Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2016, 17:38   #27
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nie wiem gdzie jest, gdzieś polazła… - Bjarki wzruszył lekko ramionami gdy został zapytany o Frankę.
Wielkolud nie spał w składziku langhusu kowala, który skald zaadoptował na swoje tymczasowe schronienie, zamiast tego rozłożył się w głównej halli, do snu układając się obok Kariny. Tam znalazł go skald, choć już od dawna nie spali. Zajadali właśnie wieczerzę.
- Nie mówiła gdzie. Ją to zawsze gdzieś poniesie… - dodał krzywiąc się.
- Jak skończysz, to skocz ją poszukać i przyślij ją tu jak najszybciej. - Freyvind od pewnego czasu reagował lekką paranoją gdy dziewczynę “gdzieś poniosło”... Od Engelsholm dokładniej. Wszak zeszłej nocy sam kazał jej chodzić po mieście i rozpytywać, bo nadawała się do tego wybornie, jednak wystarczyło, by nie wiedział co robi i upiorne myśli wskakiwały do głowy. To nie było to samo co czuł przez dwie noce po bitwie o Caern. Wtedy paranoiczne szepty w głowie brały się znikąd, wypaczały rzeczywistość, mamiły, zakłamywały... W kwestii tego co może się zdarzyć gdy Franka jest bez nadzoru były to proste do bólu fakty. To co w niej siedziało. - Przy okazji poszukaj dla mnie jakowej kolczugi, mocnej i dobrej, takoż hełmu lepszego niż te co mamy na wozie. Może Karina ci podpowie u kogo najlepiej coś takiego dostać. Pieniędzmi się nie przejmuj, mamy, ale okpić na cenie się nie daj.
- Dobrze. Godi skinął głową. Karina nie odzywała się patrząc tylko to na Freyvinda to na Grima.
- Gdzie Jor…
- Tutaj! -
chłopak odpowiedział zza pleców nim skald skończył zadawać pytanie.
- Dowiedziałeś się czegoś?
Odpowiedzią było kiwniecie głową.
Usiedli na jednym z posłań pod ścianą, które wolne akurat było.
- Huk i krzyk wielki zbudził jednego z niewolnych rzemieślników - zaczął Jorik - a gdy wypadł on z chaty zobaczył ludzi biegających, płonących i krzyczących, zwierzęta w panice uciekające i wojów zdążających to tu to tam. Ludzie mówili że atak przypuściły duchy, bo nikogo nie było widać, a mimo to ludzie ginęli. Więcej jednak jest takich co mówią, że atak przypuściły wilki jako druga falę najazdu. - Chłopak spochmurniał. - Plotki głoszą, że będzie i trzecia i czwarta i piąta… Wojowie co walczyli w ochronie Ribe mówią, że to były wilki w ludzkiej postaci choć szybkie i krwiożercze to krwawiły. - Uśmiechnął się i dodał: - kilku starszych upiera się, że pożar spowodowała niejaka durna Sonia, co ma jedno oko kaprawe i sąsiadom ostatnio złorzeczyła. Kury im dwie padły. - Pokiwał głową jakby to wszystko wyjaśniało. - Kilka osób widziało po lasach jakieś postaci co się przed nimi zaraz pochowały, czy to z atakiem na miasto ma związek nikt nie wie.
- Niewiele tego -
mruknął skald.
- Ludzie boją się, niechętnie o tym mówią… ale podsłuchałem coś. - Na twarz Jorika wypełzł niewielki rumieniec podniecenia. - Niejaka Haldred przy studni nagabywała tę Rusinkę co wśród służby jarla jest. Tamta się wprzódy odganiała, ale potem nadstawiała ucha. Ta Haldred strasznie w rozpaczy mi się widzi, a rozpacz złość budzi. Obmawiała… jakoby ktoś, imienia nie pomnę, mówił że wódz wilków Elin wzywał do siebie. Że to wszystko co się stało to wina volvy, że jarl ucha nadstawia Lokiego służce i ot co z tego przyszło. Chodziła tak po mieście, a ja się koło niej szwendałem. Nie tylko Rusinkę tak zaczepiała, ale i innych. Obmawia, że nie wiadomo co się stało z jarlem, że może tak być, że Asger nie zdrajca, a to volva nie daje Agvindurowi wstać z łoża czarami go w nim trzymając. - Chłopak nachmurzył się. - I tak cały dzień. Tak mi się widzi Panie, że co dobrego z tego nie będzie. Ona za wszystko jasnowłosą Elin wini, obarcza, że to przez nią całą rodzinę straciła. Ludzie słuchają, nic nie mówią, ale patrzą dziwnie.
