Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2016, 21:35   #2
Layla
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Kiedyś...

Życie w Starym Kwartale w Middenheim nigdy nie było dla Kirstin łatwe, ale od pewnego czasu stało się jeszcze trudniejsze. Nie dość, że część swoich dziennych zarobków musiała oddawać gildii złodziei, to jeszcze zainteresowali się nią bandziory z gangu "Czarnej Róży". Choć była chuda, to buzię miała niczego sobie, a dziewczynka wielokrotnie słyszała o handlarzach żywym towarem. Młodzi żebracy, właściwie jeszcze dzieci, byli sprzedawani szukającym nowych doznań wielmożom. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki. A straż przymykała na wszystko oko. Nie było sprawiedliwości w tym mieście. Przynajmniej nie dla tych walczących o przetrwanie każdego kolejnego dnia.

Serce jej zamarło, gdy trzech wielkich oprychów przyszło do noclegowni przy Uferstraße, gdzie po zmroku zaszywała się, wyglądając następnego świtu. Kilka razy udawało jej się przed nimi uciekać w labiryncie uliczek Altquartier, ale tym razem musiała nie być dość ostrożna. Chowając się za jedną z szerokich belek podtrzymujących sklepienie, przysłuchiwała się, jak stary Johann, opiekun noclegowni, rozmawia z bandytami.
- Gdzie ona jest? - Zapytał najwyższy z nich, z powykrzywianym w kilka stron, bulwiastym nosem.
- Kto, panie?
- Dziewczynka, która tutaj wbiegła niedawno.
- Nie wiem, o kim mówisz, panie.

Potężny prawy sierpowy posłał Johanna na kolana. Krew trysnęła jak woda z kranu.
- Może to ci odświeży pamięć - mruknął tamten.
Kilkoro dzieci zaczęło zawodzić i płakać.
- Ja naprawdę nie wiem...
Tym razem uderzenie kolanem powędrowało na kość policzkową Johanna, miażdżąc ją i rzucając nim o podłogę. Kirstin nie mogła na to patrzeć. Ze ściśniętym gardłem wymknęła się tylnym wyjściem, wprost na zimne, rześkie powietrze.

Szybkim krokiem ruszyła wąską alejką i wtedy usłyszała, jak przymknięte przez nią drzwi otwierają się z hukiem, a ktoś coś wykrzykuje. Mimowolnie pisnęła i rzuciła się do biegu. Słyszała za sobą ciężkie kroki i pokrzykiwania. Nie oglądała się, wbijając wzrok w półmrok śmierdzących alejek, omijając kałuże i porozrzucane wszędzie śmieci. Gdy tylko wybiegła zza załomu, poczuła nagle mocny uścisk na swoim ramieniu i coś pociągnęło ją w tył, wprost w ciemność znaczoną trzaskiem ciężkich drzwi. Kirstin próbowała krzyczeć, ale jakaś dłoń zasłoniła jej usta i nos, tak, że myślała, że za chwilę straci przytomność. Serce waliło jej jak młotem, gdy usłyszała za oknem przebiegających bandytów, a potem ich oddalające się kroki. Wtedy też uścisk na jej ustach zwolnił się, a gdy się odwróciła, w świetle latarni wpadającej przez okno ujrzała twarz jakiegoś mężczyzny.
- Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię - powiedział spokojnym głosem. - Obserwowałem ciebie i tych drabów dzisiaj. Czekałem na odpowiedni moment, by cię zabrać ze Starego Kwartału. Chodź ze mną, Kirstin, a obiecuję ci, że już nigdy nie zaznasz głodu i cierpienia.
Dziewczynka otworzyła usta ze zdziwienia. Skąd znał jej imię? Teraz to w sumie nie było ważne, a i nie miała specjalnego wyboru. Nieznajomy miał w sobie coś, co sprawiało, że podświadomie mu wierzyła. Raz jeszcze zerknęła przelotnie na okno, a potem na mężczyznę i skinęła mu nieśmiało głową.


Teraz...

Jakaś nierówność na drodze wyrwała ją z rozmyślań i powrotów do przeszłości, które tak namiętnie uskuteczniała, choć pamiętać właściwie nie było czego. Tak, jakby czarnowłosa celowo się tym katowała, nie pozwalając odejść złym chwilom w zapomnienie. Skupiła się na rzeczywistości - wzięli zlecenie na kolejnego "twardziela", jak mawiało się w ich fachu, który miał być "twardy" jak już dojadą na miejsce. Kirstin nie miała z tym problemu: dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą, zwłaszcza, jak się ma w życiu cel. Trochę nie podobał jej się ich przewodnik, ale nie komentowała. Oddychał, więc żył. Chyba. Ludzie gadali, że ponoć czary potrafiły zamaskować i takie oczywistości, choć wolała się nie przekonywać z bliska.

Posiadłość tego całego alchemika robiła wrażenie, ale i było w niej coś dziwnego, coś posępnego. I jak się tak dłużej człowiek przyglądał, to jakiś taki się niespokojny robił. Fajny duży dom, ale czy Kirstin chciałaby w takim mieszkać? Może, ale na pewno nie sama. Zresztą, jak już uzbiera tyle koron, żeby kupić sobie jakiś domek, to na pewno wybierze jakieś spokojniejsze miejsce do życia. Ponoć w Bretonii było całkiem znośnie, przynajmniej tak bardowie w pieśniach zachwalali. Gdy dojeżdżali na miejsce zaczęło padać i temperatura spadła jeszcze bardziej, więc Kirstin zapięła ostatni guzik płaszcza i poprawiła kaptur, naciągając go mocniej na głowę - przynajmniej tyle miała komfortu odnośnie pogody.

Ledwo weszła do stodoły, a szybko stamtąd wyszła, zostając przed drzwiami. Widok ludzkich zwłok w różnym stanie rozkładu nie robił na niej wielkiego wrażenia, ale zabite zwierzęta zawsze ją ruszały. Po prostu tak miała i już. Może dlatego, że zwierzęta nie były podłe i paskudne jak ludzie. Raz jeszcze otaksowała wzrokiem wielkie domostwo i skrzywiła się nieco do swoich myśli. Jej uwagę zwrócił też budyneczek gospodarczy na wprost od stodoły. Zamknięty na cztery spusty, bez okien. Przejechała dłonią po twarzy i zajrzała do stodoły, zerkając po reszcie drużyny.
- Idziemy od razu po twardziela, czy chcecie się bardziej rozejrzeć po terenie? Jak o mnie idzie, to bym się wolała wziąć od razu do roboty. - powiedziała, starając się nie zerkać po martwych zwierzętach. Ktokolwiek im to zrobił, ciągle mógł tu gdzieś być. Trzeba było zachować ostrożność.
 
Layla jest offline