2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, godz. 20.00
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest
Horton był w sumie zadowolony z tego, jak przebiegała dotychczas uroczystość. Nie wszystko było idealne, to prawda. Zarówno Roger Tarbeck, jak i młodszy z synów Farmana byli wyraźnie niezadowoleni z miejsc, na których siedzieli, tego jednak można się było spodziewać. Z kolei proszenie Eleanor przed ucztą o zajęcie się Kenningiem było kompletnie bezcelowe. Zarządca zdusił w sobie nerwy. Nie lubił, kiedy coś szło nie po jego myśli, a jeszcze bardziej nie lubił, kiedy ludzie nie wykonywali jego poleceń. Z drugiej strony, przynajmniej Snow miał rozmówczynię. Pozostawało liczyć na to, że nie nazbyt męczącą. Może chociaż on wyniesie z tej wizyty miłe wspomnienia.
Skończył klaskać i poprawił na sobie ubranie. Ubrał się w pikowany lniany gambeson, założony na haftowaną, kremową koszulę. Zarzucił na to rycerski wams ze złotogłowiu, z naszytym na piersi herbem swojego rodu. W polu brunatnym na złotym skosie lewym widły barwy czarnej. Alerie była ubrana bardziej kolorowo, w suknię w kolorze morskiej zieleni. Pojedynczym elementem jej ubioru odnoszącym się do heraldyki któregoś z rodów, z którym była związana, była stylizowana na symbol jej męża ciemna szpila do włosów.
Haigh nie jadł póki co zbyt wiele, skupiając się raczej na przedstawieniu, a przede wszystkim pozostałych zasiadających na podwyższeniu. Skubał machinalnie jagnięce żeberka, wpatrując się uważnie w to, co robił bard. W duszy modlił się do siedmiu, aby niczego nie zepsuł.
Wyglądało jednak na to, że Vaenor chociaż raz postanowił posłuchać czyichś argumentów i wykonał dobrą robotę. Horton przywołał skinieniem sługę i kazał mu zanieść bardowi złotego arborskiego. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy służący odszedł. Poprosił szeptem żonę, żeby zagadał naburmuszonego Kenninga i odwrócił się do lady Sarsfield.
- Vaenor ma piękny głos i talent do tworzenia przedstawień - zagadał do wdowy i szeptem poprosił sługę o butelkę wina. - Lady, czy pozwolisz, abym usłużył ci, napełniając twój kielich?
Kobieta skinienem głowy dała swoje przyzwolenie uśmiechając się lekko do Hortona - Ser, sprawiacie mi wielką radość tym gestem. Nie wiem, jak będę mogła się odwdzięczyć -
- Wystarczy mi twoja wdzięczność lady, a także możliwość upamiętnienia i wspomnienia o tych wszystkich, którzy oddali swoje życie za prawdziwego króla, na Polu Czerwonej Trawy i podczas całej tej wojny. - Nalał lady Sarfield wina do pucharu. Słyszał, że Kenning dał się zagadać. - Nie możemy dopuścić, aby do podobnej bratobójczej wojny doszło po raz kolejny. Nasze pokolenia straciły wiele, ale kolejne nie powinny ponosić takich poświęceń. Proszę popatrzeć - wskazał palcem Tarbecków, najpierw lorda Forleya i jego żonę, a potem jego naburmuszonego brata i jego syna. - Tarbeckowie podzielili się w obrębie jednego rodu, stanęli po obu stronach tego konfliktu. A Presterowie i Kenningowie? W bezchmurny dzień z murów Kayce widać zarysy Feastfires. Żyli obok siebie, a nagle ruszyli na siebie z ogniem i mieczem. I to wszystko tylko dlatego, że jakiś bękart ubzdurał sobie, że powinien być królem, bo jego nieszczęsny ojciec dał mu do ręki stary miecz. Powinniśmy zachować pokój pomiędzy sąsiadami, tak, żeby Sarsfieldowie i Seaverowie nie stanęli przeciwko sobie. To trudne, szczególnie dla reszty mojej rodziny - skierował wzrok na szczyt stołu. - Moi krewni wciąż za bardzo trzymają się przyjaciół, którzy zawiedli i dawnych dni. Pora na zmianę warty i nowych przyjaciół. Chcę obiecać, że dopóki jestem w Reaver’s Rest, zadbam, aby pomiędzy naszymi rodami nie dochodziło do waśni.
Kobieta patrzyła na niego uważnie, studiując go dokładnie. W końcu odezwała się spokojnym głosem - Dobrze powiedziane Ser Haigh. Kolejna wojna domowa jest nam niepotrzebna i na całe szczęście Namiestnik zdołał szybko zakończyć tą zeszłoroczną awanturę. Co do spokoju między sąsiadami. Wojny się zdarzały w przeszłości, będą i w przyszłości. Proszę mi wybaczyć, bo chociaż wierzę w wasze intencje, to niestety Ser nie jesteście Lordem tego domu. Stary Simon Seaver ma tu najwięcej do powiedzenia. A później będzie to Seathan. Jeżeli oni zdecydują, że wasz ród udaje się na wojnę … cóż. Dziękuję jednak za pańską deklarację -
- Nie zawsze wszystko jest takie, jakie się wydaje - Uniósł kielich w toaście. - Ale to prawda, że to oni stawiają pięczęć pod traktatami. Z mojej strony obiecywałem i obietnicę pozostawiam, że postaram się odwodzić ich od nieprzemyślanych koncepcji w stosunku do twojego domu. - Zamilknął na chwilę i widząc, że wszyscy już usiedli, powstał od stołu i uniósł swój kielich. - Wznoszę toast za wszystkich tych, którzy oddali życie, by ich rodziny mogły nie doświadczyć wojny i głodu! - zawołał donośnym głosem.
Goście, którzy usłyszeli jego toast, zarówno siedzący na podwyższeniu, jak i ci na tyle zaszczytni, by siedzieć blisko niego, wznieśli toast, jedni szybciej, drudzy wolniej, z różnymi minami. Wszyscy jednak tak uczynili. Lady Sarsfield uważnie go obserwowała, ale zareagowała jedynie nieznacznym skinieniem głowy.