Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2016, 02:20   #103
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Powie mu, tak po prostu. Prosto.. prosto.. prosto z mostu, o właśnie!

Opowie mu wszystko dokładnie, od samego początku w gabinecie tragicznie zmarłego szlachcica, aż po ostatnią rozmową z operową diwą. O Kręgu, o wężu zjadającym swój ogon, o alchemikach, o strachu i każdej innej niepokojącej tajemnicy jaką nazbierała od początku ich fałszywego narzeczeństwa. W trakcie tego wywodu Maur nie będzie miał nic do powiedzenia. Bo ona nie da mu dość do choćby jednego słowa. A już na pewno nie pozwoli mu odwracać swojej uwagi jakimiś zaczepkami, próbami podciągnięcia jej spódnicy czy.. czy skradnięcia gorącego pocałunku! Non, non, non. Rozmowa z nim na ten temat będzie już wystarczająco ciężka bez jego wtrącania się. Jedno potknięcia, a hrabianeczka skończy w jego silnych ramionach, otumaniona słodyczą komplementów i bez możliwości zrzucenia ciężaru sekretów ze swych delikatnych barków. Nie była to najstraszliwsza z perspektyw, ale chciała przekonać wszystkich ( przede wszystkim siebie ), że jest silniejsza od pokus szlachcica. Może później będzie czas na jakieś drobne czułostki. Jeśli będzie miała na nie ochotę, oczywiście.

Z takim bojowym wręcz nastawieniem, Marjolaine stanowczym krokiem przemierzała korytarze zamku d'Eon, aż ku drzwiom gabinetu ich właściciela. Wino przyjemnie szumiało w główce okolonej burzą pukli, jasnych i pięknych jak promienie słońca. Nigdy nie pijała wiele, bowiem ani nie przepadała za pełnym goryczy smaku takich trunków, ani też nie wyobrażała sobie robić jakichś.. niedorzeczności pod ich wpływem. Zwykle wypijała tylko tyle, ile wypadało w towarzystwie, lub do posiłku. Rzadko kiedy musiała sobie takim sposobem dodawać odwagi, wszak dotąd w swym wygodnym życiu miała niewiele sytuacji, którym nie potrafiłaby stawić czoła. Urodą, fortuną, pozycją, czy zawoalowanie prowadzoną rozmową. Ale przecież nic już nie było takie samo, odkąd popadła w te fałszywe zaręczyny z Gilbertem. Przez niego musiała sięgać po nową broń, lecz dzięki niej była teraz gotowa do odbycia tej ciężkiej rozmowy.

Uchyliła cichutko drzwi. Nie wiedziała czemu, może chciała mieć dla siebie ten element zaskoczenia. Być górą, już od samego początku.
Takie wypinanie się mężczyzny powinna od razu uznać jako obrazę, ale jakoś.. nie była do końca w stanie o tym teraz myśleć. Bowiem oto inne, niezwykle głupie myśli pojawiały się w jej główce. Myśli doprawdy niegodne kogoś tak wysoko urodzonego. Niegodne kobiety! Wszak nie była jakąś dzikuską, aby ręką próbować sięgnąć ku.. ku.. i potem.. go.. uh..

Drobne dłonie Marjolaine zacisnęły się mocno w piąstki, aż jeszcze bardziej pobielała na nich skóra. Wszystko przez to wino, ot co. Nie powinna była zawierzyć wyborowi tej obcej ochmistrzyni. Ale jeśli wszystkie trunki w tutejszej piwniczce miały takie działanie, to lubieżne zachowanie Gilberta przynajmniej miało swoje wytłumaczenie..

Miała także ochotę, aby zakraść się do niego i ponad ramieniem zobaczyć, co takiego przykuło jego uwagę. Jednak łatwo mogła sobie wyobrazić, że takie spoufalenie się mogłoby źle rozpocząć taką rozmowę. Non, non. Powinna się trzymać daleko od tego bezwstydnego Satyra.

-Cóż robisz, Maurze? Podziwiasz swoje włości na mapach, czy może znów coś knujesz? - postanowiła zapytać niewinnie, powstrzymując w sobie wszelkie nieodpowiednie ciągoty.
-Po trochu i to i to.. podziwiam także i twoje włości, choć… ich pokusa nie może się równać z pokusą która stanęła w mych drzwiach.- i to i uśmieszek i spojrzenie mężczyzny wręcz odzierające hrabiankę z szatek, a jego z wszelkiej przyzwoitości, świadczyło o tym że Maur zdrowiał.- Jak udała się podróż po do Paryża stroje? Mniemam, że ciekawie. Ja tymczasem złożyłem wizytę pewnemu jubilerowi, wielce się zapalił do obsypania twego ciała klejnotami w siateczkowej złotej osnowie. Ba, nakreślił nawet węglem pierwszy, dość surowy, szkic tego jakbyś w nich wyglądała.

-Naprawdę?
- błękitne oczęta rozbłysły panieneczce, jak gdyby to one były najdroższymi z klejnotów. Nagle bowiem przypomniał jej się ten rozkosznie przyjemny ciężar rubinów, w których nocą zatapiała swe palce. Nie domyślała się jednak, że Gilbert tak szybko weźmie się za przerabianie ich na biżuterię.
Nagle jednak, kiedy pierwsza radość przeminęła, pewna pochmurność wstąpiła na jej śliczne lico. I delikatny rumieniec, on także pojawił się na jej policzkach -Ale nie wspominałeś mu o tym w jakich.. okolicznościach mam być nimi obsypywana, prawda? Nie chcę, aby rozniosła się plotka pośród jubilerów, że hrabianka d'Niort przyodziewa ich biżuterię na.. na.. na nagie ciało.

-Nie wspomniałem też kto je ma nosić, tylko tyle że jedynie smukła młoda dama o wielkiej urodzie. Trochę za bardzo dosłownie to zrozumiał i dołożył nieco ciała na owym szkicu
- odparł Gilbert sięgając po jedną z kartek leżących na stole.- Niemniej myślę, że nie będzie to problem. W każdym razie rysunek wygląda obiecująco. Będziesz wyglądała jak Kleopatra.

Te słowa wzbudziły zachwyt hrabianki i rumieniec. Kleopatra często było przedstawiana wszak z odsłoniętym biustem i wężem. Z drugiej strony jej Satyr chciał ją namalować nago i… kto wie co zrobi przy okazji. Wypite wino pobudzało wyobraźnię Marjolaine i co gorsza… tłumiło naturalny dla niej w takich sytuacjach strach i wstyd. Bo i czyż może zrobić coś gorszego, niż to do czego się posunął wobec niej? Pomijając już wszak oczywisty fakt, że nic co uczynił jej nie było nieprzyjemne. A wprost przeciwnie…

-Jak Kleopatra? -powtórzyła Marjolaine nie tyle z niezrozumienia słów swego narzeczonego, co z chęci usłyszenia ich raz jeszcze. Bo i czyż Kleopatra nie tylko była jedną z najpiękniejszych kobiet jakie kiedykolwiek chodziły po świecie, ale także jedną z najpotężniejszych? Kochaną, podziwianą, pożądaną, przyprawiającą nawet mężczyzn o strach i drżenie. Panieneczka zdecydowanie nie miała nic przeciwko byciu przyrównywanej do takiej osobistości.
-Czy zatem to Ciebie czyni moim Markiem Antoniuszem? -chichot sam wycisnął się na jej wargach. Nie wiedziała co ją podkusiło, aby coś takiego powiedzieć. Zapewne wino przez nią przemawiało, a to było wręcz niedopuszczalne! Nie miała zamiaru gadać takich głupot. Odkaszlnęła sobie taktownie, po czym spojrzała na Maura nieco bardziej karcąco -Ale sądziłam, że najpierw przedyskutujesz ze mną kwestię tej biżuterii. Nie jestem przyzwyczajona do niespodzianek.

-Oui, zapewne Markiem Antoniuszem, choć równie dobrze widziałbym się w roli Juliusza Cezara.
- rzekł żartobliwym tonem szlachcic, podając hrabiance karteluszkę. -Jakże mógłbym omawiać z tobą mój prezent, non? Kompozycję obrazu, tło, miejsce… oui. Ale jakże ma cię olśnić sama biżuteria, jeśli będzie omawiany każdy jej szczegół?

Szkic podany przez narzeczonego zdecydowanie nie przedstawiał hrabianki. Rysunek był minimalistycznym szkicem sylwetki kobiecej, może i z małym biustem jak na standardy Gilberta, ale i tak większym od posiadanego przez Marjolaine. Sam rysunek niewiele mówił o detalach stroju z klejnotów, ale dawał ogólne wyobrażenie co wyglądu końcowego dzieła i poczucie egzotyki. Od góry była zaznaczona tiara i kolczyki, na lewej dłoni bransoletka… i tu kończyła się tradycja. Tylko te fragmenty biżuterii zapewne dałoby się nosić ze zwykłymi sukniami. Naszyjnik bowiem… zarys jego był misterną siecią spływającą po dekolcie „modelki” aż do brzucha, więc nie pasował nawet do najbardziej wyuzdanych dworskich kreacji, podobnie jak przepaska biodrowa okrywająca podbrzusze i wcale nie osłaniająca pupy. Bo też i te projekty, choć okrywające ciało to niczego wszak nie zasłaniały. Ani chybi pomysły Gilberta. No i jeszcze bransoletka na nogę, tuż powyżej kostki.

Hrabianka widząc siebie oczami wyobraźni w takim stroju, czuła jak robi jej się ciepło… a i jeszcze pokazać się tak Maurowi. Sama taka myśl budziła ogień w żyłach i przyspieszała bicie serduszka. A może to było wino? Kleopatra leżąca i przychodzący do niej na kolanach niczym żebrak Marek Antoniusz spragniony jej pocałunków. Półnagi, bowiem ośmielona winem hrabianka nie była w stanie, nawet w swej wyobraźni, całkowicie pozbawić swego kochanka ubrania. Ale… skoro ona musiała być golutka, to czyż podczas malowania Gilbert nie powinien być bez koszuli ? Wszak tyle razy ją obłapiał, pieścił i masował. Tyle razy pozwalała mu się dotykać. Czyż nie uczciwym by było, gdyby ona mogła dotykać jego tam, gdzie miałaby akurat kaprys?








-Oh.. to.. bardzo odważne, non? -zapytała ostrożnie panieneczka, nie będąc właściwie pewną jak powinna zareagować na ten pomysł. Zadziwiająco, nawet nie czuła się nim bardzo oburzona, co także musiało być sprawką tego słodkiego wina. Wręcz przeciwnie, czuła nienaturalne dla siebie podekscytowanie wizją bycia okrytą klejnotami. Nie spodziewała się przyjęcia roli Kleopatry, kiedy zgodziła się na te fałszywe zaręczyny z barbarzyńcą..
Przyglądając się szkicowi dotknęła opuszkami palców swe policzka. Gorący, czerwony pewnie też. Niedobrze, jeszcze Marjolaine straci grunt pod nóżkami. Od niechcenia więc zamachała karteluszką w powietrzu, mówiąc - Ale czy nie będzie zbyt ciężkie i.. wyzywające? Nie chciałabym wyglądać jak przebrana, ani by te Twoje świecidełka przyćmiły moją własną urodę, Maurze.

- Ależ moja droga… nie ma na świecie klejnotów, które mogłyby przyćmić twoją urodę
- mruknął Gilbert będąc już tuż za nią. Jego ręce oplotły ją w pasie tuląc do siebie zaborczo. Łobuz! Drań okrutny wykorzystał jej nieuwagę, by pochwycić zamknąć w klatce swych ramion. Znów ją trzymał, znów jego usta muskały jej szyję.- A jeśli klejnoty będą ci ciążyć, tooo… odepniemy parę z nich, non?
I jakże miała mu odpowiedzieć, wszak nie mogła nie przyznać mu racji co do swej urody. I jak miała się mu wyrwać, skoro już rozpływała się pod pieszczotą jego ust na swej szyi. Znał je słabości, a upojenie winem tylko je wzmacniało. Kto by pomyślał, że trunek tak słodki, będzie miał tak zniewalającą moc. A i samo fałszywe narzeczeństwo znacznie odbiegało od pierwotnych wyobrażeń hrabianki.

-Z pewnością nie będzie takiej potrzeby! -żachnęła się pośpiesznie hrabianeczka, aby nie było żadnych wątpliwości co do jej postawy względem tego.. aktu.
A i ta rozmowa zdecydowania zmierzała w nieodpowiednim dla Marjolaine kierunku. Jeśli zatonie w ramionach tego mężczyzny, jeśli rozsmakuje się w jego ustach, to całkiem przepadnie możliwość podzielenia się z nimi tymi straszliwymi sekretami. Panieneczka rozpłynie się pod jego lubieżnymi słowami, a później znów będzie chodzić z tym ciężarem na swych barkach. Non, non. Należało to zrobić dzisiaj. Teraz.
-Szukałam Cię w ważnej dla mnie sprawie, nie żebyś mógł znów zmarnować mój czas swoimi staraniami dostania się pod mój gorset i spódnicę -ponarzekała, tupiąc przy tym nóżką i policzki nadymając w niezadowoleniu. I próbie odnalezienia swej stanowczości.

-Muszę stanowczo zaprotestować. Moje próby nie są stratą czasu.- mruknął żartobliwie szlachcic i jego dłoń drapieżnie i stanowczo przesunęła się po podbrzuszu hrabianki przywołując wspomnienia rozpalające żar w ciele Marjolaine, zaś druga dłoń równie drapieżnie zaciskała się na dekolcie jej sukni, gdy wodząc językiem po szyi narzeczonej szeptał.- Ale… cały zamieniam się w słuch. Jakież to ważne sprawy trapią cię moja ptaszyno.

Marjolaine zagryzła delikatnie dolną wargę.










On wcale jej nie pomagał tymi swoimi.. swoimi.. umizgami, o! Nie tylko odwracał jej uwagę od powodu jej wizyty w jego gabinecie, ale także zasiewał w główce myśli, że może wcale nie musi mu o wszystkim dzisiaj mówić. Bo i jakże mogła mu cokolwiek zdradzić, kiedy on tak całował, tak obejmował jej filigranowe ciałko?

-Powinnam usiąść, nachodziłam się po tym Twoim zamczysku.. -westchnęła wymijająco, próbując jeszcze zdobyć dla siebie chwilę lub dwie na odnalezienie swej skamlącej stanowczości. Przechylała także główkę, aby uciec od ust swego narzeczonego, i dłońmi starała się odsunąć od siebie jego lepkie ręce -Czy.. czy oglądałeś już tę mapę, którą przyniosłam od monsieur de Foixa? Odkryłeś coś ciekawego?

- Czyż to nie jest kłopotliwe… uciekasz od tego, co pragniesz zaznać.
- Gilbert mocniej zacisnął dłonie na sukni hrabianki.- By potem tęsknić do tego od czego uciekłaś.
Cmoknął delikatnie płatek uszny dziewczęcia wypuszczając ją ze swych rąk.- Ale… na szczęście zjawię dziś u ciebie w nocy, by pozbawić cię zbroi.
Po tych słowach jego mina zrobiła się poważniejsza, gdy mówił.- A póki co odkryłem jeno, iż wszystkie były zbudowane przez Templariuszy. Ale kogo obchodzą dziś stare historie i bajki?

Panieneczka umknęła na kroczek z objęć Gilberta, po czym zerknęła na niego przez ramię. Niepewnie, czy aby on nie postanowi znów jej pochwycić silnie po podarowanej jej tak ulotnej chwili wolności. Nie spodziewałaby się po nim niczego innego, dlatego, aby nie zostać przez niego jeszcze bardziej rozkojarzoną, sztywno podeszła ku biurka. Obrzuciła spojrzeniem mapy, palcami musnęła ich brzegi -Zapewne obchodzą osobę, do której należała ta mapa, i która nakreśliła te wszystkie notatki, non? Chociaż nadal uważam, że nie ma niczego interesującego w tych ruinach na ziemiach mojej rodziny. Same gruzy..

- I ja uważam że są ciekawsze widoki na twoich ziemiach
- mruknął Gilbert wędrując spojrzeniem, a potem ruszając za nią.- Możliwe też, że właściciel mapy wie coś więcej, non?

-Roland zdradził tylko, że niektóre z nich znalazł u Etienne'a, a o reszcie nie mógł mi nic powiedzieć -odparła hrabianka wzruszając ramionami i obchodząc biurko, wykorzystując je jako mur przed straszliwymi łapskami swego niezaspokojonego narzeczonego -Czyżby to kontynuacja tych bzdur, jakoby markiz interesował się mną lub ziemiami w Niort? To cały czas jest niedorzeczne!
Gdy Marjolaine tak spacerowała po gabinecie, kiedy obruszała się na niemądre, choć niewypowiedziane insynuacja, jej ciałko zdradzało nazbierane w nim niepokoje. Uciekała wzrokiem, dłonie ze sobą splatała i oddychała nierówno.. co jednak z łatwością mogłaby wytłumaczyć gorsecikiem podkreślającym talię i ściskającym jej drobny biust.

