Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2016, 13:56   #5
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Elin, Freyvind, Volund

Jens zerwał się widząc wchodzących, do tej pory koło Franki najwyraźniej… leżał.
Dziewczyna zaś oczy gorączką rozpalone, z zaczerwienionymi policzkami wsłuchana była w coś co jej opowiadał. Na odgłos wchodzących, twarzyczkę słodką odwróciła i Freya widząc niemalże ze skór się zerwać chciała:
- Panie! - Łzy z oczu jej płynąć zaczęły.
- Lepiej Ci? - skald spytał bez emocji obnażając przedramię.
- Tak, ale co się stało nie pamiętam… Kazałeś mówić jak nie będę pamiętać…- Wpatrywała się z napięciem w oblicze sklada. Jens zaś powoli odsuwał się od branki.
- Pij. - Przeciął seaxem przedramię i podstawił otwarta ranę pod usta Chlo na co pić poczęła z jękiem rozkoszy tuż po pierwszym łyku.
Zwyczajnie ramię skalda tuliła w delikatnych dłoniach niemalże jak relikwię. Nie tym razem jednak. Tym razem nawet ramion nie uniosła.
- Niechaj krew od Canarla Cie uleczy, Pij, ile możesz.
Niewiele wypiła i z sapnięciem sytości opadła z powrotem na skóry.
- Dziękuję - szepnęła oczy zamykając, widząc i czując dystans swego pana. Niepewność i słabość na buzi widoczne były, gdy usta zacisnęła.
Zapadła cisza, której branka nie przerywała.
- Krew mą wykorzystaj by uleczyć się i weź więcej - warknął nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- Ale więcej nie dam rady… - szepnęła pobladłymi usty, lecz posłusznie znowu się uniosła by pić. Przytknęła usta ponownie do otwartej rany by chłeptać niewielkimi łyczkami krew skalda.
Volva wzrok odwróciła, by nie patrzeć na pożywanie się dziewczyny i ukryć obrzydzenie na myśl o krwi. Wzrok jej mimowolnie podążył na Volunda, gdzie tam się zatrzymał na dłuższą chwilę. W końcu Freyvind odjął przedramię od ust służki widząc że nie ma to sensu. Rany jej zdawały się być zbyt poważne aby krwią einherjar je szybko uleczyć, tak jak jego rany zadane pazurami bestii opierały się płynowi życia. Wściekły patrzył wokół siebie. Ni demona przepędzać w jej stanie, ni zostawić na łasce Gudrunn jaka szczególnie po scysji wyrzucić na skraj lasu Chlo mogła, lub ubić.
Na wszelki wypadek.

Franka na pana swojego struchlałym spojrzeniem rzuciła.
- Gniewnyś na mnie? - opatulona ze wszelkich stron skórami wyglądała na drobną i nieporadną. A może jeno tak chciała wyglądać?
- Na to co w Tobie siedz… - urwał i spojrzał raz jeszcze na jej minę. Głosy szepczące w jego głowie nasiliły się, szukały pułapki. - To Ty… nie Chlo, tak? - zgrzytnął.
- Co we mnie siedzi? - Oczy rozwarła szeroko ze strachem rosnącym - To ja, panie, Chlo… - wyszeptała. - Ja nie pamiętam… - pokręciła jasnągłówką.
- Czemuś się jej uczepił?! Lub mnie! - Ciężko było stwierdzić, czy Frey uważa, iż demon teraz w niej siedzi i gra on jeno Chlothild, czy wierząc że to jego służka w przytomności pozostaje słowa swe rzucał w nicość.
- Panie...przerażasz mnie… - załkała krótko, zachłystując się. Na wymoszczonym miejscu się uniosła jakby odsunąć się chciała. - … mówisz jak one… to ja, Chlothild. Gdzie Bjarki? Jens? - Rozglądała się w rosnącej panice.
- Jens tu jest. - Freyvind jakby się nieco rozluźnił. Spojrzał na Elin i Volunda. - To służki Chrysta już w kraju Franków wypędzić co z Ciebie chciały?
- Przecież wiesz o tym, panie!
- Rozpacz w głosie dziewczyny słyszalna doskonale była. - Wyplenić zło i na drogę jedynie prawdziwą posłuszeń… szeństwa chciały… - Na legowisku zaczęła się kulić i oczami strzelać przerażona, szukając drogi ucieczki.
Dziwne zachowanie dziewczyny i jej wzrok sugerujący, że chciałaby umknąć znów obudził podejrzliwość. Skald stanął tak, by ujść szansy nie miała.
- Wiem?! Zawszem myślał, że siłą i biciem wiarę w Ukrzyżowanego wplenić chciały. Nie to, że demona czy innego złego ducha wypędzały. - Patrzył na blondynkę nie wiedząc sam z kim rozmawia.
- Bo tak było! - krzyknęła stając na legowisku, zataczając się lekko. Po twarzy łzy ciurkiem jej ciekły - Nie… nie chciałam … to mnie złem, demonem nazywały… na siłę...nawra...cając!!! - Pasja jej pana i jej się udzielała. - Pokazując wszestkim co patrzeć chcieli jak się niewiernych nawraca!!!! A teraz i Ty tak myślisz? Żem zło? - Skuliła się w sobie, wyglądając jak zwierzątko w potrzask złapane.
Jens się wtrącił:
- Chlothild, spokojnie, nic ci nie grozi.. - wyglądał na lekko ogłuszonego.
- Ty? Nie. - Patrząc na jej zachowanie uwierzył, że to ona. Głos jego zmiękł. - Nad Engelsholm nic nie pamiętałaś, zły duch wziął Cię w posiadanie. Wczorajszej nocy nie pamiętasz, ciało Twe przejął i prawie Volunda do śmierci doprowadził, splugawioną bestię przebudził. W Tobie siedzi, widno kapłanki Zachłannego wypędzić to chciały nie jeno biciem nawracać.
Dziewczyna zamarła w bezruchu zaskoczona zupełnie, jakby słowa skalda do niej ledwo docierały. Wciąż wpatrzona we Freya cicho jęknęła, główką skinęła i…
… szybkim skokiem, co jeno skalda oko śledzić mogło za Jensem się znalazła.
- On jeden wierzy, żem niewinna - krzyknęła zza chłopca - złego we mnie nie ma! - Głos się jej łamał, Jens stał tak by dziewczynę odgradzać chociaż pewności na jego twarzy brakło. Raczej osłupienie i zaskoczenie brało górę.
- Połóż się, sił nabrać musisz. - Skald nie uczynił na razie zżadnego ruchu.
- Nie…- słowo wydukane z wysiłkiem - … chcesz jako i one… zwabić, oszukać, nie miłujesz mnie…
Jens spoglądał na zebranych zaskoczony jakby wskazówek czekał. Ręce rozłożył nieco po bokach, by dziewce dać więcej poczucia bezpieczeństwa.
- Gdybym nie miłował, to tak jak one bym czynił, lub nawet na to się nie silił. - Widać było, że Frey zaczyna tracić nad sobą kontrolę. - Kładź się, wydobrzeć musisz zanim pomyślim jak to z Ciebie przegonić!
Zza pleców szloch krótki dobiegł po ciszy nieco przedłużającej się.
- Tak… jak każesz… - posłyszeli zebrani w hali. Ciche plaśnięcie stóp o klepisko. Dla Elin i Volunda jakby czas stanął w miejscu, gdy wpatrywali się w wyrostka zasłaniającego Frankę. Frey w myślach i gniewie osaczony czekał na rozkazu wykonanie. Wtem ciało Jensa w jego stronę niemalże pofrunęło siłą olbrzymią pchnięte, lecz uchylił się i sięgając po moc krwi nadał swym ruchom szybkości tak wielkiej, że dla Volunda czy Elin stał się jedynie rozmazaną smugą. Oczy dwójki aftergangerów jeszcze nie pełny obraz przekazały, gdy Frankę ujrzeć można było z niewielkim ostrzem do gardła przystawionym.



Wpatrzona w skalda dziewczyna spoglądała na pana swego ostrze w ciało nurzając głęboko. Krew linią cieniutką poczęła się pokazywać w ślad za ostrzem. Frey zniknął i jakby znikąd pojawił się przy dziewczynie, wyrwał jej sztylet tak by rany nie poszerzyć, po czym wpił się w nią pijąc lejąca się z otwartego ostrzem ciała krew. Zalizał zaraz ranę aby zamknąć ją jak to zwykle czynił po wampirzym pocałunku. Osłupieni Volund i Elin, wraz z gramolącym się na nogi Jensem, któremu z rozbitej brwi krew ciekła spoglądali w jednym kierunku.
Chlo spojrzenie uniosła na skalda.
- Ciężarem… - wychrypiała - ...Cim jest. - szyję nadstawiła jak zwykle gdy skald z niej pijał.
Nie odpowiedział zaciskając szczęki i sam ze sobą walcząc by kretynce karku nie złamać. Położył ją na łożu i okrył futrami. Jedna dłoń co sztylet trzymała bez opatrunku była. Pokryta ciemnymi wysiękami, spuchnięta, i widać, że nie w pełni władna, ale mięśnie i skóra zdawały się być odnowione.
Odwrócił się do reszty ni słowa do Franki nie rzecząc. Popatrzył po Elin, Volundzie i Jensie.
- Niech no ja się tylko dowiem, kto jej dał sztylet - powiedział targany gniewem i spojrzał na ostrze.
Jens bok swój macać zaczął i zbladł:
- To… - wzrok na sztylecie skupił ioczy zmrużył od uderzenia w skroń - … mój.

Wszystko wydarzyło się w tempie na tyle szybkim, że wieszczce ciężko było zorientować się, czy w którymś momencie zły duch nie wychynął na powierzchnię i kierował postępkami Chlothild. Jej szybkość i siła mogły się brać równie dobrze z krwi Freyvinda jak i mocy demona. Podeszła powolutku do dziewczyny z uspokajającym uśmiechem na ustach.
- Ale dobrze wiedzieć, że już Ci lepiej - rzekła łagodnie do niej uważnie badając ją wzrokiem.
Patrzyła głębiej niżby normalny czlowiek czy Einherjar by mógł. Wokół ciała Franki lubo jakby w niej samej volva mogła rozróżnić kolory świadczące o emocjach. Pomarańcz i szarość przetykały ostro karmazynowe fale, podszyte srebrnymi warstwami. Na ich brzegach pełgały ciemnoniebieskie smugi by naraz… zupełnie wypłowieć i brak koloru ukazać na krótką chwilę. Krótkie mrugnięcie i ponownie kolory pojawiać się poczęły, swój taniec zaczynając od ciemnego fioletu.
Elin westchnęła cichutko na ujrzane barwy. Chlo nie odpowiedziała jej wzroku z Freyvinda nie spuszczając.
- Odpoczynek jednak jeszcze by Ci się zdał - powiedziała również spojrzenie na skalda kierując i lekko głowę ku wyjściu odchylając.
Ten kiwnął głową, skierował się ku drzwiom, lecz jeszcze do leżącej dziewczyny się zwrócił:
- Spokojna będziesz?
Dziewczyna nic nie rzekła wciąż oczu nie odrywając do Lenartssona.
- Chodźmy - Frey spojrzał znacząco na Volunda sugerując, że go tu samego z DZIEWKĄ nie zostawi.



Gdy wyszli skald spojrzał na Elin wyczekująco.
- Wyraźniej teraz widać, iż coś w niej siedzi. Jakby... demon stał się silniejszy albo po prostu nie próbuje już tak mocno się chować, bo ma świadomość, że wiemy - powiedziała cicho z namysłem nad własnymi słowami. - Wtedy to chyba była Chlo jeno… być może nakazał jej taką, a nie inną reakcję.
- Wątpię. Musiałby przy jej śmierci starać się w kogoś innego wskoczyć gdyby umarła.
- Mówię o momencie, gdy za chłopcem się schowała… Poza tym teraz jest pogrążona w rozpaczy.
- Spojrzała uważnie na Freya. - Mocno to wszystko przeżywa.
Skald skinął głową.
- Aż na życie swe się targa może już nawet sił i chęci walczyć z nim nie ma. - Zagryzł zęby. - Stąd demon silniejszy.
- Ona teraz jeno o Tobie myśli, nie o demonie. Od Ciebie zależy czy chęci do walki mieć będzie
- stwierdziła łagodnie.
Pogrobiec na to wszystko nic nie rzekł, kamienne oblicze czas odkąd do chaty weszli trzymając. Nie patrzył na żadne ze swych rodzeństwa krwi, jedynie w inny czas gdzieś pomiędzy nimi.
- Gdzie Bjarki…? - zapytał nieprzytomnie i jakby z bardzo daleka.
Wzrok volvy natychmiast ku niemu podążył znów pełen troski i obawy lecz słowa nie rzekła nie znając odpowiedz na zadane pytanie. Sama chciała zapytać go jak się czuje ale wiedziała, że to bezcelowe zmilczała więc.
- Nie wiem, może pożywić się poszedł, albo za potrzebą. Jensa trzeba by spytać. - Freyvind spojrzał na Volunda, zaraz znów spojrzenie na Elin przeniósł. - Rację masz… postaram się o to by siłę znalazła. Żeby też dało się tego sukinsyna przekonać by ją opuścił...
- Próbowałem, bez powodzenia
- przyznał Volund mimochodem. - Lecz jeśli demon byśmy pewność mieli, kiedy władny, z pewnością Tyś bieglejszy by choćby spróbować… - rozważył jeszcze cicho.
- Choćby wywiedzieć się czego chce. I kiedy się przebudza. Nad Engelsholm cierpienie Svena, lub Twe słowa, ale wczorajszej nocy?
- Jak rzekłem… może i tak, że zawsze zbudzon. Zawsze słyszy co i ona, jeno… większość czasu jak Bestia w nas, władzę nad wolą i ciałem Chlothild zostawia.

Wieszczce nagle coś się przypomniało i spojrzenie ku skaldowi przeniosła.
- Chlo ma talent podobny memu. W snach widzi co wydarzyć się może. Może to przyciągnęło do niej demona.
- Widząca?
- Skald zdziwił się. - Jeżeli to demony przyciąga, to tyś w niebezpieczeństwie. Jak wygonimy go z niej, to gotów w Ciebie wstąpić. Tym bardziej trzeba nam by po dobroci won poszedł.
- A jeśli chodzi o poznanie kiedy to ona, a kiedy demon, to mogę to ujrzeć. Jeno teraz tak szybko żeście się ruszali, że wzroku nie dało się zawiesić.
- Rzeczesz Volundzie, że może on cały czas słyszy, jest, czai się…
- Skald zmarszczył brwi. - Może i teraz… Rozmówić z nim się chcę.
- To zło wcielone… Widziałam jak zmienił twarz Chlo tam w lesie...
- Wzdrygnęła się lekko na wspomnienie. - Nie wiem czy da się z nim cokolwiek uzgodnić… Ale… - Zamyśliła się na chwilę. - A gdyby przekonać go by na mnie przeszedł? - zastanowiła się nagle na głos. - I ze mnie spróbować go wygnać? - Spojrzała na braci krwi wzrokiem mówiącym iż rzeczywiście rozważa poważnie ten pomysł.

W oczach Freyvinda szok można było zobaczyć. Zatkało go
- Nie! - ozwał się, prawie że nagle przebudziwszy Volund.
Ironią było, że z całej trójki najmniej byłaby to jego decyzja, gdyby takie szaleństwo poważnie rozważać. W głosie słychać było jednak przejęcie i dogłębny sprzeciw, głosie innym niż zwyczajowy spokojny stonowany głos berserkera. Natychmiast był znów z nimi i tutaj.
- Nie… jak mówiłem, nie można go… jej przekonać - spróbował zalawirować berserker, choć na jasnym było, że pierwotnie to pomysł volvy, a nie trudność go zrealizowania spowodował gwałtowną reakcję. - Oferowałem, żeby demon na inną osobę przeszedł, że wtedy w Óvinurinn eini guð nie wroga, a największego sojusznika w walce ze sługami Krysta by miał.
Berserker uspokoił się, przymknąwszy na chwilę oczy. Gdy je otworzył, mówił znów miarowo i powoli.
- Lecz demon sług, nie sojuszników szuka.
- Nie o przekonanie mi idzie. Pakt z nim można ubić. Ja chcę by on z niej wyszedł, on też czegoś chcieć może…
- urwał. - Jej? - Jakby to słowo teraz do niego dotarło, że berseker demonice jak niewiastę nazywa.
- Ale może na mnie się skusi… A silniejsza jestem od Chlo. Przetrzymam wypędzanie. - Elin wzrok w Volunda wbiła jakby próbując go przekonać. - On jej bólu nie ścierpi - dodała jakby wyjaśniająco wskazując Freyvinda.
- Nie dam Cię splugawić - rzekł skald twardo choć nie do niego jej słowa były kierowane. Sama myśl… zgrzytnął zębami, otwierając drzwi chaty.
- Jest w tym… pewien rozsądek… - wydusił z siebie berserker, w jedyne oko Elin patrząc. Nie musiała Widzącą być, by sprzeciw zeń ziejący odczuwać, lecz szacunek do volvy, nie jako mówczyni bogów, a jako wolnej samą sobą władać osoby, którą cenił, zwyciężył i utrzymany został nad ewidentny lęk i obawę. Odczekał, gestem prosząc volvę by weszła za Freyvindem.
- Dziękuję. - Szepnęła i podążyli za skaldem do środka.



W środku chaty Franka nadal leżała w skórach, z Jensem obok siedzącym obok i opowiadającym opowieści z życia Jelling. Zdawało się, że dziewczyna na wpół drzemie. Wyrostek zaś odsunął się nieco słysząc wchodzących.
- Chlo? - skald przystąpił do łoża.
Z wolna oczy otworzyła. Rozjaśniła się cała niemalże.
- Panie? - szepnęła unosząc się na łożu.
Frey spojrzał na Volunda i na Elin, po czym przysiadł na łożu, w pierwszym odruchu chciał schwycić ją za rękę… Zamiast tego przesunął dłonią po policzku.
- Nie dam Cię skrzywdzić i zrobię wszystko by Cię od tego uwolnić. - Złożył jej pocałunek na czole. - Miej nadzieję i nigdy nie myśl, że chciałbym Twej krzywdy, dobrze? Silną musisz być, aby walczyć z tym co w Ciebie weszło. Nie jesteś mi ciężarem.
Franka wtuliła twarz w dłoń jego i chłonęła niemalże całą sobą każde ze słów skalda.
Pokiwała główką.
- Wiem - szepnęła cicho.
- Słowa jakie zaraz rzeknę, nie do Ciebie będą, rozumiesz?
Usteczka jej się wygięły w podkówkę ale pokiwała posłusznie.
Wciąż trzymał rękę na jej policzku dając jej pewne oparcie. Głos jednak mu stwardniał.
- Słyszysz mnie pomiocie z Helheim rodem? Rzeknij czego chcesz od niej lubo ode mnie.
Chlo oczka niebieskie wzniosła na oblicze skalda z napięciem się w niego wpatrując. Atmosfera w chacie stężała, Volva krok bliżej podeszła wpatrując się uważnie w dziewczynę.
- Mów czego chcesz na Odyna!!!
- Nic nie ma, panie
- szepnęła Chlo. Skald mógł czuć jej serce szybko walące i puls przyspieszony. Chłodna w dotyku była.
Kolej przyszła na Volunda, błysk jakowy w oku mieć i bokiem na skalda niewidzącego go spojrzał… Lecz zawczasu nic jeszcze nie powiedział, pozwalając mu czynić jak uzna za stosowne bez niechcianych rad.
- Czego nie ma? - Frey spytał wciąż uspokajająco gładząc dziewczyne.
- Pustka wokół. - szepnęła Chlo, oczy jej się białkami wywróciły by zaraz pociemnieć.



Wpatrywał się nagle w dwie czarne, szkliste, bezdenne jeziorka i widział w nich swe własne odbicie. Buzię śliczną dziewczyny grymas paskudny wykrzywił w uśmiechu rodem z koszmarów.
- Ważcie się… - szepnął Pogrobiec - I rozważ, czy z przysięgi nie zwolnić - dodał na końcu, i Freyvind wiedział, że wpatrzony był w czerń jakiej barwy nawet noc bezksiężycowa nie przybierała.
Skald skinął mu głową wskazując że rozumie, ale nie rzekł nic. Franka słaba była, może za słaba na działania jakie Volund mógł chcieć czynić.
- Czego chcesz - powtórzył po raz trzeci patrząc zimnym wzrokiem w oczy demona, bo to już nie były oczy Chlo.
Blondynka wpatrzyła się ciekawie w skalda lekko główkę przekrzywiając.
- Mam czego mi trzeba - wychrypiała. - Mam ją. Mam Ciebie. Nie będzie mi nigdy samotność zagrażać. - Uśmiech poszerzył się. - Ona mnie nie opuści i Ty mnie nie opuścisz. Prawda? - Wyraz buzi Chlo nabrał nagle obrzydliwej, oślizgłej niewinności co parodią jej zwykłej twarzyczki była.
Cofnął się odruchowo, niewiele. Czy to pod słowami jakie ból w nim wzbudziły, czy to przed obrzydliwą mimiką.
- Z Tobą, to już nie ona - wycharczał. - Zniszczyć się Ciebie nie da, ale nie myśl, że nie mogę Ci zła zadać. Sprawić, ze to Ty samotny po kres czasów, po Ragnarok będziesz! - Mięśnie pełgały mu na twarzy gdy cedził słowa, co chwila mocno szczęki zaciskał. W strachu i złości, że jednym spojrzeniem piekielnik na wylot go przejrzał.
- Nie będziesz na mnie nawet palca najmniejszego unosił - zaśmiała się branka. - A wiesz czemu? - wyszeptała jakby tajemnice zdradzić zaraz miała. - Bo to o duszę dziewczyny idzie, oddała ją mi za Ciebie. - Uśmiechnęła się raz jeszcze - Dobrowolnie. Bardzo Cię miłuje. - Tym razem wyraz niemalże dobrotliwego współczucia obmył liczko Franki. Prawie ...gdyby nie czerń bezkresna jej spojrzenia.
- Może kłamać. - odezwał się głos stojącego obok skalda, z tyłu by raczej Frey czuł się komfortowo z dystansem beserkera do Chlo - Nie chce twej krzywdy lecz widzieć jak się skręcasz, lubuje się w cierpieniu innych. Zna najgłębsze sekrety serca, lecz nie umysłu, lęki i żal i wstyd - mówił cały czas ściszonym głosem, głównie do Freyvinda, by przez wiedzę dawać mu choćby wsparcie poczuciem kontroli sytuacji… lub takim wrażeniem. Jakiegoś pewnika w tej nieprzewidzianej grotesce.
- Waż na pakty, albowiem faktycznie o dusze je zawiera, i o dusze temu czemuś iść może.
- Dusze. O dusze chodzi?
- odpowiedział Volundowi. [/i]- Zaraz jednak przybliżył twarz do twarzy dziewczyny. Zło w oczach mu grało. - I ja ją miłuję w pewien sposób, lecz jak potrafisz we mnie wejrzeć, wiesz do czegom zdolny. Gotowym ci cenę zapłacić, za ostawienie jej w spokoju. Inaczej, dla niej śmierć lepsza niźli życie z Tobą. Z wiedzą, że chcesz od niej czy mnie tego, co krzywdą się odbija. Choć jako Volund rzecze krzywdy samej w sobie czynić nie chcesz. Sama na życie się targnęła. Najgłębszy dół w samym sercu bezdroży każę kopać, głębszy niźli ktokolwiek w Danii poczynił. Wyssę ją do cna, i darem Canarla naznaczę, drewnem serce przebiję i tam ostawię. Dusze dżdżownic będziesz za towarzystwo miał. - Wzrok skalda wciąż pełen był różnych uczuć, ale przyświecało mu zdecydowanie.
- Targnęła, targnęła, boć ratować Cię chce - rzekła dziewczyna spolegliwie - a dusza tego, co własny mord czynią mmm… smaczniejsza. - Przez chwilę mruczała coś do siebie. - Mmmmmm a co zrobisz gdy zrobię tak? - Główka z ciekawością przechyliła się w bok gdy głuchy chrupot rozległ się tuż obok Freya. Jedna z rąk dziewczyny pod nienaturalnym kątem się wygięła. - Dalej straszyć będziesz? - Z oczu popłynęły łzy, gdy ludzkie ciało ból olbrzymi odczuło.
- Nic uczynić nie mogę - zgrzytnął. - Póki ty nie uczynisz czegoś, że walkę o nią straconą uznam. Czego chcesz za jej duszę i w spokoju ostawienie?!
- Przejmiesz władzę tu. Pomogę Ci w tym.
- Uśmiechnęła się jak małe dziecko.
Volva krok kolejny, powolny uczyniła, wzroku z Franki nie spuszczając ale nie odzywała się.
- O inną władzę jej chodzi… - szepnęła. - Daleko, daleko bardziej swym wpływem sięgającą - ostrzegła Freya. Ciągle nie wiedziała czym był tron z jej wizji ale widać, że wielu o niego walczyć będzie.
Nawet demony.
- Inną? Jaką władzę? Tu? W Jelling? - Frey nie rozumiał, dopytywał chaotycznie to volvy to demonicę, bo Elin drugą po Volundzie była co o tym co siedziało w Chlo, jako o kobiecie mówiła.
- W Jelling też - leżąca na łożu zachichotała chrapliwie - i Danimarce i w każdym zakątku mroźnej krainy. Władzyś głodny nieco, uznania, i sam nie będziesz. Bo wielkiego króla każden będzie chciał mieć blisko.
- A Ty wielkim królem sterować niczym okrętem będziesz?
- zapytała wieszczka.
Branka wzruszyła ramionami spojrzenie mroczne przenosząc na volvę.
- Pytał o cenę za duszę i spokój. Oto cena.
- On się nie nadaje
- odparła po prostu. - Jeszcze nie, wiesz o tym.
- Okrzepnie. Nada się.
- Po czym spojrzeniem ciemnym niczym samo ucieleśnienie Nott na Volunda spojrzała. - Z takim pomocnikiem … - złośliwy uśmiech poszerzył się lekko.
- Nie daj się zmamić wizjom i zakusom. Pamiętaj, czegoś chciał… i że czasu jeszcze nieco mamy. - wyszeptał Volund do Freyva, choć oczy wciąż były skrzyżowane z czernią, co nie wiadomo na kogo patrzyła.
W odpowiedzi jeno ramię co wywichnięte i złamane było, w swe miejsce wskoczyło i wygładziło. Dłoń nieopatrzona, na ich oczach zaczęła się goić.
- To na początek. Jako… dar ...mej dobrej woli. - Paluszki drobne Chlo poruszyły się na skórze - Więc co rzekniesz, Frevindzie Lennartssonie?
- Sługą twym nie będę
- odparł gniewnie. - Jeśli o to ci idzie.
Chlo westchnęła udawanie i pokręciła jasną główką.
- Warciście siebie - zaśmiała się chrypiąc. - Rzekłam, że Ci pomogę. A nie że Cię w pęta zwiążę… Z resztą mnie do tego Ci nie trza, sam o to dbasz… - Paluszki branki musnęły zmarszczoną brew skalda.
- Rzecze o piekle, z którego Krystianie wierzą, że tacy jak ono zbiegli - szeptał dalej Volund, jak mędrzec jakiś, doradca uczony, a nie berserker z Einherjar.
- Jeno Hel lub Vallhalla mi pisane, nie chrystian zaświaty. - Freyvind spojrzał na volvę jakby chciał by i ona co rzekła.
- Królestwa pragnie dla siebie, jak słudzy Chrysta dla swego boga. I o piekle myśli… Nie wiem czy może nie chce go tutaj sprowadzić - powiedziała ostrożnie.
- Zaprawdę zdaje się wierzyć… Pakt jakiś miejsce miał, a ona wierzy, że dusza Chlo w jej władztwie, na piekło skazana… - wyszeptał na koniec Volund, a oczy jego z jakimś… jakąś fascynacją… w pustkę bezdenną przez którą demon świat postrzegał były zachłannie zapatrzone, jak gdyby prawdy szukały.
- Jeżeli będę do władzy dążyć, w spokoju ją ostawisz? Nie będziesz czyniła tak jak ostatnie noce temu i zatracać ją w samej sobie by kontrole mocniej przejmować. A gdy władze w Danii przejmę całkiem ją opuścisz?
- Gdy władze przejmiesz w Danii i pozostałych częściach mroźnego lądu
- pokiwała głową Chlo - taki mój warunek. - Na volvie zaraz się skupiła uśmiechając się leciutko. - Piekłem wiele rzeczy zwać można. I istnienie takie jako Twoje, gdy mrok rozum Ci odbiera i innemu oddaje. A Ty w strachu żyjesz by nikt się nie dowiedział, komu tak naprawdę służysz. Innym, czy jemu. - Mrugnęła wesoło ku wieszczce. - O czym myślisz teraz, dziewczyno?
Elin krok w tył przerażona słowami demona zrobiła i ku drzwiom się rzuciła chcąc jak najdalej znaleźć się od słów, które usłyszała.
- ZOSTAW JĄ - ryknął skald. - Nie będziesz się z nami bawić, pomiocie! Tako jak rzeczesz “wszelkie mroźne krainy”? Poniosę swe słowo aż po kres kraju północnej drogi, a ty rzekniesz, że jeszcze Nilfheim i Jotunheim do zdobycia!
- Północne krainy, skaldzie. Nic mi po reszcie.
- Machnięcie dłonią zaakcentowało słowa. - Tak czy nie? - Zniecierpliwione tony zagrały w głosiku Chlo.
