Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2016, 22:02   #12
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Jorik po dłuższej chwili za nim przybieżał, ciągnąc za sobą nieco za długi płaszcz spięty srebrną klamrą pod szyją, na głowie za duży hełm mając. Niewielki tobołek przez ramię przerzucił, z którego ostrze łyżwy wystawało i przy wozie pomagać chciał. Lecz gdy tylko Pogrobiec dostrzegł młodocianego, oczy weń wpił karmazynem zabarwione i zerknąwszy ku skaldowi, naprzeciw Jorikowi wystąpił.
Pięknolicy, co dosłownie więdnąć począł, oczyma jak ślepia bestii zmierzył bezdusznie z góry wzrokiem … hirdmana Freyvinda.
- Cóż to…? - zapytał, nie dając łatwo po sobie poznać czy do brata się odzywa, czy do młodego.
- Z nami jedzie. Chlo opieki potrzebuje. Młody hirdman wyprostował się dumnie, na męża dojrzałego ponad stan pozując.
Wieszczka też w chłopca jedynym okiem się wpatrzyła, by przenieść potem spojrzenie na Jarla Bezdroży.
- Dziecko chcesz narażać? Przy tym wszystkim co może nas spotkać? - Zapytała z łagodnym wyrzutem i głowa pokręciła wracając do konia, bo nie oczekiwała jakiejkolwiek reakcji ze strony skalda.
Pogrobiec zaś przyklęknął przy Joriku, twarz do jego oblicza dziecięcego jeszcze przybliżając. Chłopiec cofnął się nieco wpatrując się w rozwartą ranę na policzku Gangrela.
- Prawda to? Uzdrowicielem jesteś? - zapytał. Volva słyszeć mogłaby w tym pocieszne szyderstwo, ale afterganger nie silił się na ułatwienie chwili młodzieńcowi przeszywanemu szkarłatnymi oczyma.
- Nnn-nie. Ale mieczem … - wzrok chłopca wciąż uciekał do miejsc gdzie płaty ciała odpadły - ...robić umiem. Jarl na ..na naukę mnie wziął. Jak rzecze, żem ochrona dla pię...Chlo, tom ochrona. - ślinę widocznie przełknął i na skalda spojrzenie rzucił.
Jeżeli liczył na to, że Frey ułatwi mu to…
Skald ni okiem nie strzelił na rozmowę chłopaka z berserkerem ostawiając go samemu sobie.
Na volve za to spojrzał.
- Zapewne zginie, ale nie wiadomo czy to mu Norny przygotowały. Czy śmierć czy sławę. Wyrwac się stąd chce. - Potoczył dłonia wokół. - Dziwujesz się? - Wykrzywił sie lekko. - Los swój we własne ręce bierze.
Oko zmrużyła patrząc na Freya i nic więcej nie rzekła. Nie miała zamiaru się z nim kłócić, uzna to jeszcze za efekt opętania. Głosem łagodnym do konia poczęła mówić próbując go zmusić do nachylenia łba i wody spróbowania.

Pogrobiec sękatym palcem podbródek chłopaka mimochodem obrócił by i wzrok ku sobie przywieść.
- Mieczem robić potrafili Ci, których stosyś widział. Wyrośnięci. Najprzedniejsi. Doświadczeni. Myśliszże, że mieczem byś którego z nich porobił, gdybyś musiał? - patrzył w oczy młodzieńca, lecz oczywiście słowa nie tylko doń skierowane były. - Im Valhalla… lecz na nią zasłużyli. Jeśliś nie gotów, zawiedziesz, hańbą się obłożysz… a zapewne wnet skonasz… wiesz co Ci pisane?
- Bogowie od tego by wiedzieć co mnie czeka. Ja mogę jeno chwałe rodzinie się starać przynieść. - rzekł beznamiętnie chłopiec. Rozmowa o śmierci jakoś go uspokoiła i przestał nerwowo szukać na czym by tu wzrok zawiesić. - Jarl rzekł, że ruszać nam trzeba. Tedy co pomóc trza?
- Skąd mam wiedzieć? Ja nie z jego hirdu. Okryć chwałą się staraj, skoroś zbyt młody by hańby się lękać… Współczuję ci. - rzekł jeno Pogrobiec, prostując się i do wozu obracając.
- Jako brat twój muszę Ci rzec, że mi się widzi to jako fatalny czas młodzików na śmierć ciągnąć. - rzucił jeszcze tylko do Freyvinda, za nic obecność Jorika mając… lecz w definitywny sposób mimochodem to rzekł, jako opinię, jak od doradcy. W tonie nie było pragnienia kontestowania woli skalda.
Chłopiec był jego hirdem…
Z początku kiwnięcie głową było jedyną odpowiedzią.
Dopiero po chwili…
- Wiele fatalnych pomysłów bywało. Jak wyprawa Thora do Jotunheimu. Albo nasza do leża wilków. Ale były. Co będzie to będzie. Z nim mów. Zechce odstąpić? Na siłę ciągnąć go nie będę.
Widać było, że Pogrobiec zatrzymał się nad tymi słowy i zastanawiał się. Wzrokiem powiódł, szukając w spojrzeniu opinii, po Elin i po Bjarkim, gdy sam zastygł w bezruchu i ciszy.
Wieszczka zerknęła na nich i jedynie głową potrząsnęła wyrażając tym samym swoją opinię, koń ją natomiast ciągle ignorował. Przez chwilę myślała, w końcu do Jorika się zwróciła.
- Na koniach się znasz?
Chłopiec, któren dla podkreślenia tego, że wyzwania się nie boi już tobołek swój na wóz wrzucił razem z hełmem, pokiwał głową.
- Znam. - spojrzał na Elin.
-Napoj je zatem. - Wskazała na wodę i lejce wyciągnęła w kierunku młodego hirdmana.
- Toć na spragnione nie wyglądają. - zdumiał się chłopak i spojrzał na volvę jak na szaloną.
- Volva oczekuje, że uczynisz, miast wymówki prawić. - powiedział groźnym, niedźwiedzim tonem Pogrobiec, samemu podchodząc do Freya acz obserwując jego nowego towarzysza.
Jorik ramionami wzruszył i zaczął czerpać wodę do skórzanych worków.
- Bedą pić chciały to wypiją. Cudów czynić nie umiem.
Gdzieś z tyłu słyszeć się dało chrząknięcie Bjarkiego, który Chlo mościł na wozie.
Wieszczka również do skalda podeszła czekając aż ten da sygnał, by ruszyli.

- Czas. - Frey skinął głową. - Ku Ribe. - Zaczął iść w kierunku skąd przybyli dwie noce temu.

Słowa te jakby obudziły coś w Volundzie. Podszedł do wozu, jął tobołek Jorika.
- Dogonię was. - rzucił skaldowi i volvie i Bjarkiemu. Jorikowi rzucił jego miecz. Tobołek położył obok.
- Mówisz, że umiesz robić mieczem. Obnaż klingę. - wampir uraczył młodzieńca tonem, jakim dawniej obdarzał tych, z którymi w holmgang szedł.
- Jam Jarla Bezdroży sługa, nie Twój. - młodzieniec po tobołek sięgnął - I z Tobą swady nie mam. Jak Ty masz ze mną, to z panem mym uzgadniaj bym pola stawał.
- Och nie, nie rozumiesz. Krzywdy ci nie uczynię. - rzucił Pogrobiec - Ale jeśli mieczem co robić umiesz mnie nie razisz aniżeli ja ci go odebrać bym zdołał… kłamcą byś był, prawda? Chciałbyś krzywoprzysięstwo…
- Śpieszyło nam się? - Skald przystanął i odwrócił sie zerkając ku Volundowi i Jorikowi z błyskiem gniewu w oczach.
- Nie na tyle, by przyszłego wojownika w kil chwilka zmarnować, za dni kilka. - stanowczo powiedział Volund - Ruszajcie. Was dogonimy obydwaj, albo go odwiodę… Jeśli nie chciałby kłamstwem Cię i rodziny przyozdobić. - choć dla Pogrobca jasnym było, że krzywoprzysięstwo najniewiarygodniej tu wypadało, zdeterminowany był zdawał się młodzieńca buńczuńczego słownie w honoru obronę wmanewrować...
- Ruszajcie, racje ma. Dogonimy - zgodził się Frey wracając krok za krokiem. - A Jeśli Ci do miecza spieszno Volund, wyciągnij, daleko nie odejdą, przyjdzie ich dogonic. - Skald połozył dłoń na rękojeści.
- Nie pora na to teraz! - Głos wieszczki smagnął ich nagle. Elin miała już tego powoli wszystkiego dość. - Sprawdzian umiejętności kiedy indziej można urządzić, teraz pora nam w końcu ruszyć. - Volva przemówiła i widać oczekiwała, że słowa jej zostaną wysłuchane.
- Elin. Przeciw Lupinom ruszamy. Jeśli młodzieniec teraz z nami wyruszy, nigdy żyw do Jelling nie powróci. - w głosie Volunda sprzeciw był słaby, więcej prośby. Pogrobiec ku zdziwieniu przemawiał najbardziej litościwym głosem… nad losem chłopaka.
Jak gdyby coś na temat przedwczesnego ruszania po chwałę było mu wiadome.
- Każdemu śmierć pisana - z pełzającym gniewem w głosie wycedził skald. Coś znów się w nim przebudzało. - Nawet nam, Volund. Nawet nam. Kiedyś.
Zbliżył się do Pogrobca błyskając oczyma.
- Jego decyzja zgnić tu, lub przeznaczenie za nogi chwycić. - Spojrzał mu głęboko w oczy. - a co do szans z wilkami… Elin żeś od pójścia na polanę nie odwodził, gdy przy Fenrisa pomiocie w walce niewiele siostra nasza od niego się różni - zgrzytnął. - Idziemy?
Jorik tobołek schwycił pognał za Freyem. Na wóz się nie pchał, jeno rzeczy swoje wrzucił i ruszył pieszo.
- Ostawcie to teraz, bo znów za łby się weźmiecie. - Stwierdziła wyraźnie zmęczona już Elin. - Dziecku w przyszłość zajrzę, Volundzie, jeśli taka jego wola będzie. Teraz chodźmy. - Stwierdziła i również za wozem ruszyła.
- Elin ma lat doświadczenie by decyzje sama podejmować, bez ojcowskiej mądrości. - Volund spojrzał w oczy Freyvindowi, gdy jego same były puste - Jorik jest… jak wielu. Przez Norny wiedziony. Obietnicą chwały skuszony. Dziw, że jego brat nie. - zakończył odlegle Pogrobiec z paskudnym uśmiechem.
- Idźcie więc.
Volva przystanęła i na swych braci krwi pojrzała ponownie.
- Nic nie poradzimy, Volundzie. Jego - Tu wskazała na Freya. - odpowiedzialnością śmierć tego dziecka będzie. Nie naszą. Ty próbując zmienić jego zdanie nic teraz nie zdziałasz. - Wyciągnęła rękę do Gangrela, by ruszył razem z nią.
- Może zginie jutro. Może pojutrze. Może jego trup spocznie na ziemi za dziesięć dni, a może za księżyc - Frey rzekł pełgającym od gniewu głosem. - W rzyci mam to jako i jego życie. On jego panem, on o nim decyduje. Rozejrzyj się Volundzie. Tu beznadzieja. On wie na co się waży! Śmiały mimo to, wyrwać się chce zaznać choć kilku dni życia, miast lat jako żywy trup tutaj, jak jego brat, który zostaje. - Frey zbliżył się o kolejny krok do berserkera. - I to szanuję, szanse mu daję, nawet gdy przyjdzie mi go zakopać. Bom podobnym był gdym chował się na snece gdy wypływać miała, a zabrać mnie nie chcieli. A jaki Ty byłeś? - W jego głosie wyczuć można było teraz i cynizm. - Gdziekolwiek się narodziłeś, dom opuściłeś. Kim jesteś się stałeś. Legendą.

- Dogonię was.
Pogrobiec wypowiedział te słowa niezwykle miękko, niezwykle płytko. Przez całą wypowiedź wpatrywał się w skalda z przymkniętymi powiekami, z równie ironicznie uniesioną brwią, aż ten wspomniał o tym, jaki on był.
Na to usta Pogrobca się delikatnie rozchyliły a oczy stały odległe, choć inaczej, niż w epizodach lunatyzmu. Patrzył prosto w oczy Freya i patrzył zupełnie gdzie indziej zarazem.
Znikąd po miękkim zdaniu naga sylwetka Pogrobca zerwała się gwałtownym, ale kontrolowanym ruchem, gdy ruszył jak najprędzej prosto w gęstwinę, z dala od zebranych, wozu, Jelling…
Volva ujrzała w tej jednej chwili wiele rzeczy, lecz przede wszystkim ujrzała też aftergangera, który ledwie wygrał z szałem.
Na tę chwilę.

Wieszczka za Gangrelem pojrzała ze smutkiem i bólem w błękitnym oku.
Chciała pobiec za nim, wesprzec go jakoś, choć nawet nie wiedziała, czy właściwe słowa odnajdzie. Czy w ogóle są jakieś właściwe słowa w tej sytuacji. Nie mogła jednak. Nie chciałby, żeby przy nim była, gdyby Bestia zdołała wyrwać się na wolność, a i Freyvind z pewnością, przy swych podejrzeniach, nie pozwoli jej ruszyć za Volundem.
- W bratu naszym Bestię niemal obudziłeś. Chodźmy lepiej, by dać mu spokój… Dogoni nas. - Powiedziała głosem przepełnionym smutkiem i rezygnacją. Sama ruszyła powoli i na wóz się wpakowała. - Położę się, byś i Ty spokojniejszy był - Ponownie do skalda się zwróciła. - Skrzynię możesz nawet kazać zabić jeśli taka Twa wola. - Wzruszyła ramionami i do środka ostrożnie weszła kładąc się przy mieczu.
- Nie wiem co w niego wstąpiło - Frey był jakiś zamyślony, zastanawiał się co tak wzburzyło Pogrobca.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 07-09-2016 o 22:10.
Blaithinn jest offline