Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 15:22   #18
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin


Wieszczka znała na szczęście lokalizację jeszcze kilku bezpiecznych domostw, podobnych tym, w których nocowali po ataku na hallę Jarla. Jednakże pomysł, by wszyscy w jednym langhusie spoczęli wydawał się być najrozsądniejszy, więc i Agvindura nieść do domostwa kowala nakazała, by tam wydzielić osobne pomieszczenie dla pana na Ribe. Z darów kobiet skorzystała, gdyż zioła zawsze cenne były i dziękowała mówiąc, że nie zapomni tego kto wspomógł.
W izdebce rozkruszyła wokoło ciała Jarla uzdrawiające rośliny i zapaliła szałwię, by powietrze oczyścić, tak więc gdy Thora w końcu nadeszła w pomieszczeniu unosił się ożywczy zapach ziół, a nie martwota powietrza. Dziewczyna uściskała staruszkę ciesząc się szczerze, że klucznica żyje i razem zajęły się Jarlem, obmywając go i przebierając w świeże szaty. Elin nakazała, by wszystkich, którzy o nią pytać będą spoza zaufanego kręgu, niech pierw do Freyvinda idą i z nim mówią.
Gdy zrobiły wszystko co należało zrobić i Thora opowiedziała swoją wersję wydarzeń volva łagodnie pytać ją poczęła:
- Czy Asgerowi ktoś towarzyszył?
- Kiedy, dziecinko?
- Kiedy po Jarla przyszedł, bądź później… Czy ktoś spoza naszych mu towarzyszył?
Klucznica głową siwą pokręciła przeczaco:
- Sam był. A jeśli nie, to zostawił go przed chatą. Nie widziałam nikogo.
- Nie dziwiło Cie, że nie chce byś przy nim czuwała? - Zapytała najłagodniej jak potrafiła.
- Dziwiło. Ale gadać zabronił… - Thora mrugnęła oczami - … i mówić nie mogłym…
Elin brwi zmarszczyła ale nic nie powiedziała.
- Zachowywał się jakoś inaczej? Poza tym dziwnym poleceniem?
- Na pewniejszego wyglądał. Alem na niego uwagi nie zwracała skoro jarla zabierał…
Pokiwała wolno głową i westchnęła cicho.
- A potem jak w zamknięciu siedziałyście, niczego żeście nie słyszały?
- Normalne dźwięki osady, dziecinko. Nic dziwnego. - pokręciła głową ze smutkiem.
- Rozumiem… A Karl Sighvart mówił coś jeszcze? Nic nie wiemy co z nim...
- Ten ze sługami wpadł jak po ogień, oddał ciało Agvindura i rzekł, że niedługo wrócą. Konie spięli i tyle ich było… Nikogo z Was nie było, jarl uśpiony, karl odjechał… - kręciła głową - … jak dzieci osierocone, jak dzieci…
Przytuliła znów kobiecinę, jeśli ta jej na to pozwoliła.
- Kazał nam jeszcze zostać i dokończyć sprawy… - Szepnęła do niej. - Ruszyliśmy jak tylko mogliśmy… Wybacz mi Thoro, że mnie przy nim było...
Staruszka łzy ciche, co bez udziału woli jej po twarzy spłynęły:
- Zawsze uparty był. Nikogo nie słuchał. - ton nabrał dźwięków jak u matki co o synu mówi - Nie baczył czy wrogów nie ma albo czy ich więcej. Zawsze po swej woli. I dla dobra naszego. - mrugała powiekami poklepując Elin po dłoni ciepłymi, szorstkimi rękoma. - Nic byś nie poradziła. Nie wyrzutuj sobie, dziecinko, nie wyrzutuj.
Teraz w oku volvy łzy krwawe się pojawiły i dziewczyna nie mogąc dłużej znieść ciężaru tego co jej na sercu legła wyszeptała.
- Alem to moja wina… Ten, kto to zrobił… Po mnie przyszedł… - Zagryzła wargi. - Choć pojęcia nie miałam, że tu będzie…
Thora wzrok oderwała od Agvindura:
- A on o nim wiedział? - spojrzała na volvę.
- Niedawnom się dowiedziała, że ktoś mnie szuka i on wiedział… - Pokiwała powoli głową. - Nie ukryłabym czegoś takiego przed nim… Gdybym wiedziała do czego się przyczynię… - Spuściła wzrok i pięści na podołku zacisnęła.
Zapadła cisza, gdy ghoulica słowa jej ważyła.
- Źle się stało, że Ribe ucierpiało. Wielu ludzi życie oddało. - przerwała i powróciła do czesania włosów jarla - I tego się naprawić nie da, dziecinko. Jeno pomyśl co by było gdybyś tu była jak ten co Cię szuka nadszedł? A ty byś o tem nie wiedziała, skoroś rzekła żeś się niedawno zwiedziała? Więcej śmierci i zniszczenia. - spojrzała uważnie na dziewczynę raz jeszcze - Znaczy się ten, kto Cię szuka albo tak Cię nienawidzi albo tak kocha szalenie, że dla Ciebie świat podpali…
Na to słów znaleźć nie mogła zmilczała więc jedynie potaknąwszy ze smutkiem i w Agvindura ponownie się wpatrzyła.

***


Elin, zaparła się, że przy Jarlu ostanie i w dzień. Nie zasługiwała na to, nie miała do tego prawa ale nie zamierzała ustąpić. Nie wiedziała co przekonało Thorę, być może ból ciągle widocznym w jej twarzy ale kobiecina skinęła głową i zostawiła ich samych.
Aftergangerka ułożyła się przy Agvindurze nakrywając ich klapą i głowę na martwej piersi jarla złożyła.
Dlaczego nie wyczuła grożącego jarlowi niebezpieczeństwa? Dlaczego nic nie poczuła, kiedy kołek został wbity w jego serce? Powinna była… Powinna była to czuć… Uniosła się nieznacznie wpatrując w umięśniony tors Brujaha, pogłaskała go delikatnie a w jej ustach kły sie wysunęły. Jeśli napije się jego krwi teraz, będzie z nim związana ale nikt się o tym nie dowie… Będzie mogła wyczuć, gdy ponownie coś mu zagrozi. Głowę pochyliła i… tak została. Ale jeśli nie zdoła się powstrzymać jak to było przy Freyvindzie… Westchnęła cicho i ponownie głowę złożyła na jego piersi. Szloch wstrząsnął jej ciałem.
Dlaczego Leiknar to robił? Cóż takiego uczyniła, że tak ją nienawidził? Wszak z miłości by czegoś takiego nie uczynił... I co zamierzał z nią zrobić? Czy planował Agvindurem posłużyć się by ją szantażować? Czy dlatego go nie zabił? I gdzie teraz był? Asger… Smutek czuła na myśl, że musiał zginąć, gdyż Leiknar go kontrolował. Asger szedł do kogoś się poradzić, gdy z Jorikiem mówił. Możliwe więc, że ciągle jest w mieście… A wtedy ona będąc z Jarlem tylko go naraża… Spojrzała na twarz mężczyzny. Ale nie mogła go teraz zostawić, po prostu nie mogła...

Elin, Volund


Volva w chatce siedziała nad ciałem jarla, które ułożone zostało w niecce w ziemi wymoszczonej skórami i futrami. Wnętrze ziemianki niewiele odbiegało od tej, w której dzień po napaści wilków spędzili, jeno ustawienie stołu i ław inne było. Na stole gliniany dzban z krwią stał i kubek. Domostwo pogrążone w ciszy było, tylko słuch bystry aftergangera wychwytywał oddechy hirdmanów wartujących na zewnątrz z rozkazu Jarla Bezdroży.
I kroki ciche, bo nieobute.
- Czy jest sama?
- Volva z Agvindurem. - odparł jeden ze świadków zdrady Asgera.
- Mówić z nią chcę. - cicho rozbrzmiał głos Pogrobca. Chwilę milczenia wypełniło dreptanie hirdmana do wnętrza ziemianki, gdy wchylił się. Jego zarys widoczny był dla Elin pomimo całkowitej ciemności.
- Wpuśccie Volunda. - Odparła wieszczka podnosząc się ze swego miejsca przy jarlu i podchodząc do drzwi, by dla brata krwi je otworzyć.
Wartownik odezwać się nie zdążył. Na słowa volvy jedynie wychynął na powrót w noc na zewnątrz. Wnet zastąpiło go blade truchło pięknolicego, który schylił się nieco próg ziemianki przestępując.
Volvę dokładnie obaczył, nieme pytanie zadając o nią.
Głową skinęła i drzwi zamknąwszy ponownie do Agvindura podeszła sadowiąc się przy nim.
- Dziękuję, żeś tam nam na plecy patrzył. - Odezwała się łagodnie.
- Nic to. Opowiedz mi proszę, co z nim… i co z tobą. - zapytał, szukając odpowiedzi w równej mierze w twarzy Elin co w jej słowach.
- Nie wiem co z nim… - Rzekła z głębokim smutkiem widocznym również w jej oku. Pogrobiec mógł również wychwycić poczucie winy. - Freyvind tak gwałtownie kołek wyszarpnął… - Odetchnęła cicho. - Może więcej czasu potrzebuje po prostu. A ze mną dobrze. - Uśmiechnęła się smutno do Gangrela. - Cóże miałoby być?
- Gdybyś pod słońcem wciąż chodziła, bardziejbyś była zapłakana aniżeli wierzba… - spostrzegł, ku Agvindurowi kroków kilka czyniąc, i dopiero stojąc nad potężnym jarlem wzrok na pogrążonego w stuporze przeniósł. Coś rzec chciał, ale się nie przemógł, patrząc tylko na pogrążone we śnie oblicze władcy Ribe.
- Gdyż to moja wina… - Szepnęła nie wiadomo czy do Volunda czy do samej siebie. - I pożar i stan Agvindura. - Potrząsnęła lekko głową. - A jak Ty się czujesz? - Spojrzała uważnie na brata krwi. Twarz jego i ciało całe się zdawały, jak za pierwszym razem gdy bramy ostrokołu Ribe przekroczył, zniknęły też czarne węzły żył spod bladej cery przebijające. Nie sposób było myśleć, jak wiele krwi jak wielu sług trzeba było na to. Lecz zdawał się znów silny.
Jeśli niekoniecznie pewny.
- Wina to tego co pożar wzniecił i Agvindura pokonał. Ni sumienia pierwsze uczynić, ni mocy drugie nie masz. - uśmiechnął się, na poły ciepło… na poły drapieżnie. Jak zaprzyjaźniony niedźwiedź.
- Jam sił pełny… teraz. Lecz zda mi się, że to dopiero początek.
Pokiwała delikatnie głową i wzrok na ciało jarla przeniosła.
- Tegom najbardziej się obawiam… Wróci tu i znów coś zniszczy… - Widać było,że Elin dokończyć zdanie chciała ale coś ją od tego odwiodło.
- Co jeszcze może zniszczyć? - zapytał Pogrobiec - Moc swą okazał, lecz jak Agvindur przednim władcą… i wybornym zdaje się wojownikiem… Freyvind dalece odeń bieglejszy. Jeśli Leiknar powróci, zostanie zgładzony. - wyjaśnił berserker, choć… bez przekonania. A zarazem w sposób prowokująco naiwny.
Volva z niejaką złością na Volunda pojrzała.
- Agvindura pokonał. - Ostre jej słowa były. - Jak z nim walczyć? - Pokręciła głową i znów głos złagodniał. - Nie chcę by się ktoś więcej narażał.
- Lecz nie twoje pragnienie, a Leiknara zadecyduje. - odparł chłodno Pogrobiec - I wiesz, że brat nasz potężniejszym gdyby w holmgang szło od Jarla. Żadna w tym hańba. Agvindur o Ribe troszczyć się musi. O wiele więcej ma odpowiedzialności, aniżeli… włóczyć się… w swady wdawać i mieczem je rozwiązywać. - pomimo tonu, utrzymał uśmiech.
Już chciała lojalnie wobec Jarla zaprotestować ale dalsze słowa Gangrela sprawiły, że na jej ustach błysnął leciutki uśmiech.
- To akurat prawda. - Westchnęła cicho. - Ale z Leiknarem to nie holmgang będzie, nie, gdy potrafi innym w głowach mieszać.
- Gdyby mógł, zapewne Jarlowi by próbował… więc nie wszystkim potrafi. - zauważył rzeczowo Volund - Prawdą, że niewiele o jego talencie wiemy… Lecz gdyby stanąć z nim twarzą w twarz… Brat nasz zbyt uparty, by głowy jego moc jakaś mogła sięgnąć.
Przykucnął przy Jarlu.
- Oczywiście, nie uczyni tego… Ribe opuścił. Wie, żeśmy tutaj. Nie może być daleko, jeśli Agvindura napotkał. Na jego miejscu coś niespodziewanego pragnąłbym uczynić.
Zaśmiała się krótko na wzmiankę o uporze Freyvinda i skinęła lekko głową na to.
- Niespodziewanego.... - Zamyśliła się na moment. - Jeśli rzeczywiście mym Stworzycielem jest, to jest szalony, Volundzie. Nie przewidzisz tego co uczyni.
- Dwie widzę drogi. - odparł tylko - Na najgorsze być gotowym… lub jeszcze bardziej szalenie czynić.
- Jest też trzecia. - Spojrzała poważnie na niego. - Najbezpieczniejsza dla Was wszystkich.
Podniósł na ni a wzrok, czekając aż dokończy.
Ona jednak uśmiechnęła się tylko łagodnie i ponownie zwróciła ku jarlowi.
- Wiele czasu może upłynąć, nim się zbudzi… - zmienił temat.
- Nie ruszę się stąd dopóki nie wstanie. - Tym razem pewność w głosie volvy brzmiała.
- ...dzwony kościołów mogą rozbrzmieć w Hedeby. I dalej nawet.
- Wstanie niedługo… Musi. Ribe go potrzebuje… - I ja… Ale tego już nie dodała na głos.
- Może zbudzić się jutro, a może za dekadę. Trzeba wiedzieć wówczas, co uczynić… by Ribe poradziło sobie… oczekując na jego powrót.
- Eggnir i Rune nie żyją… Nie ma następcy… - Zagryzła wargi. - Nasz brat jeno ale on co innego musi zrobić. - Elin zamyśliła się na moment. - Po ostatnich wydarzeniach wiemy, że śmiertelnicy nie są bezpieczni od wpływu… - Pokręciła głową. - Nie wiem… Volundzie. - Spojrzała ze smutkiem na niego. - Jeśli on się nie zbudzi, to nikt z Einhejahr nie będzie działał wspólnie.
- Nasz brat… nie jest gotów władać. Może nigdy nie będzie. - zauważył z jakąś pustką w głosie i oczach Pogrobiec, prostując się, a głos jego zszedł do szeptu - Pragnie tego tak bardzo… bardziej aniżeli czegokolwiek w tym świecie.
Wieszczka pokiwała powoli głową.
- Nie nadaje się, dlatego Agvindur musi się zbudzić. Spróbuję z magią run. Może coś zdziałam.
- Lecz jeśli się nie zbudzi… - spochmurniał gangrel - Nadzieję mam, że wrogość chrześcijanom zabierze go stąd. Ze mną. Wpierw ku Aros, potem ku Hedeby. Nie można tego ostawić. Ty zaś... - wzrok na siostrę we krwi podniósł.
- Sama w Ribe pozostając zaprosisz zgubę, dla się, dla niego, dla niewinnych.
- Pójdę z Wami, to zguba podąży za nami… - Pokręciła głową. - Nie Volundzie, powiedziałam - jest trzecie wyjście i je wybiorę jeśli tak trzeba będzie. Choć… - Spojrzała na jarla i pogłaskała go delikatnie po twarzy. - Chciałabym móc pierw z nim pomówić… Ale mogę nie mieć tyle szczęścia.
Pogrobiec znów jak nie od dawna wzrokiem lunatycznym, na volvę gładzącą policzek jarla patrzył, lecz zarazem oczy jego widziały przeszłość… I kogo innego.
- Oddać się mu zamierzasz. - stwierdził po prostu.
Spuściła wzrok.
- Jeśli będzie, to konieczne. Jeśli Agvindur się zbudzi wiedzieć będziem jak został pokonany, da nam to wiedzę potrzebną być może, żeby zwyciężyć… Więc mimo wszystko nadziei nie tracę.
Pogrobiec wzrokiem ją tylko mierzył, nic nie mówiąc.
Ewidentnie chciał.
Gwałtownie w oczach widać było zmianę zupełną jego myśli, gdy zmusił się do uszanowania racji volvy, choć nie chciał. Zmienił temat.
- Zapytać chciałem… odnośnie magii run. Czy być może tak… lub zielarstwem byłabyś w stanie… pomóc i mnie. - z trudem wypowiedział ostatnie słowa, jakimś cudem przyznając się do słabości i potrzeby pomocy.
Spojrzała uważnie na niego gdy zaczął zadawać pytanie i uśmiechnęła się ciepło na sam koniec.
- Zrobię co w mej mocy. - Odparła łagodnie i z troską na niego pojrzała wyrzucając widać z głowy chwilowo inne myśli. - Ciągle słabość czujesz? Mimo krwi picia?
- Każdej nocy budzę się, jak gdybym był pożerany od środka. Jak gdyby mój głód przeklęty wyniesion został po czterokroć i bardziej. - stwierdził ponuro - Czuję słabość taką, jak za życia. Gdym chorował, gorączkował po ranach. To wszystko czego nie widać… albowiem oczywiście ponadto… - dotknął brzegiem dłoni policzka, którego jeszcze wczoraj nie miał.
Pokiwała powoli głową.
- Zioła w naszym przypadku za wiele nie dadzą ale z runami mogę spróbować. Pierw zapytać o to jak pomóc a potem jeszcze użyć ich uzdrawiającej mocy… - Zamyśliła się. - Krąg będę musiała zrobić, podobny do tego na polanie. - Spojrzała na Pogrobca pytającym wzrokiem, chcąc upewnić się czy zgadza się na takie działania.
- Zioła mi nie pomogą… ale mogą stanowić pewną odpowiedź… - rozwarł lewą dłoń, ukazując szmatkę, którą sama Elin plugawą juchę wycierała na jasnym obliczu. Położył na stoliku, zwinąwszy samą jedną dłonią, patrząc na czerń na materiale, czerń, która krążyła w jego żyłach.
- Jeżeli o krąg chodzi… - zawiesił głos, nie patrząc na kobietę, lecz na ziemiste podłoże przed sobą.
Przyklęknął. Powoli wyciągnął przed siebie palec, opierając czubkiem o bardziej gładki kawałek ziemi…
Po czym sztywnym jak kość i nieczującym jak gałęzią lub kością faktyczną, począł jedna po drugiej kreślić linie kręgu, nie odrywając go ani na chwilę. Powtarzając z zapamiętaną - czy raczej wyuczoną precyzją.
Po kilku minutach ciszy, z krótkimi przerwami na rychłe zawahanie, wzór w mniejszej skali był odtworzony przed umarłym. Podniósł palec nieco, wzrok zawieszając gdzieś za symbolem, za kręgiem.
Elin podniosła się, gdy Volund podchodził do stołu i na szmatkę z zainteresowaniem pojrzała, by potem przyklnęknąć obok tak, by nie przeszkadzać w rysowaniu i we wzór się z namysłem wpatrzyła.


Z każdą kolejną wyłaniająca się kreską jej oblicze pochmurniało, gdy skończył palcami powiodła po każdej widocznej dla niej runie szepcząc ich nazwy.
- Hagalaz, Algiz, Eihwaz, Teiwaz… - Oko przymknęła, by nic jej nie rozpraszało i po chwili monotonnym głosem mówić zaczęła. - Śmierć, zniszczenie, pogwałcenie tabu gniew natury przyniosło. Karą wojna dalsze zniszczenie czyniąca i niepokój niosąca. Niepokój, niepewność duszy także… Ziemia zadośćuczynienia się domaga i winnych ukarania pragnie. Nie wszystko jednak stracone, gdyż odrodzenie może przyjść.. w boleści i trudach ale jest możliwe. - Błękit ponownie na Pogrobca spojrzał, gdy Wiedząca skończyła mówić.
Ten nie patrzył na nią… słuchał jej słów uważnie… i milczał. Wspominając.
- Tylko czemu cały gniew na Ciebie spłynął… - Zastanowiła się na głos Elin już swoim normalnym głosem, a po chwili jej wzrok powędrował na dzban na stole. - Choć nie… chyba nie cały. - Westchnęła cicho. - Będziesz mi musiał pomóc ze Źródłem. - Rzekła na koniec najspokojniej w świecie, jakby oczywistość wypowiadała.
- Úlfheðinn był gniewem… - wyszeptał Pogrobiec, uśmiechając się do swoich myśli w paskudny, nienawistny sposób - A ja w mej pysze wypiłeń zeń… wykręcone życie prawie do cna. Pojąłem lekcję… - dopiero oczy same, bez ruchu twarzy, volvę odnalazły, oblicze wnet skamieniało - Jak mogę Ci pomóc… ze źródłem?
- Tego jeszcze nie wiem… Musimy znaleźć sojuszników. - Wieszczka się nagle ożywiła troszeczkę, jakby zapomniała o tym co planowała jeszcze niedawno. - Styggr pomoże… Jeśli się jeszcze kiedyś do mnie odezwie. Ktoś z pewnością będzie wiedział co robić… - Zamyśliła się na moment. - Światło Sol potrzebne, więc nie my będziemy mogli dokonać rytuału ale znaleźć sposób i spróbować Úlfheðinn przekonać… Do tego sojusznicy potrzebni będą.
- Nie. - pokręcił głową, przymykając powieki.
Spojrzała zdziwiona na brata krwi.
- Nie pomożesz? - Smutek jej głos zabarwił. - Czy uważasz, że to niemożliwe?
- Od ciebie jeno pomoc przyjmę. - podniósł wzrok na jej oko, a przez zwyczajowy brak wyrazu przedzierało się zmęczenie, zrezygnowanie, jakiś żal - Twoje najlepsze staranie któreby nic nie przyniosło wszystko dla mię znaczy… A ich, kimkolwiek są, cokolwiek uczynią choćby w okamgnienie mnie ozdrowili, to jest dla mnie niczym. Wierzę… że można odkryć odpowiedź. Że w zasięgu śmiertelnych i nas to, z pomocą bogów… może? Szukać zamierzam. Lecz odpowiedzi, nie pomocy. Poza twoją. - wyraźnie widać było, że afterganger czuł wielki trud, poza pychą, jeszcze z… poczucia winy? By Elin o pomoc prosić, lecz z względów jakichś, tu może tylko pychy i natury vargra i zaufania braku, czyjakolwiek inna pomoc nie wchodziła w grę.
Kobieta wpatrywała się w Volunda zaskoczona, a w jej błękitnym oku ciepło się pojawiło, gdy wspomniał, że jej starania wszystko dla niego znaczą. Dłoń ku jemu policzku wyciągnęła zupełnie naturalnym gestem, by go po nim pogłaskać. Lecz vargr twarz obrócił, cofnął się, wstał, bokiem volvę widząc, oczy jego znów zarazem tu i teraz jak i w przeszłości.
- Przepraszam… - Szepnęła zawstydzona swym gestem i również się podniosła ale dystans od Pogrobca utrzymując. - Rozumiem i szanuję Twoją decyzję, bym jeno ja Ci pomogła i tak będzie… lecz ze Źródłem będę musiała rady szukać. Nie zdradzę Twej słabości. Pomyślę jak zwolnić to co Cie toczy… Zapytam. Czy tak może być?
Pogrobiec słuchał uważnie acz chwilę trwał w dziwnej pozie do jakiej się wycofał, bez ruchu, oczy jego tylko powiodły za dłonią volvy i znieruchomiały na chwilę, gdy walczył z zewem krwi, z pragnieniem dotyku siostry, gdzieś w duszy tam, gdzie i Bestii stawiał czoła. Lecz było łatwiej niż z Bestią…
- ...dziękuję. - powiedział, skinąwszy głową - Nie dbam jednak, czy rozpowiadać o tym uznasz słuszne. Choroba to, lecz nie słabość... o nie.
Pokiwała delikatnie głową.
- Jeśli tak mówisz. - Rzekła, a w głosie znów smutek zagościł. - Zapytam. - Powtórzyła i na Agvindura wzrok przeniosła z namysłem. - Dobrze byłoby jednak bym w krwi Twej umoczyła runy… - Powiedziała niepewna jak zareaguje Gangrel na to jej stwierdzenie.
On zaś nutki litości w głosie jej wychwycił, które coś w nim obudziły, z dna, spod kalejdoskopu barw, który w halli co spłonęła ujrzała, jak przebiśnieg.
Pewnym krokiem do stołu podszedł, pustą misę jakąś przysuwając po blacie, i nóż odnalazł, gestem jaki raz wcześniej w halli Agvindura wykonał, przysięgę Jarlowi składając. Jednym i precyzyjnym gestem kogoś bardzo nawykłego i wprawnego przeciął skórę nadgarstka zagłębił weń żelazo, aż czerwona struga spływać zaczęła i wypełniać naczynie. Uniósł przedramię i zalizał ranę, gdy było krwi dość.
Do volvy twarz odwrócił, patrząc na nią klarownie.
- Nieznana jest burzy mądrość wierzby... - nawiązał do metafory, jaką zaornamentował Widzącą na początku ich rozmowy - ...Wżdy więcej wiosen naliczy nie kto krzywdzi lecz kto zniesie.
I po prostu odwrócił się, miarowym krokiem, rozbudzony wychodząc z ziemianki.
Elin coś rzec chciała i już rękę wyciagała w kierunku Volunda lecz słowa zamarły w jej ustach, a dłoń opadła. Nie chciała go bardziej naciskać i tak winna się cieszyć, że zwrócił się do niej z pomocą. Już samo to niezwykle trudne dla niego być musiało. Podeszła do stołu i na krew pojrzała.

Krąg runiczny

Znajdzie sposób ale najpierw… Odwróciła się ku ciału jarla. Najpierw obudzi Agvindura. Gdyby nie wstał, gdy jej bracia krwi miasto opuszczać będą, powinna pozostać w Ribe i zadbać o nie ale tym samym ściągnie tutaj Leiknara… Jeśli pójdzie z nimi, jej Stwórca może znów w mieście osiąść i czekać niczym pająk po środku pajęczyny… bądź znów tu śmierć i zniszczenie sprowadzić i potem za nią podążyć. Rzeczywiście więc miała tylko dwa wyjścia… Zbudzić Agvindura lub oddać się Leiknarowi… Dłoń zacisnęła na nożu ciągle leżącym na stole, wytarła go z lekkim obrzydzeniem o swoją suknię i podeszła do ciała jarla. Pocałowała go delikatnie w usta i.. ryć runy w ziemi dookoła leża poczęła.
Pierw Fehu, by siły zapewnić i w martwe członki energię przekazać, Uruz następnie, by energię w kontroli utrzymać, by nie wyrwała się w szale i zniszczeniu, Thurisaz by chronić, a Ansuz by uwolnić Agvindura z sideł torporu i równowagę z wcześniejszym znakiem utrzymać, Gebo dla szczęścia wyrysowała, gdyż Bogowie wiedzieli jak bardzo im ono potrzebne, Eiwaz by przejście dla ducha Jarla uczynić i ułatwić mu powrót do swego ciała, Perthro by przejście bezpiecznym uczynić, Algiz dla zakotwiczenia i drogi wskazania, Berkannan by ochronę Agvindura wzmocnić, Mannaz by równowagę miedzy sobą a Bestią utrzymał, Laguz, by jej prośbę o jego przebudzenie jeszcze wzmocnić, Ingwaz, by zakotwiczyć i utrzymać wszystkie runy w ryzach i Othala na koniec wieńcząc krąg. Każdy znak cicho niczym mantrę intonowała. Na koniec stanęła u stóp u Jarla i ręce ku górze wyciągnęła.
- Hail Odin! Hail Frigg! Hail Freya! Hail Eir! Pojrzyjcie na tego Syna Odyna łaskawym okiem i przywróccie go nam! Potrzebny tu jeszcze i na Walhalle zasłużył, a nie by ginąć w tak niehonorowy sposób! Wzywam Was wszystkich byście jeszcze go tu pozostawili dla dobra naszego wspólnego! On jeno wszystkich przeciw Chrystu Białemu zjednoczyć zdoła. Więc to i Wasza korzyść będzie! A ja cenę zapłacę… - Nożem dłoń sobie przebiła i na ziemię kropel parę upuściła. - Niechaj tak będzie! Hail Asom i Wanom! Fehu… Urus… Thurisaz… Ansuz… - Znów po kolei monotonną recytację każdej z run poczęła.
Gdy skończyła długą chwilę wpatrywała się w ciało Jarla jakby licząc, że poruszy się i wstanie, gdy jednak nic takiego nie nastąpiło padła na kolana znów łzy roniąc.

Wieszczba dla Volunda


Szałwię znów zapaliła, runy z woreczka wyciągnęła i stanęła nad misą z krwią Volunda. Chwilę trwało nim przemogła się, by dłoń z kośćmi zanurzyć w czerwonej posoce, w końcu jednak zdołała to uczynić i mamrotać powoli poczęła:
Ár skal risa,
sá er annars vill
fé eða fjör hafa;
sjaldan liggjandi ulfr
lær of getr
né sofandi maðr sigr.
Sięgnęła po nóż i dłoń sobie nacięła mieszając krew na runach.
Ár skal risa,
sá er á yrkjendr fáa,
ok ganga sins verka á vit;
margt of dvelr,
þann er um morgin sefr,
hálfr er auðr und hvötum.
Kośćmi trzymanymi w obu dłoniach potrząsnęła, przyklękła na ziemi i rzuciła runy przed siebie ciągle słowa zaklęcia powtarzając.


Cytat:
Krew na kościach, krew na sukience i jej dłoniach. Posoka rozszerza się, przekształca, formuje obraz pożogi, zniszczenia i jeszcze więcej krwi wokół. Nienawiść uderzą w nią z siłą ostrza, nozdrza metaliczny posmak wyczuwają i ból, ból wszystkich członków. Nagle czerń ją pochłania, nie widzi, nie czuje nic, jakby w pustce się unosiła, by zaraz potem wyrzucić ją na pole pośrodku którego Volund stoi uśmiechnięty. Miecze krzyżuje z jednym przeciwnikiem, drugim, trzecim… Walczący przesuwają się jej przed oczyma setkami, a Pogrobiec każdego ubija z tym przeraźliwym grymasem na twarzy, który wygląda niczym uśmiech. W końcu berserker pozostaje sam na środku boju pokryty posoką swych wrogów. Zwycięski i … zupełnie samotny. Krew zaczyna wnikać w jego ciało dymiąc i ból okrutny wywołując. On jednak dalej stoi niewzruszony niczym posąg, choć Elin każdą swoją cząstką czuje jego osamotnienie i ból.
Sceneria ulega zmianie i znów widzi walczącego brata jej krwi. Już się nie uśmiecha, nie, ciało jego rozpada się powoli, by w mękach ponownie się zasklepić. On jednak ciągle walczy powolnej przemianie ulegając. Piękno jego gdzieś zanika, odchodzi, a po jego ciele i wokoło niego i po nim duszki niewielkie o kształcie drzew chodzą, kręcą się szarpiąc go coraz dotkliwiej. Ból niczym tysiące sztyletów wbitych w ciało. W końcu udaje im się Volunda rozszczepić na dwie części, a z górnej wychodzi nowy, niczym odrodzony. Ten sam, a jednak inny.
Kolejna scena i ta sama sytuacja, jednak rozkład następuje zdecydowanie szybciej i znów na koniec pojawia się nowy Volund. I następna… i jeszcze jedna…
Elin głowę na polepie kładzie nie mogąc znieść już więcej cierpienia jej brata. Czerń ją ogarnia, by po chwili wyłonił się z niej rozmazany obraz wnętrza izdebki.
Pod powieką jeszcze jedna, ostatnia scena się jej objawia: Volund w białej przepasce na biodrach stojący w rzece i mąż za nim, który powoli go w wodę zanurza.
Volva klęczy czołem oparta o klepisko, a w błękitnym oku znów krwawe łzy widać.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 13-09-2016 o 15:27.
Blaithinn jest offline