Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2016, 12:58   #9
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tailis

Cassandra poprowadziła Davida do wyjścia Elizjum. Zamiast wsiąść do któregoś z nielicznych, zaparkowanych tutaj samochodów, ruszyła długimi, sprężystymi krokami na piechotę. David musiał na prawdę się postarać aby dotrzymać jej tempa.
- No chodź - mruknęła gdy został pół kroku za nią.
- Przecież się nie zatrzymałem. Czyżbyś się stęskniła za moim oddechem na twoich plecach? - Rzucił starając się odwrócić uwagę od swojej opieszałości.
- Jeśli chcesz mi dyszeć na plecy, możemy porozmawiać o tym - z jej gardła wymsknął się zwierzęcy pomruk. - Carolina Cię nie zaspokaja, potrzebujesz prawdziwej kobiety? - rzuciła mu spojrzenie swoich złotawych oczu i kontynuowała zamaszysty marsz.
- Najpierw praca, później pogadamy o zabawie. Daleko ten Tailis?
- Taaa, wy nic tylko gadanie - mruknęła pod nosem - Nie. - zamilkła.
Poprowadziła Davida przez okoliczne przedmieścia, które wkrótce zamieniły się w niewielki park a wkrótce las. Szybko i zwinnie przemykała między drzewami. W pewnym momencie David stracił ją z oczu, lecz pojawiła się za chwilę tuż obok niego mrucząc:
-No idziesz? Czy będziesz podziwiać drzewka? - złapała go gwałtowanie za rękę i pociągnęła za sobą. Jej dłoń była zadziwiająco mięciutka i gładka. Jedynym nieprzyjemnym zgrzytem były ostre, ciemne pazury. David mógł z łatwością wyobrazić sobie jak wydłużają się niczym wampirze kły.
- Tak, głównie gadamy. Nie biegamy po lesie. Czy masz z tym jakiś problem? - Z jakiegoś powodu David postanowił wydobyć z tej kobiety emocje.
- Jakbym wiedział, że o takie polowanie chodzi, to ubrałbym moro. - Trzymał jej dłoń pewnie i dawał się prowadzić, choć starał się zapamiętywać jakieś konkretne miejsca, dzięki którym mógłby wrócić samemu. Ot na wszelki wypadek.
Mimo próby zapamiętania trasy, wszystko zlewało się w jeden wielki ciąg krzewów, drzew i ściółki leśnej. Cassandra bezgłośnie zachichotała na wzmiankę o moro.
- Nawet w moro byłbyś kaczką na celowniku.
W końcu stanęła na skraju niewielkiej polanki. Zatrzymała Davida gestem dłoni i przyłożyła palec do ust. Stanęła bez ruchu rozglądając się czujnie i węsząc powietrze. Łatwo można było wyobrazić ją sobie jako kota - brakowało jedynie drżącego ogona.
David zatrzymał się bez ruchu. Przestał oddychać. Choć nie potrzebował powietrza do życia, to trudno było mu się pogodzić z tym, że nie oddycha. Dlatego codzień udawał życie. Życie, którego kurczowo się trzymał mimo swojej śmierci. Teraz był w świecie Gangreli. W świecie, w którym był ślepy i głuchy. Nie chciał tracić wszelkich możliwych przewag. W końcu w mieście bardzo pomagała mu nadwrażliwość zmysłów. I tym razem postanowił zamknąć na chwilę oczy i wsłuchać się w to co do przekazania miał las.
Las co prawda nie milczał - w końcu to żyjący system - ale David nie rozumiał jego mowy. Słyszał wiele dźwięków dochodzących z okolicy ale nie potrafił przełożyć ich na czytelne sygnały. Rzeczywiście, stał i czuł się jak kaczka na celowniku.
- Cassandra…. - zachrypiał półszeptem męski głos gdzieś z północnego-wschodu polanki - … kogo prowadzisz i czemu przerywasz mi polowanie?
Dopiero wtedy Cassandra ruszyła się. Pochyliła głowę z szacunkiem i zrobiła parę kroków w kierunku, z którego dobiegał głos. Z gęstwiny leśnej wyłonił się poteżnie zbudowany mężczyzna, ubrany w ciemnozielone bojówki i wojskową kurtę, oraz buty, w które wpuszczone były nogawki spodni. Miał gęstą brodę i długie, ciemne, niechlujnie związane włosy. Spojrzał na Davida. Jego oczy miały niemalże pionowe źrenice.
David ukłonił się na znak szacunku wobec starszego Gangreli.
- David Wheatstone z klanu Toreador. Przyszedłem porozmawiać o Point Lisas. - Stał wyprostowany po środku polanki. Gdzieś w lesie. Jednak nie uciekał wzrokiem przed wężowym spojrzeniem. Nie wyciągnął też dłoni w geście powitania. Wprawdzie wątpił, żeby zezwierzęcony klan znał zasady savoir-vivre, ale wolał nie ryzykować faux pas.
Cassandra wycofała się nieco do tyłu, zostawiając mężczyzn samymi sobie.
Tailis spojrzał na Davida mierząc go od góry do dołu:
- Szczeniak Harpii… - mruknął niewiele zdradzającym tonem - Co z Point Lisas?
- Chcę je wziąć w opiekę - powiedział nie owijając w bawełnę.
Tailis nie odpowiedział nic jakby oczekując dalszego ciągu wypowiedzi młodego wampira.
- Chcę, żeby port w Point Lisas i przyległe fabryki stały się moją domeną. Podobno teraz wasz klan sprawuje nad nim kontrolę.
- Przychodzisz tutaj, przerywasz mi polowanie i myślisz, że jestem pierdolonym świętym mikołajem?
- Najwyraźniej się nie zrozumieliśmy. Nie przyszedłem mówiąc “dajcie mi”. Przyszedłem i powiedziałem czego chce. Teraz jest moment, w którym wy, tudzież ty jako głowa klanu podajecie cenę. - David starał się być możliwie pewny siebie. Czuł, że wampir przed nim nie jest kimś, kogo przekonają bogato zdobione wywody oratorskie. Za to pewność siebie i prostota powinny do niego trafić. A nawet jeśli nie miałyby trafić, to David i tak nie mógł sobie odmówić wykorzystania swojej umiejętności do zachwycenia publiki.
Tailis stał przez chwilę bez słowa potem ni to chrząknął ni to warknął. Gdzieś zza pleców Davida dobiegło kocie prychnięcie.
- Hmmm….A jaka według Ciebie miałaby być cena za tak cenne terytorium?
Poszło rewelacyjnie. David nie spodziewał się, że zajdzie tak daleko w tak krótkim czasie. No i wszystko się rypło właśnie w tym momencie. Nie wiedział co może zaproponować. Zostawało mu to co robił najskuteczniej. Improwizacja.
- Pomijając moją dozgonną - martwi chyba nie powinni używać tego zwrotu, więc się zawahał - wdzięczność, to pozostaje zawsze kwestia przysługi, którą mógłbym zaoferować. Wszak jestem potomkiem Harpii, a to oznacza, że moja sieć konszaktów będzie się rozrastać w zastraszającym tempie. Pomyślcie o tym jak o podlewaniu nasiona, z którego wkrótce wyrośnie wielki dąb. I który da dużo więcej pożytku niż mała żołądź.
- Tyle, że Ty dostaniesz konkret do ręki już teraz. Ja zostanę z powietrzem w garści. - Tailisowi nie spodobało się proponowane rozwiązanie - Chcę bezterminowego i bezwzględnego uczestnictwa Tobiasa w wyścigach, oraz dwóch zdobycze wyłącznie dla niego. Dodatkowo, chcę mieć możliwość dostępu do Point Lisas bezterminowo. Na koniec chcę udziału z tego obszaru.
- Gwarantuję bezterminowy dostęp do Point Lisas. 5% udziału w zyskach przez najbliższe 3 lata. Co do Tobiasa to przekonam Carolinę. Co do zdobyczy nie wiem. To aż tak ważne?
- 10%, tak.
Jeżeli w życiu Davida coś denerwowało, to lakoniczne odpowiedzi. Ta rozmowa była dla niego dowodem, że śmierć nie zmieniła niczego w jego charakterze.
- 7% i jedna zdobycz dla Tobiasa.
- Jedną już ma. Dwie, 9%. - ewidentnie Gangrel nie był gadułą.
- Dobrze więc. 9% zysku i druga zdobycz dla Tobiasa. - Davidowi mimo wszystko wydawało się to za łatwe i miał dziwne przeczucie, że pożałuje każdego słowa, które padło w tej rozmowie.
Kiedy przystępujemy do realizacji postanowień naszej umowy?
-Jak dostanę potwierdzenie od Caroliny.
- Zatem na mnie już pora. Czy Cassandra zechciałaby mi towarzyszyć w drodze do Elizjum?
Delikatnie skłonił się na pożegnanie Tailisowi i zerknął w stronę kobiety-kota
Cassandra zamruczała mu tuż przy uchu zjawiając się cicho za jego plecami. Czuł jej ciało blisko swoich pleców. Kobieta oparła brodę o jego ramię i potarła skronią o jego twarz.
- Chodźmy, kaczko.
Tailis bez słowa zniknął w gęstwinie.
David ruszył za kobietą obserwując z uwagą jej kocie ruchy. Zastanawiał się ile w niej jest już z Bestii, a ile z człowieka. Była tak inna od Caroliny. W sumie pierwsza kobieta-wampir z którą miał okazję rozmawiać, a która nie była jego stwórczynią.
- Idę, kocie.
W odpowiedzi usłyszał ni to pomruk ni to przytaknięcie, dziwny gardłowy, wibrujący dźwięk.
Nic się nie zmieniło w jej sposobie poruszania: nadal szybko, z gracją i kocią zwinnością przemykała pomiędzy roślinnością. Jej kroki ledwo słyszalne przy Davidowym gramoleniu się.
Zaprowadziła go z powrotem w okolice Elizjum:
- Znajdziesz już drogę?
Pokiwał głową.
- Tak. Pójdę za dźwiękami muzyki. Miło było cię poznać
Cassandra zachichotała pod nosem:
- Cud jeśli ją usłyszysz przez swoje słoniowe kroki. - powiedziała powoli się odwracając.
- Czyli powinienem jednak pofrunąć, jak na kaczkę przystało.
- Na tych krzywych, słabych skrzydełkach nie pofrunąłbyś za daleko - rzuciła ironicznie robiąc dwa kroczki w tył, pochylając lekko głowę i mrużąc lekko oczy. David miał wrażenie, że ma przed sobą kota szykującego się do skoku. A może tylko mu się zdawało.
- Tym bardziej cieszę się, że to już blisko, bywaj i uważaj na myszy - odwrócił się i ruszył w stronę Elizjum.
Na moim terytorium nie ma szkodników - dobiegło go z dala.
David stanął przed znanymi mu już drzwiami Elizjum.

Wampir wrócił do lokalu w którym została jego mentorka. Nie musiał jej szukać długo. Zdawała się być w centrum uwagi. Nie chciał jej przerywać, więc podszedł do baru w nadzieji, że będzie mógł się napić krwi. Może w jakimś drinku? Należało mu się trochę relaksu po tym całym spacerze po lesie. Gdy drink się przed nim znalazł, a muzyka na dobre szalała David spojrzał na swoje buty. Pomijając fakt, że były upaćkane leśnym błotem, to wystawły z nich zielone pozostałości roślinności. Zagryzł zęby. Nieznosił źle wyglądać. Zastanawiał się jak by to było spacerować po Elizjum z wytężonym słuchem. W końcu nie korzystał z dyscypliny będąc w środku. Po minięciu progu jednak zrezygnował z prób obejścia zasad. Muzyka była na tyle głośna, że rozbolała go głowa. Jednak wszelki cień bólu zniknął z kolejną kolejnką krwi. W końcu Harpia została bez towarzystwa i wtedy do niej podszedł.
- Cześć, jestem David, często tu przychodzisz?
Carolina przytuliła się do Davida i pociągnęła na parkiet. No może nazywać ten niewielki skrawek wolnej przestrzeni parkietem to była lekka przesada. Niemniej jednak zaczęła lekko kołysać się w rytm muzyki.
- Gdzie byłeś całe moje życie? - rzuciła z lekkim sarkazmem i krzywym uśmieszkiem.
David nie czekając na zachętę objął jej biodra i przycisnął do siebie.
- Prawdopodobnie wtedy jeszcze się nie urodziłem. O ile pamiętam poznaliśmy się długo po twojej śmierci. Co czyni mnie niezaprzeczalnie nekrofilem z kompleksem Edypa. Jej, dziwnie tak mierzyć się z prawdą o sobie.
Obrócił ją w tańcu i przycisnął się do jej pleców. Jego ręce nadal były na jej biodrach, powoli poruszając się i wędrując po tych miejscach gdzie jej ciało wyraźnie się zaokrąglało.
Carolina zrobiła najpierw naburmuszoną minkę jakby chciała zanegować kwestię wieku, a potem roześmiała się głośno.
Wtuliła się pupcią w Davida i uniosła jedną rękę, palce zaczęły wędrować po szyji wampira, prawą dłoń położyła na jego dłoni, delikatnie drażniąc skórę paznokciami.
- Jak poszło? - powiedziała odwracając i unosząc głowę. Jak zwykle erotyka mieszała się im z poważnymi rozmowami, jakby ich ciała i umysły stanowiły oddzielne elementy tej samej układanki.
Mężczyzna niedawno odkrył, że ma kontrolę nad krwią w swoim ciele. Mógł być “gotowy” w ułamku sekundy. Jednak dużo większą przyjemność dawało mu to powoli rosnące podniecenie. Naturalnie. Od słowa do słowa. Od otarcia do otarcia. Gra wstępna mogła być równie przyjemna jak finisz wśród krzyków rozkoszy.
- No to zależy. - Skubnął ustami jej dłoń gdy ta była blisko. - Kim jest Tobias i czym są zdobycze.
Carolina ewidentnie już musiała poczuć pomiędzy pośladkami jego rosnące podniecenie. Lewą dłonią wędrował powyżej tali, po brzuchu zbliżając się do jej piersi.
Wampirzyca powiodła jego dłonie powoli na swoje piersi i wciąż trzymając swoje dłonie na jego zacisnęła je równocześnie na obu półkulach. Pod palcami David wyczuł twardniejące punkciki. Carolina naprowadziła jego dłonie powolnymi, okrężnymi ruchami tak, aby sutki znalazły się między palcami wskazującymi i środkowymi. Zacisnęła ich złączone palce na nich, jednocześnie kontynuując lekkie ugniatanie. Ustami poszukała ust Davida i pocałowała jego dolną wargę, przyciskając nieco mocniej biodra do bioder mężczyzny.
- Mmmm - mruknęła prężąc się pod dotykiem Davida - Tobias… - trąciła kącik jego ust czubkiem języka - Tobias - powtórzyła zbierając myśli - to młodszy Gangrel. Zdobycze to … - powolutku odsunęła górną część ciała pochylając się nieco do przodu i wypinając tyłeczek. Otarła nim zmysłowo o krocze Davida, który zdał sobie nagle sprawę, że są w środku Elizjum i dają niewątpliwie powody do licznych plotek i rozmów. Carolina wyprostowała się i ponownie wtuliła cała w Davida - cel polowań, na przykład ludzie lub inne wampiry, które zostały skazane na ostateczną śmierć w krwawych łowach.
David niemal bezwiednie ujął w lewą dłoń udo kobiety i przyciągnął do siebie, tak, żeby było na wysokości jego pasa. Delikatnie odchylił ją. Stał wciśnięty dokładnie między jej nogami, i pożałował, że miała założone jeansy. W innym stroju jej doznania mogłyby być dużo silniejsze. Pocałował ją w szyję po czym na ucho rzekł:
- W takim razie Tobias chce udziału w twoich wyścigach. Bezterminowo i bezwzględnie. I dwóch zdobyczy. Cóż, gdy mi to tak przedstawiłaś, to nie wiem dlaczego miałoby się to wydawać tak atrakcyjne dla ich klanu. - przy słowie “atrakcyjne” skubnął jej płatek lewego ucha. - Może zejdziemy z parkietu się czegoś napić?
- A co mu odpowiedziałeś? I co ja z tego będę mieć? - mruczała próbując przycisnąć się jeszcze mocniej do mężczyzny - Możemy - zgodziła się na jego propozycję z lekkim westchnieniem zawodu.
Gdy schodzili z parkietu on, niby od niechcenia ściskał jej pośladek.
- Powiedziałem, że jeśli chodzi o wyścigi to nie ma problemu, a tych zdobyczy to wedle mnie może mieć i sześć. Kotka się tak ucieszyła, gdy to powiedziałem, że aż się zaczęła do mnie łasić - bacznie obserwował reakcję swojej mentorki.
Carolina westchnęła przy pierwszej części wypowiedzi i pokręciła głową. Analityczna część Davida podpowiadała mu, że kobieta jest jednocześnie rozgniewana i zdystansowana. Znając jej charakter przewidywał, że za chwile nastąpi wybuch i awantura. Na środku Elizjum. Przy świadkach. Z jego zerowym statusem. Nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał szybko coś wymyślić.
- Ale oni są tacy jacyś zwierzęcy. Nie wiem. Nie ma w nich tego piękna, które jest w nas kochana. Wolę kobiece mruczenie, niż kocie. A cóż Ty będziesz mieć z tych moich negocjacji? Point Lisas zapewnia nam port przerzutowy do różnych substancji. Najróżniejszych. Bo widzisz, jeśli chcielibyśmy wysłać na kontynent jakieś nielegalne substancje, na przykład pochodne amfetamin, to żaden pies tego nie wytropi w porcie przeładunkowym mocznika, melaminy i amoniaku. To tak pod kątem przyszłego interesu. Co więcej mamy zaopatrzenie w sporą część półproduktów dla soli kąpielowych. No i rozwój naszego dochodowego interesu z zegarkami też w dużej mierze będzie wymagał dostępu do Point Lisas. Jeśli to cię nie przekonało, to może moja dozgonna wdzięczność? - uniósł brwi w nadziei, że zasypanie jej potokiem słów opisującym korzyści jakich doświadczy zniweluje zbliżający się wybuch.
Carolina przystanęła i z początku stała wtulona w bok Davida słuchając jego wywodu. Im więcej mówił, tym bardziej się odchylała, wciąż jednak przytulona biodrami, obejmowała go obiema rękami w pasie. Na buzi widać było rosnące zdziwienie słowotokiem mężczyzny.
Zmarszczyła brwi gdy oferował jej wdzięczność.
- Amado - położyła mu w końcu paluszek na ustach - szzzzzzzzzzz.
- Nie szafuj tak przysługami, bo nigdy nie wiesz kiedy Cię ugryzą w tyłek - przy tych słowach jej dłoń zsunęła się na pośladek Davida i zacisnęła leciutko.Ruszyła ku wyjściu i już przy samochodzie kontynuowała:
- To wszystko pięknie, tylko Tailis mnie wisiał przysługę za udział Tobiasa w wyścigach. Teraz tę przysługę uzna za spłaconą a ja zostanę z Tobiasem na głowie. Tobias jest nieokiełznany i ciężko się go kontroluje, dlatego bierze udział w wyścigach. Dwie zdobycze tylko dla niego oznaczają stratę dla mnie. Żeby zapewnić atrakcje dla innych uczestników będę musiała pokryć koszty i upewnić się, że jest na tyle celów. Wampiry objęte krwawymi łowami mogą zostać spite. Jeśli Tobias ma gwarancję celu, to on będzie spijał ich moce. Już rozumiesz? Muszę pomyśleć jak to rozwiązać. - pogładziła Cię po policzku. - Jestem za Ciebie odpowiedzialna, za Twoje błędy również. Jedźmy do domu.
- Wspominałaś, że zdobycze mogą też być ludźmi. Wtedy problem spijania wampirów przez Tobiasa będzie rozwiązany. Mam wrażenie, że i tak więcej zyskaliśmy, niż poświęciliśmy. Wybacz jednak jeśli cię rozczarowałem.
David otworzył drzwi Carolinie po czym zajął miejsce kierowcy.
- Poza tym oboje wiemy, że gdybym swoim spotkaniem ze starszym Gangreli w jakikolwiek mógł zepsuć twoje plany, to najzwyczajniej w świecie byś mnie tam nie puściła kochana. Chciałaś takiego obrotu sytuacji, a ja spełniłem twoje oczekiwania w mniejszym, lub większym stopniu. Jesteś nie tylko piękna, ale i inteligentna. Choćbyś nie wiem jak bardzo chciała to ukryć.
Ruszył do willi, bo noc zbliżała się ku końcowi. Tym razem jego dłoń nie opadła z drążka na jej kolano.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline