Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2016, 22:58   #114
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
SZOPA KULTYSTÓW. Luis, Bertrand, Ottone


- Nie zamierzam zabić któregokolwiek z was w ramach jakiegoś chorego testu. - Głos Ottone’a był cichy, ale słyszalny dla jego towarzyszy. - Nie wiem, jakie mielibyśmy szanse stąd wyjść. Jeśli wszyscy mielibyśmy zginąć, to jestem gotów się poświęcić, ale tylko wtedy, kiedy nie będzie innego wyjścia z tej sytuacji - zastrzegł i przełknął ślinę. - Jakie mamy szanse na ucieczkę? Jest nas trzech, mamy broń - wyciągnął z kieszeni rewolwer. - Ich jest pięciu, a przynajmniej o tylu wiemy. Nie widzę innego wyjścia stąd, szans na ciche zniknięcie też nie.*

Luis po chwili wahania podszedł do towarzyszy i przemówił szeptem, upewniając się że nikt poza nimi go nie usłyszy.
- Ja to zrobię, wy musicie kontynuować dzieło. Podjąłem już decyzję. Zaraz spróbuję zniszczyć posąg, tylko rozejże się za czymś.
Odwrócił się i wolnym krokiem minął posąg zachowując możliwie duży dystans. Rozglądał się za jakimś narzędziem. Siekiera byłaby dobra. Właśnie pożałował że nie zabrał ze sobą dynamitu. Jedna laska rozwiązała by problem, choć z drugiej strony szansa pozostałych na wniknięcie w szeregi wroga zostałaby przekreślona.

- Nie wygłupiaj się Luis. Za stary jesteś na ofiarne jagniątko. - prychnął Prunier.
- Możemy podpalić stodołę i zwiać przez to okienko. Wystarczy przerzucić słomę pod wejście i podpalić. Jeśli zależy im na posągu będą próbowali się tu dostać. Dla niepoznaki możemy kilka razy wystrzelić, że niby walczymy.
Bertrand zastanawiał się na głos.
- Albo udamy, że jeden z nas zginął i dwóch pozostałych wyjdzie. Gonzaga przyjdzie sprawdzić i wtedy go załatwimy. Tylko że pewnie będzie się spodziewał podstępu. W sumie pierwszy plan lepszy. To jak? Louis sprawdź posąg, a ja i Ottone zrzucimy na dół trochę siana.
Zaproponował Bertrand odganiając natrętną myśl, że jeden z tych dwóch może być zdrajcą. Na wszelki wypadek starał się ich dyskretnie obserwować.

- Pierwszy plan brzmi sensowniej, bo będą bardziej zdezorientowani. To może zatrzeć przewagę, którą mają z racji tego, ilu ich jest. - Ottone ostrożnie skierował się w kierunku siana. Nie mogli zwlekać.

Zrzucenie siana nie stanowiło problemu. Ottone i Bertrand wspięli się po drabince na poddasze stodoły, które skrzypiało straszliwie i zepchnęli w dół zeschniętą trawę korzystając ze znalezionych na szczycie wideł i grabi.
Za to Luis czuł dziwną obawę zbliżając się do posągu. Jakby … jakby kamienne oczy obserwowały go czujnie, uważnie, drapieżnie. Im bliżej był tym uczucie to było silniejsze. Kamień - szary i porowaty, wyglądał jak skóra. Czarne oczy - lśniące i wilgotne, do złudzenia przypominały żywe. Posąg otaczała dziwna woń. Lekko kwaśna, lekko piżmowa, jak smród spoconego zwierzęcia. Słonia? Tylko Luis nie był pewny czy słonie w ogóle się pocą. A jak pocą, to czy pachną właśnie tak jak posąg. Luis bał się, bał się podchodzić bliżej. Tak jakoś … irracjonalnie.

Im bliżej podchodził Luis, tym posąg stawał się bardziej przerażający. Lecz czy na pewno był to tylko posąg? Paskudztwo wyglądało jakby zaraz miało zamiar zacząć się ruszać i ich wszystkich rozszarpać.
Gdy tylko kolejne kupy siana zaczęły spadać na dół, Deullin zrozumiał co za chwile się tu wydarzy i z pewnością nie chciał być w centrum tego piekła. Miał już wystarczająco paskudne wspomnienia związane z ogniem, więc podbiegł do drabinki i wspiął się na górę.
- Ognia? Zapytał, podpalając zawczasu nabitą fajkę.

- Dzięki, ale mam zapałki. - rzucił Prunier skręcając wiecheć ze słomy i podpalając go.
Zamierzał podpalić bele w kilku miejscach i wycofać się na górę do Louisa nieświadom rozterek kompana.
Ottone, otrzepawszy się przynajmniej częściowo z siana, zrobił to samo.

Do Luisa coraz bardziej docierało co zamierzają zrobić. Podpalenie szopy będąc w środku z sekundy na sekunde wydawało się mniej rozsądne. Czy nie zdawali sobie sprawy jak szybko rozniosą się płomienie? Jeśli tu zostaną chwilę za długo upieką się jak prosiaki. Tylko jabłek im brakowało.
Deullin wyciągnął rewolwer i podszedł do okienka, ostrożnie wyglądając na zewnątrz. Oceniał jakie sza szanse na wyjście tą stroną i możliwie nie połamanie sobie nóg.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline