Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2007, 13:55   #37
NW.
 
Reputacja: 1 NW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skał
Władimir Koszyński

Podszedł w żupanie w odcieniu rdzawej czerwieni, z brzuszyskiem potężnym, do smutnego kozaka. Chwilę przysłuchiwał się jego pieśni a gdy ten zamilknął, Władimir tak zakrzyknął i począł opowiadać. -Nie lękaj się mój chłopcze, bo to co te stare oczy widziały to i diabeł by nie wymyślił. Któż wie czy nie znajdziesz swej panny w kraju turka, jeśli niedawno ją pojmali to z pewnością w głąb pustyń jej nie powiozą co by koni nie marnować czy bestii tych co je wielbłądami zowią. Może gdzieś jeszcze ich ucapimy w jakiejś wiosce przygranicznej- pociągnął łyczek by zwilżyć wysuszone już gardło i rozsiadł się pokracznie na jakiejś skrzyni przyozdobionej suknem kunsztownym. -Powiadam ja wam że różne dziwne przypadki można uświadczyć tu na Ukrainie a i w Koronie, w górach raz historyjka się śmieszna wydarzyła, lecz i groźna. Posłuchajcie waszmościowie przeto, może napełni ona serce tego tu kozaka- wskazał na marudera, pieśniarza -otuchą i spokojem- zapił ostatni kęs mięsiwa winem z beczułki i gadać począł. -Kiedyś gdym jeszcze młody dosyć był- uśmiechnął się kwaśno na swe własne słowa- zdążaliśmy z mymi druhami dwoma, do przyjaciela mego, mości Pana Iwaniłicza, pana na włościach gór Polskich. Nie dojechaliśmy jeszcze dobrze aż tu na kładce nad strumieniem jakimś nienazwanym, uświadczyliśmy jakiegoś chama brudnego, siedzącego okrakiem, nogi mu zwisały do wody, boso był, wyglądał jak zbój jaki cz prosty chłop. Na to ja zakrzyknąłem, ''Z drogi chamie, szlachta idzie!''. Lecz ten łapserdak tylko się uśmiechnął i zatrzymał mnie ręką, jak duchy jakoweś zza skałek i drzewek okolicznych wyłoniła się cała kompanija zbójców wszelakich lecz ich oblicza poczciwe były toteż nie struchleliśmy, ale i tak nie wiedzieliśmy co począć, nogi za pas biorąc niechybnie dostalibyśmy uncje prochu prosto w plecy. Przystanęliśmy i spytaliśmy o cóż się rozchodzi w całej tej aferze, wtenczas zbój powstał znad strumyczka i przedstawił nam cały koncept. Mieliśmy mu pomóc, gdyż przyjaciel mój Iwaniłicz, niesłusznie uważa że zbóje mu córę porwali i wnuczka. Prosił a co ja tam gadam, błagał wręcz żebyśmy wstawili się za nim, toć bowiem słowo szlacheckie szlachetniejszą miarą niż pachołka jakowegoś co to po górach łazi i na ludzi napada. Nic nie wiedział o porwaniu, przysięgął na Świętą Panienkę. Uwierzyłem mu bowiem znam się na spojrzeniu ludzkim i dostrzegłem że człowiek ten nie lubuje się w kłamstwie. Po chwili przepuścili nas i wyruszyliśmy dalej do dworu mego przyjaciela, na słowa moje i mych druchów Iwaniłicz wpadł we wściekłość, zakrzyknął że zbóje jeszcze czelność kłamać mają i wypędził mnie i mych towarzyszy jako popleczników zbójeckich. Zdziwiliśmy się na taki koncept ale cóż poradzić, poszliśmy w góry szukać zbójców co by u nich zanocować, zmierzchać bowiem zaczęło. Naraz blisko już strony słowaka, jakiś hałas okropny dało się posłyszeć, oczom naszym po chwili marszu ukazała się bitewka mała między zbójami. Części jednak nie znaliśmy z wcześniejszego spotkania toteż domyśliliśmy się że to słowaki być muszą. Po chwili banda polska przegoniła resztę zbójców i podeszła do nas po całym incydencie wraz z postaciami paroma, okazały się to być panny urody przecudnej oraz chłopiec, wnuk przyjaciela mego zapewne. Okazało się że to słowacy porwali panny szlachetnie urodzone, a cała wina spadła na zbójców polskich. Jakież było moje zdziwienie gdy po odstawieniu panien do dworku i wyjaśnieniu całej draki, okazało się że porwana kilka lat wcześniej jedna ze szlachcianek, niejaka Izabella Więcówna, powróciła do męża, który z rozpaczy szukał jej już ładnych parę lat. Była to rodzina z miasta nadmorskiego, byli tu dawnymi czasy przejadem. Więc widać doskonale że los lubi płatać figle i potrafi tak zręczną historię ułożyć że człowiek sam się za głowę łapie jak to tak może być. A jednak miałem kontakt z państwem tym jeszcze parę lat temu i żyją w spokoju i dostatnio, wszystko na powrót się ułożyło- przerwał na moment i spojrzał na kozaka. -Przeto i ty wyjdziesz na swoje mości pieśniarzu, nie smutkaj więcej i zagraj nam coś wesołego coby kompania miała humory przed przeprawą czajkami następnie zaś walką!- po jakimś czasie podszedł do Pana Mariusza i już w mniejszym gronie zaczął mówić. -Mości Panie Bracie! Toć ze mnie strzelec nienajgorszy i wiesz o tym dobrze- uśmiechnął się na wspomnienie, truchła infamisa z pierwszego spotkania z grupą walczących - i porządnie czasem mogę usiec, nie lękaj się przeto o oddziały strzelcze. Wiem ja że sprawa to wielkiej wagi, bo każdy tu zna zadanie nasze i na strzelców spada większy rozrachunek w bitwie, od nich dużo zależy. Ale może pokażę wam że stare oko jeszcze wytężone, przydatne się okazuje i z paluchem dobrze współpracuje- na ten czas wyszarpnął szybko zza pasa samopała i strasząc co poniektórych, zakręcił nim malowniczo w łapsku. Ustawił lufę w stronę jednej z pochodni i wypalił tak że górna część paleniska opadła na trawę, gasząc pochodnię szybko schował pistolet z powrotem i wyszczerzył zęby w uśmiechu. -Ale dość już o walce- rzeknął do nadal zszokowanych widzów -wiem ja że mój druh Pan Mariusz tak jak i licznie tu zgromadzeni, lubi wiedzieć co tam w kraju ojczystym słychować i co się dzieje na wyższych szczebelkach urzędów- uśmiechnął się i pociągnął kolejny łyczek wina z beczułki. -Król zmartwiony siedzi toć sąsiady nasze nam nieprzychylne więc i nie dziwne że nie ma do kogo się zwrócić w sprawie ewentualnej pomocy, jedynie na brać kozacką zawsze można liczyć- na słowa te wzniósł kielich i podkręcił wąsa, wypił duszkiem. -Ale nic to damy sobie rade, bez niemca czy rusa, zresztą tacy to tylko nóż w plecy wbiją. Czechy sami kłopoty swe mają z Austrią i Niemcem groźnym, całe cesarstwo na nich zagniewane i ziemie chce im odebrać, nawet papież ekskomuniką i klątwami wszelakimi straszy. Na bałkanach już ciekawiej bo ciągle jakieś utarczki tam się toczą, aż dziwne że ziemie te tyle wytrzymują napadów tureckich i tych przeklętych diabłów tatarskich, ale dość już tego. Może mości szlachcic Pan Stuziński by nam coś naopowiadał? Jakżeś się panie szlachetny znalazł w tej całej przygodzie?- czekając na odpowiedź wycierał kielich rękawem od koszuli i odkrajał pajdę chleba pszennego z dziczyzną jakowąś, aromatyczną nad wyraz.
 
__________________
Always remember that You are weak against the power of the Dark Side.
NW. jest offline