Łatwo można było dostrzec, że nie całe swoje życie Carond spędził pławiąc się bezczynnie w luksusach.
Ciało znaczyły dwie blizny, zadane ostrzem miecza lub sztyletu, a ślady na ramieniu mogły pochodzić tylko i wyłącznie od kłów jakiegoś pokaźnych rozmiarów drapieżnika. Nawet w tej chwili najbardziej nawet krytyczne oko nie zdołałoby znaleźć grama zbędnego tłuszczu.
'Sprzętowi', o którym wcześniej myślała Aria, również nic nie można było zarzucić, a tym, że był on gotów do użytku, Carond zdawał się nie przejmować.
Zafascynowana i zarumieniona Aria, odsunęła się, puszczając przodem zajętą sobą parę.
Carond jednak nie zamierzał pozostawiać Arii samej i objął w pół, zagarniając ją ze sobą.
* * *
Kroków było nieco więcej, niż parę, ale warto było je zrobić.
Oświetlone paroma świecami i lampami pomieszczenie przypominało wykutą w skale jaskinię. Woda zdawała się być kryształowo czysta.
I wszystko jakby czekało na przybycie gości.
- Pomysł jednego z moich przodków - powiedział Carond. - Potem nikt już tego nie zmieniał.
- W najgłębszym miejscu woda sięga nieco powyżej pasa - dodał.