Mariusz Leszczyński
Rad był wielce widząc co się dzieje z jego wojskiem. Karni i posłuszni się zrobili choć myślał on, że bez batorzenia dyscypliny tu nie ustanowi... a jednak. Jechał dumnie na przedzie oddziału, straż przyboczna wraz z nim. Zapoznał każdego z tej piątki gdyż jak mu życia mają pilnować toć to musi wiedzieć komu swe życie powierza. Lecz gdy tylko chwile wolne przyszły to podjeżdzał do kamrata swego Wladimira, aby pogawędke z nim uciąć i wspólnie miodu wychylić - zważał jednak aby za wiele nie pić, mimo że łeb jego solidny do picia to nie chciał on wojsku morale obniżać a niechybnie by tak było gdyby co jaki żołnierz patrzeć się miał na pijącego a sam nawet ust zmoczyć by nie mógł. Jechał i podziwiał okolice, miał na to czasu trochę - widać było, że w koniu urodzony, może nie tak bardzo jak tatary i kozaczyzna ma w swym zwyczaju - ale widac było, że w koniu prezentować się umie. "Wicher" dobrym był koniem, nie raz na grzbiecie jego walczył. Posłuszny i odważny, przy tym szybki i dość wytrzymały - zastanawiał się czy pożegnać mu się przyjdzie jak na czajki wejdą czy starczy na nich miejsca i dla koni. Pożyjemy, zobaczymy pomyślał i nie trapił się więcej, bo pogoda piękna, wojsko pod jego komenderunkiem i na wyprawę właśnie zmierzał - cóż jeszcze mu do szczęścia potrzebne ? Radował się więc Pan Mariusz chwilą obecną, tym , że udało się bandę warchołów na kształt armi stworzyć - choć do prawdziwego wojska to jeszcze droga długa i daleka - ale i tym nie mógł się martwić bo wiedział przecie, że dopiero potyczki i wspólne walki zachartują ludzi i wyrobią z nich prawdziwych żołnieży - co to gotowi w ogień wskoczyć za dowódcą. |