Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2007, 19:41   #1
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
[Storytelling]Wojenny teatr

Smród i brud, tylko tak można opisać więzienne lochy. Żadnych odgłosów, a palące się na korytarzach pochodnie dawały więcej krztuszącego czadu niż światła. Nie było wątpliwości, że w tych lochach śmierć to jedyny towarzysz człowieka. Pewnie i was by odwiedził ten jakże miły przyjaciel w najbliższej przyszłości, gdyby nie nagła odmiana losu....
Mizerne światło zamigotało. To oznaczało jedno: przeciąg. Odgłos stukotu butów o kamienną posadzkę rozchodził się echem po wszystkich korytarzach. Ci co mieli jeszcze siły przylegali do krat, by sprawdzić kto zechciał zaszczycić ich swoją obecnością.
Był to wszystkim dobrze znany dozorca więzienia, nie sposób było zapomnieć postaci, której tłuszcz wylewał się wszystkimi bokami. Gruba postać co jakiś czas zatrzymywała się by wyczytać imię więźnia, któremu zaraz potem otwierano drzwi. Był to niecodzienny widok, który budził lęk, ale chęć wydostania się z tej zapomnianej przez Boga klatki był większy, toteż gwar lamętów i próśb osób pomijanych rósł. Z pośród wielu wymienianych postaci padły trzy nazwiska:
- Arianne de Lenfent – grubas spojrzał pogardliwie na dziewczynę – nie mam pojęcia, po co mu tak mizernie wyglądająca suka. Chodź kto ich tam wie ... – przeszedł obok kilku kolejnych cel mrucząc do siebie pogardliwe uwagi o możnowładcach i ich kaprysach
- François de Vendôme ..... no patrz go, dopiero co tu trafiłeś i już wychodzisz. Bogatym zawsze wszystko uchodzi na sucho – przeszedł dalej – No i ostatni z listy, pan Thierry, nazwisko nieznane. Następnym razem mniej pij to może tu nie wrócisz. W każdym razie witam wszystkich na drodze ku wolności! Zaraz zostaną zwrócone wam wasze przedmioty, oczywiście za wszelkie zguby nie odpowiadamy, także nie doszukujcie się pieniędzy w kieszeniach. Ha ha ha ha – fałdy tłuszczu na twarzy grubasa, podskakiwały w rytm śmiechu –dobra koniec tego rozczulania się, marsz za mną!
Postać skierowała się do wyjścia, zaraz za nim podążali gęsiego szczęśliwcy z listy, oraz kilku strażników. Dozorca wydał im ich rzeczy(poza bronią), nie było wątpliwości, nie były najlepiej magazynowane, smród zgnilizny z innych ubrań przeniósł się i na te. Następnie zostali skierowani do komnaty, gdzie czekał już na nich ich wyzwoliciel. Postać przystojna, ubrana wedle najnowszej mody wojskowej. W jednej ręce trzymała kieliszek czerwonego wina, drugą zaś podpierała się drewnianą laską, której zakończenie było wyjątkowo efektownie żłobione. Część palców obu dłoni przyozdobiona pięknymi pierścieniami, wybijanymi klejnotami, zwracała na siebie szczególną uwagę. Na tle pozostałych wyróżniał się szczególnie jeden pierścień, nie tym że był najpiękniejszy. Nie był wybijany klejnotami, ani nie był z złota, z daleka wyglądał jak najzwyczajniejszy srebrny pierścień, ale to powodowało tą jego wyjątkowość.


- Witam wszystkich! Jestem hrabia Charles de Vauben. Pewnie zastanawia was, co tu robicie? Już przechodzę do wyjaśnień. – majestatyczna postać chcąc wprowadzić jeszcze większe zainteresowanie przybyłych więźniów, przerwała wypowiedź, zażywając kilkakrotnie łyków zimnego wina – Ah tak, przepyszne. Wiecie, że i wy tego przepysznego trunku dziś zakosztujecie? Ale przechodząc do rzeczy. Mam swoje interesy w tym by stworzyć grupę ludzi mi podległych z byłych więźniów. Każdy z was ma na koncie wybryki takiej natury, które na pewno mi się przydadzą. Jest was zaledwie piętnastu i nie liczę wcale, że większość z was mnie poprze, ale obiecuję sowicie płacić. Warunek wstępny, to przyrzec mi lojalność. Ci co nie chcą, droga wolna, mogą opuścić ten budynek, są wolni. – hrabia z uprzejmością wskazał drzwi wyjściowe – ale pamiętajcie, ja nie zapominam niewdzięczności. Zaś za waszą wdzięczność, wynagrodzę was bronią, kilkoma monetami i dobrym trunkiem. Jakieś pytania? Ktoś chce opuścić to miejsce? Jeśli nie, to proszę wszystkich o wypowiedzenie symbolicznych słów „Służę tylko tobie, aż do śmierci” i pocałowania mnie symbolicznie w rękę na znak szacunku i przypieczętowania swych słów. Czas ceremoniał zacząć! – hrabia odłożył kieliszek na stół i czekał na pierwszego ochotnika.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline