Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2016, 22:07   #94
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
[Tretiakowka]

Odpoczynek w kącie korytarzy Tretiakowskiej okazał się być trudny i męczący. Korytarze okazały się być sypialnią tej stacji, a ten kronkretnie sypialnią frakcji opowiadającą się za zmarłym Gapciem. Jak to bywa w miejscach, gdzie prawem spisanym nikt się nie przejmuje- miejsce nieboszczyka zająć trzeba. Zmarł król, niech żyje król.
Atmosfera była nerwowa. Ludzie szeptali. Ktoś czuwał. Ktoś kaszlał, ktoś z kimś się kłócił. O to, kto zajmie miejsce herszta, który do tej pory wszystkie mordy trzymał równo i mocno.
Brak spoiwa w postaci przywódcy natychmiast powodował przypomnienie wszystkich starych waści i chęć powyrzynania się nawzajem. Przysłowiowy pusty tron spowodował nagłą chęć walki o władzę i przywileje na stacji.
Bunin mógł usłyszeć conieco, gdy Wasil spał. Gdzieś tam, przy wyjściu na perony z korytarza w którym przycupnęli w ucho wpadł mu dźwięk bójki. Nie mógł zobaczyć, co się stało, bo siedzieli za daleko i to w dodatku za załomem, ale nie brzmiało to dobrze. Słyszał krzyki wydobywające się z paru, może parunastu gardeł.
Niedobrze. Ale ludzie, którzy spali pokotem razem z wędrowcami nie poruszyły się. Nikt się nie przejął na tyle, by uciekać. Co niektórzy szeptali dalej.
Od czasu do czasu, a ostatnio częściej, bojówki poszczególnych tretiakowskich frakcji ścinały się ze sobą w krwawych starciach, by wykończyć przeciwnika.
Otwartą wojną to jeszcze nie było, ale niehybnie miała się zacząć.
Dziewczyna, którą Simon zaczepił nie zjawiła się. Może się wystraszyła? Albo, co bardziej prawdopodobne, obraziła się i postanowiła iść szukać brata na własną rękę. Bunin nie miał szczęścia, nie umiał odpowiednio zagadać i stracił swoją szansę.
A lepiej by im było iść razem w większej grupie, niż tylko we dwóch. Im więcej oczu dookoła, tym łatwiej ujść z życiem w razie niebezpieczeństwa. A zapowiadało się, że droga będzie bardzo trudna i pełna nieprzewidzianych zasadzek.
Nie chciało mu się spać. Nie czuł tego. Ale przez rozum musiał zażyć odpoczynku. Właśnie nadeszła zmiana warty w zespole. Klepnął chłopaka, by ten się obudził.
Do tej pory Wasilij spał niezbyt głęboko. Raczej nerwowo, ale mimo to, gdy tylko zapadł w drzemkę, pod jego powiekami wyobraźnia wymalowała przedziwne obrazy.
Znów stał na tej samej, szerokiej, asfaltowej alei. Przed nim był park, a za parkiem wysoki, posępny budynek, który już wcześniej mu się przyśnił.
Wszystko było w odcieniach szarości, czerni i bieli. Jakby nie widział kolorów. Niebo było zasłonięte chmurami, które płynęły całkiem szybko i wyglądały jakby się kotłowały.
Nie padało. Nie czuł wiatru, który pchał obłoki. Ruszył, tak jak przedtem, przez park, by dojść do tajemniczego budynku.
Gdy był już tuż tuż i mógł z bliska zobaczyć i odczuć nienaturalnie ogromną skalę budowli, zadarł głowę do góry. Jednak tym razem gwiazda nie zaświeciła się.
Za to poczuł dreszcz zimna, jakby przeszył go delikatny, zimny wiatr.
Odwrócił się w prawą stronę, tak jak to było w poprzednim śnie. Jednak tym razem nie zauważył ojca. Nikogo nie było.

Nagle, poczuł czyjść zimny dotyk na ramionach. Ktoś stał za nim i położył mu dłonie na barkach. Były zimne, czuł to przez cienką koszulkę, w którą był ubrany. Dłonie były duże, silne, na pewno męskie.
-Nie idź górą, tak długo jak tylko możesz.-
Chłopak obudził się gwałtownie poskakując.
Simon właśnie go obudził, klepiąc po ramieniu.
Wasilij był cały spocony, czuł, jak lepki pot spływa mu po kręgosłupie. Serce mu waliło.
To był wyjątkowo zły sen. Zły sen, którego do końca nie pamiętał, oprócz ostatniego zdania.
Wzbudzało w nim nerwowość i drżenie rąk.
Nastolatek zerknął na towarzysza. Ten akurat układał się spać.
Teraz on miał czuwać. Był roztrzęsiony, a odgłosy jakiejś dalekiej bójki wcale nie pomagały mu się uspokoić.
Miał wrażenie, jakby ktoś we śnie szeptał mu zimnym oddechem w ucho. Oddechem trupa.
Było to tak przejmujące uczucie, że zdołał się uspokoić dopiero, gdy przyszło do budzenia Simona.
Wasyl jednak nie czuł się wyspany. Wręcz przeciwnie. Cztery godziny po tak długiej podróży na drugą stronę metra wydawała się go tylko rozdrażnić. Pospałby jeszcze ze trzy, gdyby tylko to było możliwe. Pod powiekami czuł piasek, a od niewygodnej podłogi był cały połamany.
Za to Bunin wyglądał na nawet zadowolonego. Pospał i spał snem sprawiedliwego. Jego wypoczynku nie zakłócił żaden zły sen.
Odgłosy awantury ucichły. Może to nie była walka między frakcjami? Tylko pijacka zadyma?
Było to bardzo prawdopodobne.
Simon i młody mieli chwilę czasu na ogarnięcie się przed podróżą. Trzeba było uzupełnić zapasy i sprawdzić ekwipunek, czy jest kompletny.
Wyjście na Dobrynińską wyglądało tak samo jak wejście od strony Linii Czerwonej – worki z piaskiem, jakieś marne fortyfikacje i grupa dresów, siedzących przy ognisku zrobionym w metalowej beczce.
-Nu i co się gapi, e?-Zatrzymał ich jeden z nich. Tych podróżni nie rozpoznawali. Żaden z obecnych wartowników nie siedział dzień wcześniej z drugiej strony i nie był przy grze, którą udało się wygrać Wasilowi.
-Chce wyjść? Siedem naboi. Od łebka.- Zażądał kark.
 
Ravage jest offline