Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2016, 15:02   #16
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Lokalni bohaterzy w towarzystwie raczej kojarzonego z czarnym charakterem łowcą czarownic dogadali ostatnie sprawy, w których mieli różne zdania i koniec końców obrali drogę lądem. Całą grupę prowadził Waldemar, a raczej jego pies. Waldemar był jednak zaniepokojony zachowaniem swego ogara. Bydlę nie bardzo wiedziało którędy powinno podążyć. Od czasu rozpoczęcia krucjaty Archaona i jego mrocznych legionów, po tej ziemi deptała masa plugastwa, tałatajstwa i przeklętych istot. Łowca doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie wątpił w zdolności myśliwskie Targo, lecz podejrzewał zarazem, że ogar będzie miał problem z obraniem konkretnego tropu. Wtedy na szczęście z pomocą przyszedł im miejski strażnik. Mężczyzna, który na kompanów Waldemara nawet nie spojrzał, a od razu skierował swe kroki przed obliczę łowcy. Waldemar tylko wyszczerzył zęby w swoim demonicznym uśmiechu.

Jakiś czas temu. Talagaad.

-A więc wiedziałeś, że poddali się woli nekromanty? Ty wiesz Heinrichu, że to współudział. Wiesz jaka czeka cię kara nie poinformowanie na czas trybunału łowców czarownic, bądź najbliżej patrolującego strażnika dróg?- Waldemar znał te wszystkie śpiewki na pamięć. Używał ich od lat i od lat skutkowały strachem i uległością tych, którzy musieli tego słuchać. Tak było i z Heinrichem strażnikiem, który jak twierdził wiedział co uczynili jego kompani - skazani przez Waldemara na śmierć przez spalenie - lecz żadnego strażnika dróg w pobliżu nie było, a on bał się opowiadać o tym komuś innemu. To wystarczyło Waldemarowi by obrócić jego żywot do góry nogami w ciągu godziny przesłuchania, a może nawet i szybciej.
-Zrobię co zechcesz! Błagam, nie skazuj mnie na śmierć! Dopiero co wróciliśmy z nad rzeki. Walczyłem dzielnie, nie zasłużyłem na taką śmierć...- rzęził łamiącym się głosem mimo iż był wysokim i krzepkim mężem.

-I tylko to cię ocali. Ale w dowód swej szczerości zrobisz coś jeszcze. Wtedy będę miał pewność czy bogowie sami skazali cię na śmierć czy pozwolili ci żyć.- dodał Waldemar, teatralnie uspokajając głaskaniem głowy Heinricha.
-Udasz się na drugi brzeg i poszukasz śladów barbarzyńców, którzy przeprawiali się wczoraj przez rzekę. Zmierzali w stronę Donstigfurt.- oznajmił.
-Ale Donstigfurt przecież zostało totalnie splądrowane przez zwierzoludzi! To samobójstwo.- sprzeciwiał się mężczyzna.
-Nie. To osąd Sigmara...- odrzekł Waldemar uśmiechając się przy tym ciepło -Dowiedz się czy tam byli lub czy dalej są.-

Teraz. Talagaad.

-Panie.- zameldował się Heinrich, po trzydniowej nieobecności. Waldemar już myślał, że będzie musiał dopisać jego rysopis do listy poszukiwanych dezerterów, a tu proszę. Bogowie jednak są sprawiedliwi.
Osobnik miał na sobie mundur strażnika miejskiego, tak jak tamtego dnia kiedy ruszył w stronę rzeki i później do miasta na jej północnym brzegu. Człek jednak był cały utytłany z zaschniętej krwi, a wyraz jego twarzy wyrażał czysty obłęd i piętno strachu jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył.
-Barbarzyńcy czekali tam do wczoraj. By...- zająknął się -Byłbym prędzej, lecz zostałem schwytany p... Przez patrol bestigorów. Trzymali mnie na uwięzi w swym obozie w sercu miasteczka... Barbarzyńcy byli ich gośćmi, lecz nocą o... O coś się pokłócili. Złapali za broń i powybijali większość zwierzoludzi.-

