Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2016, 17:55   #15
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Sen volvy

Leżała na ziemi przygnieciona ciałem potężnego basiora, wilczy pysk tuż przy jej twarzy, gdzieś nad nią spokojny głos:
- Patrz, co spowodowałaś. Patrz.
Niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu, jedynie to mogła zrobić - patrzeć.
Widziała padającego Odgera pod naporem ciosów i Svena zaganianego płonącymi pochodniami niczym zwierzę gdzieś poza zasięg jej wzroku. Widziała powalany przez Freyvinda kamień i czuła uderzenie mocy życia, które potem nagle zanikło. Widziała Úlfhéðnar wykręcanego i skręcanego potężną, mroczną siłą, która pohańbiała jego ciało przemieniając je w maszkarę.
To wszystko była jej wina, nie powinna pozwolić na tą wyprawę… Nie powinna namawiać na nią Agvindura.
Do jej myśli wdarł się znajomy, kuszący głos:
- Znajdź mnie… min eneste skat… i pojawiła się twarz znana z wizji, równie piękna co ją przerażająca.
Zbudziła się.


Pod Ribe

Volva skinieniem głowy podziękowała Grimowi za pomoc przy wyjściu ze skrzyni i wzrokiem zamyślonym potoczyła po wszystkich. Słuchając Franki zaczynała rozumieć rozterki Freyvinda co do niej samej.
- Dobrze byłoby na zwiad pójść… - Powiedziała cicho z wozu schodząc i wpatrując się w uśpioną osadę. Ribe było jej domem. Dlaczego tak późno to zrozumiała? Dlaczego dopiero wtedy, gdy mogła to wszystko stracić? Westchnęła cicho i ponownie zwróciła się w stronę sług Jarla Bezdroży.
- Kupcy? Mówili coś co może nam się przydać? - Zapytała patrząc na Chlo.
Nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć, dał się słyszeć łomot. Jakby ktoś się próbował dobić przebić przed drewno. Chlo się poderwała, budząc Jorika:
- Brzydaku! - na Grima krzyknęła z lękiem na twarzy wypisanym i skrzynię wskazała paluszkiem.
Elin zerknęła na skrzynie i odeszła kilka kroków od wozów.
- Styggr? - Szepnęła w noc.
Kimkolwiek był jej nowy towarzysz, nie odpowiedział. Być może zajęty czymś innym, być może nie mając ochoty na rozmowę w tej chwili. Zamieszanie na wozie się zrobiło, gdy służba Freya koło jego skrzyni poczęła się krzątać.
Volva westchnęła cicho, być może w ogóle się już nie odezwie zły, że o nim wspomniała. Lepiej wrócić było do reszty nim jej brat wyjdzie i zacznie sprawdzać gdzie ona jest.

Grim podszedł ciężkim krokiem do skrzyni skalda skąd hałas dochodził.
Nie odbijając wieka spytał:
- Panie? - sam w zasadzie nie wiedząc czemu to czyni. Wszak gdyby Freyvind pragnął się wydostać w szale, drewno obicia powstrzymać by go nie zdołało. - Głodnyś? - upewniał się irracjonalnie.
Odpowiadały mu tylko miarowe uderzenia w wieko.
Trzask odbijanego wieka złączył się z jednych takich uderzeń. Przez wóz Chlo zaczęła się przepychać, odpychając Jorika. Chciała jak najszybciej się znaleźć przy skaldzie.
Frey jej słodką twarzyczkę ujrzał, koło niej twarz pomarszczoną swojego godiego, nad ramieniem dziewczyny zamajaczyła blond czupryna Jorika.
- Panie… - Chlo nie bacząc na nic, dłonie swoje pod głowę skalda wsunęła, przyjmując na nie kolejne uderzenie głową.
- Com ja uczynił… - wyszeptał skald i zdawać by się mogło, że powtarzał to od jakiegoś czasu, lecz dopiero po odbiciu wieka można było to usłyszeć. Sprawiał wrażenie przytomnego, ale nie zwracającego większej uwagi na trójkę zaaferowanych sług.
Przestał walić łbem w skrzynię i potoczył wzrokiem po twarzach wypatrując Elin lub Volunda.
Wieszczka stała po drugiej stronie wozu najwyraźniej nie chcąc się narzucać ale też jednocześnie chcąc być widzianą.
Szans by skald otoczony sługami i wciąż leżący w skrzyni dostrzegł Elin nie było.
Chlo nie wiedząc jak uspokoić swego pana myśleć mogła jeno o jednym:
- Głodny. Trzeba mu krwi dać. Jorik… nóż daj…
- Już daję… - chłopak zaaferowany i przejęty do tobołka sięgnął by wymacać ostrze. Klął przy tym pod nosem, że miast przy sobie go mieć, w tobół wcisnął.
- Mam! - krzyknął w końcu triumfalnie i podał France.
- Nie krwi mi trza. Gdzie Volva. Gdzie Volund? - Skald wyprostował się do pozycji siedzącej.
- Volund w skrzyni jeszcze, wieszczka obok, tam. - Bjarki zadudnił niskim głosem, odsuwając się nieco. Jak na zawołanie, słychać było delikatne chrobotanie ze skrzyni Pogrobca… jakieś wierzgnięcie i jakieś słabowite poruszenie.
Jorik ruszył w stronę Pogrobca wciąż jakoś dziwnie nim samym zafascynowany. Zaczął mocować się z wiekiem i po chwili ostrożnie zaczął podnosić wieko.
Elin Freya posłyszawszy zbliżyła się do skrzyni z cichym westchnięciem.
- Jestem… - Głos jej brzmiał na zrezygnowany.
W miarę jak światło by mogło wpadać odkrywając sylwetkę wewnątrz, tak czerwień odpływała z oczu zalęgłej tam sylwetki, niknąc jak wyspa za przypływu. W ciemności duńskiej nocy nic prawie poza zarysem bladej sylwetki widać nie było. Wampir poruszył słabo głową.
- Dziękuję. - wychrypiał do Jorika głosem słabym jak kogoś cierpiącego z pragnienia, jak gdyby struny głosowe jego były przetartymi konopnymi sznurami. Nie podniósł się jednak, delektując na tę chwilę chyba wyłącznie nocnym powietrzem.
Chłopak chrząknął niepewny i przestąpił z nogi na nogę.
- Eeee… krwi? - powtórzył za Franką.
- Twa bardziej ci potrzebna… - wystękał boleśnie. - Nic to. Pana swego doglądaj.
Jorik rzucił jeszcze raz spojrzeniem na Gangrela i cofnąć się chciał ale przypomniał sobie o czymś:
- Dopytuje się o Ciebie. Widzieć Cię chce…
- Moment jeno… za moment… się oka-każę… - wydyszał berserker
Chłopiec oddalił się jednak berserker słyszał dalszą rozmowę dobiegającą z wozu.
Skupiając wzrok na jednookiej skald wlepił w nią spojrzenie oczu obramowanych krwia.
- Elin… Wybaczysz mi? - spytał zdławionym lekko głosem. Chwycił za rekę Chlo przez chwile spoglądając na nią i na Grima, lecz znów obrócił twarz do volvy. - Wszyscy… wybaczycie mi?
Wieszczka zamrugała widząc ślady po łzach krwawych na twarzy skald.
- Na Bogów… Freyvindzie, co Ci? - Zapytała wyraźnie zmartwionym tonem nachylając się nad skrzynią.
- Tyle gniewu. tyle szału…. - urwał i pokręcił głową, wyglądał jakby wynurzył się z głębokiej toni i patrzył wokół przyzwyczajając się do widoku nie zniekształcanego wodą.
Franka dłoń skalda całowała łzami ją rosząc i szepcząc coś po swojemu, Grim skinął głową krótko. Jorik stał na wozie całkiem osłupiały, nie bardzo wiedząc jak reagować.
Elin ostrożnie dłoń wyciągnęła i po policzku brata krwi pogłaskała.
- Wybaczam. - Rzekła po prostu, gdyż tego potrzebował.
Skald nic nie rzekł tylko na swym policzku dłoń Elin własną nakrył rozglądając się przy tym za Volundem.
Skrzynia jego otwarta była, lecz Gangrel jeszcze się nie wyłonił.

Stojący na wozie najmłodszy hird chrząknął i rzekł:
- Co dalej nam czynić…? - w miarę pytania jego głos coraz cichy był. Jednak nie rozumiejąc o co chodzi, a skory do działania, Jorik nie chciał czekać. Widok płaczącego skalda zadziwił go. Widać było, że tego zupełnie się nie spodziewał.
- Daj chwilę czasu naszemu bratu... - Rzekła łagodnie volva do skalda. - Wczorajsza noc dla wszystkich ciężka była. Wstań. - Zaproponowała podając Lenartssonowi drugą rękę, którą uchwycił i bez sprzeciwu podniósł się.
Pochylił się jeszcze tylko by miecz leżący w środku ująć i wyszedł na wóz, a potem miękko zeskoczył na ziemię.
Zignorowany chłopiec z wozu zeskoczył zatem ponownie zaglądając do skrzyni Pogrobca. Ten spoczywał na tę chwilę w skrzyni, nieporuszony, jak gdyby otulając się dodatkowym mrokiem zapewnionym w nocy przez drewno. Bjarki kazał Jorikowi i Chlo pozbierać się i do jazdy szykować.
Kiedy Pogrobiec w dalszym ciągu się nie ruszał, volva ku jego skrzyni podeszła.
- Volundzie, wszystko w porządku? - Zapytała cicho.*
- Daleko do Ribe…? - zapytał miękko Pogrobiec, nie ruszając się. Głos jego jak gdyby nieco nabrał sił, a zarazem i mężczyzna mówił w taki sposób, by nie słychać było że trudność mu to sprawia. Na skraju głośnego szeptu.
- Widać je stąd. Musimy ustalić, co dalej.
- Ustalimy na miejscu, idźmy ku miastu, szukajmy Agvindura. - W głosie Freyvinda znów pojawiła się pewność siebie, choć już bez nutek gniewu jak jeszcze wczoraj.
- A jeśli tam wilki są? - Zapytała z bólem niepewności w głosie.
- To je pozabijamy.
Zagryzła wargi.
- Ty dowodzisz. - Stwierdziła w końcu.
- Nie jestem w stanie… walczyć. - dobiegł głos Volunda z jego skrzyni. Dłoń sękata, blada jak księżyc po omacku powoli wysunęła się wzdłuż brzegu skrzyni. Zdawać się mogło, że w każdej chwili potrzebuje podpory. Na tle białej, martwej skóry wyraźnie odcinały się czarne linie, tworzące zawiły wzór przebijający się przez ciało. Cieniutkie strugi czerni wiodące wzdłuż żył… czarne żyły.
Dłoń z trudem zamknęła się na brzegu skrzyni i po drugiej stronie to samo uczyniła druga. Z wysiłkiem Pogrobiec dźwignął się do pozycji siedzącej. Oblicze jego było niezaleczone, albowiem brakło na to krwi, jak pamiętali. Jednak oblicze pozbawione było żył, a reszta ciała naznaczona była jak egzotycznym tatuażem. Wzrokiem powiódł po obydwojgu, ewidentnie wcześniej dłonie swoje widział na tle nocnego nieba.
Teraz zaciskały się na brzegu drewna aż pękało… twarz była jednak kamienna.
- Jeśli są tam wilki… chcę móc pomyśleć jak najwięcej z nich ku Hel posłać, miast środkiem traktu zmierzać.
Elin krok do tyłu poczyniła widząc oblicze Pogrobca ale w błękitnym oku obawa o niego się malowała. Wzrokiem na swego drugiego brata potoczyła wyraźnie zastanawiając się co z nimi się dzieje.
- Zwiad potrzebny… ale jeśli wilki tam są zwietrzą każdego… Chyba, że mi pozwolicie coś spróbować. - Zapytała nagle.
- Na Jorika nikt uwagi nie zwróci. Może równie dobrze męstwa dowieść nim naprawdę nauczy się mieczem robić. - zaproponował Freyvindowi berserker rzeczowym tonem.
- Zgoda. - Zagadnięty skinął głową i spojrzał na chłopca. - Tym bardziej, że jedynym jest co krwi naszej w sobie nie ma. Pójdziesz do Ribe, wypytasz co się stało i czy Jarl jest. Ostrożnie, nie wprost, wykaż się roztropnością, to Twój Hnefatafl, a wieści dla nas królem.
Blondynek schwycił swój tobołek kiwnąwszy głową. Płaszcz ubrał i hełm nałożył.
- Straże go po nocy nie wpuszczą - mruknął Bjarki, gdy chłopiec odwracał się by odejść.
- Gdzie z tym hełmem, na wojnę idziesz? - Frey uśmiechnął się. - Sposób tedy jakiś znaleźć musi - dodał odwracając się ku Bjarkiemu.
Jorik nieco zdeprymowany hełm zdjął.
- Poradzę sobie - burknął i ruszył. Grim głową kręcił, a Chlo moszcząc uśmiała nieco. Zniknął już z widoku, gdy po chwili wrócił się jeszcze - Tu się spotkać domawiamy?
- Tak.
Wieszczka patrzyła na to ze zmarszczonymi brwiami ale słowa nie rzekła.


Freyvind zbliżył się ku skrzyni Pogrobca i ponownie przejechał wzrokiem po jego skórze znaczonej czarnymi żyłami.
- Obaj krew wilków piliśmy… - zaczął cicho - tylko jeden wybaczenia wygląda za to co po niej wyprawiał.
- Nic do wybaczenia, gdy wyboru nie mieliśmy. - powiedział tylko Pogrobiec cicho i… wymijająco - Nie lękaj się, co mnie spotyka z plugawą krwią przybyło. Zaniknie… potrzeba mi jeno słodkiej posoki sług.
- Zaniknie, w Ribe się napijem. Wypoczywaj, już niedługo.
Elin znów się zwróciła w stronę osady i spoglądała z niepokojem w tamtą stronę bezgłośną modlitwę zmawiając, by Agvindur cały i żyw był.
Pogrobiec ostatni raz wzrokiem nieobecnym powiódł po obecnych i z powrotem powoli zagłębił się w swej skrzyni, wspierając na rękach, które również spłynęły w cień gdy leżał już na dnie. Odpoczywając. Zbierając siły.
- Jeśli wilcy tam są i go pochwycą… być gdzie indziej powinniśmy. Tu w pobliżu możecie mię samego zostawić… - wychrypiał.
- Nie, bo Ciebie samego zabiją. Nie ma tam wilków, nic mu nie będzie.
- Jednego… nie ubiją. Resztę odnaleźć będą chcieli. - wyszeptał chłodno.
- Nikogo nie zostawiamy! - Volva zwróciła się ku nim na chwile i głos podniosła by była słyszalna. - Możem po prostu zbyt wiele czarnych myśli mam. - Stwierdziła i wróciła do obserwowania.
- Nie ma tam wilków Volundzie. Nie zostawimy Cię, poczekamy tutaj razem. Odpocznij.


Minęło sporo czasu, i zmierzch zamienił się w ciemną noc. Światło księżyca przytłumione gęstą warstwą chmur nie pomagał oczekującym na wzgórzu zebranym. Chlo zamarudziła cicho, gdy chłód począł dokuczać, a Freyvind zbliżył się okrywając ją swoim płaszczem.
- Lepiej się czujesz? - spytał.
- Tak, panie - kiwnęła główką.
- Chlotchild… spytać cię o coś bym chciał. Złe mówiło… - urwał zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. - Mówiło, żeś sama z własnej woli dusze mu ofiarowała. Za mnie.
Franka wzrok odwróciła i nic nie odpowiedziała.
- Miła, rzeknij o tym, proszę - powiedział cicho głosem najłagodniejszym na jaki mógł się teraz zdobyć. Rękę na jej ramieniu położył.
Chlotchild usta otworzyła do odpowiedzi, po czym na powrót je zamknęła.
- Nie pozwolę, co by ktokolwiek albo cokolwiek krzywdę Ci przyniosło. - wyszeptała ledwo słyszalnie. - Źle zrobiłam? - spojrzała na Freya jakby bury się spodziewając.
- Nie w tym rzecz, że zrobiłaś dobrze lub źle. Skąd wiedziałaś, że złe na mnie się uwzięło?
- Tam w lesie, gdy… - tchu jej brakło - ...gdy… - pobladła - jakby się we mnie zbudziło. Nie zważało już na mnie. I stłamsić, i krzywdzić - ton głosu jadowitszy się począł robić - i nienawiść taką miało. Na wszystko.
Ale na Ciebie najbardziej.

Przez chwilę milczała.
- A potem ciemność i pustka była i… zimno. I jakbym pod wodą była, słyszała jakieś głosy ale jakbym głucha była. I ….
- Tedy w Tobie to już było, nad Engelsholm przebudziło, poczułaś nienawiść do mnie i samąś się ofiarowała by mnie nie ukrzywdziło? - upewniał się próbując łączyć fakty i układać mozaikę z zupełnie niezrozumiałego tłumaczenia dziewczyny.
- Nie tedy. Wtedy co na polanie głęboko w lesie, tam gdzie masa zabitych. - dziewczyna zadrżała - tam, gdzie potwór był. Mówiło we mnie, że Cię ukrzywdzić chce byś po wszech czas cierpiał i byś nigdy ukojenia nie znalazł w nikim i niczym. Byś czegoś się dotkniesz w perzynę obracało. Byś sam o śmierć błagał i koniec męki. Nie mogłam słuchać… nie mogłam pozwolić. Myśl mi jedna stanęła, że życie nie warte ale my więcej jesteśmy niż skóra i kości. Tako rzekłam, by mnie wziął i mnie na nieszczęścia wystawiało nie Ciebie. - Franka zamrugała szybko.
- Rozumiem, czyli wtedyś dopiero zrozumiała, że w Tobie siedzi. Na wilczej polanie, nie wcześniej?
Chlo pokiwała główką.
Bjarki mruknął:
- Może przez ból? Jako i … u Chrysta Białego?
- Może… - Frey zastanowił się. - A nie wiesz może Chlo, lubo podejrzewasz jak i kiedy wlazł w Ciebie i czemu na mnie taki cięty?
- Nie wiem, panie. Chwili nie pamiętam. A czemu cięty? - jakby się w siebie wsłuchała - boś coś zrobił co mu plany pokrzyżowało. - dziewczyna brewki zmarszczyła w zamyśleniu.
Wieszczka ze swego punktu obserwacyjnego uważnie się rozmowie przysłuchiwała, choć nawet nie patrzyła w ich w kierunku.
- Posłuchaj mnie dobrze, Chlo. - skald spojrzał dziewczynie w oczy. - Rozmawiałem z tym, ułożyłem się. Spokój winno Ci dać, a i sposób to na to by po dobroci z Ciebie wyszło całkiem. Do tego czasu nie frasuj się za mocno. Żyj i sobą bądź, bo to najlepsza droga byś silną w sobie będąc złe w sobie zwalczała i odpychała. Jak przed tym radości w życiu szukaj, śmiej się gdy co Cię rozweseli, bądź jak wprzódy. Resztę mi ostaw, nie zostawię Cię na zatracenie demonowi. Rozumiesz?
- Jeśli takie Twe życzenie, panie - pokiwała łepetynką.
Pocałował ją i okrył mocniej płaszczem, po czym z wozu zeskoczył. Bjarki przytulił ją do siebie by ogrzać swym ciepłem.
W ciszy nocy słychać był uspokajający się oddech dziewczyny zapadającej w sen.
Okolica wyglądała na spokojną, choć czasem szelest przelatujących sów wznawiał nadzieję aftergangerów, że czekanie się skończyło i młody Jorik wraca szczęśliwie.

Gdy z dala, z lasu dobiegło ich jedno i drugie przeciągłe wycie, Chlo ocknęła się ze snu.
Bjarki zaś z niepokojem rozejrzał wokół próbując przebić mrok nocy wzrokiem:
- Może pójść za nim powinienem…
- Nie powinniśmy go wysyłać… - Rzekła cicho wieszczka.
- Siedź Bjarki, jak nic mu nie grozi to da sobie rade. Jak zagrożenie jest to sam bezpieczniejszy.
Grim przez chwilę siedział, dłonie o kolana pocierając.
- Wyjdę mu na przeciw.
- Zostań - powiedział łagodnie skald. - Krwi w nim nie ma mej, nawet zapachem nie przeszedł. Naraziłbyś go tylko, gdyby co mu groziło. A gdy nic nie grozi sromotę w nim wzbudzisz, że w niego nie wierzymy.

Znowu oczekiwanie, które napinało nerwy jak postronki.

Gdy kolejne chwile dłużyły się posłyszeli krótkie, szybkie kroki. Zdyszany oddech choć tłumiony usłyszeli gdzieś z boku z oddali. Ktoś ewidentnie spieszył lecz znać nie chciał dać, że nadchodzi.
W końcu przed drzewa i krzewy przepchnął się chłopaczek i w bladym świetle gwiazd dała się widzieć jego jasna czuprynka. Przystanął na linii drzew, kucając i rozglądając się. Gdy zarys wozu zobaczył ruszył w te pędy jak wystrzelony z procy.
Elin zmysły wyostrzyła i poczęła rozglądać się wokół, by sprawdzić czy za chłopakiem nikt nie podąża i nikogo w okolicy jeszcze poza nimi nie ma.
Chłopiec sam był, bez śledzących go w żadnej postaci. Zdyszany, spocony, ledwie tchu łapiący.
- Napad był. Powiedziałem strażom, żem ..z Jee…. - dyszał chłopiec - ...lling. Posłaaa - zatchnął się a Bjarki mu bukłak z wodą podał - ńcam udał. Straże wzmocnio..one. Część osaaa - łyknął wody i usta rękawem otarł - ady spalona. Ale ludzie teraz na obronę nastawieni. Gadałem wpierw z wysokim mężem, co się jako Asger przedstawił. Kazałem się do jarla prowadzić, bo posłannictwo mam. Ale mnie nie puścili. Jarl podobnież niedomaga. Powiedziałem mu, że Jelling po wizycie jarla bezpieczne, i ze jarl nakazał przekazać, by pan na Ribe niepotrzebnie nie wracał. Jakby tam Úlfhéðnar byli, to przeca by pytali więcej - zadyszka ustawała - Ten Asger potem wyszedł. I wrócił. I kazał opowiadać co się w Jelling podziało. No to prawdę rzekłem. Że nic, bo spokój był. O volvę pytał. Czym widział. Rzekłem, że widziałem. - lekko się zaczerwieniły mu koniuszki uszu. - No i potem on pytał, o towarzyszy volvy. Rzekłem, żem widział, ale jarl mnie wcześnie wysłał z wieściami, to nie wiem co się po drodze stało…
- Jak dokładnie zapytał? Jakich słów użył? - Przerwała mu nagle Elin słuchając relacji ze zmarszczonymi brwiami. Agvindur nie domagał? Coś tu było nie w porządku.
- Czym ...eee… piękną wieszczkę widział - Jorik niepewnie spoglądał na Elin.
- O towarzyszy. - Uściśliła.
- A! No to pytał czy wszyscy ci, co towarzyszą volvie w dobrym zdrowiu byli. Tak mi się zdało, że czekają tam na was. - chłopiec rozejrzał się po zebranych.
- Wybornie się sprawiłeś Jorik, dziękuję Ci. Zasłużyłbyś na obręcz, ale ich nie mam - skald uśmiechnął się lekko. Chłopiec napęczniał z zadowolenia i dumy. - Volundzie, do walki z pomiotem Lokiego nie staniesz, ale iść możesz? - Odwrócił się do berserkera.
Pogrobiec znów podniósł się do pozycji siedzącej i wzrokiem zmierzył chłopaka. Wzrok przeniósł na Freyvinda.
- Zdajesz sobie sprawę, bracie, że Agvindura tam może nie być?
- Tak, to nawet bardzo prawdopodobne.
Pogrobiec skinął głową. Na chwilę oczy przymknął. Część ran jego widocznych na policzku, gdy na moment ze wzroku je stracić, w lepszym stanie była za drugim oka spojrzeniem. Choć mogło to być i przywidzenie. Potem zmierzył się ze skrzynią raz jeszcze i wstał w niej, raźniej już.
- Zatem też uważacie, że to dość dziwne? - Zapytała Elin.
- Różnie może być, ale to raczej nie wilki - skald kucnął żłobiąc coś pochwą miecza w ziemi - to nie zdobywcy, to niszczyciele. Miasto musiało się przed nimi obronić, skoro jeno część spalona. a nawet gdyby nie, to czekaliby na Agvindura. On sam nawet pewności nie miał czy z Jelling na Aros nie pociągniemy miast wracać, gdyby go dopadli, nie robiliby kolejnej zasadzki. Jeżeli to co Asger mówił pułapka lub nieprawda po prostu, to albo wobec braku Jarla ludzie władze nad Ribe chcą przejąć i liczą się z tym, że wrócimy, albo…
Spojrzał na Elin.
- Leiknar.
Aftergangerka zadrżała na myśl, że jarl mógłby tutaj nie dotrzeć, ale wypowiedziane przez jej brata krwi imię niosło ze sobą równie wielkie przerażenie.
- Musimy być ostrożni… Lepiej byłoby spróbować zakraść się niż wejść frontalnie…
- Wejdziemy po dnie morza, od strony portu.
- Znam przejście, możemy go użyć. - Zaproponowała.
- Ktoś powinien iść. Kupić czas. Rozeznać się. - wtrącił Volund, dopełniając ich opcji.
- Mogłabym iść… Od razu do Jarla kazałabym się prowadzić ale jeśli to Leiknar to tylko mu w ręce wlezę.
- Żadne z nas iść nie może Volundzie. Nas Chlo i Bjarkiego tam znają. Jorik zaś wedle tego co mówił im, do Jelling wraca właśnie.
- Nie znają mnie. - zauważył z ostrą klarownością - O braterstwie krwi nie wiedzą. Jeno o mej u szalonego jarla służbie. O tym, że bez hirdu i bez imienia i bez halli jestem.
- Asger Jorika o towarzyszy pytał volvy. Mnie i Ciebie. W Halli Agvindura byłeś, po Ribe chodziłeś. Pójdziesz “czas kupić”, jeżeli to zasadzka wiedzieć będą, że tu jesteśmy na przekór tego co chłopak im rzekł.
- Wszyscy którzy Cie widzieli, Volundzie, raczej zapamiętają na długo. Niewielkie szanse, by nikt Cie nie skojarzył, gdy tam pójdziesz. - Dodała wieszczka
- Nie. Znają. Mnie. - powiedział powoli Pogrobiec, jak dzieciom. W oczy im długo spoglądał, spode brwi.
- Raz w Ribe byłem na thingu. Z vargrów jestem, przybywam gdzie i kiedy zechcę. Ile dni drogi chłopcu jeno się zejdzie? Jaka to trudność mi tropem jego iść? - do Jorika Volund się zwrócił - Czy cokolwiek o skutkach do caernu wyprawy rzekłeś? Czy jakobyśmy wpierw do Jelling zaszli?
Jorik szans nie miał by udzielić odpowiedzi, bo skald rzekł:
- Asger pytał o nas dwóch, widząc Cie mogą uznać, że wszyscy tu jesteśmy, nie że chodzisz gdzie chcesz wolnym będąc.
- O towarzyszy volvy. Uznać może… tylko, jeśli Agvindur faktycznie tam jest. - odparł afterganger, oczu od chłopaka nie odrywając.
- Nie rozdzielajmy się… - Elin przestraszona była. - Jeśli to Leiknar, nie wiemy co potrafi…
- Każden kto cię widział i teraz zoczy uznać może, że razem przybyliśmy - skald spokojnie powtórzył jak mantrę. Jakież to było różne od jego zachowania noc wcześniej.
- Zdajesz się patrzeć własnymi oczyma, nie tego… Asgera. - wymówił imię po raz pierwszy Volund - Wyruszyliśmy my, oczywiście. Z nami Ødger. Z nami Agvindur i reszta. Wyobraź sobie teraz, że nikt do Ribe nie wrócił. Po czym skojarzyć ma ze mną ten… Asger, że ktoś za mną traktem do Ribe zawłóczył? Nie, bracie. Nikt, kto w drodze z nami nie był, nie wie o naszym bractwie krwi. Nikt nie wie o naszych dokonaniach. Jam vargr, to wiedzą. Mam historię, którą im opowiem, jeśli wyczuję, że Agvindura tam nie ma… i dziw aż, że o Sighvarcie ni słowa. - ku Ribe twarz zwrócił - Raczej nam się troskać, czy chłopca nikt nie śledzi… biorąc pod uwagę, jak dziwnym jest posłańcem. Bez tobołów, bez prowiantu i pieszo.
- Ale nie śledził… Dostrzegłabym, usłyszała. Chodźmy wszyscy razem. Wiem jak do miasta przejść niezauważonym, powinniśmy być w stanie się rozejrzeć zanim podejmiemy dalsze decyzje.
- Co to za wejście? - spytał skald zerkając na volvę.
Bjarki stanął obok Jarla Bezdroży, gdy ten przemawiał.
- Volundzie, a zwierzęcia przekonać nie możesz by oczami Twymi było?
- Ni krwi mi na to, ni talentu. Jestem berserkerem, nie Gudrunn. Z pewnościąż widział to na własne oczy, Godi.
- Przejście pod ziemią do jednej z chat przy palisadzie stojących. - Odpowiedziała na pytanie skalda.
- Dobrze, pójdźmy zatem tą drogą. Chlo, Jorik i Bjarki ostaną. Ty Volundzie zrobisz co zechcesz, wolnyś wszak.
- Gdzie się spotkamy? - Grim stał wpatrując się to w Gangrela z jakimś namysłem, to w skalda.
- Nad brzegiem morza, na południe od miasta.
Pogrobiec zaś zdawało się trawił słowa Elin o wiele uważniej niż był odpowiadał Bjarkiemu.
- Kto jeszcze o przejściu tym wie?
- Jarl i jemu najbliżsi, z cała pewnością nie Asger. - Odparła spokojnie.
- Ten Asger… któż to, że taki posłuch mieć może, a Agvindurowi niezaufany…?
- Jeden z bogatszych mieszkańców, do hirdu nie należy ale czasami doradzał Jarlowi. Dziwnym, że nie Eggnir dowodzi…
- Eggnir ranny, nie minęło wiele od napaści na thingu - w oczach Freyvinda coś błysnęło. Powstał, był mocno zniecierpliwiony. - Idziemy?
Volva skwapliwie głową pokiwała sama chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji.
-Chodźmy.
Takoż i Pogrobiec powstał, o wiele mniej rozentuzjazmowany od nich. Z wozu miecz nagi powziął w dłoń. W obliczu kamiennym widać było rozterkę.
Elin natomiast ruszyła w dół, prowadząc ich ku dobrze znanej jej trasie. Raz się jeno obróciła upewniając się, że za nią idą, potem na drodze się skupiła i sprawdzaniu czy nikogo w pobliżu nie ma. Droga krótka nie była, gdyż prowadziła niemal na drugą stronę miasta w okoliczny las, gdzie wieszczka chwilę szukała zakamuflowanego zejścia do tunelu. W końcu trafiła, odgarniając igliwie, ziemię i otworzyła klapę wskazując zejście swym braciom krwi.
 
Blaithinn jest offline