Mina strzelca gdy Tarocistka używała swych kart zawsze dziwnie tezniala. Oczy jego skupiały się tylko na niej, jakby nie do końca było pewne czy jej nie ufa i obawia się jej mocy.
Pomieszczenie było małe ale wydawało się bezpieczne. Trup przykryty stertą szmat zdawał się czuć bezpiecznie. Strzelec podszedł do niego i włożył mu palec do ziejącej po środku czaszki dziury.
- Jeff umie zmiażdżyć swoimi argumentami - mruknięcie. Masz coś przeciwko trójkątom? - uśmiechnął się szeroko, jednocześnie mrużąc swoje błękitne oczy.
Kobieta po chwili wahania również zeszła do pomieszczenia, zatrzaskując za sobą klapę.
- Nic lepszego nie znajdziemy - powiedziała, zupełnie ignorując żart Strzelca. A może niezupełnie? -
Teraz mnie dotknij - szepnęła.
Ręka strzelca powędrowała pierw ku pupie Tarocistki ale w ostatniej chwili złapał ją za rękę. Strzelec klęczał spoglądając do góry prosto w oczy kobiety. Nie powiedział słowa tylko patrzył. Prawie się zapomniał. Prawie.
- Zaraz zmienię kartę na ochronną. Obejmie też ciebie, dopóki będziesz mnie dotykał. - wyjaśniła, po czym z błąkającym się na ustach uśmiechem dodała -
Mm nadzieję, że nie boisz się ciemności... - Z tobą przy boku - wstał tak że prawie ich ciała musnęły się -
Nie. A jak rozpalimy tu świeczki może być nawet romantycznie - cicho zaśmiał się.
- Sądzisz że tu powinniśmy przeczekać to co nadchodzi? - Masz lepszy pomysł? - zapytała, wymacawszy w dłoni kartę Kapłanki. Choć jeszcze jej nie przywołała, poczuła spokój, gdy palce dotknęły znajomej faktury. Kapłanka budziła w niej poczucie bezpieczeństwa niby matka. Karty były całą jej rodziną. Tylko im Tarocistka ufała.
- Nie. Ogarnij tutaj to miejsce, tylko nie podrywaj Harolda - rzucił puszczając do Tarocistki oko, a potem udał się na górę
Musiał zabezpieczyć drzwi i okna oraz powyciągać resztki z knota. Lampy nadawały się na wyrzucenie niestety. Do zabezpieczenia idealnie miały nadać się deski i gwoździe. Niestety młotka nie udało się znaleźć lecz metalowy pręt również nadawał się do wbicia idealnie. Trzeba było przygotować tą ruderę do nadejścia prawdziwego sztormu. A ta nadchodziła. Burza dotarła do doliny. Buczenie docierało do ich uszu, tak samo jak odgłos sieczącego piasku, a wraz z nim także inny dźwięk. Czym on był tego Strzelec nie chciał wiedzieć, bowiem osobliwe tony nabierały mocy. Mężczyzna nie czekając na to co się wydarzy “skoczył” do pomieszczenia niżej.
- Zaczyna się. - rzucił do Tarocistki, w tym samym momencie gdy zamykał klapę.
Tylko kiwnęła potakująco głową. Niewiele mogła zrobić, po prostu ogarnęła kąt piwnicy z walających się przedmiotów i przewróciła na bok stół, by w razie czego służył im za tarczę. Schowała się za tą barykadą, czekając na Strzelca. Po chwili wyciągnęła nad sobą kartę Kapłanki, skupiając się na przepływającej mocy.
-
Żegnaj Dzikusie - szepnęła ledwo słyszalnie.
Strzelec usiadł za stołem koło Tarocistki, zdejmując wcześniej płaszcz, którzy podał Haroldowi do popilnowania. Ten z pewnością nie zamierzał nigdzie się udawać, więc jego odzienie było bezpieczne. W milczeniu usiadł koło dziewczyny, trzymając dłonie na kolbach rewolwerów. Czekali na co to miało nadejść. Siedzieli koło siebie. Blisko, ale ta bliskość została pogłębiona przez dziewczynę, która w milczeniu po prostu przysunęła się do mężczyzny. Objęła go, przytulając się do niego. Pozostało im czekać, a mina Strzelca była bezcenna. Dobrze że, było ciemno. Nie opierał się jednak tej bliskości.