Volva tymczasem na progu stanęła i twarz jej się kompletnie wygładziła. Rozejrzała się uważnie i widząc wszystkich w środku, do wnętrza chatki wróciła, jakby nic się nie stało. W wejściu prawie wpadł na nią berserker, co pierwotnie nie zorientował się w nagłej reakcji na słowa demona, lecz potem własny czerwony lęk pamiętając był ruszył za nią. O krok się cofnął, miejsca do wnętrza jej ustępując, patrząc na nią i szukając śladów, czy demon słów mocy nie wypowiedział.
- Czy… wszystko w porządku? - zapytał mało inteligentnie, z wyraźną troską.
Helleven uśmiechnęła się leciutko do Volunda muskając niemal kokieteryjnym gestem jego ramię.
- Jak najbardziej - odparła, a w głosie jej i niebieskim oku panował kompletny spokój i chłód jakiś. Ten tylko za nią się obrócił, jak zahipnotyzowany, patrząc na nią z krótkim niedowierzaniem, nim za nią wzrokiem śledząc znów ujrzał demona… i myśli troski zeń odpłynęły.

- Przez ten czas, nie będziesz jej czynić tego co zeszłe noce. Zwalczać jej woli i przeciw komukolwiek kto mi druhem działać. A gdy pomoc mi zechcesz nieść, bez mej wiedzy i zgody czynić tego nie będziesz. Wtedy zrobię to czego chcesz, ku władzy pójdę, abyś całkiem od niej odeszła gdy to się stanie. Zgadzasz się na to?
- Ty zaś dopełnisz wszystkiego i nie zawahasz się podjąć jakichkolwiek kroków by władzę zdobyć. Jeśli uznam, żeś zaniedbania się dopuścił… nasza umowa będzie nieważną.
- W dupie mam, co uznasz, po swojemu czynić to będę, a ty poczekasz.
- Gniew skalda był namacalny gdy zwracał się do demonicy. - Twoja wola jak czyny oceniać będziesz, po trupach wszystkich wokół iść nie będę. Póki jednak droga jaka mi wytaczasz pójdę, to spokój jej zapewnisz.
Volva zdziwiona wpatrzyła się na Frankę i usta zacisnęła, gdy słowa jej posłyszała. Podeszła pewnie do obojga.
- Po władzę pragniesz sięgnąć? - zapytała z zainteresowaniem. - I wszelkich kroków się podejmiesz? - Zmrużyła lekko oczy akcentując słowa “wszelkich”. Nie miała pojęcia co tu się właśnie działo ale jeśli Freyvind zamierzał przystąpić do wyścigu o władzę jasnym było, że stanie przeciwko Agvindurowi. Nie miała zamiaru do tego dopuścić.
- Nie wszelkich. Kajdan włożyć sobie nie dam by marionetką się stać w rekach plugastwa.
Chlo przysunęła się do skalda by usta swe przybliżyć do jego.
- Niech tak będzie… - Uśmiech leciutki błądził na ustach blondynki - ..mój miły oblubieńcze. - Wargi dziewczyny spoczęły na zimnych wargach skalda w przeklętym pocałunku.
Starał się wyobrażać sobie że to Chlo, choć… umysł bronił się przed tym. Oderwał się od niej z obrzydzeniem na twarzy, a Franka zwiotczała, oczy zamglone miała ale błękitne już.
Demonica odeszła. Wkrótce powieki dziewczyny same się zamknęły.
Skald ułożył ją i okrył skórami.
Potoczył wzrokiem po zgromadzonych w chacie.
- Pomówić bym z Wami chciał - rzekł patrząc wymownie na drzwi. wstał przy tym. - Wszystkimi - dodał spoglądając na Jensa.
- Koniecznie. - Odparła wieszczka przenosząc zaintrygowany wzrok z Franki na skalda. W jej głosie i postawie nie było niepewności czy wahania. Volva zdawała się emanować spokojnym chłodem i… lekką irytacją. Po typowej dla niej łagodności śladu nie zostało. Ruszyła ku drzwiom nie odwracając się za siebie.
Pogrobiec jeszcze chwilę przeciągłą nieprzytomnej się przyglądał - to twarzyczce co niedawno wykrzywiona oślizgłym uśmiechem, to ręce co sama się pogruchotała i wróciła, to powiekom zamkniętym na oczach być może jak węgle. W końcu jednak wyszedł opieszale, szanując niepokój Freya jaki bliskość jego i Franki wywoływała.
Nie bacząc na przyczyny.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline