrosłeś niesamowicie przez te ostatnie lata - odsunął go od siebie, taksując wzrokiem. - Ćwiczysz fechtunek? - Młodzieniec przytaknął: - Pan ojciec mówi, że robię postępy.

- A właśnie gdzie twój ojciec i dziad? - zapytał rozglądając się. po przedsionku.
- W głębi kwatery, szykują się do wesela - odpowiedział młodzian i poprowadził go za sobą. Ser Craig Caldwell ruszył za nim ku dalszym komnatom.

W dalszych pomieszczeniach spotkał resztę przedstawicieli rodu Cleverly. Mężczyźni byli w najwyraźniej dobrych humorach. Słychać było gwar i śmiech, a czasem ponad to wszystko wznosił się tubalny głos starego Thomasa, głowy rodu. Butelka z ciemnozielonego szkła krążyła z rąk do rąk. Craig mógł się założyć, że nie było to bynajmniej dornijskie wino czy cydr z Reach. Obstawiał zapewne jakąś jabłkową brandy albo żytnią gorzałkę, do których bardziej gardła tych mężczyzn przywykły.

- Craig! - krzyknął najstarszy Cleverly popiją tegi łyk gorzałczyny -Patrzcie, kto postanowił nas odwiedzić. Wielkie panisko! - po tych słowach parę osób zaśmiało się - Siadaj. Napij się z nami. Powiedz jak widzisz nową służbę i jak ci się żyje.

Caldwell ścisnął rękę najstarszego z rodu Cleverlych. Stary Thomas pomimo upływu lat starzał się bardzo łaskawie. Zwalista postura, przez którą przypominał bardziej siwego niedźwiedzia niż sędziwego staruszka. W czasach swojej młodości, nie było na niego mocnego w toporach, teraz jednak już wyszedł z wprawy. Długie przebywanie na dworze Lannisterów w Casterly Rock sprzyjało gnuśności.

Zaraz potem wpadli sobie w ramiona z Ewanem, poklepali się chwilę po szerokich barkach i uśmiechnęli się do siebie. W końcu dawno się nie widzieli, a darzyli się wzajemną przyjaźnią i szacunkiem: - Tam zaraz panisko. Żyje mi się tu dobrze, nie narzekam. I pamiętam ile Tobie zawdzięczam Ser Ewanie. - Przyjął z rąk jednego ze sług Cleverlych butelkę gorzały. Alkohol gryzł w gardło i piekł wargi, ale on nie odwykł od mocnego trunku. Pociągnął spory łyk i podał butelczynę dalej. - Jak znajdujecie swoje kwatery, Panie? Niczego Wam nie brak? - zapytał.

- Jest dobrze. Drugi raz, to może będzie i trzecie … kto wie - stary rozbójnik roześmiał się rubasznie, ale po chwili spoważniał - Chciałbym aby ta cała uroczystość była już zakończona. Nie lubię takich zabaw. Jednak, wymagania dla szlachty są inne. Ehh czego się nie robi dla dzieci. Czy sprowadza cię coś poważnego przyjacielu?

- Skąd - zaśmiał się - po prostu chciałem odwiedzić starego przyjaciela. Później będzie już tylko uroczystość, a jutro turniej, w którym wezmę udział. - łyknął znowu z podanej butelki, ale zaczął się oszczędzać. Głowy nie miał już tak mocnej jak kiedyś. - W domu wszystko dobrze? Młody rośnie jak na drożdżach - zauważył.

- Coraz lepiej, coraz lepiej - ojciec popatrzył na swojego syna z wyrazem miłości w oczach.
- Wiesz, wszystko się zmienia. Człowiek robi się coraz bardziej stary to i szacunek chce mieć u innych. Mam nadzieję, że młody, będzie mógł już żyć, jak każdy inny Lord - po tych słowach zmierzył Caldwella dziwnym wzrokiem, aby po chwili uśmiechnąć się lekko. -Turniej jakiś ciekawy, czy wiejskie zabawy?

- Zrobił się ciekawy - Craig odchrząknął - jakąś godzinę temu. Za sprawą Ser Fowlera i Addena Snowa, oni również mają brać udział. Miało być łatwo i przyjemnie, a wyszło jak zwykle. No nic to, jutro postaram się, żeby Fowler zapamiętał moje nazwisko i gębę. Co do twojego syna, wybrałeś już u kogo będzie terminował na giermka? Poślesz go do Casterly Rock, czy zostanie przy Tobie, Ewanie?

-Myślę, że dalej - odparł rozmyślony senior raubritterów - Nie wybrałem jeszcze u kogo, ale pewnie czas znaleźć jakieś kontakty poza Zachodu. Wiele rodów z Dorne nadal szuka możliwości włączenia się w wielką politykę. Północ zaś to miejsce, które wychowuje twardych ludzi, a parę tamtejszych rodów, nie pogardziłby pieniędzmi. Zwłaszcza w związku z ich ostatnimi konfliktami. Czemu pytasz Craig, miałeś jakieś propozycje?

- Nie to zwykła ciekawość Ewanie i tyle. Sam chętnie bym go szkolił, ale pomimo tego, że jesteśmy przyjaciółmi i jest dla mnie jak bratanek, to jednak rozumiem, że wpływy rodu i koneksje muszą się rozszerzać. Nico to, będę się zbierał, muszę ostatnie dyspozycje wydać swojemu pachołowi i przygotować się do uroczystości. Myślę, że jeszcze wypijemy puchar albo dwa na weselisku. - wstał szykując się do wyjścia.

-Cóż Craig, jeżeli będziesz czegoś potrzebował to daj znać. A na weselisku … cóż będziem weseli.

Caldwell skłonił się nieznacznie w odpowiedzi na ostatnie słowa Ewana. On miał jeszcze parę spraw do załatwienia. Wyszedł z parteru Wieży Oka wprost na dziedziniec żołnierski. Dziś była akurat pusty i cichy, wszyscy byli zaprzęgnięci do obowiązków przygotowywania uroczystości, a straże na murach i patrole wokół zamku czy osady portowej zostały podwojone. Tak duże skupisko gości, przyciągało też rzezimieszków różnego autoramentu, a Ser Haigh chciał uniknąć niepotrzebnych komplikacji.

Skierował się bezpośrednio do stajni. Zauważył tam wiele nowych koni, a także wiele nowych twarzy kręcących się wewnątrz. Goście swoje cenniejsze zwierzęta zostawili w stajniach zamkowych. Naprawdę było na co popatrzeć, ale nie to było jego celem. Ruszył do ostatniego boksu w rzędzie. Ten który zajmowały jego zwierzęta.

Z zadowoleniem stwierdził, że niczego im nie brakuje. Ściółka była świeża a żłób wypełniony owsem. Kary ogier zarżał na jego widok, masywnie zbudowane ale harmonijne zwierzę, było jego osobistą dumą. Kupił go kilka lat temu na targu w Lannisporcie, za niemałą sumkę. Według hodowcy, miał domieszkę krwi dornijskich koni wyścigowych. Nie bardzo chciało mu się w to wierzyć, ale faktycznie rumak cechował się wytrzymałością i niezłą jak na swoje masywne rozmiary konia bojowego, szybkością.

Prócz niego boks zajmowały dwa podjezdki, służące do przewozu dobytku czy prowiantu, oraz koń Garetha Brynna. Wyszedł z boksu z marsową miną i zawołał głośno dwójkę kręcących się w pobliżu chłopców stajennych. Jed i Ned, bo tak się wołali, byli bliźniakami sierotami, które przygarnął pod opiekę ród. Spojrzał na nich z marsową miną, a dwaj wysocy jak tyczki chudzielce, aż skulili się pod tym jego wzrokiem. Włożył rękę za pas i wyciągnął dwie sztuki srebra: - Macie - wręczył każdemu po jednej - macie nie odstępować moich zwierząt przez całą noc, nawet na moment. Jest was dwóch, możecie pilnować na zmianę. Mogę wejść do nich tylko ja, albo pan Brynn, zrozumiano? Jak się spiszecie, to po turnieju dostaniecie po pięć sztuk na głowę. - Pachoły pokiwały zgodnie głowami.

W jego komnatach czekał już Bren - jego pacholik. Zgodnie z wydanymi mu wcześniej dyspozycjami miał już przyszykowany cały strój swojego pana na uroczystość. Zbroja którą zamierzał użyć na jutrzejszym turnieju stałą wyczyszczona na stojaku, podobnie jak reszta rynsztunku.

Usłyszał pukanie do drzwi: - Wejść - zakomenderował ściągając pochwę z dwuręcznym mieczem z pleców. W drzwiach pojawił się Gareth Brynn, jego najwierniejszy towarzysz, który służył już jego ojcu. Nie był szlachetnie urodzony, ale niektórych pasowanych honorem i poczuciem obowiązku bił na głowę. - Przybyło Ci konkurencji - zaczął bezpośrednio, z ironicznym uśmieszkiem - prawdziwe sławy przybyły. Miał być wiejski turniej, a będzie prawdziwe widowisko.

- A no - skomentował krótko. Choć sam nie chciał tego przyznać, to te wieści trochę popsuły mu humor. - Szykuj kąpiel - rzucił do Brena. A potem powiedział do Brynna: - Pokręć się wśród czeladzi i giermków dzisiaj? Oni będą gościć się na dziedzińcu. Miej oczy i uszy otwarte. Coś mi ta ich wizyta niespodziewana śmierdzi kłopotami. Mam nadzieję, że tylko na turniej przyjechali. Może dowiesz się czegoś ciekawego. Wiem, że potrafisz - zażartował ze starego przyjaciela. U jego ojca był jednym z głównych handlowców.

Kilka kwadransów później był już gotowy do uroczystości. Przypasał wyjściowy, delikatnie zdobiony pas ze sztyletem i mieczem. Poprawił jeszcze opinający szeroką pierś wams i ruszył ku septowi.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline