Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2016, 18:06   #3
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Volund

Elin wróciła do siebie stojąc gdzieś pomiędzy chatami. Uciekła? Rozejrzała się niepewnie, zauważając przy okazji, że ma na sobie nową suknię. Sięgnęła do włosów i rozsupłała ciasno spleciony kok z cichym westchnięciem. Nie wiedziała co wydarzyło się po krzyku Volunda ale musiała to z nim wyjaśnić… Rozejrzała się ponownie i ruszyła w poszukiwaniu berserkera.
Nie było go jednak w niskich chatach, blisko wozów, nie pożywiał się na nikim obecnie. Gangrel zawsze przebywał w okolicy cywilizacji i jedynie sen jego miał miejsce w dziczy, nie wiadomo gdzie. Z jakichś przyczyn nie było nigdzie w okolicy, tego była pewna. Pytaniem brzmiało, dokąd… po co miałby udać się poza Jelling.
Nie widziała też nigdzie w okolicy Freyvinda i Gudrunn. Czyżby ją coś ominęło ważnego? Wioska już prawie cała we śnie pogrążona była i na zewnątrz nikogo pytać o to gdzie podziali się aftergangerzy. Okrążyła więc Jelling szukając jakiś świeżych śladów mogących ją naprowadzić ku Volundowi. Bystrooka volva bardzo szybko dostrzegła, może nie wyraźne ślady bosych stóp, ale to odcisk w śniegu, to przygiętą, więdnącą trawę co ją słońce musiało spod białego całunu zimy odsłonić, to gałęzie połamane. Pogrobiec nie był jak wilcza Gudrunn, pomimo jego siły nie było w jego ruchach gracji ani precyzji. Jak niedźwiedź zdawał się kroczyć przez życie, dosłownie i w przenośni.
Elin widziała też drobne rzeczy, które przeoczyłby kto inny. Połamane były gałęzie nie broniące drogi rozchybotanym krokom. Gdzieś był ślad, jak gdyby ktoś upadł. Jakkolwiek dziwne się to zdawało, wyglądało, jak gdyby Volund szedł w bólu, jak raniony tej nocy gdy z woli Odyna tylko ocaleli na polanie, a nie silny i niewzruszony jak podczas rozmowy którą pamiętała aż…
Lecz ślady wskazywały jednoznacznie.
Zdziwiona podążała za nimi ostrożnie nasłuchując przy okazji czy przypadkiem Gangrel nie znajdzie się zaraz przed nią. Mógł nie chcieć jej widzieć ale ona widząc tak niepokojące ślady, nie umiała po prostu odwrócić się i wrócić do wioski. Szła więc ponownie sama przez las najciszej jak potrafiła. Dotarła w pobliże niewielkiej niecki przez którą strumień przepływał, tak, że wespół ze śniegiem roztopionym czyniło się coś na miarę wylewiska jak najdrobniejsze z jezior.


Z daleka jeszcze między drzewami dostrzegła Pogrobca. Przypomnieć sobie mogła obsesję berserkera na punkcie czystości. Pierwszy raz jak zobaczyła go w Ribe, umarłe ciało wciąż jeszcze mokre było od kąpieli wziętej zapewne na chwilę przed przybyciem na thing. Tak i teraz stojący na brzegu berserker cały ściekał wodą, włosy i broda jego ściągnięte były i sperlone kroplami. Powoli, krok po kroku wychodził z wody, jednak wyraz twarzy nietęgi jakiś i ostrożne kroki - i zmysły stępione chyba bólem, jako że volvy nie widział, nie słyszał jeszcze - świadczyły, że w bólu jest jakimś.
Wyszła spomiędzy drzew starając się tym razem, by było ją dobrze słychać, żeby nie zaskoczyć berserkera.
- Volundzie? - Zapytała przyglądając mu się z troską i próbując odnaleźć jakieś nowe rany. - Wszystko w porządku?
Otworzył oczy jeszcze sekundę zbolałe nim oblicze skamieniało jak maska. Nie mogło jednak ukryć na bladym, dotychczas nieskazitelnym ciele, widocznym jakoś wyraźniej i odcinających się żył, pociemniałych… najdelikatniej. Lecz wciąż jak omen czegoś, jak początek. Choroby…?
Jeszcze na chwilę zamknął oczy i widziała po jego obliczu i bezruchu i wysiłku niewidzianym, że ciało jego walczy z źródłem bólu. Podówczas je otworzył i spojrzał na nią już całkiem przytomnie. Chwilę patrzył na volvę zwyczajnie już lunatycznym wzrokiem, nim jego umysł cofnął się o tę chwilę w czasie i pytanie jej ze stojącą przed nim kobietą zdołał jednak powiązać.
- Tak. - odparł w końcu lakonicznie, patrząc nieodgadnienie na wampirzycę.
Nie mogła spodziewać się innej odpowiedzi, to było takie typowe. Westchnęła bezgłośnie uznając, że nie ma sensu kontynuować tematu i skinęła lekko głową dając znać, iż przyjmuje odpowiedź.
- Chciałam wyjaśnić naszą ostatnią rozmowę… - Zaczęła ostrożnie, nie wiedząc w zasadzie czy cokolwiek więcej mówiła, czy nie.
- Proszę. - poprosił gestem by podeszła obok, samemu już raźniej wychodząc na brzeg, ewidentnie nie nosząc nawet śladów czegokolwiek co weń wstąpiło w Jelling.
Podeszła niepewnie do niego jakby ciągle zawstydzona nagością Gangrela.
- Przyjemna kąpiel? - Zapytała nagle.
- Gdybym jeszcze żył. - odpowiedział całkiem szczerze - Teraz służy ona jedynie szacunku i godności. Nie ma w tym przyjemności. - odpowiedział, pochylając odrobinę głowę, wcale nie zawstydzony wpatrując się w rozmówczynię tak samo intensywnie, jak zawsze.
Pokiwała delikatnie głową i w końcu odważyła się spojrzeć w oczy Volunda.
- Nie jestem na tyle naiwna, by wierzyć, że nam przebaczą… - Zaczęła. - Po prostu mam nadzieję, że uznają, iż dosyć już rozlewu krwi… To co zrobili w Ribe… - Pokręciła głową ze smutkiem. - I to tylko dlatego, że mieszkańcy pozwalali rządzić jednemu z nas… - Głos jej scichł. - Po prostu mam nadzieję, że uznają, iż warto powstrzymać dalszą walkę, by nie ucierpieli także ich ludzie…
- Mieszkańcy… - skinął głową - Pozwolili rządzić jednemu z nas, który poprowadził hird spośród nich, byśmy wszyscy dokonali czegośmy dokonali, gdy władca Ribe nie sprzeciwił się woli Freyvinda. Z jakichkolwiek przyczyn. Bez mieszkańców Ribe, ta rzeź nigdy nie miałaby miejsca. - berserker powiedział spokojnie, i w sposób tak nonszalancki, tak jak gdyby mówił o pobocznym temacie, tak… rzeczowo o życiach tylu zasadniczo niewinnych… dla niego współwinnych? Że ciężko było uwierzyć, w jego adorację dla dobroci volvy.
- Ale to oczywiście nie ma znaczenia. Nie wybaczą nam z innych przyczyn. A im… nie pozostało nic innego jak rozlew krwi.
Zdziwienie błysnęło w błękitnym oku na taką reakcję berserkera.
- Wiem czym dla nich jesteśmy… - Rzekła jednak. - Widziałam to…
- Ja nie widziałem… - na to przekrzywił głowę Volund, z zaciekawieniem - Czymżeśmy dla nich?
- Śmiercią… Niewiele różnimy się od tej bestii cośmy jej wczoraj pomogli.
- Jesteśmy śmiercią. - odparł z naciskiem Pogrobiec - ...i czymś jeszcze. Umarliśmy, a po przebudzeniu w nas żądza krwi, a krew życiem. W naszych sercach bestia. Nie jesteśmy ludźmi. - wyszeptał z naciskiem, równocześnie jakimś gestem mimochodem wskazując w stronę, z której mniej-więcej byłoby na wprost ku polanie - A oni są bestiami, i oni również nie ludźmi. Są ludzie i bestie. Lecz… oczywiście. - przerwał na chwilę, zerkając na odbicie swoje i Elin w wodnej toni - To, że nie czujemy już przyjemności innej jak krew, to, że żywych nam trzeba jako ofiar… - powiedział z pewną niechęcią, względem samego siebie chyba - Faktu nie zmienia, że czujemy, jak czuć mogliśmy za życia, i myślimy również. I dlatego krew dalej przelewana będzie.
- Obyś się mylił z tym rozlewem krwi… A tamto miejsce… - Spojrzała w stronę polany. - Być może będą w stanie oczyścić dzięki mocy Sol…Chciałabym móc im chociaż tyle powiedzieć. - Westchnęła cicho.
- Wątpię w to, teraz, gdy i Freyvind na oczy przejrzał i wie, że jedyna nadzieja nie nas nawet, a Danii, w śmierci ich wszystkich. - odparł Pogrobiec z jakąś złowrogą obojętnością, i chłodem - I nie zawahamy się im jej nieść. Tako zapewne i Agvindur, gdy do Ribe przybędzie, choć nie z rozsądku a bo… on sam również nie wybaczy.
Zagryzła wargi i w toń wody się wpatrzyła nie znajdując słów więcej.
- Dlaczegoś zdziwiona? Ty jedna powinnaś rozumieć… i czuć, że tak musiało mieć miejsce. Z drugiej strony… - zastanowił się.
- Widziałem brankę… w Ribe. Jej skóra jak kora drzew. Jak skały ziemne. Znasz jej imię?
Spuściła wzrok nie chcąc by Volund ujrzał poczucie winy dławiące ją od wnętrza ale na pytanie uniosła spojrzenie zdziwiona.
- Garima.
- Garima… - wypowiedział, na chwilę patrząc ponad głową volvy, jak gdyby próbował nowego języka, dotykał koniuszkiem palców, smakował słowo i zeń próbował zrozumieć więcej, co oczywiście poza zasięgiem jego było. Gdy oczy powróciły leniwie na volvę, były już karmazynowe.
- Myślisz, Elin, że mogło tak być, że w odległej wiosce Garimy, lub mieście, gdzie ludzie o skórach jak kora drzew i skały ziemne, ktoś mógł kiedyś ją zwać Słoneczkiem? - berserker zapytał miękko, przyjemnym tonem głosu i bezlitośnie w wymowie.
Twarz volvy zdawała się bledsza niż zazwyczaj. Gangrel mógł dostrzec w błękitnym oku, że wieszczka doskonale wie do czego on zmierza.
- Być może… - Odparła niepewnie.
Gangrel znów mówił z pasją, z gniewem, może to krew Freyvinda sprawiła, że w tej chwili tak się jawił, jakby złość jakaś dawała słowom jego siłę, choć nie była na volvę skierowana… cała.
Przynajmniej nie krzyczał.
- Jak wiele branek? Jak wiele łupów? Jak wielu pomordowanych? Jak wiele zbeszczeszczonych? Miejsc świętych i kobiet? Od Anglów po prawie sam Konstantynopol, Paryż złupion, a teraz dziw wszystkich bierze, że nienawistni wyznawcy Zachłannego przybywają pod nasze progi niosąc przemoc. Świat cały żyje w strachu, lecz co dla nas chwałą, dla nich krzywdą, a za pewien czas… oni przyjdą do nas, odpłacić. Gdy już skończym się wzajem mordować, jak z lupinami. - uspokoił się, na koniec, bacząc Elin bardzo uważnie wzrokiem.
- Za każde jedno Słoneczko, im, lub światu żywych, skradzione.
- Świata całego sama, jedna nie uratuję… Mogę próbować jedynie, to co w mym zasięgu jest… - Odrzekła cicho z powagą. - Choć widzisz jaki tego efekt, gdym spróbowała nawet tak malutki kawalątek ocalić. - Dodała z goryczą. - Nie zawrócę biegu Sol.
- Nie. Lecz przynajmniej próbowałaś. Potrzeba ci dostrzec jedynie, że jak bieg Sol poza twymi rękoma, tak tej wojny powstrzymanie. I o Frankach myśleć. - wyjaśnił - Morza należą do drakkarów, lecz oni nadejdą lądem. Mi podobni ich powstrzymywać spróbują. Lupini… - sam też w stronę polany wzrokiem na chwilę powiódł - ...ochroniliby ten niewielki Danii wycinek, który był ich. Albowiem nie są zdobywcami. Są obrońcami. I dlatego nie wybaczą. Nie mieli nic ponad to. Myśmy do nich przyszli nieproszeni. Czyn haniebny piątki w Ribe pomścić należało. Lecz w ich oczach, zapewne, z nimi rozmawiając. Nigdy by swych nie oddali za atak godny synów Lokiego. Przewagę jeno nad wyprawą naszą by mieli. Stało się jak musiało… - westchnął ciężko, siadając na skraju sadzawki, zmęczony, nie na ciele wcale.
Przysiadła obok niego zerkając z troską i obawą wymieszanymi w spojrzeniu, jakby nie wiedziała czy ma prawo się martwić o berserkera.
- Gdybym wcześniej wyczuła… - Zaczęła patrząc w toń sadzawki ale urwała potrząsając lekko głową. - Tak musiało najwyraźniej być. - Przytaknęła na końcu.
- Nie wystarczy im w wiking iść. Jeszcze Dania sama musi się rozedrzeć. - powiedział, dłonią mokre włosy z czoła bladego odgarniając - Jak od lat czyni… Żal ci ich? Ile hall śmiertelnych jarlów, bez Einherjar spłonęło? Ile waśni ile śmierci przyniosło? - mówił, mało zrozumiale, ciężko było stwierdzić, czy wciąż do volvy, czy tylko do siebie.
- Dania ciągle silną jest... - Odrzekła unikając odpowiedzi. - Choć jeśli w wewnętrznych waśnaich pogrążeni będziem, to szanse nasze mniejsze... Podobnie jeśli Agvindurowi coś się stanie… Nie ma drugiego takiego jarla, za którym tylu Einherjar wraz z ludźmi by stanęło zjednoczonych.
- Czy ciebie kto zwał Słoneczkiem, nim się volvą ziściłaś? - zapytał Volund, wciąż z twarzą zmęczenie w toń wpatrzoną, i jasna była jego aluzja.
Milczała dłuższą chwilę próbując wsłuchać się w swoje uczucia, gdyż gdzieś głęboko jakaś struna została poruszona tym pytaniem.
- Być może… - Odparła w końcu.
- Musieli… - westchnął teraz on, warg nie rozwierając - Teraz rozumiem, czemu takie miano… Ciepła, co znajome i za pewne się bierze… lecz tęsknota bezkresna i na śmierć wiodąca gdy je odjęto. - wyszeptał tylko, nieco spojrzenie znad oczu na przeciwległy brzeg podnosząc.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Dlategom chciałam ją chronić. - Odparła po prostu.
- Wszystkich chcesz chronić. - odparł - Spotykać cię za to będzie krzywda, za krzywdą, za krzywdą…- dokończył ze zrezygnowaniem.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 13-08-2016 o 18:48.
Blaithinn jest offline