Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2016, 13:38   #9
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wieszczka poprosiła skalda, by nim ona nie rozmówi się z Gudrunn, przeczekał w chatce gdzie Chlo z Grimmem odpoczywają. Sama udała się pod hallę Jelling i tak oczekiwała przybycia Gangrelki.
Wioska ucichła na czas nocy i o tej porze niewielu ludzi było widać. Prócz Jorik co z Freyem zacięcie chciał mówić, jedynie spóźniony staruszek sunął po rozmiękłych ścieżkach między chatami. I on wkrótce zniknął w bezpiecznym cieple domostwa.
Gudrunn jednak nie wracała.
Udawać się w gonitwę po lesie za rozwścieczoną Ganrelką najmądrzejszą rzeczą nie było, Elin nie pozostawało więc nic innego jak czekać. Przespacerowała się po całym Jelling nasłuchując odgłosów nocy i zastanawiając czy może Volund na Gudrunn przypadkiem gdzieś nie trafił. Osada duża jednak nie była więc i spacer dość krótki. Ponownie więc przysiadła na ławeczce przed hallą i dalej czekała.
Gdy tylko przycupła ponownie przed domem, głos chropawy posłyszała:
- I czegoż siedzisz?
- Przecie za nią po lesie biegać nie będę. - Odszepnęła rozglądając się ciekawa czy może dostrzeże w końcu właściciela głosu. - I dziękuję za pomoc… wtedy… - Dodała.
- Za kim? - zdziwił się rozmówca.
- Za Gudrun… - Odparła. Czyżby nie wiedział? Zatem pojawiał się jedynie od czasu do czasu? Volva zaczynała mieć coraz więcej pytań.
- A! - głos przytaknął z roztargnieniem - Ona nieważna. Czas ruszać. Na co czekasz tu? - dorzucił z wyrzutem i zniecierpliwieniem.
- Bo gotowa gardło Freyvindowi rozszarpać przy następnym spotkaniu… - Elin westchnęła. - A nam sojuszników teraz tracić nie lza. Rozmówię się z nią i ruszamy. - Rozejrzała się znowu. - Wiesz coś? - Spytała przestraszona.
- Ona nieważna. To miejsce nieważne. Czas jeno tracisz. - zachrypiał głos jakby z nieco większej oddali. - Sojuszników szukać potężnych trzeba, by dług szybciej spłacić.
- Wiesz gdzie takich znaleźć mogę? - Zapytała unosząc wzrok ku nocnemu niebu.
- Na pewno nie tutaj, siedząc pod rozpadającą się chatą. Wiesz gdzie… nauczycieli miałaś chyba wcześniej?
- Pewnie miałam… lecz ich nie pamiętam. - Wzruszyła ramionami i wstała, gdyż w jednym głos miał rację. Im dłużej tu siedzieli, tym dłużej Agvindur sam mierzył się z tym co wydarzyło się w Ribe. - Trzeba jeno Volunda znaleźć…. - Westchnęła cicho i ruszyła ku jednej z chatek by Freya powiadomić. - Wiesz może gdzie go znajdę? - Rzuciła nie bardzo wierząc w odpowiedź.
- Nie. - głos po krótkiej przerwie kontynuował - Nie zapomnij zabrać swojego znaleziska. Ofiaruj go temu, kto go godzien. Upewnij się, że zło na dobro zamieni… - westchnięcie towarzyszyło ostatnim słowom. Zadumanie krótkie co po nim nastąpił jakby jakaś myśl rozjaśniła - Sama sławę zdobyć możesz i popleczników zdobyć, korzystając z niego.
- Nie pragnę sławy… - Odparła spokojnie. - Dlaczego mi pomagasz? - Zapytała nagle bojąc się, że ostatnie rady są jakby pożegnaniem. Nie miała odwagi zapytać o to kim czy czym jest tajemniczy właściciel głosu, bo być może zupełnie zaprzepaściłaby szanse na dalszy rozmowy, a odpowiedzi pewnie i tak by nie usłyszała.
- Nie chodzi o sławę dla sławy. Pytałaś, sama pytałaś, jak odwrócić co uczynione. Jeśli chcesz rzeczywiście pomóc, pozycję swą umocnić musisz. Nie zrobisz tego kryjąc się wiecznie w cieniu. Łatwiej znaleźć sojuszników… co wiedzę i moc mogą mieć, gdy imię Twe znane będzie nie jedynie z tego, żeście miejsce święte zbezcześcili. - głos zabrzmiał smutkiem niemalże odbijającym się w nocy. - Ja chcę… przywrócić jego świetność. To wszystko…
- I ja tego pragnę… ale nie ufam samej sobie. - Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Jestem szalona, wiesz? Nikt nie wie co ta druga wymyśli… Lepiej z boku się trzymać… - Westchnęła cichutko. - Ale uczynię co w mej mocy. Jak… jak mogę Cie zwać? - Zapytała nagle.
- A kto z wiedzących w pełni włada swym umysłem? Zawsze dzielony on jest między tu i tam, teraz a kiedyś. Skoroś szaleństwa swego pewna, uczyń z niego swoją moc.
Cisza zapadła po tych słowach:
- Masz ich, masz mnie. Znajdź sposób na uzgodnienie między jedną a drugą. Jeśli obie będziecie działać jak jedno… może to będzie Twoje uzdrowienie? - głos mruczał cicho jakby zadumany - Zwać… Styggr. Tak, Styggr mnie zwać możesz.
- A więc przyrzekam Ci Styggrze, że zrobię co w mocy mej, byle krzywdy Agvindurowi i braciom mym nie uczynić, by świętemu miejscu świetność znów przywrócić. - Odparła poważnie. - I dziękuję za Twą pomoc… - Zawahała się na moment. - Ona… ona więcej niż ja wiedzieć może. Poznasz ją, po tym, że włosy zawsze splata. Ale i uważaj na nią...
Odpowiedzi nie było. Wieszczka westchnęła cicho nie wiedząc czy jej ostatnie słowa dotarły do właściciela głosu. Przy tym wszystkim co się wydarzyło, słowa Styggra pocieszeniem były. Istniała szansa na odratowanie źródła… i nie była z tym sama. Krok przyspieszyła i do chatki ruszyła. Drzwi do chaty otwierając niemal wpadła na Jorika, który z miną zawziętą i rumieńcami na policzkach wykwitłymi właśnie wychodził.

Spojrzała zdziwiona na chłopaka ale go nie zatrzymywała tylko na weszła do środka chaty i na Freyvinda pytająco spojrzała.
- Co mu powiedziałeś? - Zapytała.
- Że znajomość hnefatafl to za mało by zdecydować się wziąć go na wychowanie.
Pokiwała powoli głową.
- Dobrze, żeś go nie wziął… Zbyt wiele przeciwności przed nami, by dzieci za sobą ciągąć. - Westchnęła cicho. - Gudrunn dalej nie ma. Chyba uznała, że nie wróci, póki my się nie wyniesiemy… A czas nam więcej tracić niedobrze. - Stwierdziła.
- Tak czy owak czekać nam na powrót Volunda, tej nocy już nie ruszymy.
- Nocy nie ale porankiem ruszać możem. Konie i wozy mamy.
- Niepokoi mnie trochę podróż za dnia - skald był sceptyczny - Wilki mogą się czaić… jednej nocy nie dojedziemy do Ribe, lecz bezpieczniejsze dzień spędzić w ziemi za połową drogi, niż zamkniętym w pudle jeno Bjarkiego mając za ochronę ziemie te opuszczać.
- Psie syny raczej nie będą spodziewać się, że zaryzykujemy podróż za dnia, to dałoby nam przewagę… I może nasz brat wróci szybciej, to by podróż jeszcze w nocy zacząć można by było… - Zawahała się na moment. - Sądzę, że powinniśmy ruszać jak najszybciej. - Dodała.
- Przez wzgląd na Aros? Hedeby?
- To też… - Powiedziała nieśmiało. - Bardziej jednak o Agvindura się martwię… Choć wiem, że i tak nic pomóc nie mogę… - Zagryzła wargi i niemal wyszeptała. - Chcę już po prostu wiedzieć…
- Ufać i wierzyć nam, że wszystko z nim w porządku - skald spojrzał miękko na volvę i położył jej dłoń na ramieniu - ale na wszystko przygotowani być musimy Elin. Rozumiem, że nieświadomość i obawa męczy. Zobaczymy co zrobić jak Volund powróci.
Skinęła głową powoli.
- Racja teraz i tak wiele nie zdziałamy… - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się łagodnie do swego brata krwi. - Dziękuję.
- Troje nas w skrzyniach na wozie trzeba złożyć będzie jeżeli w dzień podróżować mamy, Chlo też o własnych siłach nie pójdzie, a Bjarki powozić będzie, też ranion. Zwierząt na zmianę nie mamy… Im częstsze popasy by odpoczywały tym dłużej to potrwa. - Patrzył na aftergangerkę jakby się nad czymś zastanawiał.
- Duże obciążenie dla dwóch koni…- Zaczęła chodzić nerwowo też się zastanawiając intensywnie. - Ale musimy jakoś ruszyć.
- Krew nasza śmiertelnych wzmacnia, może nie tylko ludzi?
- Można by spróbować… Ale czy damy rady zmusić konia do picia krwi…
- Coś może się może wymyśli - mruknął Frey. - A jak nie, to gdy padną trzeba będzie iść na piechotę.
- Możemy teraz sprawdzić… I tak wiele więcej do roboty nie mamy… - Elin niepokój zaczęła czuć na myśl, że krew będzie musiała oglądać. Westchnęła cicho i do skalda się zwróciła. - Jest jeszcze jedna sprawa, o której powinniście wiedzieć.
- Mam nadzieję, że tym razem to dobre wiadomości. - Skald uśmiechnął się lekko.
- Niestety nie bardzo… Kiedy Ty i Volund smaku krwi zwykłej znieść nie możecie, mi jest ciężko w ogóle zmusić się do picia. Tak jest od czasu walki na polanie…
Brwi Freyvinda powędrowały w górę, aftergangerka nie mogąca zmusić się do picia krwi. To jak berserker brzydzący się walką.
Zamyślił się patrząc na volvę. Coś przeszło mu przez myśl.
Zmrużył oczy zwracając sie do Elin.
- To akurat chyba nie taki problem jak się zdaje. W Twoim przypadku.
Spojrzała zdziwiona na niego.
- Nie? Ale jeśli nie zdołam się napić, będę Was prosić o zmuszenie do tego… Nie chcę nikomu krzywdy wyrządzić.
- Dwie was jest. Wątpię by Helli miała takie opory jak Ty - kącik ust Freya powędrował do góry. - A jedno ciało dzieląc, krwią i Ciebie napoi sama pijąc.
Patrzyła na niego przez chwilę zaskoczona kompletnie.
- Całkiem możliwe, że tak jest… - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się delikatnie. - Być może na coś się przyda, to że nas dwie.
- Może to Was zmusi by się w jednym Ciele ugadać. Potrzebujesz jej Elin - Frey w zamyśleniu nawinął kosmyk włosów volvy na palec. - Jej bezwzględności czasem, a teraz jak mówisz i krwi… Ona Ciebie też, delikatności, dobroci.
Aftergangerka wzrok onieśmielona spuściła.
- Jeśli już wiecie… Mogłybyśmy się spróbować jakoś komunikować między sobą… - Spojrzenie jednego oka utkwiła w dłoni skalda. - Ona włosy zawsze spina. - Rzekła nagle i wzrok uniosła. - Tak rozpoznać ją możecie.
- Chcesz przekazać jej słowa jakieś?
- Że dla naszego wspólnego dobra powinna z Wami współpracować… i powiedzieć jak najwięcej o… Leiknarze. Sądzę, że to ważne…
- Nie o to mi szło., bardziej o prywatne… nie wiem, zapomnij. Może niedobrze abyście poznawały się przez nas.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Dziękuję ale teraz najważniejsze, byśmy zjednoczyły siły.
- Przydało by się. Ona nie przeciwna współdziałaniu, choć nie oczekuję, ze te same powody ma ku temu. - Skald zastanowił się nad czymś. - Woda…
- Woda? - Zapytała zaskoczona.
- Konie krwi nie wypiją ot tak. Trzeba w czymś ją przemycić. Gdy spragnione bedą wypiją nawet zaprawioną płynem życia.
Klasnęła w dłonie.
- Dobry pomysł, oby tylko rozcieńczona zadziałała. Szkoda będzie zwierzęta stracić. Chodźmy więc do stajni.
- Konie są po wieczornym pojeniu, teraz pić pewnie nie zechcą.
Westchnęła cicho, widać rwało ją by coś robić, a nie w miejscu siedzieć.
- To skrzynie przenieśmy chociaż, bo ludzi teraz i tak do roboty nie zaciągniemy… Tu nie Ribe…
- Raz, że skrzynie nasze w halli Gudrunn. Mamyż wchodzić w jej domostwo przed rozmową, po tym co zaszło? Dwa, że jeżeli Volund wróci blisko świtu… to nie wiemy w jakim stanie i czy dniować nam jeszcze tu nie przyjdzie. Wtedy musielibyśmy skrzynie do domostwa znów taszczyć.
- Prawiem pewna, że Gudrunn wróci przed świtem oczekując, że się wynieśliśmy. A gdy nas zoczy, to ciężko jej reakcję przewidzieć. - Odrzekła ale usiadła na ławie zrezygnowana.
Na samo wspomnienie w oczach o dziwo tak długo spokojnego skalda, gniew znów zaczął się budzić.
- Freya mi swiadkiem, że to jedna z kilku ostatnich, z którymi zwady i nieprzyjaźni chciałbym szukać - rzekł głosem w którym zaczęły pełgać nutki tłumionej furii - ale dostanie to co sama nam zechce ofiarować, gdy nas tu zoczy.
Elin zaalarmowana tonem głosu skalda wstała natychmiast i spojrzała na niego łagodnie.
- Trzymajmy się planu. Pierw ja z nią pomówię. - Odrzekła uspokojającym głosem. - Może też sprawdzę czy przypadkiem po prostu gdzieś w okolicy palisady się nie kręci…

Gdy tak gaworzyli między sobą Elin powoli słowa swoje przestawała słyszeć. Głos skalda z dala do niej dobiegał i coraz mniej wyraźnym zdawał się on sam. Jego kroków na ziemi słychać już się nie dało. Wizja jakowaś wciągać ją poczęła jeno pierwszy raz odczucie takowe miała, jakby przez mgłę przebijać się miała. Czuła się obserwowana z wszelkich stron, jak pisklę wystawione na widok drapieżników.
Obecność.
Przytłaczająca.
I słowa jakoweś mówione w języku, który znajomym się jej zdawał. Uchwycić znaczenia ich jednak nie zdołała.

Frey zaś w końcu zauważyć mógł, że z dziewczyną coś się znowu dzieje. Bogowie widać musieli do niej ponownie przemawiać bo oko białkiem wywrócone miała i głowę w tył odrzuconą. Cała wysztywniona jako drewniana lalka, którą dzieci bawić się zwykły. Z miejsca uchwycił ją w objęcie aby nie upadła. Podtrzymując tak patrzył lekko zszokowany na jej twarz.

Słowa przez mleko mgły przebijać się poczęły w w końcu i Elin jedno słowo wyłuskać się udało:
- Pomocy… - szepnął głos męski, znajomy.
Coś ciągnęło jej jaźń w jego stronę lecz nim postąpić kilka kroków zdołała inny głos wbił się:
- Nie słuchaj. To pułapka! Nie idź w jego stronę! - chrypiał Styggr - nie słuchaj…
Ktoś kogo znała jej pomocy potrzebował, powinna iść, powinna pomóc, głos Styggra jednak wstrzymał ją w miejscu.
- Pułapka? Ależ gdzie tu pułapka być może? - Zapytała zadziwiona, jeśli ktoś zdołał przebić się do niej w ten sposób - był ważny. Krok ostrożny uczyniła próbując więcej wyczuć, usłyszeć.
- Pułapka? Jaka pułapka? - Skald patrzył zdezorientowany na nią, a gniew wzbudzony niecierpliwością i wspomnieniem awantury z Gudrunn ulatniał się. Cofał.
Zamiast niego jego myśli wypełniły się zdrową, totalną paranoją. Zaczął strzelać oczami wokół wypatrując zagrożenia i nieufnie patrząc na cienie spowijające osadę. Mocniej przy tym volvę uchwycił i oparł dłoń na rekojeści miecza. Lecz wokół nikogo nie dostrzegł. Cisza panowała wokół z rzadka przerywana odgłosami osady. Volva w jego ramionach nadal jak skamieniała była w głąb siebie jakby wpatrzona.
Głos bliski, znajomy. Chciała do niego się udać, pragnęła pomóc, móc ujrzeć właściciela tego głosu. Gdzieś głęboko w niej jakby coś się wyrywało. Krok kolejny uczyniła. Styggr ostrzegał ale jeśli czuła coś takiego, to jak to mogłaby być pułapka? Zresztą to wizja jeno. Cóż jej może się stać? I jeszcze jeden krok.
- Znajdź…. mnie… - wionął głos, czułością przepełniony nagle - Zniszczyć mnie …. chce… pomóż… skarbie…min eneste skat...
Lecz w te słowa gniewny okrzyk się wdarł. Styggr okrzyk bojowy wydał, co się nagle w wysoki wizg, pisk przemienił. Ostre tony uszy Elin niemalże przebiły, skupienie i trans jej przerwały…
Volva nagle trząść się poczęła w uścisku Brujah, z trudem do zmysłów powracając. Ostatnie słowa jednak w pamięci wryły się parzącymi zgłoskami. Zmysłami warkot charkotliwy swego nowego towarzysza wyczuwała raczej niźli słuchem wyłapywała...Drgawek opanować chwilowo w szoku będąc nie mogła.
- Styggr? - Wydukała przez trzęsące się zęby. Ciągle nie bardzo widząc co się dookoła niej dzieje. Nie rozumiała co się stało. Myślała, że jej nowy towarzysz jednak materialny bardziej jest, skoro nie wszystko wiedział… Ale do wizji jakoś przeniknął. “Przyjdź do mnie…” Rezonowało w całym jej ciele. Jęknęła cicho próbując się objąć i powstrzymać drgawki.
- Elin, co z Tobą? - Frey potrząsnął volvą by przywrócić ją ku przytomności. - Jaki Styggr?
Volva zamrugała i przytomniej na skalda pojrzała.
- Ktoś mnie wzywał… A Styggr przeszkodził… Mówił, że to pułapka… Ale on pomocy potrzebował. - Wyjaśnienia kobiety zdecydowanie były bardzo nieskładne.
- Kto Cię wzywał?! Kim jest Styggr?! - Frey to rozglądał sie wokół czujnie to znów wpatrywał w twarz aftergangerki.
- Nie wiem… Znam go ale nie wiem skąd… Znam go dobrze… - Oko wieszczki nagle się poszerzyło, gdy myśl pewna do niej dotarła. Mocniej Freyvinda chwyciła nagle przestraszona. - A jeśli to Leiknar? - Wyszeptała.
- Styggr to Leiknar? Czy Leiknar Cię wzywał?
Elin gwałtownie pokręciła głowa na pierwsze pytanie Freya.
- Leiknar mógł mnie wzywać… - Potwierdziła przy drugim. - To by wyjaśniało czemu nie potrafię sobie przypomnieć skąd go znam. - Wzdrygnęła się lekko. - Mówił, że ktoś chce go zniszczyć…
- Nie rozumiem… Leiknar zastawił na Ciebie pułapkę zsyłając wizję w której o pomoc Cię prosił? - Freyvind zdumiał się - wszak to sensu nie ma żadnego skoro przed nim się ukrywasz.
- Chce bym przyszła do niego, może to jest pułapką.. - Pokręciła głową. - Nie wiem… Nie rozumiem. Jak mógł w ogóle tak się ze mną skontaktować? - Jego słowa ciągle przebrzmiewały w jej głowie.
- Jak mogli - poprawił ją skald.
- Mogli? - Spojrzała na niego nierozumiejąc.
- Leiknar i Styggr.
- Styggr… Styggr jest… - Zagryzła wargi i westchnęła cicho. - Uznaj, że zwariowałam zupełnie. Słyszę głosy… Konkretnie jeden ale właśnie najwyraźniej, to szaleństwo mi pomogło, więc chyba nie jest aż tak źle… - Zerknęła na Freyvinda niepewnie.
- Pomogło? - Skald puścił volvę patrząc na nią zaskoczony. Dwie w jednym ciele, do tego jedna słyszała głosy. W aftergangerce musiało być naprawdę już bardzo ciasno. - Od dawna głos ten słyszysz?
- Od walki na polanie… Najwyraźniej wszyscy za to co się tam wydarzyło płacimy. - Odparła robiąc delikatną aluzję do nietypowego zachowania skalda.
- Taaaak, rozumiem… - Freyvind odsunął się lekko.
To nie wyglądało na zwykłe szaleństwo, a myśli w głowie aftergangera szeptały swą dziką pieśń.
Wspomniał jej słowa, gdy mówiła, że demony mają większy dostęp do widzących, do takich jak ona.
Mówiła, że Chlo była tknięta lekkim darem widzenia i demon opętał ją. Teraz wychodziło na to, że drugi jest z Elin, od momentu zniszczenia wilczej świętości.
Pytanie brzmiało, czy bydlę już zawładnęło volvą czy jedynie szykowało się do tego.
Albo czy teraz rozmawiał z Elin czy z Styggrem…

Słowa aftergangerki sugerowały, że to ten Styggr jej pomaga i odkrył przed nią spisek Leiknara… Frey widział wielokrotnie, jak Agvindur wzywał do siebie ludzi lub einherjar z oddali, samą wolą, myślą. Skald zrozumiał wnet, że Elin została już nawiedzona, Agvindur wzywał pomocy, a Styggr podszywając się pod volvę desperackie wezwanie o pomoc jarla, obracał przeciw niemu.
W oczach zafalował mu gniew ocierający się o furię, nie patrzył już na Elin tak jak przed chwilą.
W jego wzroku można było zauważyć to co w chacie, gdy rozmawiał z demonem siedzącym w Chlo.
Wieszczka krok do tyłu zrobiła widząc zmieniające się spojrzenie skalda. Nie wierzył jej, nie ufał więcej, chciała być w końcu szczera i oto jak się to skończyło. Lepiej było słowem o niczym nie wspominać.
- Pójdę na Gudrunn poczekać bądź brata naszego. Zależy kto pierw się pojawi… - Rzekła cicho i w stronę halli się zwróciła chcąc odejść.
- I jakie kłamstwa będziesz im sączyć w uszy Styggrze? - spytał z głosem wibrującym od złości. - Gdy się pojawią? - Rozległ się dźwięk wyciąganego miecza.
Elin przerażona spojrzała na niego i znów o krok się cofnęła.
- Freyvindzie, to ja… Nie Styggr… Możem szalona ale jeszcze wiem jak się nazywam…
Nie rzucał się na nią, broń wyciągnął raczej dla obrony wspominając możliwości opętanej Franki wolał nie stawać przeciw Złemu z gołymi rękoma. Tak jak w przypadku Chlotchild wolałby przepędzić to z volvy, czuł do niej wiele przez więź krwi, a gniew nie przeciw niej kierował, lecz ku demonowi, jaki ją posiadł.
Z drugiej strony nie miał też pewności.
Chlo po przejęciu jej ciała przez to co ją nawiedziło, zachowywała sie inaczej. Mimiką, słowami, głosem odbiegała od normalnego stanu. Po Elin widać tego nie było… ale Zły mógł udawać.
- Jaką mam pewność mieć? - spytał, a właściwie wycedził ni to do Elin, ni to do Styggra.
- Gdyż jeśli Stryggr byłby zły i mnie opętał… to dlaczego miałby mi wcześniej pomóc Muninna i Hugina wezwać? A pomógł. - Spróbowała nie mając pojęcia co przekona Freya.
- Albo to Elin wierną służką Asów i Vanów będąc ich wezwała, a tyś nie zdołał w tym przeszkodzić? - Na twarzy skalda brak było pewności, za to sporo niepewności i wahania kryjącego się pod maską gniewu.
Wieszczka westchnęła zrezygnowana.
- Cokolwiek powiem możesz to przekręcić tak by pasowało to do Twojego poglądu… Więc cóż mam uczynić byś uwierzył? - Zapytała.
Na to pytanie odpowiedzieć nie potrafił, myśli podszeptywały mu, że demon pokierował Chlo za bestia, a Elin również przez nieznany sobie las ku niej podążyła, gdy z Volundem uspokajali Gudrunn.
- Nie wiem, ale jeśliś Elin, to zrozumiesz me obawy.
- Myślisz, że mną coś zawładnęło… Może modlitw do Chrysta spróbuj? - Zaproponowała zastanawiając się jeszcze co mogłaby uczynić.
- Nie znam tych modłów. A i wiedzy ku temu nie mam, by wiedzieć zali Zły strzymać je może. Zresztą i tu nas na północy złych duchów nie brak, niczym demonów przez Lokiego zesłanych. Ci za nic mogą mieć Zachłannego i jego syna. - Patrzył wciąż uważnie stojąc w bezruchu.
Volva również stała spokojnie, ręce swobodnie opuszczone po bokach, ramiona lekko opuszczone jakby przytłoczone jakimś ciężarem.
- Nie mogę krwi Twej więcej się napić… - Zagryzła wargi. - A innego sposobu by Cie przekonać nie widzę. - Westchnęła cicho. - Co teraz? Pilnować mnie chcesz?
- Na Volunda poczekać trzeba, aż wróci. On w tym uczony. Do tego czasu… - wskazał chatę gdzie spoczywali Chlo i Bjarki. - Jeśliś Elin… - zbliżył się o krok nie unosząc miecza - to wierzę, że zrozumiesz i wybaczysz. Jeśli jednak jest tak jak myślę, i opętałeś mą siostrę w krwi, nie dam Ci zła czynić, skłócać i przeciw nam działać.
W oku wiedzącej jedynie smutek mógł wyczytać. Ruszyła powoli ku chacie i weszła do środka, by usiąść po przeciwnym jej krańcu niż Franka i godi. Kolana ramionami objęła i wpatrzyła się w jakiś punkt tylko dla niej widoczny słowa nie mówiąc.
Freyvind targany złymi przeczuciami niecierpliwością, złością… usiadł w progu, miecz w ziemię wbił w zasięgu reki, a czoło o dłoń oparł łokciem wspartą na kolanie.
- Volundzie… - wyszeptał. - Niech bogowie sprawią, że szybko przybędziesz…
Elin zerknęła na brata krwi i widząc jak miecz wbija w ziemię, sztylet swój z pasa odpięła i po ziemi go przetoczyła w kierunku Freya.
- Byś nie myślał, że komu krzywdę będę chciała tym uczynić. - Mruknęła i znowu gdzieś się wpatrzyła mamrocząc cicho pod nosem do Styggra. - Szkoda, że Cie zoczyć nie można…
 
Blaithinn jest offline