Waldemar uśmiechnął się szeroko, gdy usłyszał, że tak na prawdą barbarzyńcy mają tylko kilka - może kilkanaście godzin przewagi nad pościgiem.
-Przypadkiem udało mi się zbiec i od razu postanowi... wiłem się stawić z raportem.- powiedział jednym tchem na sam koniec.
-By... Było ich dwudziestu trzech. Dwoje na pewno padło nocą.-
Waldemar wiedział, że nie było już innego wyjścia jak tylko dostać się do miasta na północnym brzegu i odnaleźć zwłoki barbarzyńców, by Targo mógł podłapać trop. Mieli znacznie więcej czasu niż początkowo myśleli, lecz to nie znaczyło że mogli teraz działać wolniej. Bez chwili wahania ruszyli w stronę rzeki, a później jej brzegiem kilka mil na wschód, do bródu, gdzie można było bez większego problemu przeprawić się konno na drugą stronę.


Pogoda była piękna od samego rana. Poprzedniego wieczoru dotarli do Talagaad w trakcie potężnej i straszliwej wichury, która na szczęście nie czekała na podróżników i pognała gdzieś na zachód. Znacznie przyjemniej podróżowało się w suchym odzieniu i butach a i konie znacznie spokojniejsze. Konie dawały grupce przewagę nad pieszo uciekającymi barbarzyńcami, co akurat nie było dostatecznym argumentem dla drużynowego khazada, który aż do samego końca sprzeciwiał się wyprawie na wierzchowcach. Nie dał jednak rady przegadać Hansa, ani pozostałych, to też ostatecznie musiał się zgodzić na takie rozwiązanie.
Przedarcie się na drugą stronę rzeki poszło o dziwo łatwo i bezpiecznie. Każdy z nich wiedział, że coś w okolicy może się czaić, to też każdy z nich bacznie obserwował wszystko dookoła.

Dunstigfurt znajdowało się zaledwie pół mili od brzegu rzeki, lecz otoczone było z każdej strony lasem to też nie dało się go dostrzec z południowego brzegu. Jedyną rzeczą jaka potwierdzała obecność miasteczka w oddali, były unoszące się słupy czarnego dymu. Kompani wkroczyli do lasu. Tuż nad ziemią unosiła się delikatna mgła, choć warunki atmosferyczne po za obrębem lasu wcale nie sprzyjały temu zjawisku. Najniższe gałęzie drzew smagały ich po twarzach, to też ku uciesze Bardaga w końcu zeszli na ziemię i prowadzili swoje wierzchowce za uzdy. W oddali, między drzewami majaczyła palisada chroniąca wcześniej Dunstigfurt przed dziką zwierzyną. Niestety przed dzikimi ludźmi i innymi potworami nie była w stanie nikogo ochronić. Nagle z oddali rozległ się donośny pisk. Jazgot najłatwiej było przypisać do drapieżnego ptaka, lecz był tak głośny, że musiałby należeć do olbrzymiego orła.

Każdy z nich wiedział, że musi mieć się na baczności a pisk może być dosłownie wszystkim od mutanta chaosu, po jakiś pomiot otchłani wyjący w taki a nie inny sposób. Nim jednak przyjdzie kompanom przekonać się cóż to był za odgłos ich uwagę zwrócił na siebie Targo. Pies nagle wyrwał do przodu jak rażony piorunem, a kilkadziesiąt metrów dalej wskoczył na wielki, powalony pień warcząc złowrogo na coś co ów pień zasłaniał.
Towarzysze dobyli broni gotowi na każdy scenariusz i prędko dotarli na miejsce, wskazane przez ogara. Ujrzeli młodą kobietę całą ubrudzoną krwią, siedzącą pokracznie na ziemi. Kobieta trzymała w ręku kurczowo zawinięte niemowle drżąc w panice bądź z wyczerpania.
Niewiasta nie uniosła wzroku nawet kiedy Hans warknął pod nosem -Na Sigmara...-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline