-
No to pogadane - mruknął kwaśno. Bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. Możliwe, że powinien przepytać
pannę Pascal dokładniej, ale to, co najważniejsze, w zasadzie już wiedział. O resztę mógł pomartwić się później.
- Trochę wcześnie na wszczynanie alarmu - powiedział wolno, wiercąc w uchu małym palcem. -
Ballou nie jest dzieckiem i nie używa głowy tylko do noszenia kapelusza. Dam mu czas do jutra, żeby sam się znalazł. - Popatrzył z roztargnieniem na palec, pstryknął urobkiem w barierę i wrócił do pilniejszych póki co spraw.
Przypomniał
leBrunowi o tajemniczym strzępku i oddał mu sztylet. Z zastrzeżeniem, żeby jego też w miarę możliwości nie gubił albo nie zepsuł, bo mimo wszystko mogą mieć jeszcze z niego jakiś użytek. Choć tak po prawdzie najbardziej przydałby się mag. Wyglądało na to, że bariera przerasta możliwości zwykłych zjadaczy chleba, ale dla kogoś obeznanego z magią nie powinna być wielkim problemem. Nikogo takiego nie było niestety pod ręką.
Harl musiał radzić sobie z tym, co miał. Nawet jeśli nie było tego wiele, a za najważniejszego pomocnika robił wielki człekokształtny garnek.
Wyciągnął notes i na pustej kartce naskrobał:
Jestem na cmentarzu, przyjdź - Harl Manhattan
Ledwie oderwał ołówek, zamarł. Czy
łowczy w ogóle potrafił czytać? Tropy i inne ślady na pewno, może do tego pogodę. Ale pismo? Zające zamiast liścików zostawiają bobki. W jego fachu czytanie to niezbyt przydatna umiejętność. Z drugiej strony
Fresnel - zdaje się - nie zawsze był myśliwym.
Manhattan sapnął gniewnie i na wszelki wypadek dorysował poniżej dwie koślawe mogiły. Przyjrzał się dziełu krytycznie, dodał jeszcze jedną, mniejszą, i słusznych rozmiarów strzałkę. Potem podniósł głowę i napotkał wzrok
tkacza. Jakby nieco zmieszany, wyrwał kartkę z notesu i wcisnął w gliniane łapsko.
-
Dasz to Redgarowi Fresnelowi, jeśli tu przyjdzie. Poza tym dalej pilnuj, żeby nikt nie wlazł na barierę.
Na mogilnik, jak prawie wszędzie w Szuwarach, nie było daleko, ale
Harl nie łudził się, że upora się z porządnymi oględzinami przed obiadem, choćby z pomocą
łowczego. Nieporządne zaś nie wchodziły w rachubę. Po drodze zapukał więc niechętnie do
sióstr Leroux, żeby ze szczerym żalem ostrzec, że z powodów pilnych urzędowych spraw pewnie nie zdoła podjąć swojej wygranej w terminie.