Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 12:33   #1
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
[Pathfinder, 18+] Uśpieni: Koszmary mojej duszy



Cytat:
Dzień 16
Jest tyle piekielnych kręgów, że nie jestem już pewien, jak je numerować. Czasami usłyszę, że jestem teraz w pierwszym, innym razem, że to siódmy. Zastanawia mnie tylko, czy ktoś zwyczajnie robi mnie w chuja, czy być może oni sami nie wiedzą, co tu się dzieje? A może następuje cykliczna rotacja, co ileś faz księżyca lub jakieś inne gówno? Sam nie wiem. Wcześniej zostawiałem kartki w różnych lokacjach, teraz tylko piszę do swojego dziennika. Ciekawe czy w piekle jest możliwość wydawania swoich dzieł? Mam w końcu całą wieczność, aby spisywać nowe książki, za dwadzieścia lat powstanie takich może z czterdzieści. Kiedy tylko mam możliwość, piszę codziennie. Nie każdego dnia bowiem natykam się na niebezpieczeństwa, z którymi nie sposób sobie poradzić. Odgryziona na pustyni ręka pomału odrasta, mam już kikuta na długość ⅓ ręki! Co prawda powstaje to w strasznych męczarniach, ból jak w sali tortur, mam gorączkę… Ale za parę dni, chyba będę mógł ruszyć dalej, ponownie zaryzykować. Boję się tylko tego kurewskiego bólu. Jedyne czego już się nie boję, to śmierci. Tutaj zdaje się ona być łaską i miłosierdziem tego skurwiela, który stworzył to miejsce.

Wioska, do której trafili, była misterną konstrukcją mającą na celu przywrócić dawne uczucie bezpieczeństwa i komfortu. Zbudowana na podstawie wspomnień z dawnego życia oraz materiałów znalezionych w otaczającym lokację, tropikalnym lesie. W aktualnym stanie, większość domów była zniszczona, deski lub pędy bambusa spalone, słomiany dach był jedynie popiołem po swej egzystencji. Kamienne ścieżki były lepkie od przelanej tu krwi, a każde, martwe ciało, zostało pozbawione głowy. Ci, co bardziej rozglądali się z zaciekawieniem, nie potrafili jednak dostrzec łbów, które gdziekolwiek powinny się choćby zatoczyć. Podłoże ścieliły jedynie bezgłowe zwłoki, upaprane gęstą posoką, która zaczynała cuchnąć. Gdyby ni rzeź, jaka tutaj się dokonała, miejsce to byłoby idealną ostoją dla strudzonych Przebudzonych, jednak biorąc pod uwagę ilość trupów ścielących glebę, następnego dnia smród rozkładu przyprawi każdego o mdłości, a prawdopodobieństwo złapania śmiertelnej choroby wzrośnie o kilkadziesiąt procent.

Prócz nich, w mieście był ktoś jeszcze. Istota, przed którą zostali ostrzeżeni niejednokrotnie. Skrzydlaty mężczyzna leżał w kraterze, który powstał od jego własnego upadku. Jak można było się domyśleć, ten musiał być naprawdę silny i bolesny, co nie gwarantowała na pewno przeżycia. Anioł leżał zupełnie w bezruchu, nie dawał oznak życia, nie oddychał - a przynajmniej tak to wyglądało z tej odległości. Czy był im przyjazny? Nie wiedzieli, nie mogli wiedzieć nie znając go, ale wszystkie znaki mówiły, że nie był. Anioły w piekle nie były tymi, które ratowałyby ludzkie życia, chroniły dusze poległych tutaj istot, uwięzionych duchów. Niszczyły je, zabijały, znęcały się nawet z większą okrutnością i nienawiścią niż same diabły czy demony. Prawdopodobnie Sukkubuska była bardziej łaskawa dla swojej ofiary, niż skrzydlaty osobnik udający wcielenie boskości. Nie każdego ciekawiło, czy poległy jeszcze dyszy, ale większość tu obecnych chętnie przygarnęłaby jego dobra. Każdy po kolei dawał krok przed siebie, starannie próbując wyminąć pływające w posoce truchła, jednak zadanie to było wręcz niewykonalne. Każdy po kolei, jak zgrana grupa, którą przecież nie byli, ślizgał się niebezpiecznie po rozlanej, szkarłatnej cieczy, próbując za wszelką cenę uniknąć upadku. Niestety teren pokryty był krwią tak gęsto, że nawet jakby nie upadli od poślizgu, to być może krzywo stanęliby na jakimś trupim garbie. Bazylia, Rognir, Shade oraz Roland, w pewnym momencie przewrócili się, lądując twarzą wprost w dopiero co stygnące, martwe ciała oraz wylewające się z ich tętnic, jeszcze ciepłe, czerwone i gęste płyny. Obrzydzenie wywołane tym zdarzeniem, wzbudzało w ich umysłach odrazę, a ta przynosiła ucisk w gardle i przewracanie się żołądka. Ciężko było powstrzymać odruch wymiotny i może niekoniecznie spowodowany był on dla wszystkich samym faktem upaćkania się w gęstej posoce, leżąc wśród setek zwłok, jednak smrodu i faktu rzezi, jaka się tutaj dokonała. Jedynie Johanna zwinnie przemknęła, chwiejąc się co jakiś czas, ale dając radę utrzymać równowagę. Weszła do krateru, po którego ścianach spływała karmazynowa woda, przypominając swym strumieniem niewielki i powolny wodospad.
- Chyba żyje - oznajmiła bez zbędnego podnoszenia głosu, który mógł zwabić tutaj sprawców tych mordów - Ale szybko się nie obudzi. Pomożemy mu? - spytała z niepewnością w głosie i zamarła z wykrzywiona miną przerażenia, gdy odsłaniając poły płaszcza, dostrzegła ogromną, broń palną
- Ale ma strzelbę - powiedziała, stwierdzając nieprofesjonalnym okiem, że wielkie i strzelające to na pewno ten rodzaj broni. Choć w zasadzie nie robiło jej różnicy nazewnictwo, a efekty, jakie broń przynosiła. Otoczone górami miasto początkowo stwarzało pozory miejsca otoczonego murem, a przez to bezpiecznego. Zbiorowy mord, jak tutaj się dokonał, niósł jednak przesłanki, że owe góry nie chronią, a jedynie zasłaniają i uniemożliwiają, wcześniejsze dostrzeżenie wroga. Za najwyższym szczytem, poczęło chować się słońce.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline