Martwi szuwarzanie nie byli wcale ciekawsi od żywych. Mieli za to mniej durnych problemów i z reguły nie potrzebowali do niczego szeryfa. To był ich plus. Problem polegał na tym, że nadawali się do współpracy jeszcze mniej niż stary Milet. I to permanentnie. W konfrontacji z miejscem ich spoczynku, Harl musiał zdać się tylko na siebie.
Obszedł powoli cały teren, bacząc zwłaszcza na murek. Może została gdzieś odrobina tego, czego nie było już w czystym miejscu przy bramie; może pod naciskiem puściła gdzieś zmurszała zaprawa pod kamieniem; może z innego coś zdarło przypadkiem mech. Takie ślady Manhattan mógłby rozpoznać, a za nimi - pewnie nawet trafić do innych.
Potem zapuścił się między mogiły i - ostatecznie - zamarudził dłużej przy najświeższym grobie.
Najemnicze życie bywa barwne jak mało które, ale co bardziej emocjonujące fragmenty przeplata gęsto morderczą monotonią. Walczy się z nią, jak tylko można, topi w alkoholu i - przede wszystkim - próbuje na śmierć zagadać. Na szlaku, w gospodach i w obozach mnożą się bez końca opowieści, legendy, plotki i zwykłe bujdy. Niełatwo odróżnić jedną od drugiej, jeszcze trudniej zapamiętać tylko te, które są tego warte. Harl nie raz słuchał o martwych, którzy nie chcieli grzecznie leżeć w ziemi. O takich, którym zostały zbyt na to ważne, niedokończone sprawy. Czasem, jak się zdaje, sprawa własnej śmierci.
Nawet wybiórcze zbadanie cmentarza musiało potrwać. Na koniec warto było więc sprawdzić, czy w tym czasie nie wrócił aby do życia stary Milet. Dość pobieżnie, bo jeszcze przed kolacją u sióstr Leroux Manhattan zamyślił wrócić pod wieżę, żeby zabrać Vince’owi nieaktualny liścik, i zahaczyć kontrolnie o ratusz. Nie żeby zmienił nagle zdanie o Gallu Ballou, po prostu chciał być na bieżąco. Jak na porządnego gliniarza przystało. |