Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2016, 10:37   #2
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Madame przysiadła w salonie i z przyjemnością odpaliła papieros umocowany na długiej szklanej lufce. Uwielbiała ten moment gdy na chwilę w jej ciele budziła się ta dziwna drobinka emocji… panika. Tak samo jak dotyk drogiego materiału na swojej skórze, skórze pod którą pulsowała świeżo wypita krew. Sięgnęła po gazetę, którą przyniosła jej Doris. Przesuwając wzorkiem po wiadomościach wysłuchiwała sprawozdania swojej zastępczyni. Uśmiechnęła się widząc informacje o premierze. Szykowała się kolejna niewyobrażalnie nudna noc.

Johny ogolony na gładko, pachnący nową dawką wody kolońskiej, wrócił do jej pokoi. Miał na sobie jeden z garniturów, który mu kupiła. - Jedziemy?

Belle zgasiła papieros i wstała z fotela. Doris szybko podbiegła by upewnić się, że sukni i fryzurze nic się nie stało. - Skoro już się wyszykowałeś.


Johny chwycił jej futro, przygotowane przez jedną z garderobianych i narzucił ostrożnie na przykryte suknią ramiona. - Nie mam armii garderobianych. - Znów powrócił ten żartobliwy ton, a zaraz po nim jego wzrok przeniósł się w stronę garderoby gdzie Lily spała na szezlongu. Widząc, że Doris skończyła kontrolę, użyczył Madame ramienia.

Wampirzyca delikatnie oparła się o mężczyznę i dała się zaprowadzić do zaparkowanego na zewnątrz auta. Jeden z odźwiernych szybko otworzył drzwi pojazdu, tak by mogła zająć po stronie pasażera. Johny jak zwykle zajął miejsce przed kierownicą. Nie rozumiała tych urządzeń i bardzo cieszyła się, że zarówno Johny jak i Doris potrafili prowadzić tę machinę. Może nauka obsługi tego potwora wyrwałaby ją z tego znudzenia? Przymknęła oczy gdy przemierzali ulice Manhattanu. Tak to chyba znudzenie, ten stan gdy wszystko jest jak należy i zaczyna cię to irytować.


Johny wysadził ją przed Capitolem. Na premierę jak zwykle szła sama. Przed budynkiem zgromadziły się setki gapiów i reporterów. Szybkim krokiem przeszła rozwinięty dla gości dywan i znalazła się w zatłoczonej przestrzeni kina. Pozwoliła komuś z obsługi zdjąć z siebie futro i sięgnęła po papieros. Błyskawicznie znalazł się obok niej jakiś przeuroczy mężczyzna, który użyczył swojej zapalniczki, a tuż po nim jakiś kelner, który wręczył jej lampkę wina. ~Niech żyją czasy prohibicji dla ubogich.~ Madam nie zwracała uwagi na ich twarze, liczyli się goście i to też nie wszyscy. Pozwoliła mężczyźnie-zapalniczce zaprowadzić się na swoje miejsce, gdzie “ku swojemu zaskoczeniu” spotkała jednego z potentatów. Billy jak zwykle dobrze wykonał swoją robotę, doskonale wiedziała kto będzie i gdzie siedzi. Na pół godziny przed seansem rozpoczęły się rozmowy, które szybko z tematu filmu schodziły na biznes.

Gdy dzwonek obwieścił star zajęli swoje miejsca. James Whale stanął na wywyższeniu i jak to zwykle on zaczął swój długi wywód. Madam lubiła go, miał w sobie pasję, której ona pragnęła ostatnio nawet bardziej niż pieniędzy. Co do filmu…. ah musiała przyznać, ze udał się mu rewelacyjnie. Kino było jednym z tych wynalazków, bez których ciężko było jej sobie wyobrazić, te długie i potwornie nudne noce.

Po tych 81 minutach, podczas, których mogla na chwilkę odpłynąć, zapalono światła i rozległy się oklaski. Czas zacząć tę smakowitszą część nocy. Z uśmiechem przyjęła rękę podaną przez pana-potentata i dała się zaprowadzić do baru znajdującego się na terenie teatru.

Do lokalu wstęp mieli jedynie wybrani. Tacy na przykład jak pan-potentat William Horton i prowadzona przez niego Madam. Przy barze nie było co prawda alkoholu, ale między gośćmi zwinnie przemieszczał się kelner z kieliszkami, których woń nie pozostawiała złudzeń co do ich zawartości. W centrum grupki vipow stali aktorzy: Colin Clive, Mae Clarke, John Boles oraz Boris Karloff. Jedna samotna postać pozostawała przy barze. Mężczyzna z silnym europejskim akcentem dopytywał cynicznie barmana na temat rodzajów oranżady którą ten serwował. Madam zauważyła w pomieszczeniu Mary, Billego i Betty.

Wampirzyca powoli podeszła do baru, witając się z kilkoma osobami. Celowo pominęła młode wampirzątka, jeśli mają do niej interes niech podejdą. Słysząc dyskusję mężczyzny z barmanem uśmiechnęła się. Nie zaszkodzi trochę rozrywki na początek tej imprezy. Gdy tylko się zbliżyła barman podniósł na nią wzrok, ona jednak z zaciekawieniem obserowowała plecy europejczyka. - Czyżby był Pan nowy w mieście?

Mężczyzna odwrócił się bardzo powoli. Zmierzył wzrokiem mówiącą do niego Madam po czym wyciągnął z ust cygaro i podał je do tyłu barmanowi.


- Gdybym wiedział, że spotkam tu Panią, pojawił bym się wcześniej - odparł szczerząc się w drapieżnym uśmiechu. - Nie spuszczając oczu z rozmówczyni ujął jej dłoń i złożył na niej usta. - Dragosz Hohenzollern-Sigmaringen, Pani..? - spytał gdy się wyprostował.
Madam nie śpiesząc się sięgnęła do torebki i wyjęła z niej papieros. Z zaciekawieniem rozejrzała się po sali, montując go na lufce. - Dorothy Parker, ale wystarczy Madam. - Uśmiechnęła się do mężczyzny i sięgnęła po zapalniczkę. - Proszę nie winić biednego barmana, o to, że uczciwie wypełnia swoje obowiązki. - jej mina ewidentnie wskazywała na to, że nie przejmuje się losem “biednego” barmana.

Dragosz zaśmiał się.
- Winić? ależ skąd. Zaproponował bym Pani drinka, ale widzę że tu to raczej nie możliwe, a to co tu roznoszą trudno w ogóle nazwać alkoholem. Ale zaraz… Pani jest tutejsza? może zna Pani jakieś miejsce gdzie przybysz z za wielkiej wody mógłby nieco się zrelaksować?

Madam odpaliła papieros. - Panie Hohenzollern, to Nowy York, miasto rozpusty. Skręci Pan w dowolną uliczkę i gwarantuję, że trafi pan na jedną z dwóch rzeczy: gangsterów bądź miejsce gdzie będzie pan mógł się “zrelaksować”. - Przysiadła na jednym ze stołków stojących przy barze. - Czyżby było już Panu nudno na tym tak znamienitym przyjęciu?

- Mówi pani o tych “gangsterach”, moi przodkowie widzieli w wbijaniu ich na pal swój własny rodzaj rozrywki, dzisiaj po prostu do nich strzelamy, usuwamy chorobę z naszego społeczeństwa.

- Cóż w dzisiejszych czasach też jest to popularny rodzaj rozrywki. Szczególnie dla biednych mas czytających o tym strzelaniu w gazetach.

- Cóż, hasło: Cezarze, chleba i igrzysk chyba nigdy nie traci na popularności, ma Pani oczywiście rację.

Madame czuła jak ta rozmowa zaczyna ją bawić.

- Zaś to miejsce - Dragosz ogarnął spojrzeniem salę - jestem fanem kina grozy, szczególnie przypadła mi do gustu kreacja Beli Lugosiego, widziała Pani?

- Czyżby mówił Pan o sławnym Draculi?

Mężczyzna zaśmiał się
- Och proszę, mówi Pani jak prawdziwa poddana wuja Karola. A czy wie pani, że “Drakula” to dla nas bohater narodowy?

Tym razem to Madame roześmiała się. - U nas bohaterem narodowym jest na przykład Benjamin Franklin, a nie postać fikcyjna. Zdumiewa mnie jednak, że ktoś do kogo rodu należy sławny zamek Hohenzollermów, nazywa film Dracula kinem grozy.

- Och, widzę że interesuje się Pani starym światem. - Dragosz skłonił głowę - Wybaczy Pani, musiałem kierować się jakimś niemądrym stereotypem względem amerykanów. Rozumiem też teraz, iż żaden z tych kobiecych wrzasków w czasie seansu nie należał do Pani. Oczywiście, jeśli jednak życzyła by sobie pani męskiego ramienia, jestem do dyspozycji. Moim kolejnym grzechem nie tylko jako dżentelmena, ale i Rumuna, było przypuszczenie, że nie słyszała pani o Vladzie Tapeszu.

Wampirzyca przyjrzała się uważnie mężczyźnie. Trochę niepokoiło ją jak temat zaczął lawirować obok wampirów. - Słyszałam o Palowniku, przyznaję też, że gdy zapowiadano premierę Draculi z przyjemnością dowiedziałam się więcej. - Celowo pominęła temat krzyków. - Krwawy szaleniec zwany Draculą. Czyżby interesowały Pana takie historie?

Dragosz był prawdziwym mitrzem w staniu bez żadnych rekwizytów, bez zaplatania rąk, czy przestępowania z nogi na nogę. Stał jak posąg i jak posąg dumnie. Wydawało się, iż mógł by tak godzinami.
- Ech “Palownik” - mężczyzna machnął lekceważąco dłonią - Ratował chrześcijaństwo przed islamskim barbarzyństwem, powinien też zająć się żydami, wtedy nie trzeba by tego było robić teraz.

- Jak dla mnie to ratował głównie swoje interesy. Widzę, też że chłonie Pan nowe poglądy polityczne, coraz to popularniejsze na kontynencie. - Madame nie odpowiadały te poglądy. Tak samo jak nie była fanem mordowania ludzi przez ludzi, głównie dla tego, że nie lubiła gdy ktoś pozbawia ją posiłków.

Mężczyzna spojrzał na Madam z podziwem.
- A ja widzę, Pani Parker, że jest pani co najmniej tak mądra jak piękna, naprawdę, chciałbym postawić pani drinka… A co do ratowania interesów to oczywiście znów ma pani rację, ale czy interesy władcy nie są interesami poddanych? - zapytał retorycznie. - Wie Pani, Nowy York to ogromne miasto, żyje tu ile? dwadzieścia milionów? za to wszystkich żydów w stanach jest może kilkaset tysięcy. A spójrzmy na przykład na taką… Polskę, tylko tam, musi być jakieś dwa miliony żydów. Pani Parker, problem żydostwa jest na kontynencie realny.

- Widzi Pan, nie wiem na ile problemem na kontynencie jest kto jest jakiego wyznania, z moją perspektywy liczy się tylko to ile ma pieniędzy i czy korzysta z nich w sposób przynoszący mi korzyści. - Dogasiła papierosa i z rozbawieniem obserwowała mężczyznę. - Zawsze uważałam, że osoby, które mają czas na rozmyślanie o “takich” problemach jak, kogo gdzie jest za dużo, mają przede wszystkim za dużo wolnego czasu.

- Otóż to, droga Pani, otóż to. czyż nie mówiłem, że gdyby nie Pani urocza osoba zanudził bym się tu na śmierć niemal tak samo jak przy zawieraniu kontraktów zbrojeniowych.

- Czyli jednak zajmuje się Pan czymś po za wizytami na premierach i badaniem struktury wyznaniowej na świecie?

Mężczyzna wyszczerzył się:
- Zaiste, można by mnie nawet nazwać, zawodowym uciekinierem dyplomatycznym. Spotykanie się z producentami broni staje się nudne po którymś tam razie. Zresztą delegacja może się tym zajmować i beze mnie.

- Więc uciekł Pan na ten mlekiem i miodem płynący kontynent?

- Nie Pani Parker, “uciekłem” z ambasady Królestwa Rumunii, jestem w Stanach służbowo.

- No cóż, widać wasza twierdza w stanach nie jest wystarczająco dobrze pilnowana, skoro wypuszczają z niej tak urocze osoby.

Dragosz mrugnął do kobiety.
- Jako patriota i przedstawiciel rządu powiem w obronie moich pracowników, że starają się jak mogą. To jak? “Pomoże” mi Pani w dalszej “ucieczce”? - zapytał zalotnie.

- Jeśli nie boi się Pan wsiąść do auta prowadzonego przez mojego szofera, może uda mi się pomóc.

- Muszę Panią ostrzec, - zaczął konspiratorsko - że posiadam wiele wad, jednak strach nie jest jedną z nich.

Madame podniosła się i nie dając mężczyźnie żadnego sygnału ruszyła w stronę wyjścia. Dragosz wyciągnął z kieszeni marynarki jakąś ilość banknotów i rzucił je na blat uszczęśliwiając barmana i dając mu temat na opowieść którą będzie powtarzał do końca życia. Następnie podążył za Madame. Gdy tylko podeszła do drzwi podbiegł do niej ktoś niosąc płaszcz. - Proszę wezwać mego szofera. - Grzecznie zaczekała, aż Dragosz pomoże jej założyć płaszcz.

Oczywiście pomógł jej z płaszczem jak na dżentelmena przystało. Gdy wyszli Johny już czekał na podjeździe. Widząc, że nie wychodzi sama przyjął wyprostował się i przyjął bardziej oficjalną postawę. Wiedział, że udadzą się do jej drugiego domu. Madame przytrzymała się obserwując go z zadowoleniem. Czuła bliskość Dragosza i już czuła, że dziś chętnie napije się starszej krwi. - Strach, Panie Hohenzollern, to coś co nie raz ratuje ludziom życie. - Uśmiechnęła się zalotnie do mężczyzny. - Zapraszam.

Dragosz miał manierę całkowitej ignorancji względem pomniejszych ludzi, jak pracownicy kina, czy szoferzy, toteż wydawało się, iż nawet nie spojrzał na Johna. Europejczyk mimo iż daleko od domu nie posiadał nawet cienia kompleksów, patrząc z boku, można by odnieść wrażenie, że wszystko i wszyscy należą do niego.
- Urocza Pani Parker - powiedział spokojnie - mężczyźni których ratuje strach, nie zasługują na życie. - uśmiechnął się i wszedł do auta.


Madame nie dała Johnowi żadnego sygnału. Spokojnie wyjechał na zatłoczone ulice Manhattanu. Dojazd na 57 West 58th Street zajął im kilka minut, przez które Belle z przyjemnością milczała. Bliskość mężczyzn sprawiała jej przyjemność i zamierzała z niej korzystać. Dragosz intrygował ją i kusił. Zastanawiała się jak szybko Marie przekaże informacje Michaeli i ile ma czasu by bliżej poznać tego tak “odważnego” mężczyznę. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Johny zaparkował na podjeździe i z budynku szybko podbiegł odźwierny, który otworzył drzwi Dragoszowi gdy Johny pomagał jej wysiąść.

- Może tutaj dostanie Pan coś mocniejszego. - Powoli ruszyła w stronę budynku i już odruchowo wjechała na czwarte piętro. Gdy tylko przekroczyli drzwi jej apartamentu, podbiegła służąca i zabrała od niej płaszcz. - Witam w moich skromnych progach. - Spokojnym krokiem przeszła przez hol wejściowy by znaleźć się w saloniku. Widząc, że Dragosz podąża za nią podeszła do barku i nalała whiskey do szklanki. Rozbawiona wyciągnęła szklankę w stronę mężczyzny. - Czy tego Pan szukał?

Dragosz nie był turystą, który miał w zwyczaju zachwycać się wszystkim do okoła. Jego twarz wydawała się maską której ruchy są uzależnione tylko i wyłącznie od jego świadomych wyborów. Nie wydawał się w jakikolwiek sposób reagować ani na ponętne niewiasty na parterze, ani na przepych apartamentów Madam. Jego twarz wyrażała zadowolenie, a oczy nieruchomo zakleszczały się na postaci kobiety.

- Doprawdy… pomyśleć, że Szekspir chciał by Ryszard oddawał królestwo za konia. Gdyby poczciwy Ryszard znalazł się w dwudziestomilionowym mieście, targował by się raczej o tą, “ognistą wodę” - zakończył wlewając w siebie zawartość kieliszka nie jak wodę ale jak powietrze.

Wampirzyca czuła jak jej humor poprawia się z każdą chwilą. Oparła się o barek i obserwowała jak trunek znika w ustach mężczyzny, jak pracuje jego grdyka, ciepłe pulsujące żyły zdawały się ją wołać. Chciała by jej pragnął by był gotów zrobić dla niej wszystko.

Prezencja 3 kropka Entrancement



Pozwoliła krwi rozpłynąć się po ciele i zabarwiła swój głos ciepłym tonem. - Jeśli zostaje Pan tu dłużej, zapraszam serdecznie na więcej tej ognistej wody.

Madam musiała przyznać, że to bardzo dobrze dla niej iż nie jest już śmiertelną kobietą. “Oczarowanie” osoby takiej jak jej europejski towarzysz, mogło nieść pewne gwałtowne konsekwencje. Mężczyzna patrzył na nią jak wilk patrzy na sarnę. Wilk? A może niedźwiedź? Czy inny tam rosomak, nieważne co tam w tych Karpatach mają. Dragosz nie był oczywiście jakimś prostakiem, nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów w jej stronę, przynajmniej jeszcze tego nie robił. Jednak sama jego postawna sylwetka, zbliżająca się, powoli lecz miarowo, do drobnego kobiecego ciała, musiała by działać onieśmielająco na jakieś niewieście serce. Oczy Dragosza można by nazwać hipnotyzującymi... gdyby nie to, z czego mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, że tym razem to on jest hipnotyzowany. Madam uśmiechnęła się w myślach.

- Pani, nalegam - mężczyzna zrobił krok niemal dotykając teraz swoją marynarką jej sukni - mów mi Dragosz. - uniósł w górę puste szkło i nie przestając wpatrywać się w oczy kobiety czekał aż ta ponownie je napełni.

Madame chwyciła szklankę i obróciła się tyłem do mężczyzny. - Niech wobec tego będzie Dragosz. - Nalewała trunek powoli niemal celebrując każdą kroplę.

Mężczyzna zachowując kontakt wzrokowy zniżył głowę sunąć nosem wzdłuż jej ramienia, jego nozdrza unosiły się gdy zaciągał się jej zapachem, to była żądza, pytanie: ciała czy mordu, a może dla rodaków Tapesza to było to samo?

Wampirzyca podsunęła mu szklankę niemal pod nos. Obracając się lekko w jego stronę delikatnie otarła się o ciało mężczyzny - Czy życzysz sobie coś do tego?

- Mhmm… - przytaknął mrucząc, przy czym w jego wykonaniu był to autentyczny pomruk, podobny do tego jaki wydaje zirytowany wielki pies. Wychylił, nie - wlał w siebie zawartość naczynia po czym… zgniótł je z trzaskiem jakby było wykonane z papieru. w jego wyciągniętej daleko od zasięgu Madam dłoni, szkło po prostu eksplodowało rozsypując się na tysiące malutkich kawałków, które niczym rosa opadły na parkiet. Istniała ogromna szansa, na skaleczenie, którą Dragosz całkowicie zignorował - los jednak najwidoczniej sprzyjał zuchwałym, gdyż Kainitka nie zwęszyła by ta gorąca karpacka krew wypływała gdzieś z tego okazu. Dragosz objął ramieniem talię kobiety i przyciągnął ją do siebie, drugą ręką odgarnął jej włosy z twarzy.
- Wybieram, ciebie.

Madame jednym ruchem rozwiązała mu krawat. - Ja wybieram sypialnię. - Ruchem głowy wskazała właściwy kierunek.


Madam poczuła jak ramiona mężczyzny wyrywają ją z władzy grawitacji i unoszą ku górze, mężczyzna kroczył przez apartament przy akompaniamęcie zgrzytającego pod jego butami szkła. Zatrzymał się przed samym łożem, postawił kobietę przed sobą i ujął jej twarz w swoje dłonie, obserwował ją pożądliwie jakby chciał ją zmiażdżyć samym ciężarem swojego głodu, po czym zsunął palce na ramiona kobiety i okrywający je materiał.

Madame sięgnęła do jego marynarki i tuż po tym jak ja rozpięła zabrała się za rozpinanie koszuli. Z zainteresowaniem obserwowała ciało wyłaniające się spod materiału. - Nie najgorzej jak na sprzedawcę. - Skupiła się na tej czynności całkowicie ignorując wzrok mężczyzny. Z guzików koszuli szybko przeszła do guzików spodni.

Dragosz pozwalał się rozbierać i nie starał się jakoś specjalnie pomagać w tej czynności. Bynajmniej nie dlatego iż był spokojny, było wręcz przeciwnie, Jego ciało tężało i tężało coraz bardziej a oddech przyśpieszał, Mężczyzna zdawał się stopować tylko po to by w końcu wybuchnąć. Jego ciało było za to zbyt doskonałe, ludzie nie powinni być tak proporcjonalni, coć z drugiej strony Rumuni należeli do romańskiej rodziny i posiadali nieraz klasyczną, śródziemnomorską urodę. Mimo wszystko miłym zaskoczeniem było, że ktoś tak temperamentny, jak mężczyzna który przed chwilą zgniótł w dłoni kryształową szklankę, nie posiada żadnych blizn.

Dragosz nieustannie skupiał uwagę na twarzy Madam, w bardzo onieśmielający, groźny wręcz sposób, w pewnym momencie bezceremonialnie chwycił jej brodę w swoją dłoń i przymusił kobietę do spojrzenia mu w oczy. Wtedy też jego usta spadły na nią z góry, tak jak drapieżny ptak spada na ofiarę i wpiły się w jej wargi.

Wampirzyca oddała pocałunek. przez chwilkę nawet zastanawiała się czy miałaby szanse z tym człowieczkiem. Jednym ruchem zsunęła z siebie sukienkę i naparła na mężczyznę całym ciałem. Nie był to ani najagresywniejszy mężczyzna w jej życiu, pewnie nie najprzystojniejszy, ale musiała przyznać, że było w nim coś fascynującego i teraz chciała się dowiedzieć co. Sięgnęła ręką do jego pośladków i delikatnie popchnęła ciało mężczyzny w swoja stronę.

Nawet nie stojąc tak blisko jak teraz, jasne było iż mężczyzna jest gotowy już od jakiegoś czasu, prawdopodobnie już od momentu zgniatania szklanki albo i wcześniej. I mimo całego tego napięcia Dragosz stopował się, zupełnie jakby bawił się… samym sobą. Jego dłonie chwyciły kobietę pod pośladki i uniosły na wysokość swojego pępka, spojrzał wtedy na górujce teraz ponad nim ciało Madam z zadowoleniem, po czym rzucił ją na łóżko.

Wampirzyca ucieszyła się, że jednak ma dosyć miękki materac, ale uderzenie o łóżko nawet ja lekko zaskoczyło. - Powinieneś delikatniej obchodzić się z kobietą. - Delikatnie potarła głowę, mimo iż nawet nie poczuła upadku.

Mężczyzna uśmiechnął się pierwszy raz od jakiegoś czasu. Bardzo powoli zaszedł ją od strony nóg. Chwycił w pewny uścisk jej kostkę i uniósł stopę na wysokość swojej twarzy. Drugą ręką chwycił krawędź materiału i przysunął kobietę bliżej razem z prześcieradłem, jego nos sunął po goleni wampirzycy aż do zgięcia w kolanie.
- Boisz się? - zapytał zaczepnie kąsając ją w to miejsce.

- Już obawiałam się, że straciłeś głos z wrażenia. - W jej głosie pojawiła się lekka ironia. - To co Dragosz… wykorzystasz te swoje ciałko?

Mężczyzna wpełzł na łóżko powoli. Z początku nie dotykał kobiety niczym innym niż wargami i zębami. Zachowywał się jak zwierz który obwąchuje ofiarę. Mogło by to być całkiem komiczne, gdyby dziki człowiek nie sprawiał iż wyglądało to całkiem poważnie. Jego dłonie spoczęły na brzuchu wampirzycy, dopiero gdy jego głowa utonęła między jej udami. Kiedy twarz znikła z widoku, palce przesuwały się po żebrach aż do piersi Madam. Trwało to czas jakiś.

Wampirzyca cieszyła się ciepłem jego ciała, pulsowaniem krwi pod jego napiętą skórą. Wsparła jedną z nóg na jego umięśnionym ramieniu i oparła się na przedramionach delikatnie podnosząc się na łóżku. Czuła, że zaczyna się niecierpliwić, kły świerzbiły pod wargą. Jej ciało napinało się w zapomniany już przez nią sposób. Ile to już lat od kiedy ktoś próbował się nad nią tak pastwić… - Dragosz. - Pozwoliła sobie na to by w jej głosie pojawiło się pragnienie, niemal smakowała każdą literę jego imienia. - Chodź tutaj.

Dragosz wyłonił się sponad jej kolan z rozczochraną czupryną, doprawdy wyglądał nawet bardziej nieludzko niż wcześniej. Spojrzał na nią z góry - chyba uwielbiał patrzeć na kogoś z góry i stanowczym ruchem rąk przewrócił ją w powietrzu na brzuch. Szarpnął za uda, wymuszając pozycję na czworaka. Wsunął swoją prawą dłoń pod nią i objął od dołu szyję kobiety tak, iż mogła oprzeć ciężar swojego ciała na jego ramieniu. Jego druga dłoń oparła się o jej pośladek. Madam czuła na swoim karku to zimne spojrzenie mężczyzny a chwilę później poczuła też w sobie jego ciepło.

Kobieta zamruczała z przyjemności. Musi go mieć. Tego napalonego europejskiego wilczka. Naparła na niego pośladkami opierając cały swój ciężar na jego ramieniu. A mówili, że posiłkiem nie należy się bawić na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.

Dragosz chyba nieświadomie walczył dla przegranej sprawy: wkładał w kobietę tyle swojej własnej siły jakby starał się zabić, albo może zabić ją? Nie brutalnością bynajmniej, co raczej przemęczeniem. Trudno było ocenić jak dobra jest kondycja mężczyzny po pierwszych dwudziestu minutach, za to po kolejnych trzydziestu można było stwierdzić iż jest doprawdy, sportowa. Może w głowie Rumuna jego ciało było palem, a jego kochanka antycznym Turkiem? Wampirzyca roześmiała się na tą myśl co wywołało kolejny agresywny atak. Naprawdę, trudno by było dokładnie stwierdzić jakie to dzikie fantazje krew rozlewa po gorącym ciele przybysza z europy.

Gdy tylko po jakimś czasie zmienili pozycję, wampirzyca mocno objęła umięśnione ciało. Między kolejnymi ruchami nachyliła się do jego ucha. - Będziesz mój Dragosz - Poczuła jak mężczyzna wszedł w nią mocniej. Delikatnie pocałowała jego szyję, jakby całkowicie zaprzeczając całej tej agresji. Objął ją mocno niemal miażdżąc w swoich ramionach i wtedy wbiła kły w jego ciało. Czuła jak te niewyczerpalne siły zaczynają się topić. Czuła jak prawdziwa euforia rozlewa się po jej ciele i powoli przesłania wszystko co miało miejsce do tej pory. Krew Dragosza odpowiadała preferencjom starszej Venture. Co prawda z początku obawiała się jego wieku, ale najwyraźniej nie miał więcej niż jakieś dwadzieścia dwa, trzy lata, może Rumuni wyglądali po prostu poważniej? Ponadto w krwi tego mężczyzny było coś… smakowitego, Madam nie wiedziała za bardzo jak to nazwać. Był silny. ~Aż szkoda robić z niego wampira.~ Ta myśl zaskoczyła ją. Wysunęła kły i zalizała ranę gdy mężczyzna stracił przytomność. Delikatnie wysunęła się spod niego i przeczesała krótkie włosy Dragosza siadając obok. Czy na prawdę ta bestia mogłaby być jej childe?

Do pokoju wszedł Johny trzymając nową sukienkę dla niej. - Długo to trwało. - W jego głosie dała się wyczuć zazdrość.

- Jest silny. - Przyjęła pomoc przy zakładaniu sukni. - Gdy się obudzi niech służba przekaże mu, że może się tu jutro ze mną spotkać. Niech ktoś go odwiezie do ambasady. - Sprawnym krokiem opuściła sypialnię i sama narzuciła na siebie futro. Czuła jak rozpiera ją energia. - Jutro chcę wiedzieć o nim wszystko. Może robić problemy, więc w razie czego poproście chłopaków Salvatore by czuwali nad dziewczynami. Odwdzięczę mu się później.

Johny ruszył za nią i wyprzedził tuż przed samochodem by otworzyć drzwi. - Jakie masz wobec niego plany? - Usiadł za kierownicą i ruszył w stronę jej lokum.

- Wielkie. - Na chwilę powrócił do niej gorący seks, uderzająca pewność siebie śpiącego w jej budelu europejczyka. - Muszę go mieć Johny. Zastanów się jak spętać tą bestyjkę. - Po chwili zastanowienia dodała. - Wybierz też nowy set do whisky.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 10-09-2016 o 10:40.
Aiko jest offline