- Jego niedoszła narzeczona zapewne mogłaby powiedzieć więcej, lub papiery w jego biurku lub…- wzruszył ramionami Gilbert wzdychając głośno.- Do niczego jednak nie mamy dostępu, więc nie ma jak drążyć dalej tą sprawę. Niemniej… nie miałaś przypadkiem siadać? Przed chwilą byłaś zmęczona?
I jego uwadze nie umknął jej spacer, choć pewnie dlatego, że wydawał się ją ścigać powoli podążając za hrabianką, gdy obchodził biurko dookoła.

-Oh.. oczywiście, że miałam. Wiem o tym! - odpowiedziała panieneczka żachnięciem, karcącym w swym naturze. Ignorując to bycie śledzoną, zbliżyła się ku fotelowi, w którym tak przyjemnie się zatopiła zaledwie kilka dni temu. Pamiętała, że pachniał Gilbertem, jak gdyby siedziała bezpiecznie w jego ramionach. Niestety, równie dobrze pamiętała te kuriozalne, niechybnie lubieżne obrazki oglądane na kartach jednej z jego książek.

Z szelestem sukni usiadła wygodnie. Nogi elegancko złączyła, a palcami nerwowo wygładziła otulające je falbany materiały. Czy powinna powiedzieć już teraz? Moment wydawał się być ku temu idealny, a ona wręcz czuła, jak pierwsze słowa cisnął jej się na usteczka. Ale nie mogła, nie..
Mon Dieu, czego tak bardzo się bała!? Głupiego węża i intryg na królewskim dworze?!

- Doprawdy? Dość długą drogę wybrałaś więc by zasiąść.- Gilbert usiadł bezpośrednio na biurku. Bardzo niepokojąco blisko niej. Właściwie miała go na wyciągnięcie ręki. Przy zbyt gwałtownej gestykulacji mogłaby zahaczyć dłonią o jego biodro lub udo. A on patrzył nieco z góry na nią, mając świetny widok na dekolt. To znaczy, miałby gdyby Marjolaine mogła się pochwalić kształtnym biustem. Na szczęście nie mogła, więc Maur niewiele mógł zobaczyć, ale i tak rozbierał ją swym lubieżnym spojrzeniem.
-Coś cię męczy ptaszyno? Poza twoimi zwykłymi obawami, że spodoba ci się to co planuję względem twej garderoby?- zapytał czule i żartobliwie zarazem.

Powolutku Marjolaine podniosła swój jasny wzrok na twarz mężczyzny, po drodze starając się.. zignorować inne części jego ciała, skryte pod ubraniem, mimo to nadal przyciągające uwagę. Czuła, że jej cała stanowczość rozpłynęła się jak śnieg w cieple wiosennego słońca, a wcześniej dokładnie przygotowany plan odegrania tej sytuacji odpłynął gdzieś w niepamięć. Pozostała jej tylko improwizacja, tak zdradliwa w przypadku Maura.

Gorsecik zatrzeszczał niebezpiecznie, gdy napięła go w głębszym oddechu. Uspokajającym, a jednak jej palce drżały zaciśnięte kurczowo na sukni.

-Czy.. ah.. pamiętasz tamten bal zaręczynowy Madeleine? -zaczęła ostrożnie i.. gwałtownie machnęła dłonią w powietrzu, uświadamiając sobie głupotę tego pytania -Naturalnie, że pamiętasz. Przecież wtedy wciągnąłeś mnie w to fałszywe narzeczeństwo. Ale czy pamiętasz jak.. jak.. -rozejrzała się szybko wokoło, po czym zniżając głos do szeptu, dodała -Jak poszliśmy do gabinetu Etienne'a?

-Oui… pamiętam.
- mruknął Gilbert zdziwiony jej słowami. Uśmiechnął się lekko dodając.- Pamiętam, że mnie zaskoczyłaś swoją śmiałością wtedy. Nie jesteś takim aniołkiem na jakiego wyglądasz ptaszyno.
Nachylił się lekko ku niej i pogłaskał po policzku dodając.- Jesteś… wyjątkowa.

-Ah.. to.. to.. oui...
-wymruczała niewyraźnie hrabianeczka, nieco rozkojarzona tym komplementem. Prawie już czuła grunt pod swoimi nóżkami, a tu nagle Gilbert znów musiał coś powiedzieć, znów przyprawił ją o gorący rumienień i drżący uśmieszek. Co za potwór straszliwy.
 
Tyaestyra jest offline