Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2016, 12:13   #6
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację

Psuja



Psuja została obrzucona badawczym spojrzeniem. Barman jednak nic nie powiedział stawiając przed nią piwo. A po chwili i talerz z jedzeniem. Z pachnącym, ciepłym jedzeniem. Razem z skręcającym puste kiszki i powodującym ślinotok zapachem ciepłej potrawy do nozdrzy czujnego Garou docierają i innen, już mniej miłe zapachy. Mieszanka typowo ludzkich zapachów, pot, perfumy, nikotyna, trawka też. Te zapachy można zignorować. Psuja czuje jednak coś jeszcze. Delikatny, jednak dobrze wyczuwalny zapach śmierci poprzetykany wonią krwi i innych wydzielin ludzkiego ciała zwłaszcza tych typowo męskich. Cały odór unosi się wokół siedzącego koło niej kierowcy.
Pochylając się na swoim posiłkiem dziewczyna wyraźnie wyczuwała, że jej sąsiad rzuca jej ukradkowe acz pełne zainteresowania spojrzenia. Widocznie amorów, których musiał zaznać niedawno, nie miał dość i szukał sobie kolejnej zdobyczy.

Dupę, dosłownie, uratowało Psuj pojawienie się kolejnego, w mniemaniu dziewczyny i chyba jeszcze większego, zagrożenia.
Popis czułości w wykonaniu osobnika, od którego Psuja chciała się jak najdalej trzymać, i jego dziewczyny przyciągał uwagę kierowcy TIRa. Psuja mogła w spokoju dokończyć posiłek.

Piwem jednak do końca uraczyć się już nie zdążyła. Niebezpieczna mieszanka alkoholowo-testosteronowa musiała w końcu wybuchnąć osiągnąwszy przesycenie.
Sprowokowany, trudno powiedzieć czym, niekwestionowany samiec alfa ruszył do ataku by pokazać miejsce w stadzie innemu osobnikowi.
Piwa trochę było szkoda, ale była to idealna okazja by prysnąć z tego miejsca i Psuja wykorzystała ją.

Powietrza na zewnątrz, chociaż miejskie, wydało się dziewczynie takie rześkie. Pozbawione tej duchoty ludzkich zbiorowości. Gdzieś w oddali zawył wilk. Najpierw niewyraźnie i jakby nieśmiało. Po chwili odpowiedział mu drugi.
Psuja rozpoznała swoich. Jej stado nawoływało do uczty. Musieli upolować coś dużego.

Wiedziona zewem swych wilczych braci Psuja podążała na kolejną ucztę. Spóźniła się trochę. Najsmakowitsze kąski zostały już zjedzone. Szczeniaki, zaspokoiwszy głód bawiły się resztami pod czujnym okiem opiekunów.
Wadera, matka szczeniaków, która zwykle odganiała Psuję od jedzenia, zajęta pielęgnowaniem swojej sierści po polowaniu i posiłku nie zaszczyciła uwagą zbliżającego się członka stada.
Młode, porzuciwszy swą zabawkę, radośnie rzuciły się w kierunku przybysza. Pachniały krwią. Jej zapach był wszechobecny. Jednak przez niego przebijało się coś jeszcze. Coś co zaniepokoiło Psuję. Ten sam swąd towarzyszył kierowcy TIRa z baru. Stado jednak zachowywało się spokojnie, zupełnie niezwracając uwagi na ten zapach.






Merlin McMahon



- Zaśmiecasz matkę. - Z zamyślenia wyrwał Merlina znajomy głos.
Bianca.
Stała przed nim w doskonale dopasowanym i podkreślającym jej walory, ale nie pozbawionym smaku i gustu, matowo-czarnym kostiumie.Zwieńczony lekko tylko odcinającym się połyskiem szerokim paskiem strój doskonale pasował do jej czarnych włosów. Całości dopełniała biała bluzka.
Schyliła się by wyjęłąć mu z ust niedopalonego papierosa. Zaciągnęła się z lubościom dymem.
W tym stroju kucanie było nie możliwe, obcisła spódnica mogłaby nie wytrzymać. Bianka oparła się więc o bok auta. Tuż obok niego. Z założonymi rękoma i papierosem u ustach przyglądała się biegaczom, którzy ich mijali.
Szczególnie jedna grupa wpadał im w oko. Około czterdziestoletni, oblany potem, brzuchaty mężczyzna i trzy szczupłe dziewczyny. Biegli razem w tempie dostosowanym do możliwości otyłego jegomościa. Cała czwórka wyglądała na bardzo zadowolonych ze wspólnego biegu. A uśmiech dziewczyn był szczery.
- Mamy problem. - Powiedziała odprowadzając wzrokiem grupkę. W ręku trzymała żarzący się niedopałek. - Te bezużyteczny idiota, Koch, nie wrócił do domu.
Merlin nie mógł zgodzić się z siostrą.
Koch był cenionym i szanowanym członkiem społeczności. Obu.
Przykładny mąż, ojciec i obywatel.
- Gdyby nie to, że ta menda miała przy sobie ważne dokumenty, zupełnie nie przejęłabym się tym. - Dodała całkiem poważnie. - Na szczęście jego samochód miał GPSa. I wiem gdzie jest. - Wyciągnęła swój telefon i otworzyła mapy.
Czerwona kropka wskazywała położne pojazdu. Jackson Lake Road. Merlin bez trudu rozpoznał miejsce. Sam niedawno zostawił tam swoje auto by razem z Grantem udać się na eksploatację kolejnego
wytypowanego przez siebie miejsca. Miejsca które dawało nadzieję i wymagało dalszego badania.





Jeremiah Ellsworth



Deski doskonale nadawały się do wyładowania frustracji. Fizyczna praca pomagał w bezpiecznym sposób pozbyć się jej. Kiedy skończył, właściwie to przerwał gdyż słońce dawno już zniknęło za poszarpaną linia horyzontu i światło było niewystarczające, Kinkes już spała. Niespokojnie kręciła się w ich łóżku. Jej twarz raz po raz przybierała straszny lub przerażony wyraz. Zaciśnięte pięści waliły w miękki materac na którym leżała. Drobne usta poruszały się bezgłośnie.Puls miała słaby, a ciało pokryte potem jak gdyby organizm walczył z trawiącą go gorączką. Była jednak chłodna w dotyku. W pewnym momencie podniosła się i otworzyła szeroko oczy. Jej pusty wzrok spoczął na jakimś niewidzialnym punkcie w dali za oknem. Jej twarz znowu przyjęła złowrogi wyraz.
-... zapłacą za zbrodnie… - Wycharczała złowieszczo nie swoim głosem. Tyle tylko zrozumiał. Reszta okazała się zwykłym bełkotem.
Jej ciałem szarpnęło kilka spazmów nim opadła na poduszkę.
A gdy Jeremiah ujął dłoń swej żony ta uśmiechnęła się lekko.
- Chodź do łóżka. - Powiedziała zaspanym głosem.
A gdy położył się koło nie,j wtuliła się w jego ramię i zapadła w spokojny sen.
Za oknem psy odpowiadały wyjącym wilkom, które światu obwieszczały koniec łowów i początek uczty.

Jeremiah od razu rozpoznał reakcje alergiczne wystąpiła po kontakcie ze związkami chemicznymi. Z rozmów z rodzicami dzieci wynikało, że ich pociechy nie szwendały się po żadnych niezwykłych miejscach. W kilku przypadkach pojawiła się nazwa Swamp Lake. To było dobre miejsce do zabawy. Dzieci je uwialbiały. Starsi opowiadali legendy o potężnych duchach zamieszkujących to miejsce. Co prawda nikt tych duchów nigdy nie spotkał, ale takie opowieści rozbudzały wyobraźnię najmłodszych członków plemienia.





Matthias Grant



Ogień ogniem zwalczaj.
Ale ognia trawiącego wnętrze niespokojnego Tubylca Betonu nawet pożar, jaki w sypialni i nie tylko w niej wzniecili, nie był w stanie ugasić.
Stojąc pod prysznicem Matthias wysłuchiwał się w dźwięk spływającej po jego ciele i zmywającej z niego resztki miłosnego uniesienia wody. Miarowy, hipnotyzujący dźwięk kropel uderzających o posadzkę pochłaniał całą uwagę młodego Garou. Ciepła woda spływająca po ciele dawała ukojenie i swego rodzaju pieszczotę. Można się było w tym zatracić.
Z tego apatycznego, ale jakże przyjemnego stanu wyrwał go dopiero dzwonek telefonu. Telefonu Hannah. Jej ściszony głos, pełen jednak oburzenia, wręcz wściekłości. Kilka krewkich przekleństw.
Nim Matthisa wyszedł spod prysznica Hannha był już ubrana i gotowa do wyjścia.
- Stary dzwonił. - Oznajmiła krótko. - Muszę jechać do domu.
Do uszu obojga dotarł dźwięk zatrzymującego się samochodu.
- To moja taksówka. - Oznajmiła.
Nim wyszła pocałowała go jeszcze szybko i sprawnie wywijając się z jego ramiom, które nie chciały dać jej odejść.
Hannah do białego forda oklejonego logo jednej z korporacji taksówkarskich. Kierowcą okazała się być tęga Murzynka.

- Jeżeli dłużej tak będziesz stał, to twoja owdowiała sąsiadka wypadnie przez okno podziwiając widoki. - Szepcząca Bryza ruchem głowy wskazała na otwarte okno na przeciwko. Firanki nie dość dobrze skrywały stojącą za nimi osobą.
- W rezerwacie doszło do kolejnego gwałtu. - Powiedziała.
Stała w takim miejscu, że z pewnością była niewidoczna dla ciekawskiej sąsiadki.
- Rodzina dziewczyny zechce zatuszować cała sprawę, ale ja wiem gdzie to się stało. Przy Swamp Lake. Jeżeli odpowiednio szybko zjawimy się tam, to coś jeszcze uda nam się znaleźć. Pomożesz mi?








 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline