Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2016, 14:44   #6
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Gdzieś w Jelling


Gdy wyszli na zewnątrz skald poprowadził ich kawałek. Gdyby demon mógł słyszeć z oddali i tak by im to nic nie dało, a gdyby słyszał tylko to co mogła słyszeć śpiąca Franka, starczyłoby wyjść jedynie z chaty. ale odruchowo nie chciał być za blisko.
Stanął w końcu w miejscu gdzie mieszkańcy Jelling sprawiali woły jakie do cna wysysali przez 3 noce.
- Pytania jakieś macie? - odezwał się w końcu jakby zmęczonym głosem.
- Nie. - odparł Volund - Bratem krwi cim, innym niż Agvindur, lecz wesprę Cię cokolwiek uczynić zdecydujesz… Jarlu Bezdroży.
Helleven spojrzała na obu ze złością.
- Wiesz co właśnie obiecałeś? - Syknęła cicho do Freyvinda. - Wiecie z czym to się wiąże? - Błękitne oko tym razem ku Volundowi się uniosło. Czekała.
Skald spojrzał na Jensa, jakby zastanawiając sie nad czymś. Chłopak był w chacie, powinien byc i tu. Zaczął mówić patrząc na niego choć słowa więcej do volvy i berserkera kierował.
- Stwórca mój w Skanii mnie przebudził. Owszem, nauczał, tyle jeno co w drodze do Ribe, by mnie zostawić swemu starszemu potomkowi. I opuścił. Serce mi z piersi wyskoczyć chciało gdy odchodził, wiązać mnie trzeba było. Gdy Agvindur mnie wychował, wiedzieliśmy obaj, że pozabijamy się gdy w Ribe zostanę. Znów przeciw sobie, brata w krwi tym razem opuściłem, którego pokochałem. Przez Lokiego przeklęty jestem, gdzie nie pójdę, tam on palcem tyka, że śmierc, że krew. Stad po bezdrożach szlak mój idzie, czasem jeno w siedzibach ludzkich się zatrzymuje. - Urwał, ale zaraz kontynuował. - Stąd może ambicja, by jak Agvindur, miec coś… władzę, by być dla innych jak on, bym miec wokół siebie tych co chcą bym ja był przy nich. Demonica to wie, dlatego tym mnie kusiła.
- Umowę z nią zawarłeś, a nie przysięgę dałeś. - stwierdził pewnie Pogrobiec - Nam na głowie Gudrunn, potem wilki, Ribe… jeśli… jeśli. - przerwał na chwilę, jak gdyby z myślami bolesnymi się bijąc, jak gdyby na chwilę znów echo Bestii w czaszcze mu zaszumiało - Jeśli prawdą jest, że Aros niczyje, że Einar jakimś tajemnym sposobem oprócz wilków jeszcze zgładzony, możesz mieć Aros i Chlo w ten sposób bezpieczeństwo okupić. A wtenczas, jak myśleć będziesz, jak więcej mieć, na wypadek wszelki… choćby wiarołomstwa demona, albowiem i on nie jest Paktem związany i przestrzegać go moc żadna nie zmusza… - zerknął ku Elin, która nie była sobą - Być może Elin od bogów poznałaby sposób, by Chlo wiarę ku Asom zwrócić i duszę ocalić… a ja, by demona pewniej przegnać.
Dziewczyna była opętana przez demona? Helleven niemal na głos nie wypowiedziała tego pytania, szybko jednak zaciskając usta i przeganiając zdziwienie ze swego wzroku.
- Agvindur nauczyłby Cie jak dobrze rządzić. - Złość szumiała jej w głowie przesączając się do słów. - Ale swoją obietnicą postawiłeś sprawę na ostrzu noża. A może od początku to planowałeś i dlatego, i mnie przysięgą krwi spętać zechciałeś?
- Volund widzę rozumie chyba, Ty Elin nie. - Zbliżył się do niej lekko. - Nie ma takiej siły w dziewięciu światach, by mnie zmusić abym przeciw Agvindurowi stanął. Sam z siebie, gdy tak Norny zdecydują? Może na strzępy się rozerwiemy, ale nie z poruczenia plugastwa. - Spojrzał jej w oko, na chwile oderwał wzrok patrząc na Volunda. - Agvindur chce bym Aros objął. To pierwszy krok parcia ku władzy nad całą północą. Jego wolę spełniając zgodnie z obietnica tej piekielnej suce dana będę czynił. Ale jej nie wierzę. Mamy po prostu więcej czasu by znaleźć sposób jak demona się pozbyć. Chlo sił nabierze, my sposób może znajdziemy… a jak nie… Może krwawymi łzami nad nią zapłaczę gdy nie uczynię tego co demon chce. - Uśmiechnął się. - Do tego czasu… przeciw wilkom czy Krystom, silnego sprzymierzeńca mamy. A ja spętać się nie dam.
Wieszczka uważnie mu się przyjrzała, jej wzrok zdawał się przewiercać przez niego i oceniać. W końcu skinęła lekko głową.
- Niech tak będzie. - Odparła niechętnie.
- Aros ją zaspokoimy, przeciw wilkom nas wzmocni i zagadkę nowej groźby rozwikła… lecz później… - zamyślił się Pogrobiec, on z kolei: gdy Helleven na Freyvinda, a skald na niego samego, on był na Widzącą patrzył - W Hedeby wiele do uczynienia mamy… lecz do tej gry na ostrzu noża… nie cierpię tego rzec, lecz jeśli w Hedeby kościół powstaje, znaczy to, że biskupa sprowadzą. Pomówić z kimś takim dałoby mi okazję dowiedzieć się bardzo wiele jak Chlo pomóc. Lecz to przyszłość odległa, a nam kolejne powody, dlaczego czas nagli. Gudrunn lada chwila wróci, i uwierzcie mi, że słowo dawszy walczyć do śmierci gotowa…
- Porozmawiam z Gudrunn. Złe słowa padły. Od dwóch nocy nad sobą panować mi ciężko, mówiliśmy o tym i nie wiem czy to krew wilków, czy dar Eyjolfa. Co zaś do Hedeby… - urwał i znów zbliżył się ku dwójce z jaka krwią był związany. - Aros pierwszym krokiem, Dania drugim, tego demon czeka. Przez Hedeby droga, nie przez Ribe. W Hedeby tez to plugastwo tedy może pomóc, gdy tam się skierujemy. Czas… czas mamy, to jeno kupiłem. By znaleźć sposób jak pozbyć się kurwiegosyństwa z ciała Franki. Przez ten czas czy przeciw wilkom… czy przeciw Krystom w Hedeby można plugastwo wykorzystać.
- Pierw wilki potem Aros. - Rzekła już spokojna i ponura jakaś. - A plugastwo takowe, by wypędzić niewielu dość silnych i wiedzących co robić się znajdzie. Trzeba za języki ludzi będzie pociągnąć, gdzieś w kraju winnien się ktoś taki znaleźć.
- Ku Aros i ku wilkom przez Ribe droga, i w śmierci wilków ocalenie, i w Aros uzyskaniu i wiedzy, co tam miejsce miało. Jasnym jest, że powrócić do domeny Agvindura musimy, nim wyruszymy prawdziwie. - rozejrzał się Pogrobiec, gdy oczy jego czerwienią się zalały - O ile zasadzki na wilki tu czynić nie chcemy, lecz stratą czasu to być może. Proszę was jeno… Elin, Ty wpierw z Gudrunn pomów, by zechciała z Freyvindem mówić, albowiem jemu samemu przemówić nie zezwoli, jako rzekła. Ja tej nocy… wrócić jeszcze na polanę zechcę. - zakończył, ku skraju lasu we właściwą stronę patrząc.
- Pomówię. - Skinęła spokojnie głową, choć w myślach zastanawiała się cóż takiego skald znów naplótł, by tak zdenerwować Gangrelkę. Wszak jak ich ostatnio razem widziała znikali w lesie. - A polanę rzeczywiście dobrze sprawdzić pierw przed wyruszeniem, czy tam się znów nie zjawili.
- Czasu wiele zmitrężyliśmy dziś. Nie ruszać nam ku Ribe tej nocy. - Spojrzał na Volunda. - Zasadzki wilków się obawiałem i obawiam. Bezbronni w dzień na bezdrożach jesteśmy. Teraz jednak mamy umowę z tą suką. Może ona uchroni. Wróćmy dziś na polane jako rzeczesz. - Przeniósł spojrzenie na volvę. - Weźmy z chaty coś co ich wódz nie zabrał. W stajniach juki Svena. Demonowi wytłumaczyć, że nim sie za Aros weźmiemy sprawę wilków rozwiązać… można. Ty Elin powiesz nam gdzie są, lub nie. Do Ribe o zmierzchu nastepnego ruszymy - potoczył pytającym wzrokiem po obojgu.
- Jak oczekujecie. Lecz na polanie z pewnością wilków nie uświadczymy i sam udać się zamierzałem. - cały czas Volund patrzył na północ - Poszukam, co posłańcy Odyna mogli z truchła pozostawić. Muszę je obejrzeć i jeśli je zrozumiem… być może mą przypadłość zrozumiem. - wyjaśnił, na w pół nieobecnym głosem, mówiąc o oglądaniu ciał równie naturalnie i mimowolnie, jak o podróżowaniu nocą.
- Posłańcy Odyna? - Helleven spojrzała zainteresowana na berserkera.
- Nie pamiętasz Huginna i Muninna? - skald zdziwił sie spoglądając na volvę.
Wieszczka zaklęła w myślach, czyżby Jednooki swoje kruki im na pomoc wysłał? Już chciała coś odpowiedzieć, gdy Jens niepewnie wytoczył się z chaty, krew na skroni zasychała powoli.
Podszedł do Freya z twardym wyrazem twarzy jednak:
- Memu bratu bezpieczeństwo i naukę zapewnisz skoro z d….nawiedzoną służką podróżować będziesz? - spytał cicho, by nie przerywać pozostałej dwójce rozmowy.
- Bezpieczeństwo? - Skald zdziwił się lekko.
- Opiekę, by mógł wiek męża osiągnąć i pełnię swych talentów przy boku Twego osiągnąć. - Jens nie dal się zbyć z pantałyku.
- Tak. Jeżeli - zaakcentował to słowo - wezmę go na służbę, opiekę i naukę mieć będzie. Ale nie będzie w tym bezpieczeństwa i nie o złym co w niej siedzi tu mówię. Od tego najmniejsze, lub może i żadne po tej rozmowie.
Jens skinął głową:
- Prócz oręża czego jeszcze oczekujesz? Srebra? Mam 10 srebrnych monet i jedną broszę. Na żywienie i za Twój początkowy trud winno starczyć. Potem Jorik sam będzie wiedział jak odpłacić. A ja co pół roku będę dalej słać daninę. - chłopak starał się ze wszystkich sił być godna głową rodziny. Widać było, ze nie chce specjalnego traktowania ni dla siebie ni dla brata.
Na twarzy skalda nutki gniewu mozna było zobaczyc, jak budza się powoli, a we wzroku lekka złość.
- Jeżeli nadejdzie taki czas bym musiał srebro brać za nauki, to niechaj słońce ujrzę. Niechaj sam mnie przekona, niechaj sam zdecyduje co ze sobą zabrac, a wiernością on zapłaci nikt za niego srebrem.
Jens zdumiony stał słowami Freyvinda. W końcu skinął głową:
- Ujmy nie chciałem sprawić, toć to zwyczaj… I brat mój. Dopełnić wszystkiego trzeba jak należy. Reszta w rękach Jorika. I Twoja decyzja.
- Jemu daj tedy to co mi chciałeś ofiarować. Obaczym czy mądrze wykorzysta. - Frey powiedział już spokojniej. - A o tym co w chacie zaszło i o słowach tu wypowiadanych chciałbym przysięgi od Ciebie, że nikomu nic nie rzekniesz.
- Nie powiem, nie dlatego, żem związany przysięgą. Panika by wybuchła inaczej w Jelling. - skrzywił się. - A tego nie trzeba.
- Dobrze. W takim razie ostaw nas samych. - rozkazał mu Pogrobiec lodowatym tonem, podchodząc do volvy.
- Wydajesz się zagubiona. Czyliż coś jest nie w porządku? - zapytał z troską w głosie.
Helleven uśmiechnęła się zmartwiona i potarła lekko czoło. Volund jednakże zdawał sobie sprawę, iż gest ten jest bardziej wystudiowany niż prawdziwy, a uśmiech ostrzejszy od tego jaki zwykle Elin światu ukazywała. Natomiast z całą pewnością kobieta zaczynała się czegoś obawiać i wściekać na siebie, choć emocje te były głęboko ukryte pod kontrolą żelaznej i chłodnej woli, tak różnej od znanej Gangrelowi łagodnej i niepewnej volvy.
- Chyba demon w myślach mi pomieszał... - Odparła ostrożnie, a Pogrobiec kłamstwo w jej słowach wyczuł.
- Ssssz. Nie zagrozi nam… - Volund przyłożył na chwilę palec do ust, delikatnie i uspokajająco się uśmiechając. Podszedł blisko, niekomfortowo i intymnie blisko, lecz bez zawahania, jakby między nim a volvą… nie było dystansu.
- Lecz pamiętasz na pewno jak nienawistne słońce prawie Cię nam odebrało, gdy ratować mnie ruszyłaś… - pięknolicy mimo rany otwartej na twarzy, jak makabryczny obraz samego Baldura, pogładził policzek Widzącej z uśmiechem zarówno poufałym jak i… lubieżnym. - Na pewno wdzięczność mą znad jeziora zapamiętasz aż po Ragnarok... - wyszeptał, nachyliwszy się jej do ucha, lecz nie dość cicho by choćby i Freyvind nie słyszał.
Helleven zamrugała zdziwiona ale zaraz na jej twarzy wykwitł zadowolony uśmiech i głowę na piersi Volunda ułożyła mówiąc cicho.
- Pamiętam.
Pogrobiec twarz volvy jednookiej w dłoń ujął, obok niej się przesuwając i za nią przechodząc, całym ciałem do kobiety przytulony, jakby kochanek wieloletni i poufały, rękoma ją objął i twarz zmysłowo między szyją a ramieniem nachylił, spode brwi na Freyvinda zerkając.
- Albowiem, bracie, wszystko co rzeknę będzie pamiętała. - powiedział spokojnie, prawie ucho volvy ustami muskając - Ponieważ nie jest to Elin. - wyjawił raptownie… Tym samym, hipnotyzująco przyjemnym tonem.
- Drugi demon?! - skald aż się zatchnął, choć przecież nie oddychał.
Kobieta zamarła na słowa Pogrobca ale słysząc Freyvinda zaśmiała się cicho i głowę odchyliła by otrzeć ją o ciało Volunda.
- Wiedziałam, żeś sprytniejszy niż wszyscy sądzą. - Odparła prawie mrucząc. - Ale nie masz do końca racji… - Odwróciła się szybkim ruchem, by jemu spojrzeć w oczy. - Elin to ja… i ja to Elin. - Uśmiechnęła się uwodzicielsko głaszcząc mężczyznę po policzku.
Berserkera wzrok raptownie od skalda ku oku jedynemu się zwrócił. Widać było, że jna spokojną reakcję chciał kobietę puścić. Na słowa… na gesty jednak puścić zapomniał, a w oku widać było rozbawienie i zaintrygowanie. Kogoś komu rozsądek krzyczy o niebezpieczeństwie, lecz jest więcej niż gotów zagrać w ryzykowną grę dla gry samej.
Kąciki ust makabrycznego a pięknego lica się uniosły.
- A jednak mrok rozum jej odbiera. - zacytował demona, podważając, jak gdyby testując Helleven - I nie wiadomo tedy, czy służy innym czy jemu… Jak nam to rozumieć? Jeśli jest jak mówisz, wiesz volvo, że lękamy się, co nam nieznane… a ciebie nie znamy. - dokończył, choć wiele po nim było widać, a niekoniecznie lęk.
- Demonowi wierzyć zamierzacie? - Uniosła brwi zdziwiona. - Wiesz przecie, że każde ich słowo to pułapka. - Dłoń aftergangerki zsunęła się delikatnie po szyi Volunda. - I znacie mnie, wszak już się widzieliśmy.... - Musnęła nosem ślad palca na szyi berserkera.
Pogrobiec puścił Helleven, pewien na razie, że ta niczego raptownego nie uczyni. Nie odsunął się jednak.
- Gdy demon słów użyje by ranić, by lęk sprowadzić... słowa te są prawdą. Albowiem jedyna prawda, równa przysiędze, leży w okrucieństwie… i we strachu. Ale na Elin nie czerwony lęk spłynął..
Uchwycił, z jednej strony bezceremonialnie, z drugiej tak delikatnie jak można, podbródek volvy, podnosząc spojrzenie jedynego oka, jak gdyby chciał widzieć kłębiące się w jej duszy emocje, choć to ona Widzącą była. Twarz przybliżył.
- Miast lęku nadeszłaś ty.
Elin twierdziła, że wiedzące bardziej narażone są na złe duchy. Oferowała się jako pułapkę na demona jakby nie przejmowała się tym czym to grozi. Wedle słów Volunda sobą teraz nie była. Z drugiej jednak strony demon który wszedł w Chlo świadom zdawał się tego co działo się wokół, gdy uśpionym był pozwalając dziewczynie bez wpływu działać. Elin taka jak teraz, czy cokolwiek przed nimi stało… nie pamiętała jak widać nic z czasu gdy delikatna volva w przytomności pozostawała.
Demon w Chlo twierdził, że mrok oddaje innemu rozum aftergangerki. “Elin to ja… i ja to Elin” mówiła ona sama jednocześnie zaprzeczając i potwierdzając jakoby ta która przemawiała była kimś innym.
Frey myślał o tym patrząc na oboje i słuchając ich.
Znał takie pozorne rozdwojenie jaźni, że ta sama osoba zdawała się czasem jakby co ją opętało. Nieobliczalna czy dobro czy mrok ze sobą poniesie.
Choć nie człowieka.
I nie osobiście.
- Włosy Sif ściął z potrzeby wyrządzenia krzywdy i dla krotochwili, a jednak sprawił że Asom dostały się przepotężne dary: Gungnir i Draupnir Odynowi, Skidbladnir i Gulinborsti Freyowi, Mjolnir Thorowi - skald odezwał się w końcu przewiercając volvę wzrokiem - a Sif stratę odzyskała. Dzięki niemu nowe, niepowstrzymane mury Asgardu wyrosły, słońce i księżyc dalej są na niebie, a Freya uniknęła losu gorszego od śmierci. Bo poświęcił się za wszystkich dając zbrzuchacić Svadelfariemu, a jednak to przez niego zginęli Baldur i Hodur. On to pomógł Thorowi odzyskać Mjolnir od Thyrma, oraz zdobyć nieśmiertelną sławę w Utgardzie w pojedynkach ze Skymirem, ale i on Sif posiadł Władcy Burzy rogi doprawiając i mówią, że Ullr jego jest bękartem na sromotę synowi Jord. On wraz z Odynem i Honirem twórcą jest ludzkości ale też to on powiedzie Jotuny, bestie i przeklętych na Asgard w Ragnarok. Bezkresne dobro w nim drzemie tak jak i bezkresne zło, chęć krzywd najgorszych czynienia dla byle krotochwili. Jakby opętany sam był, jakby dwie osoby w nim mieszkały i nawet Asowie i Wanowie nie wiedzieli które w nim w dany czas mocniejsze.
Freyr umilkł na chwilę lecz wzroku z niej nie spuszczał.
- Sven się nie mylił, prawda? Prawdę rzekł nad Engelsholm?
Gdy Volund podbródek Helleven ujmował ujrzał w błękitnym oku pragnienie, które z trudem udało się jej opanować. Był zbyt blisko. Dłonie położyła na piersi berserkera, by lekko się od niego odepchnąć i już chciała coś żartobliwego odpowiedzieć, gdy skald począł mówić. Spojrzenie ku niemu podążyło i brwi lekko się uniosły.
- A cóż to Sven mówił? - Zapytała szczerze zainteresowana. Pogrobiec również skalda słuchał, władztwa jego nad słowami, i nie dziwił się już bliskości Asów i Wanów i tego, jak ważni mu byli. Lecz również co Sven w swoim czasie powiedział nie dane było Volundowi usłyszeć.
Helleven zaś kamiennie nie puścił, trzymając ją delikatnie jak oblubieniec i łapczywie jak zdobycz i w dwoistości podobnej jaźniom Widzącej gotów się zdawał zamienić intymną bliskość w niedźwiedzi uścisk.
- “Ty!!! Lokiego służka!” - Zacytował Freyvind dla którego spamiętywanie słów było wręcz sensem tego kim był. - Tak rzekł, a gdym spytał czemu tak powiedział odparł: “To jej druga natura!”
Pogrobiec trzymający volvę mógł wyczuć jak zastygła na chwilę.
- A mówił skąd mu taki pomysł w głowie postawił? - Zapytała przesłodzonym głosem, w którym groźba się czaiła. - Ten kto go wysłał jest w wielkich łaskach Ognistego Olbrzyma. Ja Agvindurowi służę. - Dodała już spokojniej, choć kolejną, leniwą próbę wyswobodzenia się z uścisku Gangrela podjęła.
- Czyli nie jest też prawdą, że Pan Ognia darem Cię naznaczył, że czego się tkniesz umiera wokół - Skald pokiwał głową jakby jej słowa wszystko wyjaśniały. - Nie jesteś tańczącą z trupami, jak też rzekł, które to słowa powiedział mu ktoś, kto ‘podarunek’ Ci wysłał. Bo jak rzeczesz Agvindurowi służysz?
- Nie wij się tak… - Pogrobiec wyszeptał tuż przy jej uchu, ustami prawie że je muskając - Albo się nie opanuję… - dokończył dwuznacznie, choć dla afterganger jasnym było, do czego rzucił tę… obcesową aluzję.
Freyvind przez sekundy fragment przy słowie szeptanym mógł kły dostrzec.
Helleven wyraźnie oburzyła się na usłyszane oskarżenia i szarpnąć już chciała, gdy szept Volunda ją powstrzymał. Głowę ku niemu obróciła i na palcach stanąwszy również do ucha jego sięgnąwszy szepnęła.
- Puść mnie zatem.... bo nie będę Cie powstrzymywać.
- Nie o mnie się lękaj, miła. Lecz skaldowi odpowiedz… on mnie w razie czego odciągnie… lub nie. - widać było, że Gangrel jeszcze jakiś gest chce uczynić, lecz wreszcie powaga sytuacji górę wzięła. Ręką jedną volvę puścił i delikatnie kciukiem usta jej zarysował, po czym o krok się cofnął, puszczając ją całkiem.
Jednak w spojrzeniu pięknolicy miał teraz poza zaczątkami żądzy jawną groźbę.
Wieszczka oczy przymknęła opanowując narastające w niej pragnienie i z ulgą przyjęła wypuszczenie jej z objęć berserkera. Odetchnęła cicho i na Freyvinda spojrzała już ze zwykłym spokojem.
- Oszczerstwa bezpodstawne to jeno były. - Rzekła z jakimś wyrzutem w głosie. - Ten kto je rozsiewa pragnie bym sama została, bez niczyjej pomocy, jeno na niego zdana… - Wzdrygnęła się ze złością i oczy zmrużyła. - Nie pozwolę mu na to. - Dodała ciszej jakby już do siebie.
- Braćmi krwi Twymi jesteśmy - Frey warknął. Mogło się zdawać, że to nie reakcji i czynów berserkera można było stawiać na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o kłopoty. W oczach znów błyszczały mu iskierki szału. Wszak Lokiemu zawdzięczał od ponad pół wieku większość zła jakie go spotykało. - Tak powiedziałem Svenowi. Że kłamie kto oczernia Elin, która nie może być tym o czym mówił. Teraz nawet pewności nie mam, czy z nią rozmawiam, czy ze złym duchem. Ona nie służy Panu Ognia, to może Ty? Nie Ty, to może ona? A Ty to ona, ona to Ty. Zagadki, niepewność. Nic tedy prawdy w słowach Svena nie ma, bo tak rzeczesz?
- Ostrożnie. - wtrącił po retorycznym pytaniu Freyvinda berserker - Krew wilkołaków w naszym bracie, jak i we mnie. Słowo niewłaściwe może Bestię zbudzić… - przestrzegł, po części faktycznie chcąc ostrzec tę niepojętą istotę w ciele Elin…
...lecz słychać było i fascynację w głosie jego, jak gdyby snuł co by się stało, gdyby…
Helleven hardo uniosła podbródek i wpatrzyła się we Freya.
- Nie było prawdy w jego słowach. - Rzekła spokojnie. - Ale widać, że Leiknar kilkoma słowami już Was przeciw mnie, przeciw Elin napuścić może. - Westchnęła cicho. - Co będzie gdy się pojawi? Szansa żadnych nie mamy. - Uśmiechnęła się smutno. - Lepiej więc rozszarpcie mnie teraz jeśli macie taką ochotę, bo już to wolę niż jego. - I choć co do większości słów volvy można było mieć wątpliwości, czy szczerze są wypowiedziane, to ostatnie z pewnością takie były.
Zbliżając się powoli do aftergangerki Freyvind nie spuszczał z niej wzroku. Ręce drżały mu lekko od wewnetrznej walki samego ze sobą.
- Leiknar… - rzucił niby do żadnego z nich, jakby jedynie smakując to słowo. Wzrok zamyślony miał przez chwile, lecz zaraz przytomniej skoncentrował wzrok na jednookiej. - Me przekleństwo znanym Ci i Volundowi. Także to, że szczególnie od dwóch nocy walczę jak Thor z Jotunami by nie dać się ponieść potwornemu gniewowi. Żadne z nas od tego nie wolne, klątwa Canarla. Wiecie też, że mnie wilki głównie ścigały. Tajemnic przed rodzeństwem w krwi nie mam skąd zagrożenie na nie ściągnąć mogę i kim jestem. Słowa Svena padły, ziarno zasiały. Butem je przygniotłem, na skały rzuciłem. Ale podlewane tajemnicą i tym, że niewiele inaczej od Chlo to wygląda… Na nagiej skale kiełkuje. Chcesz je wypalić, czy pozwolisz mu rosnąć?
Po Volundzie widać było, że w umyśle błądzi ważne pytanie. Lecz przejęty był swym bratem i milczał, chcąc by volva wpierw jemu odpowiedziała.
Kobieta milczała dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu westchnęła cicho.
- Powiem prawdę, to pewnie i tak swoje będzie dalej wiedział. - Mruknęła. - Ale niech będzie. - Spojrzenie jednego oka wbiła w skalda. - Jest nas dwie w jednym ciele. Osobne umysły, dość różne jak widać. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Nie wiem czy to przekleństwo Pana Kłamstwa czy cena za nasz Dar. Nie wiem co ona czyni i nie wiem czy ona pamięta co czynię ja. - Wzruszyła ramionami, choć spięta lekko była, gdy dalej kontynuowała. - To, że Leiknar mnie szuka, niedawnom dopiero odkryła. Puścił sam, wiele lat temu. Widać, odwidziało mu się. - Spojrzała na swych braci krwi. - Zadowoleni?
Skald patrzył na nią bacznie, lecz fałszu w niej nie odnalazł.
- Dwa umysły, różne myśli… Sama siebie wciąż zwiesz Elin? Rzeczesz że Ty to ona, lecz od niej odróżniasz.
- Gdyż tak jest. - Odparła po prostu. - Możecie zwać mnie Helleven. - Dodała.
- Czy Agvindur wie o tobie, Helleven? - dobiegł ją zza pleców głos berserkera.
- Przez tyle lat ciężko, by się nie zorientował.
Pogrobiec gorzkie spojrzenie posłał Freyvindowi na tę wieść. Kontynuował jednak pytania równie spokojnie, wbrew jego roli we... wszystkim.
- Zdawałoby się, że i Elin po tylu latach świadoma jest ciebie… więcej lat i bliższa ci. Ciężko, lecz czy się zorientował? - zapytał, używając podobnej nieprecyzyjności co ona, i chcąc słowo jedno usłyszeć, co jasno przekaże czy Agvindur świadom był… Helleven.
Pogrobiec zapytał jak ktoś nawykły do półprawd.
- Oszczędził mi takiego przesłuchania, wiedząc, że obie po jego stronie jesteśmy, a ja nie dopytywałam.
- Leiknar… - Skald spojrzał znów na volvę przenosząc wzrok z Volunda na którego go kierował, gdy ten pytania zadawał. - Leiknar może próbować. Niechaj to uczyni, każdemu koniec jego sagi pisany, jemu tez. Elin dopaść mu nie dam, o Tobie rzec tego nie mogę, bo dziś dopiero Tobie się zwiedziałem. Ale wszak na jedno wychodzi, czyż nie?
- Wdzięczna zatem Elin być muszę. - Skłoniła lekko głowę ku Freyowi. - Już Wam ją zwracam. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Wstrzymaj się chwilę. - rzekł Volund jeszcze - Spójrz na mnie. - tym razem dyplomatyczniej poprosił, by nań spojrzała.
Volva zamrugała jednak i zdziwionym wzrokiem po nich potoczyła.
- Co się stało? - Elin ze strachem w głosie zapytała, a wyraz twarzy kobiety złagodniał.
- ...rozprawialiśmy właśnie z Tobą o wszystkich momentach, których pamięć Ci się zaciera. - powiedział zza niej Pogrobiec kamiennym tonem. Patrzył na Freyvinda, z namysłem...
- … choć powiedzieć “z Tobą” prawdą do końca nie jest. - Skald uchwycił spojrzenie Pogrobca, ale nie chciał z Elin byc nieszczery. Gdybyż to było w druga stronę…
- ...taki już jest paradoks opisywania tego, czego się nie pamięta. - wzruszył ramionami Volund, a choć oczyma nie ruszył, nie patrzył już na brata, lecz jakąś dal, odległą w czasie i przestrzeni.
Aftergangerka patrzyła, to na jednego, to na drugiego nie bardzo wiedząc co ma sądzić ale po chwili dotarł do niej sens ich słów i w błękitnym oku panika zaczęła rosnąć.
- Rozprawialiście… - Wyszeptała i krok w tył uczyniła chcąc więcej przestrzeni wokół siebie uzyskać. - I co ustaliliście? - Zapytała ostrożnie.
- Towarzyszkę mą i służkę, od krzywdy chcę uchronić z tym bydlęciem z mroku się układając, choć wiele dobrego to nie przyniesie. Uważasz, że siostrę w krwi ostawię tedy, gdy niewinna obecności Helleven? Wiedz jednak, że jeśli przyjdzie bronić przed Leiknarem… brak wiedzy nie pomoże. Z tajemnic i przeszłości swej obdzierać Cię nie chce i nie będę. Sama zdecydujesz.
- Leiknarem? - Volva ostrożnie imię wypowiedziała jakby smakując jego brzmienie. Brzmiało boleśnie znajomo. - A więc to tak ma na imię… - Zagryzła wargi i spuściła wzrok. - Tajemnic robić nie chciałam… jeno ja naprawdę nic o nim wiem. - Powiedziała cicho.
Pogrobiec, gdy rozmawiali, stał tylko nieruchomo jak posąg, tak jak tylko umarły może. Zaś lunatyzm jego, przywołany przebudzeniem Elin jakąś niewypowiedzianą prawdę, spostrzeżenie straszne zdawał się skrywać, nie reagował wcale na rozmowę Freyvinda z ich siostrą…
- Co oznaczał podarunek jaki Sven przywiózł?
Potrząsnęła głową spoglądając ze smutkiem na skalda.
- Nie wiem… Wiem jeno, że ręka należała do osoby, którą znałam… więc pewnie groźba… - Wieszczka teraz postawę tak odmienną od Helleven prezentowała, iż zupełnie kruchą i delikatną się zdawała.
- Takoż Sven nie pamiętał nic, kim był ten kto go przysłał. Zastanawiające jednak czemu Ty nic nie pamiętasz, a ta druga tak.
- Ona… pamięta? - Błękitne oko rozszerzyło się w zdumieniu, Elin czoła dotknęła z namysłem ale w końcu pokręciła głową. - Nie wiem… Przykro mi… - Znowu po obojgu spojrzała. - I wybaczcie, że nie mówiłam ale jak… miałam o czymś takim powiedzieć?
- Rozumiem. - ozwał się nagle berserker, nie wracając do nich myślami. A choć przysiąc można było, że nawet volvy nie słucha, że nawet ich nie widzi… coś w głosie jego, tembrze i delikatności pojedynczego, niby mimochodem rzuconego słowa wskazywało, jak bardzo dogłębnie… Nie wybacza, choć i miękkość tonu świadczyła, że nie ma w jego oczach czego wybaczać. Jeno iż… Rozumie.
- Stało sie. Wiemy ninie. - Frey jakby się nad czymś zastanawiał, spiął się wyraźnie, gniew przepełzł przez jego twarz. - Ona inna niż Ty się zdaje, jak ogień i woda…. Ty to byłaś, gdyś wieszczyła, że by spór zakopać, braterstwo krwi bogowie widzą? Nad Engelsholm?
Strach znów na jej twarzy się odbił ale głową potrząsnęła.
- Nie ja… - Odparła cicho.
Pogrobiec spojrzał na nią, na Freyvinda, na nią znów, w stronę Engelsholm, w stronę Caernu i na skalda.
Parsknął, a po chwili parsknięcie zamieniło się w głośny śmiech, który począł nieść się po nocy.
Być może taka właśnie reakcja Volunda wyrwała skalda ku przytomności z rodzacego sie i prawie namacalnego szału. Drżał na całym ciele wpatrując się to w volvę to w berserkera.
- A ona mi w twarz rzekła - wycharczał - że to ja ją… was dla swych celów wiązać chciałem…
- Och, z pewnością jest zaradna! - rzucił berserker, znów żyw, z jakąś złowieszczą ekscytacją, podchodząc ku Elin. Spojrzał na sekundę w pojedyncze oko. Dłonie na ramionach delikatnych volvy położył i na skalda spojrzał.
- Może powinniśmy je zamienić, lękiem Helleven przyzywać. Może ona wymyśli, jak z naszego położenia wybrnąć, ku Ribe dotrzeć. - paskudny uśmiech, zupełnie jak nie stoickiego dotychczas Volunda, przyozdobił… lub wypaczył pięknolicego.
Kobieta wyraźnie przestraszona była ale jeszcze nad lękiem widać panowała, gdyż odrzekła cicho.
- Ona też volvą jest, więc jeśli tak rzekła… widać tak ujrzała. - Na słowa Pogrobca wyprostowała się dumnie. - Nie jestem zabawką.
- Nie, nie jesteś. - oblicze uspokoiło się, grymas znikł. Volund puścił volvę, spokojnie krok jeden wstecz czyniąc i drugi, wzrokiem ją mierząc - Lecz z pewnością nawet volva taka jak ty, a pewnym że drugiej podobnej w całej Danii nie ma, może fałsz rzec, lub prawdę omijać. - spojrzał na skalda - Jako że nigdy wiadomo, z którą mowa, proszę bracie… Nie pytaj czy coś pamięta, jeno co pamięta… - i dalej cofał się o krok jeden i kolejny od nich.
- Starczy! - Frey znów zaczął buzować gniewem jaki przypływał i odpływał niczym morze przez Hjuki i Bila kontrolowane. Spojrzał na Pogrobca jakby zaczepki szukał, choć widać było, że jakby wbrew sobie. Jakby część jego bólem przepełniona ciągłej walki odpuścić chciała, a druga dążyła do krwawej furii.
Rozłam prawie jak u Elin.
Choć jakże inaczej.
- Norny zabawiły się z nami przednie. Ale ich krotochwilom nawet Asowie i Vanowie podlegają. Nad Engelsholm los nas splótł. Może w jakim celu. Ja, choć nie wiedząc, przez wilki ścigany byłem. Elin, też nie wiedząc przez Leiknara. Może okaże się, że i Ciebie Volundzie jaki południowy król szuka - Frey rzucił zupełnie bezsensowny przykład. - Choć demon już na Ciebie i tak nastawał. Przeznaczenie czy los? Za jedno. Związało nas. Stawić czoła temu trzeba, może od tego co nad Engelsholm zaszło nasza przyszłość zależy. Czy Helleven bogowie rzec o braterstwie przeznaczyli, czy zrobiła to jeno by obrońców zyskać dla Elin, a przy tym dla siebie.
- Dziękuję. - Odrzekła po prostu. - Chciałabym móc umieć te zmiany powstrzymać alem na razie bezsilna. Jakakolwiek przyczyna za jej słowami stała. Teraz i po Waszej stronie jest z racji krwi braterstwa. A Agvindurowi zawsze dobrze służyła… Więc nie powinno być dużych kłopotów… - Dodała chcąc jakoś jaśniej zarysować sytuację.
Volund w ciszy słuchał obydwojga. Słowa Freyvinda rozjaśniły go i uspokoiły. Słów volvy wysłuchał. Pozwolił by zapadła cisza i powiódł po prostu po obydwojgu wzrokiem.
- Obie cel macie jeden. Przetrwać. Ona zdaje się akceptować to, ty też. - Skald znów uspokoił się nieco. Coś przeszło mu przez myśl. - Od kiedy w jednym ciele, obie…?
Elin pośpieszne spojrzenie Pogrobcu rzuciła i odparła z westchnięciem.
- Nie pamiętam czasów, nim do Danii przypłynęłam. Nie umiem więc odpowiedzieć na Twe pytanie.
- Wtedy już z Tobą… obok Cie była?
- Tak.
- Może od niej więcej się dowiemy…
- Jeśli wiedziała o tym kto mnie ściga… to całkiem możliwe. - Przyznała mu rację.
Volund chwilę słów ich słuchał. Rozważał jak gdyby czy nie rzec czegoś, czegoś bolesnego zapewne… nie dla niego. Zdecydował jednak po prostu odwrócić się bez słowa i ku lasowi kroczyć - w kierunku znanym obojgu z jego rodzeństwa przez krew: do Caernu.
 
Blaithinn jest offline