- Trzeba będzie się tym zająć -
Frey spojrzał na Jorika z zainteresowaniem. - Wciąż chcesz się w sagach szkolić?
- No jasne!
- Dobrze. Zacznijmy od tego, że twórczość skalda dzieli się na dwa rodzaje jak najbardziej wierne odtwórstwo i tworzenie własnych pieśni, poezji i sag. Najpierw trzeba nauczyć się wygłaszać znane pieśni i sagi nim zacznie tworzyć się swoje. Jest wiele takich o bogach i ludziach odmawianych wiernie i mało zmienianych jak na ten przykład sagi pisane na zlecenie władców opiewające ich własne czyny. To pierwsze co winien ćwiczyć ten co iść chce drogę Bragiego. Pamięć i język. Zapamiętywać i nauczyć się pięknie wygłaszać. Dopiero później skald zaczyna tworzyć własne pieśni i sagi. Pojąłeś?

Jorik kiwnął głowa, nie odzywał się na razie.
- Ale nawet takie sagi (ale nie pieśni!) jakie zwykle odtwarza się jeno wiernie, modyfikować można, że różnić się między sobą nieco będą wygłaszane przez dwóch różnych skaldów. Wiesz jak?
Tym razem chłopak pokręcił głowa przecząco.
- Użyciem Kenningów na przykład, zmienianiem tych jakie w sadze stoją, wplataniem własnych gdzie ich nie ma. “Koń fal” to okręt, tak możesz rzec gdy w sadze stoi “drakkar”. “Pieśń mieczy” możesz użyć miast powiedzieć bitwa, a gdy w sadze jest właśnie pieśnią mieczy już określona, a tobie zda się to porównanie mniej pasować użyj “włóczni harmider”, albo “króków uczta”. Zważać jednak trzeba zawsze na to komu sagę się głosi. Gdy przedobrzysz wśród prostych ludzi występując, i natkasz konningów moc, a i wymyślnych bardzo, nie zrozumieją i więcej na rozsupływaniu porównań się skupią niż na samej opowieści. Gdy za mało kennigów użyjesz lubo marnych i prostych na dworze władcy mądrego i lubującego się w tradycji, uzna cię za matoła i przepędzi, bo uzna za niegodnego nawet jego strawy i poskąpi choćby gościny w swej halli dla tak słabego skalda. Pojąłeś?
- Tak, pojąłem.
- Drugie to wplatanie własnych wersów urozmaicających sagę lub przemilczanie niektórych. Masz tedy sagę o królu co w bitwie pognębił swego wroga, a po zwycięstwie stopił serce jego córki biorąc ją za jej zgoda i ochotą, nie gwałtem. Gdy wygłaszasz ją wojom z hirdu wplatasz więcej w głoszenie bitwy i rzezi, a umniejszasz nagabywanie niewiasty przez śmiałka. Gdy kobietom tę sagę wypowiadasz, pomniejszasz bitwy, a więcej wplatasz w romantyczne bzdury. Umiejętnie to zrobisz, to ta sama saga dwa razy inaczej zabrzmi choć wciąż ta sama będzie. Wojowie cię wysławią, a niewiasty może dadzą się przechędo… -
urwał
- Rozumiem. - Jorik pokiwał głową i lekko się zaczerwienił.
- Ważne by z fantazją nie przesadzić. Ubogacić tak, ale nie zmieniać. Co wieczór jedną inną sagę będę ci mówił, albo w Twojej przytomności wygłaszał. Ty zapamiętać masz by móc ją głosić. Niełatwe to, a ja jednej powtarzać co noc nie będę, byś po kilku razach dopiero spamiętywał. Jest jednak coś co ułatwia...
- Co? -
zainteresował się chłopak z nadzieją.
- Kiedy rzekłem, że takie sagi niezmienne są, nie szło mi o słowo w słowo. Musisz zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Imiona, ilu braci, jak zwał się drakkar, której nocy po bitwie ruszono i gdzie, czy pies był łaciaty czy czarny i która nogę miał przetrąconą, ile prętów srebra wynosił okup. Wszystko co najważniejsze z treści sagi, do ostatniego szczegółu. Potem samemu upleciesz to w słowa, zamiast zapamiętywać to co do joty. Prawie każdy tak czyni.
Zapadła cisza, Jorik trawił to co usłyszał, a Freyvind zastanawiał się nad czymś. Bjarki z Kariną wtenczas wieczerzę skończyli i wyszli. Choć wielkolud niechętnie. Służki jarla znały się na fachu.



- Mam do ciebie prośbę i spróbuję dać ci coś. Dar na sam początek nauki. - Lennartsson odezwał się w końcu. - Wiedzieć musisz, że w złym tonie jest głosić sagi o własnych czynach. Mało kto to robi, a gdy tak się dzieje mało kto dobrze na to patrzy. Gdy jakiś skald czynów wielkich dokonuje, to gdy zasłuży nimi, inni w pieśni lub sagi to ubierają i głoszą. Nie on sam. Kłopot w tym - Freyvind spojrzał chłopakowi w oczy - że ludzie w Ribe i poza miastem, a nawet i nie tylko ludzie - mruknął - dowiedzieć się muszą o naszej wyprawie. O tym co pod Jelling się stało i o tym co stało się tutaj. Jak najszybciej, może dziś nawet, a ja nie wygłoszę takiej sagi gdzie czyny me będą opiewane. Bjarki zna nieco… ale i on tam był, jemu też się nie godzi. Ty zaś… zanim spamiętasz i nauczysz się szczegóły i fakty słowami oplatać, czasu trochę minie. Czasu na to nie ma. - Skald patrzył na ławę i milczał przez dłuższa chwile. W końcu podjął: - Być może uda się darem Odyna wbić ci w myśli sagę o naszej wyprawie, byś miał ją w głowie tak jakobyś do ostatniego słowa spamiętał lub i sam ułożył. Słowo w słowo wypowiesz to co w głowie mieć będziesz. Wyrzekniesz jakby kto szeptał ci w ucho, a Ty jeno powtarzał. Nie o sławę mi idzie, a o to, że pomóc nam to może wielce. Mi, Elin, Volundowi, Ribe, Agvindurowi, może i wręcz całemu krajowi Dunów… a czekać nie możemy. Zgadzasz się?
Chłopak przełknął ślinę, ale kiwnął głową.



[justuj]Bjorn wszedł do langhusu i począł wypatrywać Freyvinda, a gdy go zobaczył pewnym krokiem podszedł do aftergangera. Był zmęczony, choć robił wszystko by nie dawac tego po sobie poznać. Prawie do świtu ustalał z Freyvindem co należy zrobić w dzień, od wczesnego ranka nadzorował to, ale trzymał się prosto i nie odpuszczał. Na twarzy malował mu się lekki grymas zadowolenia i satysfakcji, Frey nie musiał być dobry w odczytywaniu ludzkich emocji by wiedzieć, że w Ribe spokój i nie dzieje się źle.
- Spokój w mieście - zbrojny rzekł lakonicznie potwierdzając to.
- Kupcy dali świadków?
- Tak, prócz tych co tu pierwszy raz. Ich załogi rozłożyły się za miastem i stękali trochę, ze każą im drwa rąbać, ale poszli.
- Jak uprzątanie pogorzeliska i budowa langhusów?
- Wolno -
Bjorn zasępił się trochę. - Thralle pracują niechętnie, jak to niewolni co jeszcze nie ułożeni są i niepewni przyszłości. Do jakich panów trafią, co ich czeka… Z takich dobrego robotnika nie ma, ale i zadanie proste, starczy trzasnąć drzewcem po plecach jak się któryś opieprza. Jutro pogorzelisko uprzątnięte będzie i można zacząć husy stawiać. Więc idzie to jakoś. Bale z lasu z wycinanych drzew transportujemy. Składowane są, obrabiane...
- Bacz by tym co domy stracili nic nie brakło.
- Część wzięli kupcy, cześć rodziny w mieście. Było parę kłótni i awantur ale nic szczególnego. Tyle z tego dobrego, że kupcy mając po swych husach i magazynach pozbawionych domów mieszkańców są na ich widoku. Nawet jakby kurwie syny powtórzyć atak chcieli w ten sam sposób, bezczelnie jak wcześniej, to nie zaskoczą.
- To dobrze.
- Panie, ten kupiec szczekacz chce się widzieć, mówił, że miał się stawić.
- Niech przyjdzie.
- To idę po kottnira -
mruknął zbrojny kierując się do wyjścia.

W chwilę później Bjorn wrócił prowadząc krzykliwego kupca z Kairu, który szedł na czele niewielkiej grupki niewolnych. Wszyscy byli czarni jak Hel, dwóch niosło dwie skrzynie wyglądające na srebrne, a jeden coś przykrytego płachtą materii. Kolejny prowadził na łańcuszku małe zwierzątko z długim ogonem, co popiskiwało nerwowo i łapki zacierało. W drugiej dłoni zaś sługa miał pudełko drewniane.
Kupiec na gest Bjorna wstrzymał się, gdy woj podchodził do Freya ze swą zwykłą obojętną miną:
- Jak się zwiesz kupcze? - skald zwrócił się do ciemnoskórego.
Z końca pochodu wysunął się tłumacz jaki pomagał w ostatnich rozmowach.
- Ahmad ibn Fadlān ibn al-Abbās ibn Rāšid ibn Hammād - przetłumaczył szybkie słowa kupca.Skaldowi opadła szczęka. Prawie zapomniał pierwszego miana nim przebrzmiało ostatnie. Bjorn tymczasem usunął się z widoku z widoczną na obliczu ulgą.
- A kim jestem ja?
- Freyvind ibn Eyolf ibn… -
tłumacz zatrzymał się nieręcznie - i brat Agvindura pana na Ribe - zakończył z niejaką ulgą.
Skald pokiwał głową, zrozumiał teraz długie miano kupca przez te wszystkie ibny.
- ...ibn Canarl ibn Odin. Ale mów więcej. Kupcem jesteś, dla ciebie wiedza oznacza srebro i złoto, nie mów że nie rozpytywałeś o więcej, chciałbym wiedzieć ile potrafiłeś się dowiedzieć. - Uśmiechnął się zachęcająco.
Tłumacz zaszemrał by po chwili na nowo podjąć się przekładu:
- Żeś długo niewidziany w okolicach był na brata dworze, żeś przybył tu na jego wezwanie i mimo, żeś zwany Jarlem Bezdroży bez mienia i stanowiska, przyniosłeś mu daninę jaką winny każden, kto władcę swego uznaje. I żeś w ostatnim ataku na Ribe odznaczył…
- Nie mów mi o mnie tego, co każdy w mieście wie, od oseska po starców. -
Skald roześmiał się. - Chciałbym wiedzieć czy więcej co o mnie się dowiedziałeś. Co więcej trudu mogło zająć niż przepytanie pierwszego lepszego mieszkańca wioski o to, co tu się ostatnio działo. I nie bój się, nie krzywym za nic co rzekniesz.
Kupiec wpierw niewolnikom rzekł coś a ci towary rozkładać poczęli u stóp skalda.
Pierwsza skrzynia wyściełana zielonym suknem ukazała trzy flakony z białej ceramiki
- Z odległych krain wiozę specjalny napitek - mówił kupiec przez tłumacza - co z niewielkich ziaren robiony. - Tu niewolnik wysupłał z rogu skrzyni i wysypał ziarna ryżu na dłoń podsuwając ją ku skaldowi. - Gdy oczyszczone ziarna sfermentują, dają niezwykle mocny trunek. Jeśli pozwolisz, sługa przygotuje porcję do spróbowania.
Czarny niewolnik błysnął białkami oczu i opuścił wzrok na ziemię.
- A to zwierzątko? - skald zainteresował się stworzeniu o długim ogonie. - Na razie nie trzeba przygotowywać - wskazał na trunek jakby ten niewiele go zajął. - Rad zobaczę wpierw wszystko co przywiozłeś.
Czarny łepek zwierzaka właśnie błyskawicznie pochylał się, gdy drobniuśkie paluszki iskały ogonek. Kupiec wskazał je palcem, a ono przez chwilę próbowało dosięgnąć go swoją łapką w iście ekwilibrystyczny sposób utrzymując się na ramieniu czarnego thralla za pomocą trzech pozostałych chwytnych kończyn i balansując długim ogonem.


- To stworzenie nazywane jest małpą i władcy na dalekim wschodzie, a czasem i w Królestwie Leon i Navarry często trzymają takowe jako towarzyszy swych na dworach. Zmyślne stworzenia i ciekawskie. - Sługa podał coś zwierzakowi, a ten siedząc na dwóch tylnych łapkach, dwoma podawał sobie do pyszczka. Popiskiwał coś ni to do siebie oglądając się wokół po zebranych i podjadając.
Druga skrzynka zawierała pachnidła, zupełnie nieznane ciężkie, piżmowe.
- Z Kairu pochodzą i na dworze władcy tamtejszego niezwykle są cenione - wyjaśnił “Ibn” jak w myślach zaczął nazywać go już skald. W pudełku drewnianym było mniejsze puzderko, a w nim… proszek. Pomarańczowy, drobny i niezwykle pachnący.
- To szafran - wytłumaczył kupiec z dumą, ale wnet błysk w oczach mu zgasł gdy Freyvind nie zareagował nijak na tę wiadomość. Południowiec rzucił pod nosem kilka słów, a thrall-tłumacz spąsowiał.
Nie tłumaczył.
- Szafran to przyprawa pozwalająca każdej potrawie nadać wręcz nieziemskiego smaku, najdroższa na świecie. Z pręcików kwiatów się go tworzy, a na taka ilość niewielką setki tysięcy ich trze… - zaczął w końcu przekładać kolejne słowa, lecz skald przerwał.
- Słyszałem o tym. Choć nie widziałem jeszcze. Rzadko jednak jadam... - błysnął lekko kłami z uśmiechem, a “Ibn” cofnął się odruchowo, mimo ciemnej karnacji widać było, że pobladł - a jeżeli już… to inne rzeczy. Towar to jednak zaiste wspaniały. - Pokiwał głową, a do niego zbliżyli się domownicy oglądając cuda przyniesione przez czarnych ludzi i komentując je półgłosem między sobą.
Służący kupca zostawili wszystko u stóp Freya, łańcuszek małpki jednak został w dłoni czarnego thralla.
- Zaiste godne to towary jakich tu nie widziano. Jako spytałem co o mnie wiesz, czegoś się dowiedział, rzeknij, komu w mieście mógłbym chcieć to zwierzątko ofiarować gdybym je od Ciebie kupił?
Kupiec uśmiechnął się nieco na siłę.
- Napitek dla Ciebie, boś znany, z tego, że lubujesz się w smakach miodu. Perfumy dla Ciebie byś damom swego serca mógł darować, gdy je słowem uhonorujesz. Szafran to przyprawa co spożyta tężyznę miłosną i nastrój na amory podnosi. Małpkę jeśli dobrze traktowana i przyuczana sobie bym zostawił na Twym miejscu. Zwinna, sprytna jak na bestię a wymiary niewielkie pomocne być mogą.
- Nie. Komuś ofiarować bym ją chciał kogo mi przypomina. Wiesz komu?

“Ibn” dyplomatycznie umilkł i głową przecząco pokręcił. Przyrównanie do małpy nie było komplementem. Wolał zmilczeć.
Na twarzy skalda odmalował się zawód.
- Zostawcie nas na chwile samych - rzekł do zgromadzonych wokół towarów.
Gdy dość niechętnie odeszli Frey spojrzał bystro na kupca.
- Kupię od Ciebie część towarów Ahmadzie, bo mi się wielce udały. Ale nie chcę byś nimi w Ribe handlował.
- Nie rozumiem… skoro Ci podeszły w smak, czemu handlu mi wzbraniać chcesz?
- Nim ci odpowiem… rzeknij mi czy jeżeli solidną zniżkę na opłaty portowe i handlowe otrzymasz, to zamiarujesz tu do kraju Dunów, do Ribe częściej przypływać, czy jeno to jedna dla ciebie wyprawa i nie zamierzasz tu wracać?
- Zamiaruję. Kraje północy chcę włączyć w mój szlak handlowy i poznawczy.
- Z piątej części opłat zwolnion zostaniesz na całe życie, za każdym razem gdy do Ribe przybijesz. Jeżeli towary swe zabierzesz i ruszysz sprzedać je gdzie indziej. Dwa dni drogi morzem jest inne miasto, chciałbym byś podczas tej wyprawy tam handlował. I słuchał. Słuchał co się w tym mieście dzieje. Słuchał dużo i rzekł mi o tym gdy się znów spotkamy. Jeżeli to uczynisz, handlując z Ribe zniżki dostaniesz i bogactwem opływać będziesz.
- Prócz tego chcę coś jeszcze. -
Kupiec dumnie spojrzał na “ibn Odin”.
- Mów. - Frey spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Jeśli mamy spotkać się w tym drugim mieście i jeśli Ty planujesz w nim dłużej pozostać to przyjmiesz mnie na swój dwór na okres połowy roku. Jeśli nie, dasz mi znak, co pomoże w uzyskaniu takiego pobytu u kogoś kto władnym tam będzie.
- Jeżeli tam będę... Dobrze, niech tak się stanie. Ile za mampę, perfumy i dwóch ciemnoskórych thralli chcesz?
- Za zwierzę i ludzi -
wskazał których miał na myśli - broń na wymianę i tkaniny haftowane lubo też skóry z waszych lisów.
- Przyślę do ciebie człowieka, aby ustalił cenę na wymianę. Co do twego handlu w mieście Aros o którym mówiłem… Dowiedz się ile zdołasz, a na ile niebezpieczeństwa na siebie nie ściągniesz. Co się z poprzednim jarlem stało i o nowych w mieście, obcych co niedawno przybyli.
- I jak się domówimy na spotkanie? -
Niewolnicy rozpoczęli pakowanie skrzyneczek.
- Będziesz po cichu zbierał tam wieści przez trzy dni, potem wracając tu zawijesz do Ribe i powiesz mi czegoś się zwiedział. Myślę, że drogi przez to nie nadłożysz i tak z zachodu przybywasz, czyż nie?
Kupiec w zamyśleniu pogładził podbródek. Skinął w końcu głową:
- Perfumy zostawiam. Jako prezent na rzecz naszej rękojmi. - Lekki uśmiech po raz pierwszy pojawił się na ustach krzykacza. - Wyruszę o świcie tak tedy przyślij swych ludzi by wymiany dokonać.
- I zwierze ostaw, udało mi się. Choć jak zbyt wiele skór lub mieczy zażądasz to je zwrócę. -
Roześmiał się skald.
Niewolnik podszedł by przekazać łańcuszek Freyowi i woreczek ze smakołykami. Wyjął jeden, lekko lepki i podał Freyowi, na migi pokazując, że skald również jeść go może
Małpka z ostrożną nieufnością przyglądała się poczynaniom. Lecz na widok owocu wspięła się błyskawicznie po nodze i ramieniu skalda. Siedząc na nim wpiła się pazurkami by nie spaść, ogonek zawinęła wokół skaldowej szyi i wyciągać łapki zaczęła po upatrzoną pyszność. Piskała i ćwierkała ząbki ukazując zabawnie.
Skald wyjął dziwny przysmak i podał jej. Schwyciła zwinnie i zaczęła pochłaniać, a skald podał łańcuszek jednej z niewolnic polecając by zajęła się na razie ogoniastym stworzeniem.

- Polecenia? - Bjorn był do bólu konkretny. Podszedł do Freyvinda z twarzą nie zdradzająca emocji.
- Pogrzeb Einarra, Rune i tych co zginęli podczas ataku, a jeszcze nie pochowani. Volunda poszukaj i z nim się rozmów, chciałbym jednak by jak najwięcej mieszkańców zgromadziło się gdy będziemy ich żegnać. - Spojrzał za odchodzącym “Ibnem”, zamyślił się i znów przeniósł spojrzenie na Bjorna.
- Najlepiej całe miasto. A i znajdź mi Haldred, siostrę Sigrun i Eggnira i przyślij do mnie później, byle przed pogrzebem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline