Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2016, 19:53   #3
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gdyby Bóg nie chciał, abyśmy zbaczali z drogi – to nie wypuszczał nas na świat.

Magus uciekał, a Strzelec i Tarocistka podążali w ślad za nim. Droga nie była łatwa, a prażące słońce nie ułatwiało zadania. Pot spływał po ich twarzach i plecach, lecz oboje nie skarżyli się. Magus w pewnym momencie zmienił drogę, i to nie podobało się Strzelcowi. Coś jednak musiało go do tego zmusić. Coś potężnego i niepowstrzymanego. Coś musiało go przerazić na tyle, że zdecydował się na ten krok. Jakaś forma magii, abominacji która przybywała z daleka. Burza przed którą nie było ucieczki, której nie da się zatrzymać za pomocą kuli czy magii. Wściekła i nienasycona, pochłaniająca wszystko co napotka na swojej drodze. Domy, osiedla, miasta znikają pod naporem piasku. Nic i nikt się nie jej mogło oprzeć, jakby była oddechem starożytnych bogów, pragnących przypomnieć o swoim istnieniu. Była to moc z którą Strzelec nie chciał mieć nic wspólnego, jednak nie koniecznie takie było jego przeznaczenie. Wiedział o tym, a słowa które kiedyś usłyszał nadal brzęczały mu w głowie, niczym natrętna mucha.

Twoja przeszłość będzie Twoją przyszłością

A tak uparcie podążała za magusem. Kurz powoli opadał, a oni musieli się zatrzymać. Burza nadchodziła. Strzelcowi zdawało się że, czuje jej oddech na plecach.


Mierzący ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu mężczyzna zsiadł z konia z przytupem. Piasek pod nim wzbił się lekko do góry, opadając na ostrogi. Skórzane buty dotknęły podłoża z pewną gracją ale i pewnością, a ich właściciel uśmiechnął się krzywo wyciągając ze spierzchniętych ust cygaro. Te jeszcze ledwo, ledwo paliło się lecz, ich właściciel nadal delikatnie się nim zaciągał. Jednym ruchem poprawił czarny kapelusz z szerokim rondem, tak że ten lekko opadał mu na głowę, przez co ciężko było dostrzec jaki kolor mają jego oczy. Niebieskie i zimne niczym północne morze, z których ciężko kiedykolwiek coś można było wyczytać, spojrzały praktycznie beznamiętnie na zniszczony szyld. Rozpięty płaszcz luźno zwisał mu, ukazując idealnie skrojoną czarną kamizelkę oraz chustę, którą miał luźno zapiętą pod szyją. Cienki sięgający aż do bruzd wąsik, sprawiał że, twarz mężczyzny miała dość ironiczny wyraz. Co nie odbiegało od jego poczucia humoru i sposobu wysławiania się. Od ust prawie do brody miał idealnie wystrzyżoną bródkę, która jednak została ostatnim czasem lekko zaniedbana. Skóra mężczyzny, mimo prażącego słońca, ani trochę nie wyglądała na opaloną. Ani na zmęczoną. Obojętność malowała się na jego twarzy, która dziwnie współgrała z ironicznym uśmieszkiem.

Podróż i pogoń musiała mimo wszystko jakoś wpłynąć na niego. Strzelec, bo tak się przedstawiał wszystkim, spojrzał pierw na swoją towarzyszkę a potem na konia, którego poklepał z czułością po pysku.


Diana, bo tak nazywało się to zwierzę, było jego najlepszym przyjacielem towarzysząc mu przez prawie całe życie. Appoloosa, gorącokrwisty koń idealnie uzupełniał mężczyznę, często przez lekkie szturchnięcia łbem czy prychnięcia dając znać swojemu Panu co myśli o nie których jego decyzjach, albo towarzyszach. Diana w przeciwieństwie do Strzelca polubiła dziewczynę od razu i nie okazywała obaw, nawet gdy te zostawały same. Co innego Strzelec. Magia. Dla niego było to coś niezrozumiałego i podejrzanego. Mimo że Tarocistka do niego dołączyła, nie mogła nie wyczuć pewnego respektu jakim ją dążył. A nawet obaw, gdy ta używała swoich kart. Do tego ich wspólna przeszłość. Prawie jak w jakieś salonowej piosence o dwojgu ludzi, którzy się znaleźli.

Jednak dwa rewolwery, nieodłącznie wiszące przy boku w dobrze naoliwionych kaburach, mówiły wyraźnie z kim miało się do czynienia. Podczas ruchu zdawały się one kołysać w sposób lekko prowokujący ale i ostrzegający, że ich właściciel zna się na rzeczy. Colt Peacemaker i jego dwunasto calowa stalowa lufa nie była zwykłą zabawką. Sześciocylindrowe bębenki, można było wymienić dość szybko na nowe, bowiem odchylały się one do boku co ułatwiało ładowanie. Zmieniono kaliber broni na .44-40 WCF dzięki czemu naboje do tej broni, można było przełożyć z Winchestera 73. Broń została zmodyfikowana, ale o tym mało kto mógł wiedzieć. Tylko specjalista,a tych nie było tak wielu.

Kolby broni zostały wykonane z białej, idealnie wypolerowanej kości słoniowej, na których wyryto kobietę z zasłoniętymi oczami trzymającą wagę. Były one ciężkie, ważące ponad kilogram każdy, a mimo wszystko gdy znajdowały się one w dłoniach Strzelcach, każdy musiał przyznać że, idealnie one w nich leżały. Sama broń była w idealnym stanie, jakby ktoś całymi dniami poświęcał jej swoją uwagę i czas. Każda z broni miała wyryty na lufie napis. Na pierwszej słowa mówiły “Znam twoje myśli i uczynki. Osądzę Cię sprawiedliwie”, na drugiej “Ja jestem Pan i wywrę na Tobie pomstę”.

Nim Strzelec ruszył dalej spojrzał na Dianę i nadchodzącą burzę. Sprzeczne uczucia się w nim odezwały ale Tarocistka postąpiła słusznie. Wiedział o tym, a mimo to nie chciał się ze swoim wierzchowcem rozstawać. Sprzeczne uczucia w nim szalały i Diana wyczuła to. Parsknęła i pchnęła pyskiem Strzelca ku drzwiom. Ten spojrzał na nią po raz ostatni, i Diana zarżała stając na tylnych nogach. A potem ruszyła w bezpieczne miejsce.

Gdyby nie szerokie rondo kapelusza, i to że lekko opadał on mu na twarz, można było by dostrzec smutek malujący się w jego oczach. Cygaro nadal się paliło. A Strzelec ruszył do środka. Dłonie jego jednak spoczywały blisko kolb broni, by móc w każdej chwili je wyciągnąć. Miał złe przeczucia. Zły dzień na śmierć.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline