Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2016, 23:14   #29
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, przed 21.00
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Opuściwszy giermka, Horton skierował się poza podwyższenie. Callor był bystrym chłopakiem, a nawet gdyby nie był, zawsze pozostawał dziedzicem jednego z największych rodów Siedmiu Królestw. Velaryonowie mogli nie być tak potężni, jak byli Corlysa Velaryona, sławnego Węża Morskiego, ale mało która rodzina była tak silnie spokrewniona z rodem Czerwonego Smoka. Zarządca nie omieszkał nie spostrzec, że kolejne osoby opuściły swoje miejsca, a jedną z nich była panna młoda. Zeskoczył z tworzącego podwyższenie drewnianego podestu. Musiał jeszcze porozmawiać z rodziną Mildrith oraz Craigiem, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Opuścił główną salę i wciągnął świeże powietrze. Ochłodziło się nieco, a wieczór przyniósł chłodną morską bryzę. Z dołu dochodziły odgłosy zabawy. Giermkowie i zbrojni, stwierdził, ale nie zatrzymał się, żeby się przyglądać. Zamiast tego skręcił w dół i ruszył do piwnic. Złapał za rękę powoli wspinającego się w przeciwną stronę schodów Glendona.

- Za mniej więcej klepsydrę przygotujcie się do wniesienia weselnego pasztetu - Rzucił szybko polecenie. - Upewnij się, że jest już gotowy.

Minął starszego mężczyznę i zszedł na sam dół.
- Vaenor, chłopcze - Horton zatrzymał opuszczającego piwniczkę barda. - Dostałeś złote arborskie, które ci podsyłałem? Występ był naprawdę udany. - Zawahał się, ale szybko odzyskał fason. - Jesteś dosyć niezadowolony, jak na siebie. Co się dzieje? Występy były wręcz znakomite.

Veanor zachowywał się dość nerwowo. Kręcił się w tę i z powrotem, nie zwracając uwagi na ludzi. Kiedy spotkał Hortona, wyraźnie się uspokoił
- Ser Hortonie… T.tak, otrzymałem - Powiedział, bez przekonania. Sięgnął do swojej sakwy po czym wyciągnął z niej monetę
- Chciałem z tobą chwilę porozmawiać, jednak. Wpierw - oddał mu pieniądz - Z całym szacunkiem Ser, ale to nie było moje przedstawienie. To twój pomysł, ja zaledwie wykonałem, a nie nagradza się sług za obowiązki. Może i jestem chciwy, ale mam poczucie honoru, a nie biorę wynagrodzenia za coś, z czego nie jestem dumny. - Pokrętna logika barda, znów wzieła nad nim górę
- Poza tym, jest coś co musimy omówić. Coś co nie daje mi spokoju, a potrzebujemy chwilę prywatności, z dala od uszu i oczu innych - sądząc po jego minie, było to coś ważnego. Cięzko jednak było stwierdzić, czy ważnego w stosunku do samego wydarzenia, czy dla niego

- Dobrze.

Zarządca rozejrzał się dookoła i spojrzał na uchylone drzwi do piwniczki na wino. Pomieszczenie było spore, a półki z butelkami i beczkami tworzyły z niego mały labirynt.
- Ktoś jest w środku? - zapytał, wskazując palcem na wejście, a słysząc przeczącą odpowiedź kontynuował: - Chodźmy do środka, tam porozmawiamy.

Chwilę błądzili pomiędzy butelkami lepszych i gorszych gatunków wina, butelkami miodu i mniej bądź bardziej egzotycznymi alkoholami. Zatrzymali się w jednej z bardziej oddalonych częsci podziemnej sali, gdzie półki zamiast wina pełne były kurzu. Horton zerwał podniszczoną pajęczynę i strzepnął ją z dłoni.
- Co to za moneta? - wyjął z kieszeni wręczony mu pieniądz, po czym przeszedł do sedna sprawy. - O czym chciałeś pomówić, Vaenorze? Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?

- To twój podarek, którego nie mogę przyjąć. - odpowiedział bezceremonialnie - Jednak, inna sprawa mnie męczy. Kazano mi, dopytywać się, o Ser Snowa. Co lubi, gdzie ostatnio w turniejach walczył. Może tobie wiadomo, po co te informacje? Nie mam z tym problemów, jednak.. Tym razem, czuję że, to nie właściwe, mój Panie. Ser Adden, jest opiekunem mojego brata, na dodatek, osobą która wydaje się, bardzo porządnym człowiekiem. Jeżeli Lady, potrzebuje tych informacji, dlaczego po prostu nie zapyta o nie sama? Wszak, damie łatwiej przemówić do osoby takiej, jak ten rycerz. - Naprawdę rzadko zdarzało się, że bard miał tego typu dylematy, ale tym razem zaprzątało mu to głowę.

- To z pewnością nie ode mnie - Horton obejrzał monetę. - Kazałem zanieść ci wina, ale nie pieniądze. - Zawahał się. - Mówisz, że Mildrith każe ci wypytywać o Addena, Widzisz, wiem, że wczoraj byłeś u swojego brata. Rozmawiałem z nim zanim tu przyszedłem. To dobry chłopak, ale… odszedłem od tematu. Nie przejmuj się tym. - Przygryzł wargę. Nie był zadowolony z tego, że nowa lady też chciała zdobyć sobie przychylność ich gościa. - Groziła ci wyrzuceniem, gdybyś nie wykonywał jej próśb? - Nie podejrzewał tego, ale lepiej było się upewnić.

Bard zbladł jeszcze bardziej, mimo jasnej karnacji. Spojrzał na monete, widać było że ma problem ze skupieniem się. Uświadomił sobie, że rozmawiał też z rycerzem. Szybkim ruchem, schował pieniądz, nie spoglądając na swoją sakwę.
- Nie… Jest za sprytna, by grozić. Nie otwarcie, mój Panie. Jej słowa, raz bywają słodkię niczym miód, a zarazem tak zimne, jak krainy północy. Ciężo ją rozgryść, jednak… Powiedziała mi, że mogę dobrać kogoś do pomocy, zasugerowała mi, młodą siostrę naszego dziedzica. Jednak, dobrze wiesz jaka ona jest… Zasugerowałem wtedy, że twoja małżonka, jest zafascynowana jego przygodami. Jutro mam być oddelegowany, do zabawiania dam, by mieć okazje z nią porozmawiać. - był nad wyraz szczery. - Może to dobra okazja, by twoja żona się jej przyjrzała?

- Vaenor… - Horton był zaskoczony jak szczery był z nim bard. - Dziękuję ci. To dobry pomysł, chciałbym cię jednak zapytać, dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? - Podrapał się po zakrytym brodą policzku. Wszystko to, co Waters właśnie mu przekazał, było cenne, tak samo jak jego rady.

Bard podrapał się, właściwie wydawało mu się to oczywiste - Zawsze mówiłem, że jesteście dla mnie, jak rodzina. Więc, wydawało mi się to naturalne, Ser Hortonie. Nie lubię, kiedy ktoś, bawi się z moją rodziną, a lata które tutaj spędziłem, wyrobiły mi pewną… lojalność. Nawet, jeśli jestem tylko grajkiem. Poza tym, następnym razem, przekonam Cię na moją wersję historii. - Uśmiechnął się do rozmówcy przyjaźnie.

Horton uśmiechnął się szeroko.
- To może być nic wielkiego, ale cieszę się, że mówisz mi o takich rzeczach. Nawet jeśli chyba niepotrzebnie się o to martwisz - Skrzyżował ręcę na piersi. - Jesteś dla mnie bardziej rodziną niż Seathan i jego żona, nawet jeśli nie łączą nas ani więzy pokrewieństwa, ani żadne inne koligacje. Jesteś dobrym, wiernym człowiekiem i nie zapomnę ci tego, co dla mnie robisz. - Poklepał go familairnie po ramieniu. - Nadchodzą zmiany, ale przyjaźnie się nie zmieniają. - Westchnął głęboko. - Z ciekawości, skąd masz tę monetę i czemu chciałeś ją oddawać?

- Monetę? Dostałem zapłatę, za występ, dla kilku wojowników… Nie biorę pieniędzy, ale wcisnęli mi. Nie czuje się z tym dobrze. Czuje się jak dłużnik… Wybacz, dzisiaj mam problem ze skupieniem… - Znacznie ściszył głos - Jutro, umówiłem się na prywatne spotkanie, z Ser Addenem. Chcesz mu coś przekazać? Ahh… i podczas turnieju, namówiłem na krótką rozmowę, najmłodszą siostrę twojej żony. Wbrew pozorom, lubię ją, obserwowanie jej dzisiaj, podczas ich rozmowy, z naszym szlachetnym gościem, sprawiło że poczułem się dobrze. Taka niewinność, bywa na swój sposób, podkrzepiająca. Nie chcę, by wpadła w sieć intryg, czy zagrać w jej rodzie. Z całym szacunkiem, ale.. - Nie wiedział czy powinien, oraz jak to ująć - Ten… Nasz ród. Jest w stanie, przetrwać, nie bawiąc się w intrygi. Jesteśmy na tyle neutralni, by po prostu bytować. Czy jest sens, zatracać ten spokój, dla jakichś osiągnięć? Nie zawsze warto być chciwcem, a bycie tym mniejszym, ma swoje zalety. A dla mnie, sam fakt, życia jest wystarczająco dużą zaletą. Kiedy, byłem na tej scenie, przez pewien czas, nie czułem tej nienawiści, nie interesowały ich żadne krzywdy, czy chęć zysków, przez te cholerną chwilę, wszyscy byliście jednością, bez podziałów, bez herbów, czy ambicji. Jeno, prosty gest, pragnący posłuchać i wyciszyć się. To miłe uczucie…

- Widzisz, szlachetnie urodzeni mają intrygi w krwi. To smutne, na swój sposób, ale trudno do zanegowania bądź zwalczenia. Jeśli zaś chodzi o ser Addena… - zamilknął. Miał wrażenie, że powinien mieć okazję z nim porozmawiać przed turniejem, ale może lepiej porozmawiać z nim ustami barda. - Ostrzeż Eleanor, żeby uważała na swoją szwagierkę. I spraw, żeby ostrzegła Uśmiechniętego Wilka przed tym samym. Snow może mieć wątpliwości, jeśli powiedziałby to któryś z nas, ale posłucha siostrzyczki mojej żony. Lepiej będzie, jeśli nasz przybysz z północy opuści nas bez zaplątania się w plany Mildreth. -

Zamyślił się na chwilę. Część piwniczki, gdzie przebywali, była słabo oświetlona, ale słabe światło rzucane przez postawioną przez zarządcę świeczkę pozwalało rozróżnić otaczające ich kształty. Pajęczyny dawały złowieszcze cienie.
- Kim byli ci wojownicy, którzy chcieli występu?

- Eleanor, wyraziła zgodę na spotkanie, dopiero podczas jutrzejszego turnieju. Wpierw widzę, się z Ser Addenem. Chyba, że mój Panie - masz jakiś pomysł? - Bard przez chwilę szukam w myślach nazwiska osoby, która dała mu monetę. Miał bardzo, charakterystyczne i proste nazwisko.
- Chaas…? Cook - mniej więcej tak to szło, miał nadzieje że, nie pomylił się. - znasz ich Panie?

- W takim razie, po prostu postaraj się przestrzec ser Addena przed wciągnięciem w spiski. Powiedz mu od siebie, żeby nie dał wciągnąć się w politykę w tej części Siedmiu Królestw, bo jest tak samo paskudna, jak w jego rodzinnych stronach. A przed nią przecież uciekł, cyż nie? - Horton powstrzymał kichnięcie. Od kurzu zakręciło mu się w nosie. - Chaas Cook? Nigdy nie słyszałem tego imienia i nazwiska, ale jeśli ucztuje na zewnątrz, to nic dziwnego. Na końcu sali tłumnie zasiedli nawet wędrowni rycerze. Obawiasz się ich?

To było dobre pytanie. Czy się obawia, oczywiście, że się obawia! Jednak, przypomina mu się, Ser Craig, to dobry człowiek, mimo że wygląda na zimnego.
- Jesteśmy na zamku, Hortonie. Nie wydaje mi się, by ktoś próbował zrobić coś głupiego. Jestem, po prostu… Lekko rozkojarzony. Ciężki dzień, a przede mną, jeszcze występy. Po prostu, może to być stres... Bard zamyślił się
- Jak myślisz… Może wziąść Eleanor na podgrodzie? Może chciała by spędzić, trochę czasu, poza tym ehm…”dworskim” życiem? - Zapytał z wyraźną ciekawością.

- To prawda, jesteśmy w zamku, ale wino jest złośliwym doradcą dla głupców - odpowiedział Horton. - Mogę wysłać z tobą paru ludzi, albo nawet Appletona, choć on pewnie jest już kompletnie pijany. -

Przygryzł wargę.
- To bardzo dobry pomysł. - Haigh był zadowolony. - Jestem pewien, że będzie zachwycona. Moglibyśmy zorganizować polowanie, ale to jeszcze nie teraz. Ale może przejażdżka konna? Umiesz jeżdzić konno, dobrze mówię? Wzięlibyśmy Craiga dla pewności, i pojechalibyśmy, ty i ja, razem z Eleanor na konną przejażdżkę. Mildreth chce z niej zrobić damę, ale chłopczyca zawsze pozostanie chłopczycą. Niech odetchnie chociaż na chwilę od zamku. Może uda nam się namówić Snowa i jego ludzi, żeby pojechali z nami?

Vaenor rozpromieniał - Może podczas spotkania, to właśnie to zaproponujemy Ser Addenowi!? - podniósł głos, po chwili, sam siebie uciszył - Z całą pewnością, łatwiej będzie rozmawiać, kiedy mężczyźni udadzą się na łowy, aniżeli skryci pod namiotem, z nieznanym nam przesłaniem?

- Świetny pomysł! Zaproponuj mu to - poklepał barda żywiołowo po ramieniu. - Nie chcę organizować łowów, musielibyśmy zaprosić więcej osób. Ale na przejażdżkę zaprosić ich trzeba. My dwaj, ser Adden i jego kompani i Eleanor. Eleanor odpocznie od zamku w jego towarzystwie Snowa, a ty porozmawiasz z bratem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Na pewno nie chcesz obstawy do tego występu dla zbrojnych?

Bard zastanowił się, nie wiedział jak miałoby to wyglądać. Z jednej strony, mogliby to odebrać, jako brak szacunku, z drugiej - nie uśmiechało mu się iść tam samemu
- Ekhm… M-może, jacyś nasi ludzie, blisko rozbijać mieli w planach namiot?

- Wyślę z tobą Merrita - Zdecydował poważnie Horton. Merrit był jednym z ludzi z Bliźniaków, niskim, łysiejącym mężczyzną. - Wspomnisz, że to twój znajomy i lubi twoje ballady. To im powinno wystarczyć.

Vaenor poczuł się znacznie pewniej
- Dziękuje, mój Panie i przepraszam za kłopot. Powinniśmy na dziś, skończyć ze spiskami - Uśmiechnął się pod nosem - Nie jestem w tym najlepszy i szybko się denerwuje. Mam nadzieje, że jeszcze uda nam się, żyć tutaj w spokoju. To mój główny cel

- Też mam taką nadzieję - odpowiedział horton po chwili milczenia. - Wracajmy do sali, po drodze wydam rozkazy Merritowi. Chodź.

Podniósł z półki kaganek i ruszyli z powrotem przez labirynt półek.
 
Fyrskar jest offline