Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2016, 16:26   #14
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Czerń.
Czysta, nieprzenikniona czerń otulała aftergangera niczym niematerialny całun. Mrok nie dający przebić się wzrokiem dla jednych był powodem do paniki, dla innych pobudzał uczucie bezpieczeństwa i spokoju. Freyvind był dzieckiem nocy, einherjar przypisanym czasowi oddanym pod władzę bogini Nótt i jej wychowankowi Maniemu, nie jej jasnemu synowi Dagowi i siostrze Maniego - Sol. Freyvind dobrze czuł się w ciemności, która muskała jego ciało szepcząc do ucha jak kochanka.
O obietnicach rozkoszy jakich zaznać mógł jedynie z dala od światła dnia, jakie obiecywała mu na tę noc, tak jak każdej poprzedniej.

Leżał w skrzyni nie poruszając się i wychodząc dopiero z ciężkiego snu jaki był dla takich jak on nieodłączną częścią dnia. Gdy Sköll ruszał we wściekły pościg za jaśniejącym niczym płonące złoto rydwanem, on i jemu podobni zamierali i jedynie po epickich walkach własnej woli mogli czynić najprostsze czynności. Ale w końcu Sköll wyjąc znikał za nieboskłonem, jego miejsce zajmował Hati pędzący za srebrzystym synem Glaur i Mundilfariego w dzikiej furii. Za każdym razem z tym samym zacięciem, co noc bliżej, pędząc by rozpocząć Ragnarok. By zatopić w Manim kły, by rozedrzeć go pazurami, by zapiały koguty, pies zaszczekał, róg zagrzmiał, most runął, a drzewo zapłonęło i padło.
Ten czas jeszcze nie nadchodził, nadeszła po prostu kolejna noc, a afterganger coraz przytomniejszym wzrokiem spoglądał w nicość ciemności.



Podniósł lewą rękę i przybliżył dłoń przed swe oczy. Nie widział jej, odbierał ją jedynie kolejnym nieopisywalnym zmysłem. Pewnością, że tam jest. Wpatrywał się w nią nie widząc jej, a jednocześnie rozpoznając najdrobniejsze szczegóły. Skóry powlekającej martwe mięśnie i kościec. Kilkakrotnie zgiął i rozprostował palce napawając się tym widokiem, choć śledził go poza zmysłem wzroku.
Wnet zamarł, jego myśli skuliły się jak do skoku zszokowane czymś nagłym, towarzyszką, która wkroczyła między nie i niczym Freya wśród starych bab zwracała na siebie pełnie uwagi.
Nowa myśl przegoniła swe siostry precz pozostając sama w głowie skalda. To kim jest, gdzie jest, co się wydarzyło… uciekały jak einherjar od słońca, jak Loki przed Asami i Vanami po pamiętnej biesiadzie w pałacu Aegira.
Myśl o tym, że nie walczy.
Nie musi.

Od czasu gdy krew Eyjolfa wypełniła jego martwe usta walczył prawie zawsze. Czasem były to epickie pojedynki, czasem jedynie gotowość do ciężkiego boju i czujna obserwacja wroga.
Bestii jaka w nim drzemała i jaka w rodzie einherjar skalda-godi była silniejsza niż u innych dzieci Canarla. Walka z nią wypełniała jego nieżycie, a od dwóch dni krew wilków dała bestii do rąk broń mogącą się równać z Mjolnirem, Gungnir lub miecz Surtra. Przez dwie noce Freyvind czuł się jak oćwiczany i bity przez złodzieja pies. Maltretowany i okładany, otrzymujący razy ale nie podający się. Nie mogący wpuścić złoczyńcy z szerokiego świata do Halli… Choć to świat był tu jego umysłem, a halla całym światem. Wpuszczenie złodzieja do środka, wypuszczeniem bestii na zewnątrz.
Przez dwie noce walczył i krwawił wewnątrz siebie, prawie bez przerwy.
Teraz nie musiał.

Siedział na progu halli-świata czując swoją siłę, a to co szturmowało drzwi kryło się za węgłem. Już nie tak mordercze, potężna broń zniknęła. Siła Freya nie uległa zmianie, ale po epickiej walce albo to przeciwnik trzymał się na odległość na zwykłe warknięcie, albo tez Frey warujący w progu czuł się niepokonany. To mogło minąć, wrócić do normalnego stanu… teraz jednak jaźń skalda w tej walce zachłystywała się pewnością siebie.
Głosy w jego głowie jakie tak wyraźnie słyszał jeszcze przed wejściem do skrzyni - milczały. Nawet nie szeptały, jakby skryły się głęboko i zapadły w sen.
Do tej pory podsuwały mu pomocną dłoń, otwierały oczy na wiele spraw. Na czająca się wokół zdradę, na niebezpieczeństwo, na niegodziwość i złe spojrzenia. Czułe dłonie utkane z szeptów obracały jego głowę tam, gdzie mógł ujrzeć zagrożenie płynące z niechęci, zawiści, ambicji i buty.
Wycelowane w niego.

Ogarniające go ciemności, cisza przerywana jedynie lekkim szmerem rozmowy na zewnątrz niby nie z tego świata, spokój myśli… to przebudziło obrazy, wspomnienia.
Wściekłość i zawód Gudrunn
Strach, niepokój i bezsilność Elin.
Rozpacz i poczucie odrzucenia Chlo.
Troska, irytacja i dezaprobata Bjarkiego.
Szalona walka i taniec na krawędzi Volunda.
Freyvind nawet jak na standardy einherjar sumienie miał puste. Zapatrzony w siebie, zadufany, pędzący ku sławie. Czasem jedynie dla niewielu inny, przejmujący się ich losem. Życiem pozostałych przejmujący się niewiele gdy nie było to dla niego ważne.
Jak życiem Jorika?
Furda co myślą.
Myslą dobrze, niech uwielbiają.
Myślą źle, niech się boją.

Jego myśli znów wypełnione twarze. Elin z jedynym okiem pełnym bólu rodzącego się stąd jak na nią patrzył. Co o niej myślał.
Po raz pierwszy od dziesięcioleci oczy skalda wypełniły się lepką i gęsta wilgocią. Krew zaczęła spływać strumykami po skroniach.

A zaraz potem rozległ się łomot, gdy Freyvind zaczął uderzać miarowo głową w drewno skrzyni.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-09-2016 o 16:53.
Leoncoeur jest offline