Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2016, 23:01   #1017
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Sif przekrzywiła głowę jakby czegoś słuchała, ale nie było widać by miała słuchawkę w uchu. Pozostawała tylko jedna opcja...
Uśmiechnęła się wilczo do obściskującej się parki.
- W takim razie mamy remis, kochanie. Ja czegoś nie mam i ty czegoś nie masz. - Michael miał wrażenia, że nie mówiła do niego. Najwyraźniej nie był partnerem do rozmowy, ale towarem. Sif odwróciła się i odchodząc rzekła półgłosem nie wiadomo do kogo:
- Zlikwidujcie ich.

Zajęci Rozjemcy nie zauważyli kiedy Price gdzieś się zapodział. Nie było go nigdzie widać. Ale rozglądanie przerwały im dzwoniące nagle telefony, wszystkie. Gerrero.
- Dupy w troki i na parking. Idźcie do naczepy cateringowej. Nie ma czasu na dyskusje - uciął w zarodku rodzące się pytania i wyjaśnienia.

*

Angie udało się skontaktować z duchami, lecz te były poza granicami wyspy Indian Creek. Miejscowe duchy nie dopuszczały ich bliżej. Nagle kontakt zaczął się rwać. Ostatnie co usłyszała to “One… oszalały… A…”.
Magia i moc wręcz kipiała wokoło. Od strony centrum caernu wyczuwała coś co tylko można było nazwać pulsem. Duchy otaczające cały teren wręcz ociekały mocą.

*

Idąc na parking Rozjemcy zauważyli stojącą ciężarówką z naczepą z reklamą żarcia. Drzwi z boku były uchylone i stały przy nich składane schodki. Obaj magowie odruchowo chcieli zajrzeć do środka, lecz “odbili” się niczym od ściany. Najwyraźniej catering to poważna sprawa. Weszli po schodkach i zajrzeli do środka. Było tam coś w rodzaju ciasnego przedpokoju oraz drzwi. Tym razem zamknięte. Nie zmieścili się wszyscy na raz, Marcus otworzył drzwi kiedy Bill stał jeszcze na schodkach.
Ściany były obwieszone bronią, na blatach pod ścianami także leżała broń, kamizelki kuloodporne, amunicja…
Trzy metry od wejścia stał wilkołak w bojowej formie, czarne futro przecinały pasy amunicji. W prawej ręce trzymał ciężkie działko montowane na śmigłowcach. Minigan M-134.
http://www.works11.com/upload/land/m134g/1_sm.jpg
Właśnie się obracał w ich stronę, do uszu Marcusa doszedł cichy szmer silniczka wprawiającego lufy w ruch obrotowy. Tuż przed tym jak zajrzał w sześć wirujących luf poznał wilkołaka. Price. Adam Price.

*

Stary Price wszedł do budynku administracyjnego. W lewym ręku trzymał wielki miecz w skórzanej pochwie. Zbliżał się do biura Ariana.
- Spóźniłeś się - usłyszał z tyłu. Spojrzał przez ramię. Pułkownik włożył magazynek w gniazdo i wbił go uderzeniem dłoni. Szczęknął zamek gdy wprowadził pocisk do komory. - Ale zająłem się wszystkim. Jak twoi?
- W ruchu, niedługo zajmą stanowiska.

Pułkownik wyjął cygaro włożył do ust. Ruch ręki Price’a był ledwo dostrzegalny. Pułkownik, przypalił od trzymanej zapalniczki i wypuścił dym.
- Pijawki stawią się wedle umowy. Jaszczurek niema już na wyspie.
- Został jeden, kumpel mojego ucznia…


*

- Bill - solenizant usłyszał głos Szarej, był głębszy niż zazwyczaj - W zdecyduj się, w jedną albo w drugą stronę.
Obejrzał się. Szara była w formie glabro. Na w kaburach na udach miała dwa kolty Pythony, dłonie trzymała na biodrach. Od rewolwerów dzieliło jej dłonie tylko kilka centymetrów. - Szybciej, nie mam całej nocy. Robota czeka.


Proszę wszystkich o niepostowanie i zajrzenie do komentarzy.
 
Mike jest offline