Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 15:26   #29
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Ludzi dwie dziesiątki odesłać mogę, resztę trza by zebrać jeśli dumacie, że Ribe na atak wystawione. Jeśli do Aros ruszać macie, część wojów stąd zabrać wam trzeba. - Sighvart potoczył spojrzeniem po zebranych - Agvindur z pewnością jakichś planował z wami słać… - zawiesił głos jak pytanie.
- Nie weźmiemy z Ribe ni jednego woja, oni tu potrzebni. - Skald spojrzał na karla jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dlatego ich mymi zastąpić by trzeba było jeśli chcecie nadal by wam pomocy udzielać w obronie Ribe. - karl również spoglądał na skalda - Albo znaleźć wśród Ribe mieszkańców co Eggnira zastąpić może i umie, by mu dać ludzi pod komendę, a moich zabrać z sobą do Aros. Mnie za jedno. Jeśli macie tu takowego, jemu dać komendę. Mieszkańców okolicznych powiadomić. W drodze do Jelling przejść i takoż po mniejszych osadach i zebrać ludzi. Posłańca do króla Eryka w Hedeby posłać, że Aros w niebezpieczeństwie.
Freyvind patrząc na Sighvarta kręcił lekko głową prawie na każde co ten rzekł.
- Nie Sighvarcie. Nie ostawię Ribe śmiertelnemu pod pieczą, gdy wilki lub Leiknar miastu zagraża. W drodze do Jelling nie zbierać mi ludzi, bo to rozgłos czynić będzie, a pomiot Lokiego na to czeka jeno. Nie zawiadomić mi król Eryka, że Aros zagrożone. Raz, że nie wiemy co tam zaszło, a dwa Eryk jest pod wpływem tych co namówili go na stawianie świątyń Zachłannemu. Znane i poza krajem Dunów me relacje z habitnikami i poglądy w tej sprawie. Nie dość, że dzieciak pomocy nie da, to jego doradcy pchną hufy by Aros pod władzę królewską bezpośrednia przejąć.
- Na wilki i na Leiknara pułapkę zastawić, odciągnąć ich uwagę od Ribe. - chwilę milczał lecz wraz z czasu upływem jego dobrotliwa z wyglądu twarz wykrzywiała się w złośliwym uśmiechu. - Wiem! - huknął skalda w ramię. - Wiem!
Usiadł zadowolony na ławie i pociągnął Freyvinda za sobą.
- Nasłać ich na siebie… sposób znaleźć. Leiknar i jego ludzie wilcze skóry na sobie mieli przy ataku, twarze umorusane na ciemno. Teraz do mnie doszło… skoro tak… możliwe że wykorzystać napaść poprzednią chcieli? Podszyć się pod nią? - Spojrzał na Freyvinda. - Jeśli wilcy się zwiedzą, że ktoś pod nich się podszywając atak na osadę Agvindura uczynił, mogą chcieć zemsty na nim dokonać…
- Zaiste, już czynim coś by tak było… alem o wilczych skórach i tym, że się podszywali nie wiedział. To pomoże temu co szykujemy. I owszem, nasłać Wilkołaki na Leiknara chcemy, a i Leiknara… na nas, by Ribe w spokoju zostawił. Bardziej ważne Sighvarcie… -
skald spojrzał mu w oczy - że jako rzekłem, nie ostawię Ribe pod pieczą śmiertelnika - ostatnie słowo mocno zaakcentował. - Bo gdy to co planujem się nie uda, śmiertelny nie obroni miasta.
- Co zatem planujecie?
- Jeżeli Agvindur się nie zbudzi… ostaniesz tu by mieć pieczę?
- Hmmm… -
Karl zasepił się nie spuszczając spojrzenia z Freyvinda. - Zrobim tak. Ja pomogę Tobie i jarlowi w obronie Ribe. Ty pomożesz mi w mojej sprawie jak tu sprawy się ukoją.
- Tu i… -
nie spuszczał wzroku - w Hedeby. I ogólnie w kraju Danów z najazdem habitników wpuszczonych przez króla. I z wilkami…
Sighvart spojrzenia nie odpuszczał, zyskiwało ono na twardości.
- Jeśli Denemarka bezpieczna będzie, liczę na Twe ramię i pomoc jaką zapewnić będziesz mógł. - Rękę wyciągnął ku skaldowi, a ten ją uścisnął i krótko kiwnął głową.
- Otrzymasz me ramię, miecz i wszystko co mógł będę dać aby Cię w kłopocie twoim wesprzeć - odrzekł pieczętując umowę. - To jedno. Drugie: nie chcę brać ni jednego woja z Ribe, ale i nie z Twego hirdu, bo przydać Ci się mogą. Heming jak głoszą plotki miał drakkar z załogą, kto teraz dowodzi okrętem i wojami z jego drużyny.
Na dźwięk imienia swego syna, karl na chwilę znieruchomiał.
- Teraz ciągle Heming, póki do Varde nie wrócę i nie wyznaczę nowego wodza. - Zadumał się dłuższą chwilę. - Dać wam mogę Varina Tokinsona. Człek to, lecz przyszłość jego wygląda wcale obiecująco. To syn przyjaciela mego ojca - rzekł z wolna
- Jako dowódcę drakkara?
- Jako dowódcę ludzi. Dowodziłeś wcześniej łodziami?
- Nigdy i nie śpieszno mi na razie do tego. Plan mam. Morskiego transportu mi trzeba i bandy zabijaków. Myślałem, że sam zebrał drużynę i teraz sami ustawiają nad sobą przywództwo. Chciałem wiedzieć kto wodzostwo na okrętem przejął by ich skaptować -
przyznał otwarcie. - Nie tego chcę by wodza we mnie widzieli.
- Nie tak zwykliśmy czynić w Varde. -
Uśmiechnął się lekko karl. - Dam Ci drakkar i Varina. Na pomoc dla Aros.
- Ilu na okręcie służy?
- Trzy dziesiątki.
- Trzy dziesiątki… do tego pięćdziesięciu zbrojnych z Ribe… osiem dziesiątek. Psiakrew, mało. Pół setki więcej by się zdało -
skrzywił się i zaczął przechadzać się to w jedną to w drugą stronę. - Drakkar nie mniej niż dziesięciu załogi, nie mniej niż dwudziestu zbrojnych na jeden dzień zostawić w Ribe mus - mamrotał do siebie. - Pięćdziesięciu zostaje… może to za mało by atak odstraszyć, może starczy. - Bił się z własnymi myślami.
- A Erik z Tisso ile może?
- Nie, Erik z Tisso nie. Tu, stąd ludzi trzeba. -
Pociągnął karla na ławę. - Drakkar musi mieć obsadę, toć nie knara. Nawet jak smokiem na handel się idzie, dziesięciu najmniej mus. Ribe… mieszczanie potrafią się bić, ale mniej niż dwudziestu zbrojnych ostawić nie lza. Zostaje pięćdziesięciu. - Skald tłumaczył karlowi swój plan. - My popłyniemy morzem, a w dzień po nas lub półtorej doby huf zbrojnych z wozami i skrzyniami pociągnie lądem. By nie tylko Leiknar czy wilki, ale i otoczenie króla Eryka, czy te skurwiele z Aros co Einara zgubili, myśleli, że to wyprawa nasza. Ze skrzyniami na wozach, odciągniemy uwagę. Po kłótni nad zakopanymi skrzyniami ci z załogi drakkaru co lądem iść mają, będą kontynuować marsz na Aros, a zbrojni z Ribe powróca do miasta. Problem jeno w tym by huf nie był zbyt mały, aby wilki nie uderzyły wcześniej, bo ludzi tak się jeno wytraci. Leiknar za słaby by w taki oddział uderzyć, ale Pomiot Fenrira? Obawiam się, że półsetka może nie starczyć, aby wybic im to całkiem z głowy.
- Puść ludzi kilku na zwiad. Byś miał oczy i uszy już w Aros zanim dopłyniesz czy lądem dotrzesz. Bez tego jak ślepy będziesz i na nic wielka kawalkada.
- Myślę, że mam jednego kandydata. Z Kairu -
uśmiechnął się Freyvind. - Choć nie wiem gdzie to i jak capa chwost mnie to obchodzi.
- Kairu? Toż on Ci Twoją matkę sprzeda jak cenę dobrą mu dasz. -
Karl skrzywił się wyraźnie - na szpiega chcesz takowego?
- Kto nie sprzeda? -
mruknął skald. - Daj mi dziewięciu na dziesięciu to powiem, że to jeno kwestia ceny. Grunt, by ten co kupuje, nie wiedział kogo kupić.
- Zaufanego nikogo nie masz by posłać?
- Nie związanego ze mną, kogo by ze mną nie kojarzono? Nie. Jest coś jeszcze, słyszałem, że przez dar Odyna myśli ludziom zmieniać możesz. -
Skald spojrzał karlowi w oczy.
Sighvart głową lekko skinął z kwaśną miną. Widać nie w smak mu pytanie było.
- I cóże z tym?
- By napuścić Leiknara na wilki i wilki na Leiknara, chcę sagę puścić w lud, by sobie powtarzano co zaszło w Ribe i Jelling. Ale nie mogę sam jej wygłosić gdy o moich czynach ona będzie mówić. Trzeba komuś wpleść ją w myśli, by na dzisiejszym pogrzebie ją wygłosił.
- Przyślij chłopaka do mnie -
karl pokiwał głową - Elin chciała bym Sigrun wspomnienia usunął…
- Przyjdę z nim, wszak muszę wypowiedzieć ja przy tobie byś mu ją w głowę wbił -
Frey pominął sprawę Słoneczka.



Dwójka sług wkroczyła w końcu do halli.
Chlotchild lekko nadętą minkę miała, a Grim jak zwykle spokojną twarz, choć oko mu lekko skakało.
- Panie - dziewczyna z uśmiechem dopadła skalda widząc skrzyneczki - a co to?
- Kupiec był, towary przedstawiał. Coś taka naburmuszona?
- Jakie towary? -
Frankazaczęła podważać wieczko jednej ze srebrnych skrzyń. Naburmuszenie jak ręką odjął. Ciekawość parowała z niej. - Kupić coś planujesz? - Rzuciła spojrzeniem na Freya.
- Może już coś kupiłem? - Skald cały czas zastanawiał się jak rozdzielić prezenty za które jeszcze nie zapłacił nie mając ani grosza, bo majątek Asgera nie był tak naprawdę jego. Zresztą go nie przejmowało zbytnio. Z początku mampkę chciał podarowac Chlo, a Elin perfumy. Stworzonko przypominało mu Frankijkę do bólu, no może nie z urody... Wspomniał jednak jednolicie czarne oczy zwierzęcia i coś przeszło mu dreszczem po plecach.
- Mam coś dla Ciebie - uśmiechnął się i zdecydowawszy w końcu wyjął flakon. - Perfumy z Kairu, gdziekolwiek to jest.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się jak spodki. Ujęła dar w dłonie bez słowa, rzadko się to zdarzało, że Franka zaniemówiła. To była jedna z tych nielicznych chwil.
Odkorkowała powoluśku flakon, i nim jeszcze korek odjęła rozszedł się mocny, kwiatowy, słodki zapach.
Chlo przesunęła paluszkiem po korku by powieść zwilżonym opuszkiem po szyi. Zatkała pojemnikz namaszczeniem, wcisnęła się w ramiona Freya i nadstawiła się do powąchania.
- Ładnie? Podoba Ci się? - Niewielka ilość perfumy nabrała intensywności w kontakcie z rozgrzanym ciałem dziewczyny. Z tyłu Bjarki głową jeno pokręcił z rozbawieniem.
- Bardzo, pasuje Ci - odpowiedział skald. - Cieszę się, że ci się podobają. - Mrugnął lekko do Bjarkiego. Franka lubiła zbytki.
- Podobają, pewnie, że podobają! - Cmoknęła wpierw policzek, a potem wierzch dłoni Freya. Złapała flakonik i obróciła się z nim w objęciach wokół ze śmiechem. - Dziękuję!
- Nie ma za co. -
Roześmiał się. - Wywiedziałaś się czegoś?
To zastopowało ją w miejscu. Zmarszczyła nosek.
- Niewiele. O srebrze też mówiono, o przebiciu i spaleniu serca, odcięciu głowy - wzruszyła ramionami - nakarmieniu wilkołaka gdy ten człowiekiem jest, kaczą zupą z krwią miesięczną i natarcie ich skóry tojadem, co ich pali na popiół podobno.
- Zaiste niewiele… a… -
urwał, ściszył głos i bardzo starał się mówiąc do Chlo nie patrzeć na Bjarkiego. - Mówili o tym co w Jelling? Że pokąsany przez kurwiego syna sam się tym zaraża?
- Nikt takiego czegoś nie mówił tutaj. To wszystko co mówione brzmiało jak zasłyszane, a nie sprawdzane. Nikt nie porywał się wcześniej na wilczy miot. Podobnież -
dodała z lekkim przekąsem. - Może jakowyś pustelników po lasach poszukać? Może oni prędzej wiedzieć będą? - Dziewczyna nie patrzyła na Jarla, bawiła się podarunkiem, obracając go w dłoniach.
- Dziękuje Chlo - pocałował ją w skroń. To faktycznie cholernie ładnie pachniało.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie do skalda i poszła pochwalić się prezentem Karinie i Ljubow.
- Jak z kolczugą i hełmem? - skald spytał wielkiego godiego, który na to pokiwał głową.
- Kowal ma kilka na stanie, Volundowi dopasowywał takoż. Mowił byś jeno przyszedł, to znajdzie dla Ciebie coś przedniego.
- Tak uczynię. Idź teraz Bjarki do portu i spotkaj się z kupcem co z dalekiego południa przypłynął. Ustal z nim cenę za dwóch niewolnych czarnych niczym noc i za zwierze z dalekich krain. Może sporo żądać, bo wie że szczególnie tą mampę na łańcuszku upodobałem, a kupcy wtedy więcej wołają, gdy wiedzą… że komu na towarze zależy. - Freyvind zmrużył oczy. - Aleć to zwierze z ich kraju, ot jakbyśmy my tresowanego psa sprzedawali. Niewolni choć wyglądają dziwnie i rarytasem są, owszem, jednak u nich pewnie na pęczki takich jest. Wiadomo, że za podróż i utrzymanie cena rośnie, zważ to ale oszwabić się nie daj. I na jedno bacz mocno. Czy targować się będzie żywo i z duszy, czy tez odpuści zbyt łatwo wysoką cenę. Gdy ustalicie co i ile, przejdź po mieście. Broni chce, futer lisów, tkanin. Przejdź tedy po Ribe i ustal ile darmo wziąć mozna to co oddać mu trzeba w wymianie, jak część broni poległych, a ile zakupić wśród mieszczan na handel z nim. Srebro na to mamy. Weź wtedy te towary na me słowo, że pokryję i rozlicz się z nim jak najprędzej. Karinę weź ze sobą, niech pomoże Ci. Miasto zna dobrze.

Bjarki chciał odrzec coś lecz do halli wszedł Bjorn, który po raz pierwszy miał lekką irytację wypisaną na twarzy i zacięte usta. Prowadził szamoczącą się kobietę z dziwacznie rozszczepioną wargą. Wygladało to jakby środkowa część górnej wargi uciekała w połowie ku nosowi.
- Panie - mruknął Bjorn, a zaczerwieniona kobieta spojrzała buńczucznie na mężczyznę. Spojrzała wokół gromiąc wszystkich spojrzeniem. Poprawiła włosy i suknię by w końcu spojrzeć na skalda.
- Sfykłych luci siłą kazujes do siebie prowacacz po noczy?
- Nie kazałem sprowadzać siłą -
odrzekł obojętnie nie patrząc na nią jakby całą jego uwagę pochłaniała jedna ze skrzynek południowca.
- Zatem ukasz go - skinęła ledwo głową w stronę Bjorna - bo z łosza mnie jusz seprał. I po czo? - Gniew buzował na jej twarzy i w postawie.
- Zebrał, bo poprosiłem go o to by cie sprowadził. Samaś doprowadziła do siły. Porozmawiam z nią gdzie sypiam - zwrócił się do Bjorna, lecz zaraz odwrócił się do Haldred. - Sama tam pójdziesz, czy znów siła?
- Czemusz gciesz iszcz? Co masz móficz jako jarla człek, móf pszy wszystkich…!
- Zamknij ryj. Idziemy -
przerwał jej.
- Nie! - kobieta stwierdziła głośno. - Móf tu. Pszy śfiatkach. - Dłonie zacisnęła w pięści. Zebrani w halli przyglądać się zaczęli już otwarcie.
- Przez wzgląd na twą siostrę i brata. Ich pamięć ...- skald wycedził.
Dziewczyna zatchnęła się i pobladła strasznie. Zatrzęsła się cała.
- Nie was się o nich mówicz - postąpiła kilka kroków ku skaldowi - ty i tobie podobni… - splunęła pod nogi Freya - wszyszczy taczy sami. Szmiercz jeno z wami kroczy… - Twarz jej wykrzywiła złość i gniew.
- Nie za nami. - Zbliżył się do niej również rozdeptując plwocinę. - Nie za nami Haldred. - Zbliżył swą twarz do jej twarzy. - W nas… - szepnął wpatrując się w nią z głodem i obnażając lekko kły. - Przez wzgląd na siostrę i brata nie będę mówił tutaj o twej roli w ataku na Ribe. - Odwrócił się idąc ku składzikowi. - Sama nie przyjdzie to ją przywiedź Bjorn - rzucił nie odwracając się i idąc ku leżu.
W halli poczęły podnosić się szemrania. Haldred nie ustępowała:
- Wicicie?! - zwróciła się do obecnych wskazując za Freyem palcem. - Wicicie jak traktują tych czo odwaszą się im sprzecziwicz? Kłam i ztratę zadawacz będą, winy swe na innych zrzuczającz… Prawdy bojącz… Gdzie ta czarownicza czo tu szło przywiodła? Czemu on jako nasze obyczaje kaszą nie odwaszy się mówicz przy luciach?
Bjorn ze zmarszczonymi brwiami do kobiety podszedł, lecz ta już nie słuchała. Szaleństwo z bezsilności i rozpaczy wynikające całkiem przez nią przemawiało.
Głos Haldred się załamał w krzyku i płaczu:
- To oni winni - załkała gdy Bjorn ją pchał do składzika, zasłaniając od tłumu swoim ciałem...



Wepchnął protestującą ciągle i szamoczącą się Haldred do składziku, gdzie na środku stała balia, wokół niej zacieki krwi, a w kącie skrzyni której zresztą nie używał sypiając w drugim, gdzie skóry rozłożono.Skald odwrócił się dopiero do kobiety. Zamknął drzwi i zastawił je skrzynią. Po czym usiadł na skórach i jeno na nią patrzył. Bez większych emocji.
Rozczochrana i zapłakana stanęła na przeciwko Lenartssona. Przez zdeformowaną wargę widać teraz było zęby gdy zaciskała usta mocno. Spoglądała na aftergangera bez strachu. Z gniewem i chęcią zemsty jeno.
- Tam masz miód i piwo, jeżeli w gardle Ci sucho, lubo na wzmocnienie spokoju lub gniewu potrzebujesz. Zajedno. - wskazał na dzbany jakie stały tu od wczorajszej jego kąpieli.
- Niczego od Czebie nie chcze. To tysz kasał gwałtem mnie prowacicz. Móf tedy, skoro tajemnicza od honoru otwaroszczi waszniejsza.
- Od kogo słyszałaś, że volva przyzywana była przez wodza wilków?

Zaciśnięte usta wskazywały na jedną odpowiedź.
Frey pokiwał głową.
- Skaldem jestem sławnym. Na całą Danię, Kraj Swedów i Północną Drogę. W gniewie powiesz, że za nic to masz - mówił łagodnym głosem - i niechaj to będzie racja. Opowieść chciałem Ci rzec. Tylko dla ciebie. Dar którym nie musiałabyś się z nikim dzielić. Jeno opowieść z mych ust. Nic więcej.
- Niczego od czebie nie chczę. Jak i ty nie, to wypuszczaj mnie i w szpokoju osztaw.
- Zbliżyła się do ściany.
- Nie. Wysłuchasz mnie Haldred, potem dopiero odejdziesz - skald zmarszczył brwi.
Haldred w ścianę chaty załomotała pięścią, nic nie rzecząc i w skalda oskarżycielsko się wpatrując. W oczach począł Frey dostrzegać iskierki nienawiści, której dziewczyna stłumić nie zmogła.
Pokiwał głową i zaczął mówić głosem jakby zaklętym:
- Nana zwała się niewiasta, córka Thorvalda zwanego Milczkiem i Freydis, córki karla Orma z Hasvag w Trondelagu i Gunhild zwanej Stokrotką. Urodą i manierami dziewczyna ta uwodziła wojów nad Hartensvik w kraju północnej drogi, ale choć uwodziła strasznie to nie celowo, bo niewinna była. Jej wieś położona nad fjordem bogata się stała przez najazdy wojów wypływających na wielorybów szlak i na wiking idących nawet i trzy razy do roku, na Fryzów, Anglów i Skotów. Jarl Ketil wziął ją do swej halli by jako jego domowniczka cieszyła stare oczy, a ona sobie to upodobała. Nie było jednak między nimi tego co między mężem i niewiastą.
Ulf zwał się mąż, brat Nany, który wielkim karmicielem kruków już był, w hirdzie jarla służył i na wyprawy wypływał wielkie łupy zwożąc. Jego imię sławnym wkrótce być poczęło, a wobec tego że jarl Ketil syna nie miał, następcę swego w nim widział i ludziom to się podobało, bo całe Hasso nad Hartensvik wielce go lubiło.
Wyraz twarzy Hadlred wykazywał obojętność i niechęć gdy słuchała słów skalda.
- Higin imię było niewieście, siostrze Nany i Ulfa. Od urodzenia była chromą na lewą nogę i ciężko przez życie było jej iść. Choć rodzeństwo swe kochała jako i rodzicieli wielce, zawszeć jeno o Nanie i Ulfie mówiono nie o Higin co ukłucia zazdrości w niej budziło. Zdarzyło się tak, że jarl Ketil pokłócił się ze swym sąsiadem o podział łupów po wikingu na Fryzów i w wielkiej niezgodzie się rozstali, klnąc się na Asów i Wanów, że nie dadzą sobie spokoju. Jarl Ketil powrócił z Ulfem do swej Hasso i zapomniał o wróżdzie jaką z sąsiadem sobie wywołali.
Tego roku w czas snu niedźwiedzia i śmierci węży ogień zaprószony nad langhusem jarla z mocą wybuchł, a wrota zawarte się okazały. Który mąż wyjść chciał z płonącej halli tego napastnicy ubijali, jeno kobietom żywot oszczędzając i hańbiąc je odzierając z sukni zamiast z żywotu. Obok skłutych ciał obrońców zabawiano się z nimi tak jak dzierżyciele włóczni postępują z dziewkami w osadach Fryzów na wikingu i Nanę to spotkało. Jarl Ketill zginął w swym langhusie, a wtedy też doświadczył Ulf wygnania życia skłuty strzałami gdy na wolność od żywiołu Pana Kłamstwa, w domenę Nott pod oczy Maniego chciał się schronić. Wszyscy hirdmani też poginęli w ogniu oraz od żelaza i wielu co z osady na pomoc rzuciło się ku jarla langhusowi. Wielki płacz rozległ się nad fiordem.
Nana, co wielokroć pohańbiona nawet imienia swego nie mogła wspomnieć i niczym dziecko nowo narodzone jeno spała, krzyczała i spała na przemian. Brat jarla władzę przejął bo z krwi jego był, a Ulfa nie stało. Nieporządek wziął na swe barki, by osady imię odbudować. Wtedy na plac wystąpiła Higin kierowana boleścią i rozpaczą wielką jak głód Fenrisa. Nie tylko brata straciła, nie tylko siostrę jej pohańbiono, ale i rodziców ubito gdy biegli halle gasić w noc karmienia kruków. Miłość miała wielką do brata i siostry jako rodzicieli swych przez całe życie. Sama kaleka nie miała nadziei by na nią dobrze patrzono, przeto przez całą swą wędrówkę przez Midgardru pogodę cieszyła się szczęściem Nany i sławą Ulfa. Zazdrościła im strasznie i płakała z bólu, że nie jej los jaki przeznaczyły Norny bratu i siostrze, ale zazdrość i zawiść z wielką miłością się mieszały i dumą z rodzeństwa.
Haldred do tej pory stojąca nieporuszenie, wpatrująca się w skalda lecz jakby go nie widząca, zachłysnęła się głośnym szlochem. Łzy bez kontroli poczęły z jej oczu iść, a mimo to z ust już żaden więcej dźwięk się wydostał. Freyvind kontynuował:
- Gdy Nany szczęścia i przytomności głowy i żywota Ulfa zabrakło, coś złamało się w Higin nawet nie tyle nie reagując na zachowanie dziewczyny co bardziej po prostu starając się udawać, że go nie zauważył. - Choć zazdrościła rodzeństwu, to wszelkie nadzieje w nich pokładała i obdarto ją nawet z tego, tej nocy gdy spalono hallę Ketila. Została sama bez nadziei, bez wiary w siebie, bez ukochanych. I zaczęła szukać winnych by się mścić w szalonej, bezsilnej rozpaczy.
Dziewczyna szybko zamrugała by łzy odgonić, jej duma i ból zmieszały się i rozpacz wygrała.
- Przepełniona bólem i sama jedna na świecie wykrzykiwała słowa hańby i winy jarlowi Leifrowi. Krzyczała, a był to krzyk tym straszniejszy, że takim wielki bólem, bezsilnością i utratą nadziei i życia celu naznaczony. Powiadają, że mąż był wśród tych co patrzyli na jej rozpacz. Postawny, w zbroi poznaczonej dziurami jak po strzałach i w kapturze. Chłód od niego ludzie czuli i nigdy więcej go nie ujrzeli. Mówili, że spod kaptura jeno łzy się jego lały, choć wojom one nie przystoją. Mówiono, że od grobów gdzie prochy ojca i matki złożono biednego rodzeństwa… wiatr się wzmógł, a słychać w nim było prośby o spokój, żal i próżne słowa pociechy. Mówiono, że Nana słysząc słowa Higin gdy na swym posłaniu leżała, znów płakać poczęła… ale nie był to szloch pełen spazmów i wrzasków, oraz bólu. Cichy, pełen rozpaczy i bezsilności, miłości i klęski. Imię siostry nawet wyrzekła z prośbą. Nigdy takiej jej więcej nie widziano.
Nowy jarl wyszedł przed Higin, a ona w twarz mu napluła dalej złorzecząc. Tak wtedy rzekł:
  • Nie jedna ból czujesz bom i ja stracił brata i młodszego z synów. Przyznaję jednak, że twój ból silniejszy. Wiem to też, że nie da się wrócić ci twej straty, boś życie całe swe postawiła nie na swoim przez Norny tkanym losie, ale na niciach tych, których ci zabrano. Żyj Higin i żyj prawie, swym życiem czyń to by w nich był i Ulf i Nana, jako i ojciec twój i matka silnie stali. Nikt źle na ciebie nie spojrzy, bo pod opiekę cię wezmę i na służbę abyś nie tylko zaznała tego co twój brat i siostra, ale i chwałą swą ich sagę wzmocniła.
Złamana kobieta padła na kolana, czoło opierając o klepisko. Paznokciami ryć ziemię poczęła, jakby w niej źródła siły szukając. Z ust skowyt jak rannego zwierza dobiegł. I ucichła, oddychając ciężko jakby dzień i noc biegła. Tym razem skald już nie udawał, że nie widzi reakcji Haldred, ale mimo to kontynuował patrząc na nią uporczywie.
- Higin zapłakała raz jeszcze rozdzierająco i z sił opadła. Wzięli ja do halli, obmyli, okryli i przygotowali suknie zdobyte na Fryzach, oraz ozdoby i bransolety. Płakała i z żalu ściskana była trzy noce i trzy dni, a mówili, że Nana w chwilach rozumu zanosiła modły do Frei za swą siostrę. W końcu Higin powstała z łoża i choć rozpacz miała w sercu jarlowi złych słów nie rzekła.
Żoną jego się stała, a po latach znana była nad fjordami aż po zatoki gdzie woje morsy kłują dla ich zębów i kości. Opieką objęła Nanę i ku zmysłom ja przyprowadziła, o pamięć brata i rodzicieli dbała tak wielce, że nawet gdy pomarła ludzie z fjordu na grobach ich przystawali i czynili modły do Mieszkańców Asgardu.
Skald podniósł się i podał Haldred dzban z miodem, a dziewczyna powoli jakby niepewnie i niechętnie, przełamując się ujęła go w obie dłonie bez słowa.
- Rozumiem Haldred że szukasz winnych… - Położył jej lekko dłoń na policzku unosząc nieco jej głowę by spojrzeć prosto w oczy. - Nikt z nas jej winny. Nas boli śmierć każdego z ludzi spod naszej opieki. Sigrun cię potrzebuje, Haldred. Wygaś złość i skup się na niej. I na sobie… masz w sobie siłę.
Pokiwała głową, nie rzecząc ani słowa, pozwalając łzom wysychać na policzkach. Na twarzy pojawiło się zacięcie raczej niż nadzieja, czy przekonanie.
- Będziesz przy mnie i przy Sigrun podczas pogrzebu Eggnira?
- Będę - pokiwała głową przytakując z cicha.
Skald pogłaskał ją po włosach jakby z troską.
- Zbierz swe rzeczy i przynieś tu. By siostrą się opiekować blisko musisz być, domowniczką jarla.*
Oczy dziewczyny się ponownie zaszkliły.
- Nicz to szabrania nie ma. - Usta zacięła, jej twarz przez jeszcze dziwniejsza się zdała.*
- Powiedz mi jeszcze jedno… - nie zmienił tonu głosu - zaiste ktoś Ci rzekł, że wódz wilków wzywał volvę do siebie, czy tako rzekłaś jeno by przeciw niej mówić? Nie będę krzyw, wiedzieć chcę Haldred. - Ponownie przesunął dłonią po jej policzku odgarniając pukiel włosów, wpatrywał się przy tym w jej oczy.
- Wsywał - spojrzenie dziewczyny zaskoczenie ukazało, gdy w oczy skalda się wpatrzyła. Zarumieniły się lekko jej blade dotąd policzki i krok w tył zrobiła z lekką złością. - Mówił, sze to wszystko dla niej. - zasepleniła przez rozerwaną wargę.
Freyvind zaklął w duchu…
Karmił się nadzieją, że to był wymysł dziewczyny z dzikiej rozpaczy wzięty by zaszkodzić tej, która zdawała się Haldred powodem wszelkiego zła, które spotkało Ribe. Ujął siostrę Sigrun za rękę i usiadł na skrzyni po czym przyciągnął do siebie by usiadła obok lub na jego kolanach.
- Opowiedz mi Haldred - powiedział cichym głosem niby ociekającym miodem jaki był w dzbanie - Kto, kiedy i gdzie…
- Druh Eggnira, co go pomszczicz chcział, gdym go znalaszła - Haldred pociągnąć się dała ale nie usiadła obok ni na kolanach. Cała wysztywniona stała jakby kij połknęła. Dłoń wyciągnąć z ręki skalda spróbowała.
- Jego imię. Gdzie jest teraz? - Frey nie puszczał choć nie ściskał jej silnie.
- Braki, z innymi rannymi. Poranion sztraszliwie. - skald wyczuwał, że bliskość narzucona jej zadziwia ją i wrogość wywołuje. Szarpana rozterką była, gdy głosu i słów miłych słuchała.
- Życzenie jakies masz?
- Szyczenie? - zdziwienie oblało jej twarz, raz jeszcze dłoń wyciągnąć próbowała.
Pozwolił na to tym razem.
- Tak, czy chciałabyś czegoś co w mocy jestem spełnić.
Odsunęła się z ulgą i szepnęła:
- Mam… - przytakując - Odejczcie sztąt. Ribe nie poczebuje więczej opieki. - mówiła bez ognia jaki szalał w jej wnętrzu jeszcze niedawno w halli - Luciom z wami szie nie mieszycz, a to oni czene płaczą. Wam nicz.
- Tej prośby w mocy spełnić nie jestem. - Skald wstał i odsunął skrzynię. - Ci co im nie w smak jesteśmy sami odejść mogą. - Zbliżył się do Hildred. - Jeżeli nienawidzisz nas i nie chcesz być przy nas, to zamiast tu się przenieść ujdź z miasta. Gdzie chcesz, tej nocy jeszcze, po pogrzebie. Więcej to miasto Agvindura licząc ile tu trwał i ile poświęcił by w dostatek opływało, niźli twoje. Nikt cię nie zatrzyma. Jeżeli jednak zostaniesz, źle dziać ci się nie będzie, póki przeciw nam nic nie uczynisz.- Wskazał jej ruchem głowy drzwi.
Nic nie rzekła. Nie odwracając się wyszła i ku drzwiom langhusu się skierowała.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline