O tym Aiden nie pomyślał. Droidy... rzeczywiście mogły być obrońcami Hope. Mogły zareagować na poczucie zagrożenia dziewczynki. Mogły podążać za nimi przez ten cały czas...
Odezwał się dopiero po chwili. - Nie - stwierdził stanowczo - Hope może i je stworzyła. Może i je zna. Ale broń i algorytmy celownicze otrzymały od Faith. Myślę, że Faith rzeczywiście planowała coś dla nas. I została zaskoczona tą całą akcją. Dlatego wyszło jak wyszło. I pewnie dlatego jeszcze żyjemy. I dlatego nadal nie widzę powodu by nie oddać małej Faith.
Mikrus milczał i wiercił się na tylnym siedzeniu. - Może i masz rację, choć nie jestem przekonany. To nie w jej stylu. No ale mamy za mało danych by mówić o pewnikach. Tyle, że jeśli ona rzeczywiście chce nas dorwać to mamy przesrane i kropka. Oddać jej nie możemy. - Powiedział twardo i popatrzył na Aidena, po czym przeniósł wzrok na Monikę. - Love żyje, puściliśmy go, jeśli oni zbiorą się z powrotem do kupy w Świętą Trójcę, to spróbują od początku zrobić to co próbowali w Bethel. Nie mamy gwarancji że nie ma drugiego takiego kompleksu, albo i pięciu innych. Nie wiemy co się stało na Orbitalu i w jakim stanie są ich zabezpieczenia. Może już nie potrzeba tak skomplikowanych urządzeń jak te co zbudowali na bazie sprzętu wojskowego. Może wystarczy coś... słabszego. Co Hope może zrobić z miednicy i starego tostera. I co rozpieprzy Posterunek na atomy.
Mikrus łypnął okiem na małą na pace, ciągle trzymającą Jill za rękę. - No i ona tego nie chciała i nie chce chyba dalej. - Pierdzenie teoriami na razie na nic nam się zda - skwitowała Monika wdeptując pedał gazu. - W Vegas powinniśmy być bezpieczni. Żadna machina Molocha nie będzie się nam przechadzać jak gdyby nigdy nic. To przyczółek ludzi, którzy mają broń i przewagę liczebną. Faith tam nie wejdzie. Przynajmniej dopóki oczy zwisają jej z gęby na splotach kabli.
I to była prawda. Moloch i jego boty póki co z miastami nie miał szans. Tylko, że nie załatwiwszy sprawy Hope, Aiden zaczynał odczuwać klaustrofobiczną ciasnotę. Ściśnięci z jednej strony przez Faith i jej boty, z drugiej przez wojujące rodziny mafijne. Gówniana perspektywa.
Przez myśl mu przeszło, że ciekawe, czemu Mika w ogóle nie odniosła się do samej Hope. Boisz się okazać serducho? Czy nie chcesz wyjść na zimną sukę pokroju Fali? - Więc z samego rana do Vegas. Hope na razie zostaje.
Mikrus skinął głową. - Yup. Ale przed Vegas musimy się zatrzymać. Ogarnąć sytuację. - Łypnął okiem znowu na pakę. Na popaloną dziewczynę. - Pogadać z Hope... Serio myślę, że to może wiele wyjaśnić.
Podrapał się po głowie i bezwiednie pomacał plecak czy laptop tkwi na miejscu. - Muszę mieć też chwilę. Spróbować precyzyjniej namierzyć Roberta. Mała też może w tym pomóc. - Będziesz miał na to moment Eddie - odparł Portner.
Dobrze się czuł. Grób mógł wykopać bez problemu. Liczył jednak, że to Eddie powie na koniec kilka słów.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |