Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2016, 13:17   #8
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nie poczekamy na Gudrunn? - zapytała volva widząc oddalającego się berserkera i nagle jakby coś sobie przypominając zwróciła się ponownie do Freya. - A co z Chlo?... Zgodziłeś się? - Ostatnie pytanie zadane było z obawą czającą się w głosie i błękitnym oku.
- Na co zgodziłem?
- Na propozycję demona.

Frey w pierwszym momencie nie wiedział co odpowiedzieć.
Dopiero po chwili zrozumiał, że o propozycji rozmawiali z Helleven, nie z Elin.
- Przyjąłem. Na czas aż znajdziemy sposób jak się go pozbyć, będzie nas wspierał. Nie stanę przeciw Agvindurowi jeżeli o tym myślisz. Aros, Hedeby… mamy coś tam do zrobienia, coś po myśli demona, wedle ‘umowy’. Nim się z tym uwiniemy… mam nadzieje, że bydlę wyrzucimy z Chlo.
Wampirzyca pokiwała delikatnie głową.
- Trzeba będzie o inne Wiedzące rozpytywać, może znajdziemy kogoś kto zdoła bez dużego ryzyka usunąć tego przeklętego ducha… - Elin najwyraźniej ufała skaldowi, gdyż nie wnikała dłużej w temat.

Volund wkrótce w las wkroczywszy zniknął im z oczu, zostawiając za sobą Jelling. Elin zaś kroków kilka uczyniła jakby chciała za Pogrobcem ruszyć. Do Freya tymczasem podbiegł Jorik lekko zaczerwieniony i podekscytowany. Stanął grzecznie w niewielkiej odległości, czekając na znak od skalda, że podejść może. W pierwszej chwili Freyvind chciał go odprawić i iść za Pogrobcem, oraz volva zdającą się udawać za nim, jednak las nie wydawał się już tak niebezpieczny. Bestię zabrały Hugin i Munin, a przetrzebione wilkołaki i ich rodziny zdawać by się mogło, że odeszły. Nie było musu dla bezpieczeństwa trzymać się razem.
- Znowuż pewnie przed świtaniem powrócicie - rzucił za Elin. - Zatem ja z Gudrunn pomówić muszę, by było gdzie przedniować, przed jutrzejszym wymarszem. - Przed oczyma stanął mu obraz gdzie jak gdyby nigdy nic, przed rankiem wrócili tu bez załatwienia sprawy ze wściekłą wilczycą.
Volva odwróciła się słysząc jego słowa i podeszła do skalda.
- Chyba lepiej będzie jeśli ja z nią pierw pomówię - stwierdziła spokojnie.
- Myślałem, że iść z nim chcesz.
- Pierw o Gudrunn pytałam. I brat nasz nie wygląda jakby towarzystwa potrzebował. Tutaj bardziej się przydam. -
Uśmiechnęła się delikatnie i miast ku lasowi skierowała się w głąb osady.

Gdy odeszła Freyvind spojrzał wyczekująco na Jorika.
- Znalazłem, jarlu! - stwierdził chłopiec z dumą i gwoli uściślenia dodał: - Znalazłem sposób na przekonanie Cię, że się nadaję na Twego hirdmana.
- Doprawdy? -
Skald uniósł nieco brwi, na twarzy wykwitł mu lekki uśmiech zaciekawienia. - Mów tedy i przekonuj.
- Lepiej niż słowami, czynem to uczynię! Jeno… spocząć nam trzeba. To można w naszej chacie. -
Jorik na Freya spojrzał z nadzieją i lekkim niepokojem. Starał się bardzo opanować podniecenie i zachować zimną krew.
- W chacie Twej rodziny? Czy może wystarczy ta? - Afterganger wskazał szopę, gdzie kobiety złożyły Chloe.
- Starczy ta. - Chłopak skinął głową i ruszył żwawo by po dwóch krokach zwolnić i na Lennartsonna poczekać, a afterganger nie zwlekając ruszył się w końcu zastanawiając się co tez zmyślny Jorik przygotował.

W szopie chłopak rozejrzał się i przy ogniu miejsce znalazł. Skórę rozciągnął na ławie i rozłożył na niej niewielki tobołeczek, który zagrzechotał z cicha. Zaaferowany wskazał miejsce Freyowi, sam zajmując siedzisko. Bjarki jaki nie wiedzieć kiedy do chaty wrócił, oko otworzył sprawdzając co też się dzieje i na powrót przymknął je otulając się mocniej skórą tuż przy Chlo. Jorik zaś rozwiązawszy tobołek zaczął rozkładać tabliczkę i pionki do hnefatafl.




Uśmiechnął się pytając:
- Białe czy czarne?
- Białe. -
Skald znał dobrze tę grę, choć nie był w niej wirtuozem. Wciąż zdawał się nie wiedzieć o co chodzi chłopcu.
- Jeśli wygram, idę z Tobą.
- Nie.
- Czemu nie? Pokażę Ci, że umiem strategicznie myśleć i wiem o taktyce co mnie nauczono. -
Buzia chłopca się wydłużyła - A siły w treningach nabędę. - Czekał na ruch Freya.
- Nie zrozumiałeś mnie widno gdym mówił, że powód masz znaleźć czemu zabrać Cię mam ze sobą. - Skald przesunął swoim kamieniem.
Jorik swojego przesunął wystawiając go na zbicie.
- Zrozumiałem. Mówię jeno co zyskasz gdybyś mnie zabrał ze sobą. A powód mój to to, że świat chcę zobaczyć i nie jeno między orką a vikingiem żyć, jarlu - dodał dumnym głosikiem, sprawdzając czy Frey łyknie zastawioną na tabliczce pułapkę.
- To czemu sam nie wyruszysz wielki świat zobaczyć? - wampir spytał z zaciekawieniem. - Nikt przecież siłą Cię tu nie trzyma. - Skald zbił jego piona pozornie dając wciągnąć się w zasadzkę, lecz rozwijając przy tym swa obronę.
Jorik jednak miast od razu króla flankować zaczął drugą część czarnej armii wysuwać.
- Bo sam daleko nie zajdę. Za mało umiem. No i nie znam się na podróżowaniu. A Ty tak, śpiewają o Twych podróżach i przygodach. Masz dwójkę służby ale to nie starcza na wszystko. Wielki mąż i piękna dziewczyna - zarumienił się mocno i dla niepoznaki pochylił mocniej nad grą - uwagę przyciągają. Na chłopaka nikt zwracać uwagi nie będzie. No i wiem sporo co pomocne może Ci być. A Ty byś kompanię mieć i uczyć kogoś tego, co sam wiesz i umiesz. A jak Ci… - przesunął w końcu czarny pion by zapobiec atakowi białych - a jak uznasz… że się nie sprawdzam… to… to odeślesz. - Spojrzał na wampira jasnym spojrzeniem.
Zapanowała cisza, przerywana jedynie oddechem śpiącej Chlo, pomrukiwaniem Bjarkiego i przesuwaniem kamieni po planszy. Afterganger nie odpowiadał Jorikowi niby to skupiając się na grze, ale i na to nie wyglądało. Jego posunięcia były szybkie, jakby nie zastanawiał się nad długofalową taktyką, a jedynie reagował na aktualny układ. Czysty chaos i skrajna improwizacja. Ci co hnefataflowi poświęcili pół życia nie cierpieli takich graczy. Z jednej strony to trochę uwłaczało tej grze, z drugiej zupełnie nieszablonowa i chaotyczna taktyka dawała czasem zwycięstwo, co irytowało mistrzów siedzących i długo obmyślających każde posunięcie.
- Bardziej niebezpieczna podróż ze mną, niżbyś sam podróżował. Dobrze się zapowiadasz, roztropny jesteś. - Frey w końcu odezwał się. - Aleś jeszcze nie woj. Hirdmanem chcesz być, ale wpierw to Ciebie przyjdzie mi bronić. Umiejętnościami swymi chcesz służyć, ale to mi wpierw przyjdzie Cię uczyć. Wierność mi obiecujesz, ale wpierw upewnić się jej będę musiał. - Afterganger spojrzał chłopcu w oczy. - Ma przekonać mnie to, że dobrze grasz w hnefatafl by brać to na siebie? Nawet jak dwakroć bardziej w przyszłości mi się to przez Ciebie przysłuży?
- A jako Ty stałeś się hirdmanem u Ejofla? -
Jorik imię lekko inaczej wypowiedział. - Też wszak wszystkiegoś nie umiał. A oni - wskazał dłonią w kierunku Chlo i Bjarkiego - jako stanęli na Twą służbę? Pewnyś ich był od razu? Na krew przysięgać mogę, aleś Ty afterganger, widzisz mi w myślach i sercu. Toć wiesz czy kłamię czy nie.
- Gdy brał mnie na służbę, byłem już jednym z najpierwszych mieczy Zelandii, a imię me sławne było na wyspach i w Skanii. Oni zaś… -
Skald kiwnął głową ku swym sługom. - Bjarki gdym go poznał nie miał sobie równych w znajomości prawa, a siłą z bykami mógł się mierzyć. Przez pół wieku wiernie swemu panu służył. Gdyby mnie zdradził zmarłby, bo moja krew od starości i śmierci od niej go chroni. Chlo ma w sobie wiele umiejętności, a z początku branką jedynie była. Ciągnąłem ją z kraju Franków do Hedeby by sprzedać tak urodziwą dziewczynę za moc srebra w na hedebskim targu. Z czasem nim to uczyniłem więź mocna między nami nastała i przyjaciółką mi jest, kochanką, bliskim niż kto inny, nie thrallem. Co jednak najważniejsze, oboje mają coś w sobie, w środku, w charakterze, lubo w tym co nimi kieruje w życiu, co sprawiło, że są przy mnie. Nie hnefatafl. - Frey przesunął kamień. - Czasem bardzo niewiele trzeba, może masz w sobie coś, co mnie przekona. Musisz to znaleźć. Nie starczy roztropność i żądza przygód.
Zagrania chłopca zaczynały wykazywać powolną przewagę.
- Mogę stawać na uszach lecz… Czyś nie jest Jarlem Bezdroży? - Spojrzał poważnie na Freyvinda - To w Ciebie wierzą i słuchają ci, których nikt nie chce słuchać. Dla których nigdzie indziej miejsca nie ma. Prócz tego czym jestem i co umiem, nie ma więcej. Nie będę wydumanych historii szukał, jarlu. Jeśli Ci to nie dość - Jorik postawił ostatniego czarnego piona flankując króla z czwartej strony - to mów od razu. - Coś zgasło w jego oczach.
- Wygrałem.
- Wygrałeś -
zgodził się Frey. - Jarl ma ziemię, drużynę, majątek: wszak rozdawcą jest pierścieni. U mnie tego nie znajdziesz. Czemu zatem mnie tak zwą? Bo przecież nie ja sobie ten przydomek nadałem. Trafnie rzekłeś. Posłuch, najważniejszy dla jarla. Bez ziemi można nim być dla wikingów na drakkarach, bez drużyny wojów można nim być opiekę nad miastem sprawując. Nawet bez majątku. Bez posłuchu nie. A jednak ci co mają u mnie posłuch nie chodzą za mną, nawet ci co wierność przysięgali. Dana mi będzie kiedyś dziedzina, to pewnie się to zmieni, teraz mam przy sobie orszak jedynie. Najbliższych. - Skald pochylił się ku chłopcu. - I tak zostanie. Jeżeli nie masz w sobie czegoś, przez co zapragnę byś się nim stał, to choćbyś był większy od Bjarkiego, a mądrzejszy od Kvasira, miejsca obok mnie nie znajdziesz. Ale jak masz w sobie coś, to pójdziesz i zaznasz przygód, zobaczysz świat, choć uczyć Cię dopiero trzeba. I nie o dumane historie mi idzie.
- To dumane historie - nie zgodził się Jorik pakując piony i tabliczkę do tobołka - Bo jak spełnić warunek, o jakim sam nie wiesz? Coś? To Ty wiesz co to to coś jest. Nie ja. Nie ona, nie on. To Ty wyboru dokonujesz bez żadnego klucza. Sameś rzekł. Tako i spójrz na mnie i rzeknij. Czy we mnie coś widzisz, czy nie. - Jorik odbił piłeczkę w stronę jarla najwyraźniej podirytowany i pogodzony, że w wiosce zostanie, choć walczyć do końca chciał.
- Gdybym nie widział czegoś, to rzekłbym od razu "nie". Jam nie z tych co ludźmi się bawią puste dając im nadzieje.
Jorik pokiwał głową.
- Tyś nie człek, jarlu. - zaznaczył - więc ciężko mnie wiedzieć, co Tobą rządzi. - Z ławy się podniósł i spojrzał na śpiącą Chlo. - Bywaj i szerokiej drogi.
- Niech Asowie i Vanowie, Cie prowadzą. -
Frey skinął mu głową. - Juro dopiero wyruszam, zdążysz mnie jeszcze odnaleźć.
Chłopak otworzył drzwi i wyszedł tyleż wzburzony co pełen zawodu.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline