Dziewczynka imieniem Arya miała 7 lat i została sama na świecie. Bez matki. Bez ojca. Z rozsypaną duszą i pękniętym sercem.
Człowiek to jednak fascynująca istota, silniejsza nawet od karalucha, gdy przyjdzie taka potrzeba. Zamiast pogrążyć się w rozpaczy, dziewczynka poddała się instynktowi przeżycia. W ciągu kilku dni nie tylko nauczyła się samodzielnie znajdować jedzenie i wodę, ale także bezbłędnie wyłapywała z oddali odgłosy zbliżających się ludzi, których teraz unikała jak ognia. Nawet gdy ludzie szeryfa zabierali ciała poległych, by pochować je w zbiorowym grobie – dziewczynka kryła się przed ich wzrokiem. Nawet ni pisnęła, kiedy jeden z mężczyzn rzucił na wóz trupa jej matki. Liczyło się tylko przetrwanie.
Przez prawie dwa miesiące Arya żyła niczym zwierzę, obierając za swój nowy dom dawną norę kojota i tak jak kojot – polując nocami. Bez emocji, bez refleksji – bez nadziei.
Trwało to aż do przybycia starej, paskudnej kobiety. Dziewczynka oczywiście widziała ją już z oddali – samotną, zgarbioną postać, która nie przechodziła obok Sonnenberg – jak reszta wędrowców – ale zmierzała właśnie tutaj. Starucha szła powoli, wspierając się na kosturze. Z trudem dźwignęła ciało na poczerniałe deski. Weszła na zabudowanie, a właściwie to co z niego zostało, które to było dawnym zakładem grabarza.
Spojrzała przed siebie - nawet nie w kierunku, gdzie kryła się dziewczynka.
- Wyjdź, dziecko. –powiedziała po prostu, a w jej dłoni pojawiła się niewielka karta.
I Arya wyszła – wbrew sobie. Tak oto po raz pierwszy poczuła na sobie działanie Tarota.
Stanęły naprzeciwko siebie, niczym dwa przeciwieństwa. Starość i młodość, wiedza i instynkt, moc i niemoc.
[MEDIA]https://pharaohstombblog.files.wordpress.com/2013/05/croatia__old_vs_young___by_al_p90.jpg[/MEDIA]
Dziewczynka zmarszczyła gniewnie brwi, ale nie odezwała się.
- Nie będę nad tobą rozlewać łez, dziecko. – zaskrzeczała starucha – K
arty wskazały cię jako moją następczynię i… kogoś, kto może stać się kimś wielkim.
- Jesteś Tarocistką? – zapytała dziewczynka. Jej głos był zachrypnięty. To były pierwsze słowa, które wypowiedziała od czasu napaści bandy El Gringo.
- Tak. Ty też będziesz. – odparła stara.
- Nie rozumiem. Moi rodzice byli normalni. – dziewczynka mimo swojego wieku, słyszała, że aby być Tarocistą, przynajmniej jeden z rodziców musi władać magią.
-
Widać to nie byli twoi prawdziwi rodzice. – te słowa uderzyły w Aryę niby obuch, tymczasem stara mówiła dalej -
Albo nie oboje. Karty się nie mylą. Masz w sobie magię. I wiesz o tym. Odkryłaś ją już.
Dziewczynka oblizała spierzchnięte wargi. Tarocistka miała rację. A jednak nie chciała się jej poddać.
- A jeśli z tobą nie pójdę? – zapytała.
- Umrzesz. I o tym też wiesz. Dlatego pójdziesz ze mną.
Opierając się na powykrzywianym kosturze, starucha wróciła na szlak i ruszyła w drogę powrotną, skąd przybyła. Dziewczynka patrzyła na nią, a na jej twarzy malowała się prawdziwa złość – jakby to stara kobieta odpowiadała za wszystkie jej nieszczęścia. Z oczu zaczęły płynąć łzy.
[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/59538458/large.jpg[/MEDIA]
- Nie pójdę! – krzyknęła, dobiegając do staruchy –
Będę szła za tobą tylko po to żeby zabić cię w nocy i zabrać ci wodę!
- Chcesz wody? – Tarocistka z wrednym uśmiechem na paskudnej gębie rzuciła dziewczynce bukłak. Ta złapała go jeszcze w locie i szybko dobrała się do zawartości – zalatującej stęchlizną wody.
- Jak na takie chuchro, sporo w tobie ognia – rzekła z namysłem wiedźma, nie zwalniając kroku –
Od dzisiaj będę nazywać cię Iskrą. To do ciebie pasuje, ognista panno. A gdy dorośniesz, pewnie niejedno serce spopielisz i niejedno miasto dla ciebie spłonie. Ja jestem Hella.
Dziewczynka opróżniła bukłak do połowy i skrzętnie zakręciła resztę. Z jej oczu wciąż ciekły łzy wściekłości. Znów pobiegła za starą kobietą.
- Jestem Arya, a nie żadna Iskra. Rozumiesz?! I i tak cię zabiję, gdy nie będziesz się tego spodziewać. Mam nóż! Poderżnę ci gardło, gdy zaśniesz…
Tak wygrażając, dziewczynka spełniła Przepowiednię i została uczennicą Tarocistki Helli.