Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 20:50   #21
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Volund
Volva biegła niemal do części wydzielonej w langhusie kowala w głowie układając sobie jeszcze raz to, na co słowa Pogrobca ją naprowadziły. Jeśli Leiknar był jej stwórcą, to po nim mieć musiała swoje zdolności. Zatem jeśli ona mogła manipulować emocjami i odczuciami, on tym bieglej. Mógł zatem Agvindura wyciszyć kompletnie, skoro miał dość czasu… Wpadła do środka niczym burza.
- Thoro, myślę, że wiem jak mu pomóc ale musicie mnie zostawić z nim samą i zabarykadować wejście. - Rzekła na progu.
Klucznica poderwała głowę spoglądając na volvę z budzącą się nadzieją:
- Prawda li to? Możesz mu pomóc? - dłonie załamała ze wzruszenia - Przywrócisz go nam?
- Jest szansa i ją wykorzystam. - Odparła przyoblekając swą postawę Wiedzącej. - Jeno sama z nim muszę ostać.
Thorze więcej nic nie trzeba było.
- Jeśli czegoś Ci, dziecinko, trza, wołaj. - zebrała suknie i ruszyła truchtem niczym młódka, a nie troską złamana staruszka.
Volva została sama z jarlem…
Odczekała chwilę, aż strażnicy drzwi zabarykadują i uklękła przy Agvindurze. Miecz, który mu ostawiła położyła koło siebie niczym talizman i dotknęła głowy Jarla koncentrując się na swej mocy. Agvindur jednak jak leżał bez ruchu dalej taki pozostał, a Elin poczuła jak rozpacz, strach i zniechęcenie biorą ją w swoje szpony. Z piersi jej wydarł się głośny jęk i głowę na piersi jarla złożyła szlochając tak, iż pewnie była doskonale dla wszystkich słyszalna ale nie miało to już dla niej żadnego znaczenia.
Krwawe łzy znaczyły szlak na piersi pana na Ribe.

Drzwi zabarykadowane były od zewnątrz jakby kto nie chciał wypuscić tego co w środku. Skald zaczął odrzucać kufry i to czym zastawiono wejście. Wpadł do izdebki rozglądając się czujnie gotów stawić czoła niebezpieczeństwu jakiego spodziewał się po pełnym rozpaczy krzyku Elin.
Volva przestraszona jego nagłym wtargnięciem w kąt izby się niemal wprasowała i patrzyła na niego zakrwawionym błękitnym okiem. Agvindur dalej leżał jakby nigdy nic. Wieszczka natomiast widząc, iż to jej brat znów zawodzić zaczęła.
- To wszystko moja wina… I nie potrafię pomóc… A powinnam… - Twarz w dłoniach ukryła.
Ramiona skalda opadły jakby bezsilnie. Spodziewał się… sam nie wiedział czego, ale nie tego.
- Elin, na miłość Freyi… - wydusił tylko z siebie. - Dlatego krzyczałaś?
- Wiem jak mu pomóc… a nie umiem. Nie umiem… Gdyby mnie tu nie było, to wszystko by się nie zdarzyło…. Sven miał rację… - Kobieta zdawała się nie bardzo słuchać Freyvinda.
- Svena porwali i nie wiadomo gdzie wywiedli, niewiele pamiętał. To co mówił, ktoś mu w myśli mógł wsączyć. A nie jedną jesteś co winna, gdyby mnie nie było… Cała ta awantura z wilkami… - Uspokoił się nieco, choc w pierwszej chwili miał zamiar trzasnąć drzwiami i odejść widząc, że Elin na darmo zdało by się alarm wzbudziła krzykiem. - Jak mu pomóc? Mówisz, ze wiesz… jak? - spytał w końcu.
Elin płakać tylko głośniej zaczęła, gdy o wilkach wspomniał i szarpać włosy z głowy poczęła.
- To też moja wina… Powinnam Was powstrzymać…
- Jak? - Frey położył dłoń na ramieniu Elin, nie był dobry w pocieszaniu czy też empatii, starał się jedynie ku przytomności poprowadzić.
- Nie wiem… Nic nie wiem… - Kręciła głową z rozpaczą. - Volvą być nie powinnam… - Kiwać się zaczęła jak dziecko.
- Nic?! - zazgrzytał po czym zaraz podniósł głos. - Sama rzekłaś że wiesz! Będziesz się skupiać na rozpaczy miast starać się mu pomóc?! Jemu za nic to, że moja czy Twoja to wina - z zamachem trafił w stopę Agvindura przez co jego noga z posłania opadła na ziemię. Wyglądał tak lekko komicznie, jakby pijany uparł się, że będzie wstawał. - Pomóc mu musimy, na tym nam się skupić, nie na szlochu.
Od picia krwi volvy nad Engelsholm połączyła ich więź i czuł do Elin przywiązanie, a emocje do niej żywione zawsze silniejsze były.
I dobre.
I złe.
teraz nie na nią nawet się wściekał, a na sytuację jaka ich dopadła.
Na własna bezsilność.
Elin podskoczyła przerażona, gdy głos podniósł i ręką machnął w stronę Jarla. Chwilę później twarz wieszczki spokój odzyskała, jeno smugi na twarzy świadczyły o płaczu, gdyż oko bez emocji wpatrywało się w Lenartssona. Rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok na Agvindura padł.
- Co mu się stało?! - Helleven syknęła z wściekłością i na skalda pojrzała.
- - Skald aż cofnął się zupełnie nie przygotowany na taka zmianą zachodzącą w Elin. Nawet jak poznali z Volundem jej tajemnice w Jelling, to czym innym było wiedzieć, a czym innym doświadczać. Prawie się potknął i przewrócił cofając.
- He… - zaczął zupełnie zbity z tropu i niepodobny do samego siebie sprzed chwili. - Helleven? - spytał, a z zewnątrz musiało wyglądać to tym bardziej komicznie. Volva w jednej chwili chlipiąca, w następnej rzucająca gromy z oczy. Skald w jednej chwili gromiący ją, w drugiej zupełnie zbity z tropu i jakby zapominający języka w gębie.
I Agvindur, bez czucia, majtający nogą jeszcze lekko, zwisającą z łoża.
- Zgadza się. Czemu Agvindur bez zmysłów tu leży? Co się stało? - Jedyne oko wieszczki wbijało się w Freyvinda.
- Nie wiemy… - szybko odzyskiwał rezon, choć gniew i uniesienie odeszło zupełnie. - Leiknar drewno w serce mu wbił w czasie boju, przywiedli go tu do Ribe Sighvart z druhami. Ruszyli śladem Leiknara, bali się wyciągnąć przed tym drzewce, bo krwi w nim niewiele było i szał… - urwał, ale tylko na chwile. - Jeden z ludzi władzę chciał przejąć, trzymał go tak blisko dwa dni. Po wyciągnięciu drzewca tak leży, bez przytomności.
- Leiknar w Ribe? - Poderwała się na nogi brwi marszcząc i kląc cicho pod nosem. - Kto jarla przetrzymywał?
- Asger. Ubiłem. Leiknar część osady spalił nim Agvindur z Jelling wrócił, ludzi natłukł, Sigrun jaka wrócona widno przez wilki została, porwał i w krwi jako swą córke zbudził…
- Asger? Żart to… - Zamarła gdy o Słoneczku wspomniał. - Zmienił ją… - Widać było, że ta wiadomość nawet Helleven poruszyła. Pokręciła głową powoli. - Ale… skąd to wiecie? Oddał ją?
- Uciekając widno jej losem się nie przejął. I tak wiele mu dała, bo już Agvindur miał go zabić, gdy ją przywołał z równowagi jarla wytrącając. Sighvart ją odnalazł śladem Leiknara idąc. Jest tu… właśnie piła… Nijak kontaktu z nią nie ma, choć nie tak jak on, w przytomności pozostaje. - Mówiąc to skald na powrót ułożył strącona nogę Agvindura na łożu.
- Chodźmy do niej… - Stwierdziła i do przejścia pewnym krokiem ruszyła.
- Helleven! - zawołał za nią ostro. - Elin zbudzić go nie potrafiła, o Leiknarze nic nie pamięta. a Ty?
Odwróciła się i chwilę przypatrywała się uważnie Freyvindowi.
- Pamiętam… i dlatego muszę Sigrun zobaczyć… Mógł ją spętać więzami krwi albo i jeszcze gorzej…
Skinął niechętnie głową i nie odezwał się. Ruszył za volvą.
W langhausie zastali Volunda, co w zastępstwie Freyvinda o blat był wciąż dłoniami oparty, myśląc tęgo. Sighvarta i jego towarzyszy już nie zastali, podobnie jak Chlo. Pogrobiec z wolna oczy otworzył, gdy wkroczyli.
Wieszczka pewnym krokiem wkroczyła do głównej sali i rozglądać za Słoneczkiem zaczęła, Volundowi nawet spojrzenia nie poświęcając. Twarz miała ściągnięta ale spokojną. W końcu dostrzegła tą, której szukała i ku niej ruszyła.

- Gdzie Chlo? - spytał skald od pewnego czasu nie czujący się komfortowo gdy nawiedzona demonem dziewka nie była w pobliżu.
- Sighvarta i towarzyszy jego do domostwa na dzień zabrała. - odpowiedział Pogrobiec, prostując się i bardzo uważnie przypatrując volvie.
Helleven tymczasem podeszła do Sigrun i jej nienawiść do Leiknara zapłonęła jeszcze większym ogniem. Widziała w niej odbicie samej siebie, gdy rodziców straciła. “Ty też im śpiewałaś?” Zapytała łagodnie w myślach ale twarz uczuć nie zdradzała. Nachyliła się nad nią ujmując jej podbródek w dłoń i unosząc ku sobie jej twarz.
- Sigrun?
Dziewczyna dała się dotknąć i pozycję twarzy zmienić całkowicie bezwolnie. Wzrok jednak przeciągnął po volvie obojętnie zatrzymując się gdzieś na powale halli.
- Spójrz na mnie… - Głos wieszczki był stanowczy. - Spójrz.
Słoneczko jednak całkowicie obojętnie ignorowało prośby i polecenia. Zamknięta w swoim nagle skurczonym świecie, Sigrun najwyraźniej przecięła wszelkie więzy z rzeczywistością.
Westchnęła cicho puszczając jej podbródek i ciału się przyglądając, choć wiedziała, że pewnie wszelkie ślady Leiknar zagoił. Nic tutaj nie poczną, może kiedyś zechce opuścić schronienie swego umysłu… bądź nie. Volva z doświadczenia wiedziała, że może to trwać długie lata. Agvindurowi kolejna troska przybyła.

Na słowa Pogrobca skald zbladł chyba bardziej niż zwykł jasność skóry prezentować afterganger. W oczach rozkwitły mu ogniki strachu. Frey przemienił Sighvartowi sługę krwi, teraz jego służka poszła z Sighvartem uniesionym ostatnimi wydarzeniami. Pan na Varde nie wiedział co drzemie w tym ślicznym jasnym łebku, pan na Varde był wprzódy wściekły na to co stało się ze Svenem. Do tego demon…
- Bjarki… - rzucił drżącym lekko głosem. - Przywiedź ja tu w te pędy. - Frey spojrzał na Grima. Ribe swoje już doświadczyło.
Volund nieco tylko uniósł brwi - przez opóźnione dołączenie jego do wyprawy, pozostał na trwałe nieświadom subtelnego… ogniska niezgody pomiędzy Jarlem Bezdroży, a karlem Varde. Oczyma wyprowadził Bjarkiego, zerkajac tylko od czasu do czasu na volvę.
- Agvindur karla pomocy chciał głównie w Hedeby. Może niełatwo być go przekonać, by do Aros ruszył… lub Ribe został chronić. O ile taki w ogóle jest twój plan.
- Moim planem jest ogłoszenie wojny Volundzie.
Pogrobiec pochylił głowę, tak że wzrok jego w blat był wbity tam gdzie dłoniami się oń opierał i ciemi jego bujnymi włosy Freyvind widział.
- Komu tym razem? - zapytał, a choć nie było tego widać, z tonu zasłyszeć się dało niewidoczny na licu, lecz obecny zmęczony uśmiech.
Na to volva do nich podeszła.
- Wojnę? Jaką wojnę? - Zapytała ostrym tonem.
- Ludzie najważniejsi… - skald powiedział niby do siebie, niby do Volunda i nadchodzącej Helleven. Jego wzrok sugerował jakby nie skupiał się do końca na tej rozmowie.

Pogrobiec z nagła pięściami poderwanymi udrzył o blat z hukiem, prawie łąmiąc drewno, a oczy rozgorączkowane prosto w źrenice, w duszę Freyvinda się wwiercały tak, że nie dało się ukryć ziejącego z nich rozgorączkowania.
Ekscytacji.
- Wojnę nieść… komu?! - zapytał pełnym entuzjazmu tonem, jak gdyby ledwo nad sobą panował z chyżej biegnącej w martwych, zakażonych żyłach krwi.
Wiedząca z lekkim skrzywieniem ust obserwowała jak Pogrobiec uderza w stół, by później wzrok przenieść ponownie na Lenartssona.
- Żadnej wojny. - Rzekła dobitnie.
- Gdym zbyt późno zorientował się, że to mnie ścigają - podjął w końcu skald - chciałem zakończyć sprawę wilków, nie Sigrun moim celem była. Wygraliśmy, zniszczyliśmy ich siedzibę i święte miejsce, natłukliśmy ich… ale tyle osiągnęliśmy, że mścić się będą chcieć - rzucił gorzko patrząc to na volvę to na berserkera. - Wymordować Jelling, atakować Ribe. Ludzie ważni. W nich nasza siła, w ich krwi, w potędze miast pełnych ludzi. Ogłosimy wyprawę na wilki. Za nami pójdą, byśmy nie zniszczyli innego ich leża. Ribe i Jelling zostawią, naszym śladem na Aros pójdą. Leiknar może też odpuści tu i pójdzie naszym tropem za Elin. Ribe będzie bezpieczne.
- Wiedział o Sigrun… Musiał miasto poznać. Agvindura unieruchomił. Łatwo może nie odpuścić. Mogło mu sie tutaj spodobać… - Zamyśliła się na moment. - Albo będzie dążył do zabicia Jarla, a potem podąży za nami. Ciężko przewidzieć co akurat mu do głowy przyjdzie. Zostawił Słoneczko… więc mu się nie śpieszy, by mnie zabrać. Będzie niszczył i zabijał i delektował się reakcją Elin na to wszystko.
- Nim swoje powiem. - zaczął Volund - Z dali, jeśli rozumiem, oczyma Asgera postrzegał, uszami jego słyszał. Czy…? - zadał nieme pytanie, zerkając na Sigrun.
- Postrzegał oczami Asgera? - Spojrzała ostro na Freyvinda. - Tego nie powiedziałeś!
Frey nic nie rzekł, wpatrywał się jedynie w dechy stołu.
- I nie… w dziewce go nie ma. - Odpowiedziała na pytanie Pogrobca i nagle rozejrzała się zdziwiona marszcząc brwi.
Skinął głową.
- Ciężko będzie z każdym razem opowiedzieć wszystko, czegoś nie uświadczyła, Helleven. - zauważył, odnośnie jej uwagi względem skalda.
- Jeśli Agvindur by się zbudził… lub jeśli karl zgodziłby się pozostać… Wtedy nie strach o Leiknara. I Freyvind rację ma, że miasto jak Ribe, zwłaszcza ostrzeżone, przed synami Lokiego się obroni. Nim o wojnie pomówim… zapytać was chcę. Co jeśli Sighvart nie zostanie, ni Agvindur na dniach znów nie zacznie kroczyć pod gwiazdami.
- Sighvart zostanie - odpowiedział skald. - Leiknar zaś… - walnął pięścią w stół lecz słowa volvy mu przerwały:
- Mowy nie ma! - Warknęła, gdy o Sighvarcie wspomniał. - Chcesz Ribe dać innemu aftergangerowi pod pieczę? To tu już zostanie. Agvindura trzeba zbudzić. Mówiłeś, że Elin wiedziała jak. - Najwyraźniej Helleven nie bardzo przejmowała się tym, że przerwała Freyvindowi. - Co jeszcze ona wiedziała o tej sytuacji, czego ja nie wiem? - Pojrzała na swych braci krwi podpierając się pod boki.
Pogrobiec dość niepomny na obydwoje, jako że sprzeczne mieli pomysły, pytanie swe potraktował najwyraźniej jako otwarte i dać im chciał pola do uzgodnień. Sam wzrok skupił na nietkniętym pucharze, Sighvartowi podstawionym i sięgnął przez cały stół, chwytając go i do ust przybliżając.
- Albo mu zostawimy w pieczy, albo zostaniemy nim się jarl obudzi - rzekł skald gniewnie - a im dłużej tu zostajemy, tym łacniej wilki lub Leiknar atak szykować kolejny mogą.
- Leiknar będzie próbował nawet jak ruszymy… - Wzruszyła ramionami.
- Tego nie wiesz!
Uśmiechnęła się leciutko i chciała coś powiedzieć ale nagle zamilkła i rozejrzała się zirytowana.
- Cóż to na Asów i Wanów? - Wyraźnie szuka czegoś wzrokiem.
- Styggr. - odpowiedział Pogrobiec, wychylając puchar krwi.
- W trójkę od niedawna sobie pomieszkujecie - Frey załapał i swoje docisnął, złośliwy uśmiech na twarz Volunda przywołując.
Zamrugała wyraźnie zbita z tropu.
- Styggr? - I dostrzegając ich spojrzenia oko zmrużyła. - Żarty sobie stroicie w takiej chwili?
- Jest duchem Elin sprzyjającym, z caernu… być może. - berserker odstawił puchar na stół - Zignoruj go w tej chwili, pomógł a wiele miał okazji szkodzić, i wezwanie Leiknara zniweczył. Teraz mamy jedną z rzadkich okazji naradzić się wobec tego co należy poczynić… a Elin wybaczyłaby mi stwierdzenie, że dalece przed nią w tym przodujesz, dlatego tak mi zależy, by pewne ustalenia poczynić. - przeniósł wzrok pomiędzy nią i Freyem - Zatem... nie zgadzacie się w zakresie tego, co z Agvindurem śniącym poczynić…
Helleven wymamrotała coś pod nosem i rzekła.
- Twierdzi, że pomoże z Jarlem jak Elin swojej obietnicy dotrzyma. Możecie jej to przekazać.Choć mam nadzieję, że szybciej problem rozwiążemy… I tak nie zgadzamy się, bo skoro ona uważała, że da się mu pomóc, to sposób jest.
Pogrobiec na skalda spojrzał.
- Może opowiesz naszej siostrze…. jak z Elin miejscami się przed chwilą zamieniły?
- Do kurwy nędzy to teraz jest ważne? Kiedy Elin i Helleven się zamieniają? - zgrzytnął. - Czy Agvindura da się wybudzić, nie wiadomo. Oby tak. Radzić nam co czynic na wypadek gdyby sie nie dało. Jak wstanie z łoża, to problemu nie będzie.
- Zabić Leiknara. - Odparła na to spokojnie volva, choć w oku coś jej błysnęło.
- Elin wyruszyła z naszej narady pełna ekscytacji i nadziei, że Agvindurowi wie jak pomóc. Wtem po czasie krótkim słyszeliśmy lament jej, jakby go opłakała. - stwierdził Pogrobiec, półpatrząc na Freyvinda - Brat nasz udał się do niej co rychło. Wróciliście już wy, razem. Tyle, jeśli o prędkie przebudzenie Agvindura chodzi.
Volund wyprostował się. Chciał coś powiedzieć, ale wstrzymał się, widząc wzrok Freyvinda.
- Dobrze zatem - Freyvind wstał - idziemy zabić Leiknara. Prowadź, byleśmy przed świtem zdążyli - zwrócił się do Helleven. - A jak wrócimy, to wróci Elin - spojrzał na Volunda. - I znów zacznie ryczeć, płakać i pierdolić raz że wie, jak go zbudzić, a zaraz że nie wie rosząc krwią z oczu polepę.
Spojrzała uważnie na obu aftergangerów przygryzając wargę z namysłem.
- To już chyba wiem co próbowała… Ale to by znaczyło, że Leiknar Agvindura w ten stan wprowadził, nie jeno kołkiem… - Głowę dumnie uniosła. - Mogę i ja zrobić to co ona próbowała ale efekty uboczne widzieliście. - Uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli gotowyście mnie wysłuchać, mam plan. - powiedział wreszcie Pogrobiec, na tyle pewnie, na ile wysiłek ostatnich dni mu pozwalał.
- Albowiem tak gaworzyć możemy bez końca i niczego nie dojść. Użyczycie mi uszu?
Volva łaskawie głową skinęła wpatrując się w berserkera, a skald nie rzekł nic stał dalej jak stał gdy się od stołu zerwał. Nic nie mówił patrzył jeno wyczekująco na Volunda, a znać było, że cierpliwości mu nie staje.
- Elin rzekła, że wyjściem by… nikt nie ucierpiał jest, żeby Leiknarowi się oddała. Więc pozwolimy na to. - zaczął, ale wiedząc, że sprzeciw wywoła, ciągnął głośniej i pewniej - Nawet ona nie będzie wiedzieć, pozostaje nam jeno wywiedzieć się gdzie lub jak za nią podążać i wówczas Leiknara napotkać. I walczyć zeń do śmierci.
- Bez Leiknara można Ribe zostawić pod opieką śmiertelnych, którzy się w dniach ostatnich wyróżnili, kogoś na honor i na krew zobowiązać. Może nawet jedno z nas potomstwo stworzyć.
- Wilków wywieść można wojnę wypowiadając. Osobiście. Nie jako miasto, lecz jako my. Nas troje. I wówczas z Sighvartem do Aros wyruszyć, lecz wici rozesłać, jakobyśmy kolejnego leża do zbeszczeszczenia szukali i pytali po hallach afterganger, kto z ulfhéðnarswadę ma.
- Gdy Leiknar ducha wyzionie, gdy Ribe będzie bezpieczne, gdy Aros z pomocą Sighvarta i… Eryka z Tisso poznamy jaki los spotkał… - powiódł po nich wzrokiem - Wróg, prawdziwy nieprzyjaciel korzenie w Hedeby zapuszcza. Do tego czasu postanowimy, jak ten problem rozwiązać.

Przeszedł obok obydwojga, stając w świetle drzwi i wyglądając w noc na zewnątrz, oparty o framugę.

- Jeśli to rozsądne się wam zda, jeśli zgadzacie się z zamiarami i jeno w szczegóły nie dowierzacie… Je winniśmy wspólną wiedzą ustalić, by siły nasze wykorzystać i je zrealizować. Każde nasze działanie prowadzić do kolejnego musi, zbyt wielu wrogów. Krótkowzroczność jeśli wnet nas zgubi, to jutro.
- Leiknar… - zaczął Frey - ten suczy chwost, to gówno, ten chędożony przez chore capy sukinsyn, zrobił co zrobił, gdy miasto przez żadnego z einherjar chronione nie było. A gdy przyszło do walki z Agvindurem i Sighvartem ogon podkulił i ledwo zbiegł. Niechaj tak będzie, że zostawić kogo z krwi i Sighvarta tu - spojrzał butnie na Helleven protestującą wczesniej na pana na Varde w Ribe mającego pozostać - by miasto chronili jak nie uda się jarla zbudzić. A my do Aros pociagniemy głosząc to co wilki od Ribe i Jelling odciągnie by naszym szły tropem. - Zbliżył się do volvy. - A jeżeli do tego czasu Tobie, lub Elin uda się go przebudzić. Tym lepiej. Jest w tym zgoda?
- To ja tu zostać muszę...
- Nie - przerwał jej Freyvind. - Bo jest szansa, że Leiknar ostawi Ribe i naszym tropem pójdzie, gdy Ty z nami.
- A jeśli Agvindura zbudzić się nie uda… - również pociągnął wątek Pogrobiec - Elin tutaj obietnicy swej nie ziści. A mieszkańcy caernu… nie wilki, nie… okazali nam już swą moc.
Słuchała wyraźnie niezadowolona.
- Widział ją Asger? - Zapytała nagle. - Widział jak na Jarla reagowała?
- Co? Kto? Na kogo? - Frey wyglądał jakby balansował na linii.
- Tak, Leiknar wie, jak bardzo Elin miłuje Agvindura. - spokojnymi słowy odpowiedział Pogrobiec, licząc jednocześnie, że pozwolą Freyvindowi zrozumieć istotę pytania. - Dlatego pułapkę proponuję.
- Czasu nie mamy wiele. Ribe uchronimy, Jelling Gudrunn sama nie. Odger tam bez życia leży.
- Nie odpuści… - Rzekła na to tylko i przyglądała się uważnie swym braciom krwi.
Pogrobiec wzrok na Freyvinda skierował.
- Zatem, bracie… zasadzka na Leiknara?
- Nie, to zbyt wiele czasu zajmie, jeżeli idzie Wam o TU w Ribe. Jeżeli zaś idzie Wam o zasadzkę na skurwysyna w drodze do Aros, to od początku o to mi chodzi, by za nami podążył.
- Dwie noce. Dwie noce by go zwabić i ubić.
- Za dużo, nie mamy tyle czasu.
- W takim razie - odwrócił się do Helleven - Agvindura nam wybudzić prędko… albo zabrać ze sobą.
Freyvind spojrzał na Pogrobca na jego twarzy jawiło się zaskoczenie.
Później zaś złość.
Bez słowa odszedł w mrok nocy.
Volva ramionami wzruszyła i do Pogrobca się zwróciła.
- Zabarykaduj zatem drzwi do pokoiku jarla. - Po czym ruszyła w tamtym kierunku.
- Czy potrafisz go odnaleźć? Wezwać? - przerwał jej Pogrobiec. Jasnym było, że mówi o Leiknarze.
- Ja nie… - Odparła po chwili namysłu. - On ze mną może… - Zamyśliła się na moment. - Ale może ten cały Styggr będzie w stanie pomóc. Skoro go powstrzymał od kontaktu. Wtedy można by go zwabić nawet i w drodze… tylko Elin musiałaby być… cóż, co najmniej w takim stanie jakim ją znalazł nasz brat.
- Potrafię to uczynić. - zarzekł Pogrobiec - Jestem też w stanie zabić Leiknara. I całą jego świtę, jeśli będzie trzeba. - mówił spokojnie i rzeczowo… jakby naprawdę tak myślał, a szacował, a nie zdawał się jeno na wiarę w swe umiejętności. Pogrobiec ewidentnie miał asa w rękawie.
- Choćby tej nocy. To czego nie umiem, to go odnaleźć… - wyszeptał - Lecz musi być w pobliżu.
Słuchała uważnie berserkera i na koniec lekko skinęła głową.
- Jeśli ciało Asgera przejął, to tak, musi być blisko. Być może nawet w mieście. Samemu nie stawaj z nim do walki. - Dodała nagle jakby na przekór sobie. - Kontroluje uczucia i mami umysły. W uczciwej walce nie ma pewnie szans ale on do takowej walki nie dopuści.
Pogrobiec uśmiechnął się krzywo.
- Zakosztowałem już klątwy przez Elin rzuconej… - wyznał - Lecz jeśli on nie chce uczciwej walki… mogę zapewnić mu nieuczciwą. - dokończył Volund, choć była to raczej afirmacja jego chęci. Nie sprzeciwiał się słowom volvy, znała Leiknara niewątpliwie lepiej.
- Spróbuję pomówić z tym Styggrem, może się zgodzi na współpracę. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Co do stanu Agvindura…
- Musi się zbudzić… - nie przerywając jej wyszeptał pod nosem Volund, niesłyszalnie pewnie dla śmiertelnych. Do siebie.
- Jeśliś mówisz, że zakosztowałeś klątwy, to wiedz, że można też odwrotnie z uczuciami czynić. Przygasić je, nawet całkowicie, tak że zdaje się, że jeno ciało pozostało i nic więcej. Jeśli Leiknar miał dość czasu, mógł to zrobić. Wyjaśniałoby to stan Jarla.
- Sporządzić by mogła jedna z was runę, by chronić, jeśli czasu starczy. Co do Jarla… - zawahał się - Normalnie rzekłbym: Leiknara żywcem brać i przymusić do odczynienia uroku. Lecz służyłem Szalonemu Jarlowi… nie spodziewam się, by Leiknar kiedykolwiek czym innym jak niebezpieczeństwem był.
Pokiwała głową.
- Zbyt wielkie ryzyko, by brać go żywcem i nawet przymuszany by nie pomógł, a jeszcze zaszkodzić próbował. Dlatego pozostaje mi i Elin próbować.
Pogrobiec potaknął jeno, patrząc na nią. Choć był pełen sił, w oczach było widać zmęczenie duszy.
- Chodźmy zatem, zabarykadować Cię z Agvindurem.
Poszła bez słowa jeno w wejściu zatrzymała się na moment i berserkowi w oczy pojrzała.
- Przekaż Elin, że nikogo nie ochroni oddając się w jego łapska. Zwiąże ją krwią i wróci, by na jej oczach zniszczyć wszystko, co było jej drogie. - Po czym nie czekając na reakcję Pogrobca weszła do pomieszczenia i przy Jarlu uklękła.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline