Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2016, 10:57   #28
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Volund Pogrobiec (następna noc)


Obudził się w ciemności otulającej go jak przyjazny, bezpieczny kokon.
Ciemność była przyjacielem do tej pory.
Ułudne wrażenie przeminęło błyskawicznie, gdy z mroku wysunęły się obrazy: spaczona bestia, skóra oblepiająca twarz berserkera, żywy ogień w żyłach zamieniony w czarne ślady żył znaczących jego piękne ciało. Ból ponownie rozpalił jego ciało. Gangrel chciał ruszyć się, odsunąć od wspomnień tak świeżych i tak fizycznie bolesnych, lecz zaporę napotkał. Przed nim, po bokach, z góry i dołu. Zamknięty jak zwierzę w klatce, co do szaleństwa doprowadzane bólem począł się szarpać, kopać, rzucać całym ciałem. Ciało zareagowało instynktownie. Z dłoni wysunęły się krótkie, ostre kościane pazury, którymi ciąć zaczął to co go wstrzymywało w szaleńczym pragnieniu ucieczki…

Obecni w halli służący w popłochu spojrzeli na skrzynię, niemalże podskakującą w kącie. Dwóch niewolników podchodzić zaczęło z wolna, przemawiając jak do dzikiego konia. Przez chwilę się naradzali z cicha. Niepewność biła z ich lic i postawy ciała, podchodzić nie chcieli, ni otwierać skrzyni.
Pozostali mieszkańcy longhusu zbili się w gromadkę w przeciwnym kraju halli. Pełne napięcia czekanie wypełniło wnętrze.
Jak zasłona czerwieni, ból ku działaniu skłaniający minął. Została pustka, ziejąca bezkresna pustka. Opazurzone dłonie, co żłobiły przed chwilą zastygły od wewnątrz przy wieku skrzyni.
Jak ramiona wagi. Z jednej strony, ostateczna śmierć.
Z drugiej wieczyste, pełne przemocy życie… i skaza, cierpienie co przebudzenie, żyjący rozkład.

Najdłuższą chwilę zeszklone oczy wbite były w drewno.Oblicze Volunda kamiennym było nawet w szale, co też - nie mogli wiedzieć, lecz vargrowie wiedzieli - ku.... wypaczeniu go pchał…
Oblicze wykrzywiło się w grymasie gniewu karmionego determinacją.
- Nie pozwolę… - taki szept wysyczany usłyszałby ktoś, gdyby ucho do wieka przyłożył.
Zamiast tego chwilę później, słudzy usłyszeli pukanie o ścianę skrzyni.

Jeszcze wahanie przez kilka szybkich uderzeń serca i w końcu, krok po kroku, niewolni ruszyli by skrzynię odbić dla Volunda zwanego Pogrobcem. Raźnie, nie jak przed dniami, wyłoniły się zwieńczone pazurami dłonie, zamykając na brzegach skrzyni. Na ramionach silnych podźwignął się berserker, wzrokiem wiodąc.
- Dziękuję. - rzucił kurtuazyjnie niewolnym, co wieko odbili lecz wzrok jego szukał volvy, którekolwiek imię by w tej chwili nie nosiła, i Freyvinda.
- Gdzie jest me rodzeństwo? - zapytał cicho, a w zazwyczaj odległym i sennym wzroku było wyraźne skupienie.
- Freyvind, skald z Bjornem obchód Ribe czynią. Volva zaś wyszła by z karlem Sighvartem się rozmówić, panie. - Volund niemalże słyszał raptowne walenie serca służącego.
- Setnie się składa… - zauważył - ...i mnie do Sighvarta… Gdyby skald przybył, przekażcie mu, iż z nim mówić chciałem. Lecz nie pilnie. - wstał i do wyjścia już się szykować miał, lecz… wstrzymał się. Wzrok jego ku skrzyni powędrował, a na obliczu pięknym wyrósł grymas. Okiem powiódł, szukając Bjarkiego lub Chlo w halli.
Bjarkiego nie było w środku, blond główki Chlo też nie zoczył. Ljubow jeno z parującym dzbanem szła ku części wydzielonej dla jarla. Pogrobiec na to rzucił słudze z pewnym zawahaniem:
- Odzienie jakie mi znajdź. - a sam do kowala kroki poczynił, witając gospodarza skinieniem głowy z namaszczeniem, jakie wcześniej okazywał innemu zaklinaczowi metalu.
- Wielu poległo w dniach ostatnich. Normalnie wiele to czasu, ale być może dysponujesz kolczugą, która żyjącym się w tej chwili na nic już nie zda. - poczynił aluzję do swego stanu.
Służący głową skinął i pognał by przygotować ubranie dla Pogrobca.
Kowal zaś odezwał się szacując Volunda uważnym spojrzeniem:
- Przymierzyć musiałbyś, mam dwie Twej wielkości… prawie. Może coś da się dopasować…
- Spróbujmy. - rzekł, gestem przywoławszy służącego i przyodziewać się zaczynając. Wnet ubrany w prostą, ale pasującą rubę z pomocą kowala dopasował jedną kolczugę, co śmiertelnego nieco by i piła, ale u Volunda dość dopasowana była.
- Dziękuję. Niedługo Ribe opuszczać będziemy… Jarlu Bezdroży wspomnij o tym, a nad gościnę udzieloną Ci to wynagrodzi. - z tymi słowy podszedł do skrzyni swej, którą czas cały wzrokiem mierzył. Jeden z mieczów do niej wrzucił, po czym ją poniósł, nie na ramieniu, ale lekko dość przy całej swej krzepie, ludzkiej i nieludzkiej. Rozejrzał się.
- Kto najlepiej okolice Ribe zna?
- Naszych łowczych starczy spytać. Drogę wskażą lub mapę rozrysują. - rzekła kowalowa żona.
- Dziękuję. - ku Ljubow wzrok skierował. Gestem ją zawezwał, by się zbliżyła.
Podeszła ocierając dłonie:
- Panie? - spojrzała na Volunda podzwaniając złotymi kabłączkami. Lekko się uśmiechnęła choć w oczach strach widać było.
Nachylił się blisko ku jej uchu.
- Poza miasto idę trumnę złożyć, pomiędzy śmiertelnymi spoczywać nie mogę. Jakby brat mój mnie szukał, rzeknij, że ja go odnajdę, obowiązków jego przerywać nie chcę. Jeno niech tobie powie, gdzie czynić będzie.
Kobieta zadrżała z jego bliskości i z zapartych tchem pokiwała głową na zgodę.
Pogrobiec raz jeno na jej lico śliczne zerknął, uśmiechając się lekko, po czym bez słowa odszedł i po drodze ku wyjściu z langhausu zgarnął jedynie swą skrzynię.

Dookoła domostwa ku części jarlowi przeznaczonej przeszedł. Wartownicy znali go już dobrze z widzenia.
- Czy jeden z was odnaleźć może Oddleifa? - zapytał kurtuazyjnie.
- Pewnoż. Lecz tu nam trwać na straży jarla.
- Odnajdź go proszę, ważne to. Sam cię zastąpię i pola nie oddam, nim go nie przywiedziesz, choćby za lat sto. - odparł berserker, skrzynię stawiając i miecz z niej wyciągając.
- Wyraźnie nam kazano…
- Wyraźnie kazał wam brat mój, jarla pilnować, a u boku obu w caernie wilkołaków co współwinni napaści za thingu byli. Ważne to i długo nie zajmie. Nie wstępu wszak chcę, a wstępu bronić nakazał Freyvind, czyż nie?
Woj otaksował wzrokiem Volunda, który kilkakroć już wstępował i wychodził z budynku i skinął głową. Drugi nawet się nie poruszył, odprowadzając go wzrokiem spod nosalowego hełmu. Pogrobiec w kolczudze własny hełm założył i z klingą nagą przy udzie, choć odziany, dosłownie na miejsce jego poszedł i wartować począł, teraz nie do poznania, gdyby nie drobny gest z bronią.

Niewiele czasu minęło, nim hirdman przyprowadził Oddleifa, z którym Volund razem dom Asgera przeczesał by Thorę i Ljubow odnaleźć. Miejsce strażnikowi ustąpił, wychodząc naprzeciw przywiedzionemu.
- Krwi mi potrzeba. - zaczął, hełm zdjąwszy.
- Znów…? - Oddleifa głos zadrgał nieco. Pamiętał jak sługi dla aftergangera ściągał w noc jego przybycia.
- Znów. Oczekiwać mam w tym samym domostwie?
Huskarl skinął tylko głową, odchodząc by odnaleźć właściwych niewolnych.

Pogrobiec ze skrzynią swą udał się do jednego z domostw na skraju pogorzeliska. Wstąpił w szczerniałe, cudem ocalałe progi, czując wciąż wyraźnie zapach popiołów. Ostawił skrzynię na zewnątrz, na widoku, mecz już schowany na powrót w środku, hełm odłożył na szczyt kamiennej ściany paleniska. Kwadrans może zajął, nim Oddleif w towarzystwie dwóch jeszcze hirdmanów przywiódł ośmioro sług.
- Nie potrzebuję tylu. - siedzący obok hełmu afterganger powiedział, widząc wkraczające służki i niewolnych z widną obawą w oczach.
- Nie wiem ilu. Poprzednio tylu było ci mało. - odpowiedział Oddleif, gdy wampir już wstał i podszedł pomiędzy przyprowadzone mu ofiary, wybrańców dla rozkoszy i strachu. Zrazu ręką zaczął ich jakby dzielić.
- Ten nie. Ta nie. Ta też się nie zda. - rzekł szybko, jakby wprawnym okiem, wykluczając germańskiego sługę wielkiej siły, niewątpliwie ongiś pokonanego, dziewkę chyba z Rusi i nieznanego pochodzenia ale z dalekiego południa przywiedzioną, znad południowego morza.
- Zabierzcie ich. Resztę ostawcie ze mną.
Gdy Oddleif zabrał dwóch wojów i resztę sług przed domostwo i zainteresował się skrzynią, Pogrobiec wewnątrz każde ze sług ocenił.
- Które z was… chce krew swą Einherjar oddać?
Jedna z kobiet, dziewcząt po prawdzie, z wyraźnym strachem w młodych oczach, ale i zaciekawieniem i fascynacją wpatrzona była w rzeźbione oblicze. Krok jak sarny poczyniła, dłonie za sobą trzymając. Oczy Volunda jak posąg nieruchomo trwającego na niej się zogniskowały, a na usta jego wystąpił delikatny, złowrogi uśmiech. Gestem zaprosił ją, by jeszcze podeszła. Uczyniła krok kolejny, a on znów ją zawezwał.
Gdy stała już tak blisko, że twarze ich dzieliły centymetry, rękę wyciągnął by sznurowanie jej ruby rozsupłać bez zawahania. Nie oblała się rumieńcem, ale oblizała aż wargi, choć nie mogła wiedzieć czego się spodziewać.
Pogrobiec z ramienia jej odzienie zsunął delikatnym gestem, po czym nachylił się ku szyi, wargi tuż przy skórze trzymając. Dziewczyna drgnęła i chciała odruchowo coś uczynić, ale wyszeptał jej tylko w ucho:
- Nie wierć się… - i znieruchomiała, nagle struchlała.
Usta przytknął do skóry i powiódł nimi w poszukiwaniu żyły. Nie było to jak usta kochanka wiodące po ciele by pieścić pocałunkiem… Raczej jak potwór, gotów życia swą ofiarę pozbawić.
Delektujący się jej strachem, towarzyszącym ekscytacji.
Niewątpliwie krew biegła w jej żyłach szybciej.
Wgryzł się nagle i raptownie, odnalazłszy co szukał, a krzyk zdziwienia i raptownego bólu dziewczyny zlał się z jęknięciem przyjemności, która ją zalała. Oczyma jak sarna wiodła po całym suficie. O dziwo przytomna jeszcze, rękoma złapała się na chwilę Pogrobca ale oklapły gdy zasłabła. Byłaby upadła, lecz dłoń o sękatych palcach od tyłu ją złapała - nie objęła - za potylicę, tak że długie palce objęły czaszkę, głowę dziewczyny i ciało jej w ten sposób jak szmacianą lalkę utrzymały.
Nie pozwolił jej jeszcze wyrwać się, jeszcze nie był syty. Gdy był, w talii ją chwycił i delikatniej ułożył na ziemi. Oczy jego krwiste były, tak jak strużka w kąciku ust, co dłonią wytarł wnet, patrząc już na kolejnych.

Minuty później wyszedł z domostwa, skinąwszy jedynie głową Oddleifowi. Ten wszedł niepewnie by dostrzec z niewolnych troje w słabości i rozkosznym otępieniu jeszcze pod ścianami zalegających i dwoje, mężczyznę i kobietę, co nadmiarowi byli, oczyma przerażonymi wszystko lustrujących.

Sam Pogrobiec podniósł swą skrzynię i udał się poszukiwać swego brata.


Skald z powrotem w halli kowala był, z Bjoernem się naradzając, gdy Volund wkroczył, zrazu wzrokiem go odnajdując. Za plecami jego widać było skrzynię, w halli wcześniej tajemniczo nieobecną, którą ewidentnie po Ribe nosił ze sobą, teraz na zewnątrz zostawił.
Ku Ljubow zerknął przelotnie, kroki ku Freyvindowi czyniąc i słowa poprzedniego wieczora powtarzając.
- Szukałem cię.
- Chwała Asom i Vanom, znalazłeś - uśmiechnął się lekko skald.
- Wiele czasu ci nie zajmę. Wiedzieć chciałem, kiedy przewidujesz wyruszenie, lub ile obowiązków na tę noc, nim z Sighvartem porozmawiasz. Mam plan jeden, jak zrazu w związku z Leiknarem poczynić… jeno z karlem i siostrą naszą krótko pomówić chciałem.
- Obowiązków mniej, czasu znajdę sporo - kiwnął głowa Bjornowi, bo kończyli już gdy Volund powrócił. - Właśnie myślałem o tym, by z Sighvartem słowo zamienić czy ostanie. Zdradzisz mi choć zarys planu? Ciekawość chwyta.
- Być może nic to. Zależy wiele, czy jak Elin była przez Leiknara wezwana, jak Słoneczko we Wróżbie widziała… wywróżyć gdzie on, lub dać się wezwać i nas rychło zaprowadzić może. Lecz jeśli wnet ruszać planujesz… dziś w nocy, to zapewne tego nie ziścimy. - odparł - W każdym razie zasięgnąć języka jej i karla chcę, czego się wystrzegać, jak byśmy już napotkać go mieli.
Wieszczka w tym czasie również do langhusu powróciła chcąc sprawdzić co z jarlem się dzieje i na obu aftergangerów tam trafiła. Uśmiechnęła się do nich łagodnie. Sighvart kroczył obok z zadumą na twarzy.
- A oto i siostra nasza. Właśnie Freyvindowi rzekłem, że chciałem z tobą i karlem pomówić, czego się wystrzegać gdy Leiknara napotkamy.
- Korzystne to, bo i ja z Tobą Sighvarcie chciałem zamienic słowo czy dwa - Frey kiwnął karlowi głową.
- Zatem wszyscyśmy na miejscu jesteśmy. - Stwierdziła spokojnie i z lekkim smutkiem, gdyż wiedziała już, że Agvindur dalej uśpiony, wszak bracia zaraz, by coś powiedzieli. Karl obu skinął głową na powitanie.
- Co z jarlem Elin? - spytał skald dowodząc, że nie tylko w myślach czytać nie umie, ale z czytaniem w twarzy radzi sobie średnio.
Pokręciła głową.
- Była niewielka reakcja… ale jeszcze nie wstał, chyba żem coś przegapiła. - Spojrzała w stronę izdebki.
- Zatem, karlu. By czasu szczędzić… być może opowiedziałbyś. - uśmiechnął się krzywo, ale rozbrajająco szczerze. Nigdy afterganger nie oczekiwałby, że drugi zdradzi mu jak przed swymi darami krwi się bronić… lecz każdy szczegół mógł pomóc przeciw Leiknarowi, po stronie którego stał wiek - A później ja siostrę naszą porwę, i ostawię was z Jarlem Bezdroży, abyście omówili kwestie, do których głowy mi nie sta.
Elin, gdy berserker mówił, przyglądała mu się swym błękitnym okiem z mieszaniną troski i smutku.
Karl Sighvart widać więcej za ważkie uważał obmówić przyszłość Ribe, bo zaczął o tym rozmowę ze skaldem miast o Leiknarze prawić.
- Widzę, że zły to czas dla mnie. Zostawimy was teraz. - powiedział Pogrobiec do Freyvinda i Sighvarta, ku Elin podchodząc. - Pójdź ze mną proszę… Nie przeszkadzajmy im.
Wiedząca głową karlowi i skaldowi skinęła opuszczając główną hale w towarzystwie swego drugiego krwi brata.
 
Blaithinn jest offline