Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2016, 02:33   #104
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Znów uciekła od niego wzrokiem, aby nie rozpraszały jej te iskierki widoczne w jego wilczych oczach.

-Zatem jak Ty przeglądałeś księgi markiza, ja.. rozglądałam się po gabinecie i.. - znów zacisnęła mocno dłonie na drogim materiale swej sukni i napięła się cała -Oh, nie wiem co mnie podkusiło, Maurze! Znalazłam w kominku częściowo spalony list zaadresowany do Etienne'a! Pisano w nim o jakiejś zdradzie jakiej on się dokonał, o jego.. jego knowaniach i spisku wobec.. tego kogoś kto napisał ten list. Ale to wcale nie było najgorsze! Na pieczęci był wąż zjadający swój własny ogon, a pod nim.. pułapka – zadrżała cała, spoglądając na narzeczonego z taką intensywnością, jak gdyby chciała mu wszystko przekazać samym spojrzeniem, bez słów. Jakże to byłoby o wiele łatwiejsze! Starała się także wyłapać każdą jego, choćby najmniejszą reakcję na takie wieści, których ostatnią część wypowiedziała dramatycznym, przerażonym szeptem -Pułapka z trucizną, która go zabiła...!

- Ty... mała... podstępna… lisiczko
- każde te słowo było wypowiedziane z podziwem i zaskoczeniem. D’Eon ujął delikatnie podbródek dziewczyny i spojrzał jej prosto w oczy uśmiechając się.- A wydajesz się być tylko figlarną trzpiotką, której zainteresowania nie wychodzą poza modę i sztukę. Kto by pomyślał, że znasz tajemnice większości niedostępne.
Splótł ramiona razem dodając zamyślony.- Nikt tak naprawdę nie wie jak zginął Etienne. Poza jego zabójcą oczywiście i jak się okazało... tobą. Co więc zamierzasz zrobić z tą wiedzą Marjolaine?

Hrabianka przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami, po części z szoku po własnych słowach, ale też z zaskoczenia na reakcję Gilberta.







Ze spokojem, non.. wręcz z radością przyjął węszenie swojej narzeczonej za jego plecami. To wypełniło ją niezwykłą ulgą, która uwolniła ją z tego całodniowego napięcia.. w zamian napełniając paniką.

-Ja.. ja nie wiem! Nie wiem co mnie podkusiło, aby grzebać wśród rzeczy markiza! Nie powinnam była tego robić! Ale po prostu tam.. leżał ten.. ten list, z tym.. wężem.. i.. -pochylając się schowała swą śliczną twarzyczkę w dłoniach, przez co jej dalsze zwierzanie się zmieniło się ciche, urywane mamrotanie -Potem zaczęłam się jeszcze tym interesować, i wężem, i tajnym Kręgiem, do którego Etienne podobno przynależał.. -pokręciła główką, a potem rozcapierzyła palce i pomiędzy nimi popatrzyła na swego narzeczonego, u tego barbarzyńcy poszukując odpowiedzi i bezpieczeństwa -Nie powinnam o tym wszystkim wiedzieć, Maurze. Jak się ktoś dowie, to przecież także mogę dostać taki list z pułapką..!

Gilbert zamyślił się nad jej słowami. Przymknął oczy pocierając podbródek. Trwał tak chwilę zasępiony, nim przyznał jej rację.- Oui… Mogą spróbować. Mogą też znaleźć inni sposób. Co to właściwie za tajny krąg i o co chodzi z tym całym wężem? Nadal nie powiedziałaś mi wszystkiego co wiesz, nieprawdaż?
Klęknął przed siedzącą hrabianką. Jego dłonie spoczęły na jej udach, które powoli masował przez materiał sukni.- Ależ oboje dobrze wiemy co cię podkusiło, mademoiselle. Ten dreszczyk ciekawości jaki towarzyszy poznawaniu tajemnic sekretów. Ta żądza przygód i śmiałość ukryta głęboko pod gorsetem dobrego wychowania.
Uśmiechając się bezczelnie zbliżył twarz ku hrabiance.- Teraz za późno by się bać. Zresztą czyż warto? Myślisz, że pozwolę by ktoś zranił mój klejnot. Porwał zdobycz… non… Nie pozwolę cię ni zabrać ni skrzywdzić.

Hrabianeczka.. lśniła, niczym najczystszy i najjaśniejszy klejnot. Z radości, z ulgi, z pozytywnego zaskoczenia. Z tych wszystkich cudownie orzeźwiających emocji, które wypchnęły z jej ciałka niepokój, a barki uwolniły od męczącego ciężaru tajemnic. Gilbert nie był na nią wściekły, za tak długie trzymanie tych informacji w sobie. Nie sprawiał także wrażenia, jak gdyby odkryła także i jakiś jego sekret, choć jego związek z alchemią nadal pozostawał dla niej zagadką.
Miała ochotę zarzucić mu ramiona na szyję, lecz wiedziała jak łatwo mógłby taki gest wykorzystać przeciwko niej. Szczerość szczerością, jednak nadal nie chciała mu ułatwiać dobierania się pod swoją spódnicę. Próbowała zatem ukryć przed nim swe szczęście, co z pewnością byłoby łatwiejsze, gdyby tak nie promieniała..

-Giuditta mówiła.. -urwała uświadamiając sobie, że narzeczony niekoniecznie może znać tę operową diwę, bądź nie wiedzieć o jej przyjaźni z Marjolaine -Moja przyjaciółka, której jedynej się zwierzyłam z posiadania tej wiedzy. Mówiła, że u swego.. wielbiciela widziała portret, na którym wraz z córką miał sygnety z tym wężem pożerającym własny ogon. Zdołała się od niego subtelnie dowiedzieć, że to symbol jakiejś tajnej loży masońskiej. Należą do niej nie tylko wybrani szlachcice, ale także jacyś ludzie z bliskiego otoczenia króla! Podobno jest wśród nich także mag potrafiący mówić głosami umarłych, ale.. -spojrzała na niego przekonana, że wyśmieje te słowa, że potwierdzi absurdalność takich niemądrych opowieści -To niedorzeczne, non?

- Nie wiem. “Są takie rzeczy w niebie i na ziemi, o których się nie śniło waszym filozofom.”
- odparł szlachcic zamyślony nad jej słowami.- Czytałem w księgach o ludziach, których zwą fakirami, a którzy potrafią chodzić po rozgrzanych węglach czy nawet sypiać na łożu z gwoździ. Nawet w biblii jest jakaś wieszczka z Endoru.
Wzruszył jednak ramionami.- Ale nie boję się kogoś kto potrafi rozmawiać z truposzami, o wiele groźniejszy jest ten, kto celuje z pistoletu w mą stronę.

Dłonie mężczyzny nadal pieszczotliwie wodziły po udach hrabianki, a on sam nachylił głowę ku jej piersiom i bezczelnie muskał wargami dekolt Marjolaine, przyspieszając jej oddech i znów czerwieniąc jej liczka. Była w pułapce, przygwożdżona do fotela swoim wybrankiem. A co gorsza czuła rosnące ciepełko w podbrzuszu, które pobudzało w jej ślicznej główce nieprzyzwoite wspomnienia z poprzednich nocy.

- Tajemne stowarzyszenia ezoteryczne są teraz modne w Paryżu. Wielu szlachciców, ba… mieszczan nawet bawi się takie konspiracje.- mruczał wodząc ustami po dekolcie uwięzionej w fotelu hrabianki. Łotr jeden… wszystko zaplanował! Ale ciężko się było złościć czując przebiegające po skórze przyjemne dreszcze. No.. może po następnym pocałunku hrabianka zacznie go strofować, albo po kolejnym. Może?
Bo przecież czuła się tak bezpieczna i tak przyjemne były te usta wędrujące po jej obojczykach i dekolcie sukni… i wszak Maur czynił wobec niej już bardziej skandaliczne rzeczy.

-Giuditta radziła.. - i znów to zająknięcie się, znów urwanie wypowiadanego wątki przez ptaszynę zamkniętą w potrzasku ust swego narzeczonego. Może i już zdołała wydusić przed nim te trzymane w sobie sekrety, ale nadal nie była gotowa na takie bycie.. rozkojarzoną. Nie kiedy jej główka nadal pełna była pytań bez odpowiedzi, a sprawa z niebezpieczną wiedzą nierozwiązana.
Wbijała się zatem pleckami w fotel, starając się oddalić od Gilberta. Jednocześnie rękami sięgnęła ku jego ramionom, opierając na nich dłoni i próbując go od siebie odsunąć. Albo przynajmniej nie dopuścić do dalszego zbliżania się.

-Radziła, abym najpierw zdobyła jakieś dowody, przed dalszym rozpowiadaniem o tym całym Kręgu. Ale przecież najbezpieczniej byłoby po prostu o nim milczeć, prawda? Nie może dotrzeć do żadnego z tych arystokratów, że coś wiem o ich podejrzanym zgromadzeniu.. - ciężkie westchnienie wyrwało się z usteczek Marjolaine -Nie można też już tego nazwać byle zabawą, Maurze! Nie kiedy ludzie giną przez tego węża i jakieś jego sekrety! Najpierw śmierć Etienne'a, potem jakiegoś powiązanego z nim, starego szlachcica, a później ukrywanie się de Aveniera, który podobno okrył jakiś spisek na samego króla! - gdyby nie miała już zajętych rąk, to niewątpliwie teraz załamałaby je nad swoją przesadną ciekawością -A jeśli to wszystko jest ze sobą powiązane i ja też.. się o tym dowiedziałam?

- Hmmm… to skomplikowane. Zawsze możemy wyjechać do Hiszpanii. Wyjechać i zniknąć gdzieś wśród wzgórz iberyjskich, albo ukryć się w Wenecji, albo… na północy… w owej Polsce. Akurat jest okazja by wrócić do niej z ambasadorem tego kraju. Oznaczałoby to dobrowolne wygnanie z Francji
- Gilbert zaprzestał tych pieszczot wpatrując się w oczy hrabianki.- Ucieczka cię czeka Marjolaine, bo jeśli ci… sekciarze uznają cię za zagrożenie, to rzeczywiście będziesz w niebezpieczeństwie. Ucieczka lub…- tu zamyślił się przedłużając wypowiedź.-... lub walka. Odkrycie spisku, zdobycie dowodów i wykorzystanie do zdeptania głowy węża. Zakrywanie oczu to krótkowzroczne posunięcie, moja ptaszyno.
Uśmiechnął się łobuzersko.- Udawanie że nic się nie wie, może być wygodne i względnie bezpieczne przez jakiś czas, ale w końcu… skończysz w takiej sytuacji jak teraz. Przyszpilona do fotela bez możliwości ruchu, bo… chyba nie sądzisz że cię teraz wypuszczę, moja ptaszyno.

-U.. ucieczka?
- powtórzyła Marjolaine, której zaskoczeniu nie było granic. Ani przez moment nie przeszło jej przez myśl takie rozwiązanie swojego problemu. Bo i jakże przecież ona, arystokratka z krwi i kości, z dziada pradziada, mogłaby opuścić ukochaną Francję, aby osiąść w jakimś barbarzyńskim, prostackim kraju! A jeśli byłaby tam.. mon Dieu, jeśli byłaby tam nikim?! Jeśli jej pozycja nie miałaby tam żadnego znaczenia, i musiałaby wieść żywot.. zwykłego dziewczątka u boku swego Satyra? Non, non, non. To brzmiało gorzej niż śmierć przysłana listem.
-Non, nie mogę uciec! Nie mogę wszystkiego tutaj zostawić, aby uciec do jakiegoś.. jakiegoś.. prymitywnego kraju! Nie dam się tak przestraszyć żadnemu wężowi! -obruszyła się, chociaż drugi pomysł, ten z walką, także nie do końca przypadł jej do gustu. Nic zatem dziwnego, że jęknęła sobie cicho i cierpiętniczo -Żałuję mojej ciekawości i tego, że znalazłam resztki tamtego listu!

-Więc zamierzasz walczyć… zamierzasz zbadać sprawę do końca, moja ptaszyno.
- wymruczał cicho Gilbert spoglądając na zafrasowane oblicze hrabianki. - Zatem musimy też i wrócić do lekcji strzelania z pistoletu, non?

Panieneczka prychnęła sobie gniewnie.
-To powinno być zajęcie tylko dla muszkieterów. Albo po prostu dla mężczyzn -zamarudziła krótko, niezbyt ucieszona wizją ponownego trzymania broni w swych delikatnych dłoniach. Zbyt dobrze jeszcze pamiętała ciężar pistoletu, którym musiała się bronić przez bandytą.
-I ja nie wiem jak mogłabym się dowiedzieć czegoś więcej o tym całym Kręgu i jego spiskach. Póki co wszystko co wiem powiedziała mi Giuditta, a przecież nie mogę jej narażać na dalsze niebezpieczeństwo! Żadne tajemnice nie są tego warte, Maurze – słabość budziła w Marjolaine wiele przedziwnych chęci. Nie tylko jak ta wcześniejsza, kiedy prawie zarzuciła narzeczonemu ramiona na szyję, ale także i teraz gdzieś w głębi pragnęła.. ckliwej czułości, mogącej ją choć trochę pocieszyć i uczynić świat odrobinę lepszym. Ale jedyne co zrobiła, to ostrożnie spojrzała szlachcicowi w te jego ciemne, wilcze oczy -Co.. co Ty byś zrobił?

- Sam bym zbadał sprawę. Znalazł winnych… działał. Czekanie na ruch przeciwnika, zazwyczaj bywa kiepskim wyborem.
- mruczał Maur uśmiechając się zawadiacko. Wyraźnie zamyślił się mówiąc. - A na razie… może uda się mi ugadać ambasadora na tyle, by jeden z podległych mu został rycerzem mojej narzeczonej i pilnował jej zgrabnej pupci.

Tymczasem ręce jej osobistego łotra, zsunęły się całkiem w dół. Dłonie szybko pozbawiły jej stopy pantofelków, a silne palce zaczęły masować jej stópki i kostki. Trochę z łobuzerskim uśmiechem dodał.- Znam wiele panien z dobrych domów, co potrafią posługiwać się pistoletem, a i… każdy szlachcic z tej Polski powie ci, że i wiele szlachcianek potrafi machać chwacko tymi krzywymi pałaszami których używają.

-Czy to nie Ty powinieneś być moim rycerzem? Próbujesz zrzucić ten obowiązek na kogoś innego?
- zapytała Marjolaine, nadymając przy tym lekko usteczka w dziecięcym wyrazie niezadowolenia i grymaszenia. Może i była młodą kobietą o ładnie zaokrąglonym ciele, ale życie pod kloszem luksusów nie do końca nauczyło ją zachowań dostojnych matron. Ale może w tym właśnie był jej urok. I w tym jak się rumieniła, kiedy czuła na sobie dotyk tego barbarzyńcy. Nie próbowała wyrwać swych nóżek spod jego dłoni, ale swoje własne palce zacisnęła nerwowo na falbanach sukni.

- Ja jestem tym straszliwym łotrem, który nie opuszcza twych myśli za dnia, a twej alkowy podczas nocy- odparł łobuzersko Gilbert masując z pietyzmem stopy dziewczęcia.- Jako rycerz winienem się zachowywać honorowo i grzecznie, non? Czyż wtedy nie stałbym się… za nudny dla ciebie?
Po czym dodał poważniejszym tonem.- Będę czuł się też spokojniejszy, jeśli ktoś jeszcze będzie czuwał na straży bezpieczeństwa. Zwłaszcza ktoś bijący się jak diabeł niemal. No i… będę czuł się bezpieczniejszy, jeśli nie będziesz bezbronnym kwiatuszkiem. Tylko różyczką z kolcami.
Spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.- Kolor już masz zresztą odpowiedni. Uroczo się czerwienisz, moja ptaszyno.

Arystokratka, ta przecież o krwi błękitnej stawiającej ją ponad zwykłymi ludźmi, uciekła w bok spojrzeniem niczym nieśmiałe dziewczątko pod siłą męskich słów. Nie potrafiła sobie radzić z barbarzyńskim Maurem, ale troskliwy i ciepły Maur był jeszcze gorszy. Jeszcze łatwiej wyprowadzał ją z równowagi, bo przecież nie mogła na niego nakrzyczeć za dbanie o jej bezpieczeństwo, non?

Czuła jak jej policzki barwą jeszcze bardziej upodabniają się do róż, które przecież kiedyś sam Gilbert jej przesłał.
-Może w takim razie.. może mój petit chevalier? -zaproponowała, pamiętając jak honorowym i po prostu grzecznym wydawał się ten niepozorny szlachcic z odległego kraju -W końcu pokonał tego łotra, który mnie zaatakował tamtego wieczoru. Nie znam innych ludzi ambasadora, nie wiem czy wśród nich nie znajduje się kolejne takie.. zwierzę.

-Postaram się aby to był on, ale miło by było, gdybyś… sama wspomniała ambasadorowi przy jakiejś niewinnej rozmowie, non? O lęku o swe życie i o… wierze pokładanej w petit chevalier?
- sugerował Gilbert, gdy ruchy jego dłoni robiły się coraz mniej niewinne. Bo przeszły z kostek, na łydki dziewczęcia masując je pod suknią. Oburzające! Ale czegóż innego się spodziewała po swym ulubionym łotrze?

-Oui. Przecież nie odmówi narzeczonej swojego gospodarza, non? -Marjolaine uśmiechnęła uroczo, jak to ona, ale także z lekkim pazurem kryjącym się za tym uniesieniem kącików ust. Ambasador mógł mieć talent do unikania odpowiedzi swoimi niewiarygodnymi historiami, ale ona była harbianką d'Niort. Jej się nie odmawiało.

Niezwykle przyjemne było to co robił swoimi dłońmi. Czuła się jednocześnie podekscytowana, zdenerwowana i mocno zafrapowana dalszym rozwojem sytuacji. Wzbraniała się może przed powtórzeniem tamtej.. tamtej nocy, jednak lubiła przyjemności. A on swymi pieszczotami przyprawiał ją o takie drżenie i leniwie ciepło rozchodzącej się po drobnym ciałku.

Milczała odprężając się i zbierając myśli, nim po dłuższej chwili zdecydowała się podzielić nimi z Maurem.
-Czy myślisz, że.. to domniemane zainteresowanie mną Etienne'a, te mapy odnalezione u niego z zaznaczonymi naszymi posiadłości, te kobiety znalezione w Sekwanie i jego.. -non, nadał nie czuła się komfortowo mówiąc o zabójstwie markiza -Jego śmierć z rąk Kręgu, są ze sobą powiązane? Że naprawdę mógł być wplątany w jakąś paskudną intrygę?

- Był ważną figurą w Wersalu. Z pewnością był zamieszany w wiele intryg, moja ptaszyno
- odpowiedział spokojnym tonem Maur i uśmiechając się dodał.- Im bliżej jest się króla, im więcej ma się władzy, tym bardziej jest się oplątanym taką siecią interesów i knowań. A Etienne… był taką osobą.
Spojrzał z łobuzerskim uśmiechem na oblicze hrabianki nie przerywając przyjemnej wędrówki palców po łydkach Marjolaine.- A ty… jak widzę… lubisz mieć kochanka u swych stóp, non? Powinienem się był tego spodziewać, więc… może wieczorem, gdy będziesz już w łożu na mnie czekała, zastosuję na twym ciele pieszczoty, które z pewnością uznasz za przyjemność.

Marjolaine pokręciła głową z rozbawieniem. I zadowoleniem także. Te słowa szczerości z jej strony niczego nie zmieniły w nastawieniu mężczyzny do niej. Nadal kusił, nadal pożądał, nadal był niepoprawnym lubieżnikiem próbującym tylko wkraść się do jej łoża. Może rzeczywiście miał się okazać jeszcze bardziej troskliwym od teraz, ale to przecież było lepsze niż wściekanie się na jej dotychczasowe milczenie. Tyle nerwów, ale nie mogła sobie wyobrazić lepszego zakończenia.
Pozostawał jedynie jeden problem, który nie dawałby później panience spokoju.

-Maurze... -mruknęła niepewnie, a chociaż zawierciła się niespokojnie w fotelu, to nie uciekła nóżkami od dłoni swego narzeczonego -Nie zrobisz niczego głupiego z tym co Ci powiedziałam, prawda? Nie spróbujesz znowu wkraść się nocą do posiadłości nieboszczyka, nie będziesz się narażał temu Kręgowi, ani.. ani nic takiego?

-Czyżbyś się bała o moje bezpieczeństwo, Marjolaine?
- zapytał mimochodem szlachcic swymi dłońmi przesuwając się wyżej. Przez chwilę muskał kolana hrabianki, by wreszcie zacząć pieścić jej uda, pod niepokojąco podwiniętą suknią. Co prawda zaciśnięte nogi dziewczęcia nie pozwalały mu się dobrać do intymnego obszaru bielizny Marjolaine, ale… pokusa, by rozchylić nóżki była duża. Suknia zdawała się więzić obecnie hrabiankę d’Niort, oddech jej był przyspieszony. Za dalece pozwoliła mu się posunąć, by teraz nie odczuwać efektów jego niecnych działań.- Nie czynię żadnych obietnic, ale też i nie planuję żadnych niebezpiecznych eskapad, bez wcześniejszych konsultacji z tobą. Odpowiada ci taki układ, moja ptaszyno?

-Oui
-odparła hrabianka, uśmiechając się przy tym promieniście. Nie potrzebowała już niczego więcej, oprócz oczywiście tych wszystkich błyskotek obiecanych jej przez Gilberta. Nagle poczuła, że może naprawdę wszystko się zacznie jakoś układać, skoro nie będzie już musiała mieć przed nim takich tajemnic.
Była ucieszona, lecz nie na tyle, by pozwolić mu na bezwstydne zmacanie się tu i teraz. Kurczowo więc zaciskała palce na sukni otulającej jeszcze jej uda. A chociaż nóżki trzymała ciasno jedna przy drugiej, to uniosła nieco stópkę wyciągniętą z pantofelka, jak gdyby wsparciem się nią o Maura chciała powstrzymać go przed dalszymi zapędami. Psota tego działania odbijała się w jej błyszczących oczkach.
-Czy dzisiaj w nocy znowu pokażesz mi kolejne sekretna przejścia i komnaty Twojego zamku? -zapytała, bawiąc się tak figlarnie z tym wilkiem. Drażniła się, co nigdy nie było bezpieczne w jego towarzystwie.

-Z pewnością znajdziemy jakiś zakątek… ukryty przed oczami innych. Gdzie będziemy sami i będę mógł… zająć właściwie twymi… pragnieniami.- słowom Gilberta towarzyszył pomruk drapieżnika. Było to wywołane fakt, że próbując utrzymać swego narzeczonego z dala od siebie natknęła się na… wypukłość. Ocierając się o nią stópką, powoli orientowała się co dotyka, a to tylko sprawiało, że Marjolaine robiło się bardzo cieplutko. Wspomnienia wcześniejszych nocy budziły się w niej, gdy zorientowała się że jej ukochany jest w pełni gotów do podboju jej ciała. Co gorsza… ona też czuła, że jej ciałko jest gotowe oddać się owemu podbojowi.
Kiedy zmieniła się w tak lubieżną istotkę? Wszak nie tak dawno temu śmiałaby się z Lorettą z tych ulegających żądzy szlachcianek.
 
Tyaestyra jest offline