Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2016, 06:10   #27
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Jakże wyszukane wspaniałości przyszykował nam nasz dobry ser Horton - zachwyciła się szczebiotliwie Lady Milly, gdy wezwany measter nachylił się lekko do jej ozdobionego diamentowym kolczykiem ucha. - Czyś, measterze, widział te bezowe łabędzie?
Na wypadek, gdyby measter nie widział, rzeczony łabądek został mu podetknięty smukłą rączką pod sam nos. Mildrith wyglądała na ukontentowaną przyjęciem, ale nie na tyle, by wzywać doradcę specjalnie po to, by wymieniać się poglądami na bezowe słodkości. Zagadka rozwikłała się chwilę potem. Gdy tylko przyglądający się pannie młodej lekko znudzonym wzrokiem Lannister odwrócił się do własnej małżonki.
- Fowler i Tarbeck wyszli razem. Chcę wiedzieć, o czym będą rozmawiać - wyszeptała cicho, wręczając maesterowi łabądka.

***

Lady Mildrith wykazała się niepokojącą znajomością nawyków barda. Ledwie Vaenor skierował swoje kroki ku piwniczce, gdzie pod pieczą starego Cleosa i jego małżonki Adory składowano beczki z winem, a w osobnej komnatce butelki ze szlachetniejszymi i droższymi trunkami - posłyszał za sobą szelest aksamitów i jedwabi, a także delikatny klekot uderzających o siebie w fałdach pereł, którymi obszyta była suknia panny młodej. Mildrith była sama, a idąc, przyświecała sobie trzymanym w ręku maleńkim kagankiem. Jeden z drobnych dowodów na to, że nie urodziła się wielką damą, za jaką pragnęła uchodzić. Takie czekały, aż wszystko wokół nich zrobi służba.
- Drogi Vaenorze… - Głos Milly był cichy i przyjemny. - To było piękne i pouczające przedstawienie.

Bard wyglądał na nieco rozkojarzonego, kiedy ujrzał kobietę, uśmiechnął się
- Lady Seaver - ukłonił się grzecznie. Miał jednak co do tego spotkania, złe przeczucia.
- Mam nadzieje, że nie masz mi za złe, ostatniej sceny, moja Pani… - Powiedział, z pewną dozą niepewności. Widać było, że męczy go ta uroczystość.

- Och. - Mildrith wolną rączkę położyła na sercu. - Było idealnie. Poza jedną sprawą.

Bard skrzywił usta. Jakby chciał coś powiedzieć, bronić się przed niewypowiedzianymi słowami, ale wypuścił jedynie powietrze.
- Jaką...sprawą…? - Mówił znacznie ciszej, a wzrok uciekał mu po pomieszczeniu.

- O działaniach wykraczających poza przyjęte tradycją i oczekiwane po kimś, kto ma choć szczątki zdrowego rozsądku i instynktu przetrwania, o zachowaniach ponadzwyczajnym i stawianiu mnie lub mego męża w konieczności podejmowania takowych działań, powinieneś informować mnie z wyprzedzeniem, Vaenorze.

Na twarzy barda, pojawił się uśmiech, tym razem był zupełnie inny, wyglądał na rozbawionego
- Przepraszam, moja Pani. Nie mogłem jednak Cię poinformować… z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest… fakt, że wymyśliłem to, podczas przedstawienia. - wzruszył ramionami - Drugi, moja Pani. To naturalność, nie chciałem aktorów, chciałem kogoś, szczególnego. Wypadliście wspaniale, a to dla mnie, największa radość. - Bard wyprostował się, spoglądając tym razem w oczy, Pannie młodej.
- Nie było w mym interesie, zrobić coś, przeciw temu domowi, a to przedstawienie, było moim prezentem, dla was. Starałem się zrobić wszystko, by zadowolić wszystkie osoby. Jednak… Ekhm. mam nadzieje, że wybaczysz mi, mój objaw nieposłuszeństwa

- Być może - odparła Milly tonem, który był jednocześnie słodki i lodowaty. - Dowiedziałeś się o ser Addenie tego, o co prosiłam?

- Zaledwie o pieśniach, które lubi. Nawet się przekonałem, że bardzo wpływają na niego. - Uśmiechnął się - Jest to osoba, która bardzo tęskni za swoim domem, ceni sobie szczerość oraz przywiązanie. Jest człowiekiem, dla którego, honor oraz prawość, odgrywa szczególną rolę. A zarazem, to skromny człowiek. Niestety, nie miałem, jak z nim porozmawiać. Przy stole, nie wypadało, a mój… brat. Raczej, jest osobą, która cenni inne wartości, aniżeli senior. Nie mniej, patrzy w niego jak w ojca. Zostały, jeszcze dwa dni, moja Pani. Jeśli masz jakieś życzenie... - Miał nadzieje, że tyle wystarczy. Nie czuł się dobrze, rozpytując o Ser Addena.

- Każdy ma marzenia, Vaenorze. A ja chcę wiedzieć, jakie są jego - odparła Mildrith. Jej oczy błyszczały w ciemności jak ślepia drapieżnika. - I chcę, żebyś ustalił to, o co cie prosiłam uprzednio. Jak dawno temu się potykał.

Nie podobało mu się, że ma o niego rozpytywać. Zazwyczaj nie miał z tym problemów, ale czuł jakieś przywiązanie do Snowa.
- Moja Pani, czy Lady nie może zapytać o to rycerza? Czy potrzebujesz do tego, barda? Dama, która interesuje się, rycerzem. Z pewnością jest w stanie, dostrzec znacznie więcej, aniżeli grajek, na którym wymusza się coś takiego. - Rzadko kiedy się sprzeciwiał. Jednak tym razem, chciał wiedzieć dlaczego.

- Nie wymuszam nic na tobie, Vaenorze - odpaliła mu Milly z wyszukaną słodyczą, od której wszystkim aż po granice Zachodu powinny w jednej chwili popsuć się zęby. - Jesteś szlachcicem, a nie chłopem przywiązanym do pługa. Możesz odejść w każdej chwili. Jednak dopóki tu jesteś, czyń to, co do ciebie należy. Nie żyjesz pod tym dachem na prawach gościa. Jeśli wypytywanie osobiście z jakichkolwiek względów nie wchodzi w grę, znajdź kogoś, kto zrobi to lepiej, bardziej odpowiednio albo zwyczajnie zrobi to za ciebie. Na przykład słodka Eleanor. Mnie ciekawią odpowiedzi. Mogę ci czasem pomóc do nich dojść… ale nie będę myślała za ciebie.

Pokiwał głową, raczej z bezradności a nie odmowy. - Nie jestem szlachcicem, moja Pani. Jestem, też przywiązany, jak chłop do pługa. Jednak do rodziny, którzy mimo braku więzów krwi, są dla mnie ważni. Moją rolę, ustanowił Ser Horton, a wcześniej za pozwoleniem Lorda Simona. I nie pamiętam, by moim obowiązkiem było, rozpytywanie o Ser Addena. - był wyraźnie zirytowany, to niezwykle rzadka okazja, ujrzeć go w takim stanie.
Foch barda nie zrobił na Mildrith wielkiego wrażenia. Po prawdzie, to nie zrobił żadnego wrażenia, sądząc po jej głosie.
- Jeśli ród ma urosnąć w siłę, każdy z nas musi i będzie robił wiele ponad to, do czego przywykł na co dzień - wytłumaczyła cierpliwie. - Sądzisz, że ja nie wolałabym siedzieć ze szwagierkami w pięknym ogrodzie, który Horton zapewne kiedyś nam zorganizuje, słuchać twej muzyki i bawić dzieci? Chciałabym bardzo. I aby móc wreszcie to zrobić, jestem gotowa się trochę wysilić. Mam pewność, że ty także, Vaenorze.
- Dobrze wiesz, że Eleanor, nie nadaje się do tego. Dlatego, potrzebujesz kogoś innego. Jest… sposób, na zdobycie informacji. Z tego co pamiętam, Alerie, była zafascynowana, Ser Addenem. Mogę spróbować z nią porozmawiać. Jednak, musisz sprawić, bym miał ku temu okazje. Ser Horton, nie przepada za faktem, że mogę z nią spotkać się sam na sam, wbrew moim zapewnień. Aczkolwiek, wolę nadal, by ta sprawa pozostała między nami, zgadzasz się, moja Pani?

- Jutro przed turniejem wezwę cię do babińca, abyś poprzygrywał szlachetnym paniom - rzekła krótko Mildrith i odeszła korytarzem, unosząc ze sobą małe światełko kaganka.

- Oczywiście… moja...Pani - prychnął. Był zły na siebie i na nią, nie podobało mu się to, co zaczęło się tutaj dziać. Ledwo wyszła za mąż, a zaczęła gruntowną przebudowę. Przez chwilę spoglądał w stronę, w której odeszła młoda Lady. Nagle stracił ochotę na alkohol, musiał coś omówić z Ser Hortonem.

***

Zaskoczona Eleanor prawie podskoczyła, gdy Mildrith położyła jej rękę na ramieniu, przerywając opowieść o kolejnych północnych wiktoriach Uśmiechniętego Wilka. Tę samą dłoń lady Mildrith wysunęła z gracją do ser Addena, z palcami wdzięcznie ściągniętymi w dół.
- Nie mieliśmy okazji poznać się dotąd, panie.

Ser Adden podniósł się gdy zobaczył pannę młodą, pokłonił jej się lekko i ujął jej dłoń w swoją, aby z szacunkiem złożyć na niej pocałunek. Jego długie włosy zakryły twarz, tak że przez chwilę nie można było dostrzec jego miny. Aczkolwiek Mildirth wyczuła, iż dłonie tego człowieka nawykły do trzymania oręża. Miała też wrażenie, że pomimo paru defektów, nadal pozostawał silnym i pewnie sprawnym mężczyzną.
-Pani to zaszczyt móc ciebie w końcu spotkać - powiedział Snow spokojnym tonem -Chciałem skorzystać z okazji i osobiscie życzyć tobie wiele szczęścia … oraz siły na nowej drodze życie. Oby najgorszy dzień w waszej przyszłości, był lepszy niż najlepszy dzień z waszej przeszłości. Pani i pani męża zdrowie - po tych słowach spełnił symboliczny toast, odkładając kielich na swoje miejsce.

Mildrith podziękowała olśniewającym uśmiechem, który lekko zbladł, gdy jej wzrok niby przypadkiem zbłądził na nakrycie stołu przed Eleanor.
- Ach, gdzież twój kielich, droga Eleanor? - zmarszczyła brwi. Była przekonana, że szwagierka smak wina i mocniejszych trunków zna nie od wczoraj. Ale przy rodzinnym stole nadal była traktowana jak dziecko, nie polewano jej i nie stawiano przed nią pucharów. I to się zmienić musiało już w tej chwili. - Tak zająłeś naszą słodką pannę, że nic chyba nie zjadła i nie wypiła od początku uczty - zwróciła się do ser Addena z żartobliwą przyganą i skinęła na służącego, by podał kielich. - Tedy czynię cię odpowiedzialnym za jej puchar. Dziś szczególny dzień, a trunki doskonałe… nie więcej niż dwa kielichy. Wybacz panie, że cię tym obarczam - splotła dłonie pod paskiem na podołku i spojrzała z nieukrywanym uczuciem na swego dziadka i ojca za ser Snowem. - Poprosiłabym mych krewnych, lecz… - uśmiechnęła się uroczo i szczerze. - Miłość nie czyni mnie ślepą na wady. Na mym ojcu i dziadku można polegać w każdej kwestii - lecz nie w sprawie liczby spełnionych kielichów - roześmiała się cicho, ale otwarcie, i poprawiła gałązkę niezapominajek w warkoczu upiętym przy skroni Eleanor.
- Pozwolisz, ser Addenie, że zaproszę cię jutro na krótkie spotkanie wraz ze słodką Eleanor? Chciałabym zapytać cię o radę, panie, w delikatnej sprawie rodzinnej.

Ser Adden skinął głową -Oczywiście, dziękuję za zaufanie, dopilnuję według waszej prośby drogą Lady Eleanor - po tych słowach popatrzył na rodzinę Mildrith -Jestem pewien, że pani dziadek i ojciec okażą się równie pomocni, jak ciekawymi rozmówcami są - po tych słowach, najstarszy z Cleverlych zaśmiał się
-Hehe, równy z ciebie chłop, choć z Północy - popatrzył na swoją wnuczkę dolewając sobie wina. Nie wiedziała, co powiedział mu Adden Snow, ale najwyraźniej udobruchał go czymś na tyle, że ten wydawał się zadowolony z towarzystwa.
- Tobie, dziadku, ciągle tylko figliki w głowie - Mildrith uśmiechnęła się czule. Już dawno temu podjęła decyzję, że nic, co powiedzą i zrobią jej prości z natury krewni i nic, co powie o nich szlachta, nie wywoła w niej zmieszania czy wstydu. Trudno było użyć jej pochodzenia jako broni przeciwko niej, gdy na każdym kroku pokazywała, że jest dumna ze swej rodziny.
Tymczasem Uśmiechnięty Wilk rozejrzał się chwilę po sali -Co do sprawy rodzinnej. Możemy porozmawiać przed turniejem, gdyby podczas niego wydarzyło się coś niespodziewanego - uśmiechnął się jakby w sam to nie wierzył -Jeżeli będę w stanie pomóc, chętnie tak uczynię - to co mówił wydawało się szczere, cóż może te opowieści o typowych ludziach Północy były prawdziwe, a może była to doskonała gra?
- Jesteś zbyt dobry, panie - Mildrith dygnęła z wdziękiem, pocałowała Eleanor w policzek, po czym pożegnawszy się z ser Addenem, podeszła do swych krewnych.
Zaproszony na przechadzkę raubritter nie dał się dwa razy prosić. Duchota i gwar sali doskwierała mu w mniejszym stopniu niż natłok ludzi, z których większość uważała się za zbyt szlachetną, by dzielić z nim stół.
 
Asenat jest offline