Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 16:22   #30
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Volund

Gdy wychodzili, Pogrobiec skrzynię swą co za miasto później zabrać pragnął znów jął pod ramię, noc całą z nią wędrując. Jak przyszło im jednak do pomieszczenia za langhausem przyjść, po prostu zabrał ją ze sobą, stawiając pod ścianą z dala od Agvindura.
- Pomówić chciałem. O Leiknarze. O klątwach co jak twoja rzucić może, i nie tylko.
- Wiesz, że niewiele powiedzieć Ci mogę, bo nie pamiętam. - Odezwała się ze smutkiem. - Uczucia potrafię wzmocnić, nie decyduję które. On silniejszy, nie wiem jak bardzo zdolny manipulować nimi.
- W porządku. - wsparł się w biodrach, wzrokiem bacząc skrzynię i drzwi do pomieszczenia. Odwrócił się, by Elin prosto w oczy pojrzeć.
- Z Helleven mówiłem. Ona więcej o Leiknarze wie… Również jego śmierci pragnie, choć z przyczyn innych niż ty.
- Śmierci? - W błękitnym oku zaskoczenie się pojawiło. - Ja… - Pokręciła powoli głową. - Nie myślałam o tym w ten sposób. - Przygryzła nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że to przecież pewnie jedyne wyjście, by się od niego uwolnić ale… jakoś nie przeszło jej nawet przez myśl.
Podszedł ku siostrze powoli.
- Ona pragnie wolności i sprawiedliwości. Ty pragniesz… by przerwał udrękę nieść wszystkiemu, na co twe oko kiedykolwiek pojrzało, jeśli nie pierwej końca udręki, którą on chce Ci przynieść. To jedno i to samo. Rzeknij… - wyciągnął dłoń ku jej ręce - ...że pragniesz jego śmierci.
Podała mu swą dłoń i usta otworzyła, by coś rzecz ale pozostała milcząca. W jedynym oku Pogrobiec mógł dostrzec wewnętrzną walkę jaką ze sobą jego siostra w tej chwili toczyła.
Patrzył na nią intensywnie, w niemym wyczekiwaniu. Wzburzywszy ją, czekał, jakie plony to da… wbrew sobie, wbrew swej adoracji dla niewinności volvy. Jak gdyby szukał sobie sposobności sam…
....by do volvy się zniechęcić. Czekał cierpliwie, i choć emocje jego tak dziwne w tej chwili w oczach były wypisane, czy słowa jego nie były prawdziwe?
Kobieta głową pokręciła wzrok zawstydzona spuszczając.
- Wiem, że tak należy uczynić… ale nie mogę powiedzieć, bym jego śmierci pragnęła… - Powiedziała cicho sama sobą… rozczarowana?
Dłoń blada, sękata i do mordu nawykła nadspodziewanie delikatnie i czule włosy jej przeczesała, pusty oczodół nakrywając.
- Gdy Szalony Jarl, który czynić mi krwawe orły czasem na żyjących jeszcze, który wieszał za najmniejsze przewinienie często tylko jemu widziane, który kazał broń odbierać wojownikom i śmierć zadawać by nie zaszli do Valhalli…. gdy Ogni zakończył żywot, również zdałem sobie sprawę, że nie cieszy mnie jego śmierć. Wiesz dlaczegóż?
Uniosła głowę zaskoczona i gestem, i słowami brata swego.
- Dlaczego? - Wyszeptała.
- Ponieważ nie jestem lepszy. - wyszeptał, rękę od jej twarzy odbierając, jak gdyby niegodny był, a w oczach berserkera nieustraszonego ślad jeszcze strachu, ale i winy miesięcy wcale dawnych widać było.
- Nie prawda. - Wyrwało się jej nagle. - Ty ciągle czujesz i cenę płacisz straszliwą…
- Czuję… więcej niż. Możesz sobie wyobrazić. - oblicze zazwyczaj kamienne emocjami przez chwilę rozedgrane przybrało słaby uśmiech co zionął z dawna pogrzebaną rozpaczą. Kolejne jego słowa, o dziwo, wcale nie brzmiały jakby zmienił temat.
- Czy w sposób jakikolwiek, myśli swe, intencje, Leiknarowi przekazać możesz? Wywróżyć gdzie on… zawezwać go lub dać zawezwać sie… Przez krew wspólną zjednoczyć.
Wiedziała, widział to w jej spojrzeniu, że wiedziała o bólu jego i samotności. Nie kontynuowała jednak, skoro on nie podjął tematu.
- Wywróżyć powinnam być w stanie… Nie wiem, wezwać lub myśli przekazać, a nawet jeśli, na ile to bezpieczne, skoro Styggr z takim przekonaniem pragnął zerwać ten jedyny kontakt jaki z nim miałam. - Zawahała się na moment. - Ale spróbować mogę.
- A w wizji mu objawić? A co, gdy on wróży cały czas ciebie szukając, a ty zarazem szukałabyś jego?
- Nie umiem wizji na kogoś sprowadzić. - Pokręciła powoli głową. - Gdybyśmy nawzajem się szukali… Być może dostrzeglibyśmy się… Wieszcz Úlfheðinn wiedział o mnie, choć jeno w wizji ich widziałam… Być może Leiknar również, to potrafi.
- I jedno, i drugie jedynym co możem, nim wyruszymy… Spróbowałabyś? - zapytał, o dziwo nie kamienny na powrót.
Lecz jakiś chłód z głebi Pogrobca, jak gdyby próbujący pożreć czasem uciekające strzępki ludzkich uczuć, sugerował coś dalece bardziej złożonego, niż Widząca widziała.
- Teraz?
Zabolała taka reakcja Volunda ale niczego innego też się nie spodziewała. Skinęła powoli głową.
- Tylko sama bym ostać musiała. - Powiedziała cicho. - Jakbym zbyt długo nie wołała, wejdź i sprawdź co się dzieje.
- Chciałbym być tu. Czy na pewno to niemożliwe? - wyraźny niepokój zabrzmiał w słowach Pogrobca.
- Utrudnić koncentrację może. - Stwierdziła spokojnie i pojrzała na niego. - Zostań, zobaczymy. - Mimo wszystko obecność brata krwi obok, gdy będzie próbowała znaleźć swego Stwórcę wydawała się kojącą i przez to nie umiała mu odmówić.
- Jeśli cokolwiek poczujesz złego… coś twego umysłu tykającego… przerwij. - nakazał Volund stanowczo - Nie chcę, by jak Asgera… - nie dokończył nawet myśli, gdy głos mu się załamał na imieniu na myśl o volvie we władzy Leiknara.
Skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie zamierzam pozwolić dać mu się złapać. - Odparła spokojnie. “Nie w ten sposób.” Dodała w myślach.
- Widziałem raz.... jak Szalony Jarl odległej volvie tak czyni. - odparł grobowo. Ufał volvie, lecz widać po nim było zalęknienie.
Spojrzała na berserkera uważnie i kiwnęła powoli głową. Czyli to było możliwe… A tutaj mieli do czynienia z z tą samą krwią. Elin poczuła wyzwanie, jeśli przyjdzie do niego, to na jej warunkach. W żadnym innym wypadku. Volund mógł determinację w jej oku dostrzec.
- Będę uważać. - Rzekła i po nóż na stole leżący sięgnęła i do drugiego kąta izby poszła, gdzie przyklękła na ziemi.
- Elin. - przywołał jej atencję tonem, świadczącym, że ostatnie to jego słowa nim zacznie. Klarownym.
Uniosła błękitne spojrzenie na niego.
- To ważne. - powiedział tylko, ale z dogłębnym znaczeniem. O wieszczbie. W oczach, jak nieraz już, widniały mu skrystalizowane działania z jasnością jak gdyby jemu samemu bogowie wróżbę zesłali.
Uśmiechnęła się tylko do niego, tym swoim delikatnym uśmiechem i wzrok na sakiewce odpiętej od paska skupiła rozpoczynając cichy monotonny zaśpiew. Potrząsnęła sakiewką, odłożyła na podołek i rękę nacięła nożem, by włożyć ją potem do woreczka i runy wymieszać.
- Na krew i poprzez krew… - Oczy zamknęła przywołując w pamięci obraz męża z jej wizji i pozwalając znów rozbrzmieć słowom “min eneste skat”. Głos jej zabrzmiał pewnie i mocno, choć gdyby żyła serce waliłoby jej jak oszalałe.
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
en orðstirr
deyr aldregi,
hveim er sér góðan getr.
- Gdzie jesteś mój miły…
- Cichy kuszący szept.
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
ek veit einn,
at aldrei deyr:
dómr um dauðan hvern.

- Gdzie… - Runy wysypały się na klepisko a volva ku nim nachyliła.



Zobaczyła łódź z paszczą wilka płynącą powoli na wodzie. Usłyszała cichy plusk gdy wiosła zanurzały się w ciemnych odmętach. W łodzi zaś czwórka za wiosłami z wysiłkiem pracująca. I postać co z wizji wychodziła ku niej na rufie.

Westchnęła cichutko wychodząc z wizji i patrząc się ciągle w kości przez dłuższą chwilę. W końcu ponownie chwyciła sztylet i zaczęła ryć strzałki we wszystkich kierunkach, mając nadzieję że runy wskażą jej konkretny kierunek. Była trochę zawiedziona ale i odczuwała ulgę, spodziewała się, że ciągle jest w Ribe. Znaleźć go poza miastem będzie znacznie trudniej. Ujrzeć go na żywo… Przerażało ją to i pragnęła tego. W końcu gdy skończyła rycie wzięła jedną z run - Tiwaz i ponownie powtarzając zaklęcie:
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
en orðstirr
deyr aldregi,
hveim er sér góðan getr.

Przywołała obraz Leiknara w łodzi
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
ek veit einn,
at aldrei deyr:
dómr um dauðan hvern
- Gdzie jesteś…
- Szepnęła pochylając się tak, że włosy ukryły jej twarz przed Volundem. - Przyjdę do Ciebie…
i rzuciła kością nad rysunkiem.
Tym razem wizji nie miała jeno runa padła na strzałkę co na północ wskazywała z leciuśkim przechyłem ku wschodowi.
Spojrzała na Pogrobca.
- Na łodzi jest ze swymi ludźmi. - Rzekła. - Płyną gdzieś… a runy wskazują… - Przechyliła lekko głowę odczytując jeszcze raz strzałki. - Północ z nieznacznym wskazaniem na wschód… - Pokazała na swój rysunek.
Pogrobiec jednak nieruchomo stał i na nią patrzył, tajemniczo i bez słowa.
- Volundzie? - Zapytała niepewna co sądzić o jego reakcji.
W końcu oczy same bladolicego zawędrowały na szkic. Patrzył nań z góry.
- Istotnie. - zgodził się w końcu.
- Myślałam, że w mieście ostał… - Westchnęła cicho. - Tak, trudno go będzie znaleźć. Wodą szybciej przemieszczać się może.
- Wiadomym było, że w mieście go nie ma. Lecz teraz faktycznie jest poza naszym zasięgiem. - chwilę jeszcze z rozczarowaniem patrzył na wskaz - Cieszyć cię winno jednak, że zdaje się nie czekać aż Ribe ostawione będzie. Może to jego szaleństwo. Może zaś napotkać cię pragnie gdzie indziej. - mówił do niej, choć volva mogłaby przysiąc patrząc mu w oczy, że sam bardziej słucha swoich słów niż je wypowiada.
- Może różdżkę sporządzę… - Zaczęła mówić po chwili ciszy, w której przełykała własną klęskę. - i sprawdzać co jakiś czas będę, gdzie się znajduje…
Odmiennie niż przed minutami, zimne, puste oczy zetknęły się ze spojrzeniem Elin, co tylko nieobecny uśmiech przywołało na twarz Pogrobca.
- Może tak będzie najlepiej. Wybacz mi… zbyt wiele twego czasu skradłem.
Pokręciła głową wstając.
- To ja Twój czas straciłam… A i o jeszcze jednej rzeczy pewnikiem chcesz mówić. I o Ciebie runy pytałam… - Pewność na chwilę zniknęła z jej głosu mając żywo ciągle przed sobą jak słabo sobie niekiedy radzi z własnymi zdolnościami. - Ujrzałam coś co wskazówką być może. Jeśli pragniesz usłyszeć… - Spojrzała na swego brata krwi.
Zatrzymała go w pół kroku, gdy zwracał się już wyjść.
- Nie sposób stracić czasu berserkera, brat nasz ważne kwestie w Ribe czyni. Mnie jedynie oczekiwać i oczekiwać, lata całe. Aż nadejdzie czas pozbawić kogoś żywota, co przesłoni mi choć na krótkie chwile nicość nocy. - odparł z mieszanką drobnego poirytowania, chyba fiaskiem w odnalezieniu… Leiknara, co ewidentnie przez Volunda tak był postrzegany. Słowa jednak wypowiadane były mimo słów volvy o wróżbie, jak gdyby mając je umniejszyć, równie bardzo co odpowiedzieć na zbyt często przepraszającą volvę. Chwilę milczał, a w oczach błyszczał mu wstyd, lecz nie z powodu tego, że pomocy potrzebował…
- Opowiedzieć mi możesz… wszystko co ujrzałaś? - zapytał, gdy oczy zeszklone obniżyły pułap, zagubione w innym miejscu.
Milczała przez chwilę zastanawiając się czy to dobry pomysł, w końcu jednak skinęła głową i oparła się o stół przymykając jedyne oko i wizję z pamięci przed sobą rozwinęła.
- Widziałam Ciebie walczącego z uśmiechem na ustach… - Zaczyna mówić monotonnym głosem otwierając błękitne oko. - Pokonującego jednego, drugiego… wielu, wielu przeciwników. Gdy w końcu sam ostałeś na placu boju pokryty posoką pokonanych… Ich krew poczęła wsiąkać w Ciebie i dym z Twej skóry się wydobywał jakby Cie to paliło…- Gangrel mógł odnieść wrażenie, że wieszczka coś przemilczała. - Potem znów walczyłeś lecz już bez śmiechu, a ciało Twe zmieniało się, odpadało, Twa uroda przemijała… by znów wszystkie rany się zasklepiły kosztem ogromnym… Ty jednak walczysz nadal a na Twym ciele i wokół niego duszki niczym małe drzewka żerować zaczynają. Szarpią, gryzą, aż udaje im się rozerwać Cie na pół… Z górnej części jednak wychodzisz… nowy… inny... ten sam…
Najdrobniejszy z uśmiechów wypełzł na piękną twarz Pogrobca, w sposób jakoś szalenie odrażający.
- Kolejna walka… I znów Cie rozrywają lecz szybciej znaczniej i znów pojawiasz się nowy… - Na twarzy volvy smutek wielki gości. - I jeszcze jedna, i kolejna… - Pokręciła głową powoli. - Na końcu w rzece stałeś w białej przepasce i jakiś mąż Cie w niej zanurzał. - Zamilkła przypatrując mu się łagodnie.
Na ostatnie zdanie uśmiech zniknął z oblicza Volunda, zastąpiony subtelnym grymasem. Czego dokładnie, ciężko stwierdzić, ale nie był zadowolony.
- Palenie, tak… gdy prawie do cna wypiłem juchę ze splugawionego obrońcy caernu, gdy w chwili ostatniej sięgły mnie jego kły byłoby to jak gdyby krew jego, całkiem mnie wypełniająca zagotowała się w mych żyłach i wygotowała. Do teraz czuję to, ilekroć się budzę. - zastanowił się, bez przesadnych emocji w głosie.
- Co wszystko to w twej opinii znaczy, służko bogów? - zapytał… choć ton świadczył, jak gdyby on sam rozumiał w dużej mierze przepowiednię. Było to mniej dziwne, gdy pamiętać uwagi jego do przepowiedni co Elin poczyniła, gdy o śmierci Sigrun twierdziła. Lecz choć zdawał się być w stanie zinterpretować widzenie, zależało mu na słowach volvy...
- To co się z Tobą dzieje nie jest jedynie wynikiem tego, iż z plugawego piłeś… - Zaczęła powoli z namysłem, ostrożniejsza znacznie. - To się zaczęło już wcześniej… Szał Twój sprowadza na Ciebie cierpienie… To co wydarzyło się w caernie wszystko przyspieszyło, spotęgowało i siły natury przeciw Tobie obróciło. Będziesz cierpiał, rozpadał się i powracał do swojej postaci…. i tak w nieskończoność… dopóki się nie poddasz bądź nie znajdziesz lekarstwa… A wszystko wskazuje na to, iż jest nim rytuał w wodzie, rzece… przez męża przeprowadzony. - Zmarszczyła brwi jakby niezadowolona, że nie może sama go przeprowadzić i westchnęła cicho spoglądając z troską ponownie na swego brata krwi. - Nie wiem jak ból Twój zmniejszyć dopóki nie znajdziemy tego, kto rytuał może przeprowadzić… - Powiedziała z głębokim smutkiem w głosie i spuściła wzrok.
- To nie rytuał, tylko chrzest. - wyjaśnił nieobecnym głosem Pogrobiec.
Spojrzała na niego kompletnie zaskoczona.
- Chrzest? Co to jest chrzest? Wiesz jak to wykonać?
- To nie rytuał. To namaszczenie, którym krześcijany przyjmują tych, co zacząć poczęli w Jedynego, pomiędzy siebie. - zmrużył oczy - Sposób w jaki twierdzą, że czyni się, by się kto pojawił w oczach ich boga. Nie znam szczegółów. Wiem jednak, że wszyscy oni czynią tak najprędzej jak zdołają, raz jeden w życiu.
W oku Elin przerażenie się pojawiło.
- Wyznawcy Chrysta? - Szepnęła. - Uratować Cie może jakiś obrzęd krystian… - Pokręciła powoli głową.
- Nie jakiś obrzęd. - wszedł jej w słowo - Obrzęd stania się krześcijanem. Baptismus.
- Ale to wtedy rozsierdzisz naszych Bogów… - Gdyby mogła volva zrobiłaby się jeszcze bielsza na twarzy. Chciałaby mu powiedzieć, że nie może zrobić czegoś takiego… ale czuła część jego bólu i ust nie otworzyła ponownie. Kości przemówiły… Jedyne lekarstwo… Pokręciła ponownie z niedowierzaniem głową.
Volund był dziwnie spokojny.
- Dlategoż to… myślę… gdyż daemon ichni, a rzeką, że tylko wiara w Zachłannego przed sługami antychrysta ocalić może. A wilk, nawet jeśli naszym dziełem… oswobodzon przez demona. - zastanawiał się rozsądnie, na głos.
Przepiękne oblicze zwróciło się wprost ku volvie, oczy w nią wpatrzone były prawie, jak gdy ona sama na wskroś innych ducha ujrzeć potrafiła.
- Co powinienem uczynić, volvo? - zapytał spokojnym tonem, tytuł na końcu zdania dorzucił zdało się, jak gdyby podkreślić chciał, że to była jej wieszczba… jej interpretacja. Ona rzec winna, co należy uczynić.
Prawie całkiem czarne oczy bardzo uważnie lustrowały jej twarz.
- Nie mogę Ci rzec, zrób tak, a tak… - Zaczęła cicho, łagodnie. - Ja możliwości pokazuję, ten kto przepowiednię słyszy decyduje, gdyż to jego żywota dotyczy… - Zagryzła wargi. - Chciałabym uleczenia dla Ciebie ale cena…
- W porządku. - przerwał jej, zwalniając od ciężaru odpowiedzi...
- Co powinienem uczynić… Elin?
Westchnęła bezgłośnie i podeszła do niego patrząc mu w oczy.
- Jeśli to jedyne lekarstwo… zrób tak… - Powiedziała łagodnie. - Nie chcę byś tak cierpiał… ale co będzie jak Bogowie się od Ciebie odwrócą… Boję się o Ciebie, Volundzie. Żadna z możliwości nie jest dobra bądź łatwa… Żadna… - Uczuć nawet kryć na twarzy nie próbowała. Pogrobiec mógł z łatwością zorientować się, iż wieszczka mówi od serca teraz, że chciałaby by został uleczony ale przeraża ją myśl, iż mógłby ich Bogów porzucić. Nie wiedziała zupełnie co mu doradzić.
- Zawsze byli przeciw mnie. - odparł jej z cierpkim uśmiechem.
- Ale przecież…. jesteś kim jesteś… Nie byłoby nas, gdyby nie Oni…
- Rzeknij mi, czy bardziej nie mogłaś znieść Sol, czy bardziej radość ci daje picie krwi żywych? - zapytał spokojnie. Twarz miał bez wyrazu.
Odwróciła głowę od niego zawstydzona.
- Nie daje w ogóle… - Wymamrotała.
- A gdybyś wybór miała… śmiertelną znów być. Zostałabyś? - zapytał, o wiele już łagodniej.
- Nie wiem kim byłam zanim dar otrzymałam. - Uśmiechnęła się krzywo. - Chciałabym, choć obawiałabym się kim będę.
- Nie musisz się obawiać, albowiem nawet chrzest nie wróci życia umarłym. - stwierdził słodko-gorzko. - Nie ma powrotu. Dla niektórych... nie ma wyboru.
Zaśmiała się gorzko.
- Wiem, że nikt mi życia nie zwróci jeno pytanie czy tamto życie byłoby czymś czego bym chciała. Tutaj, teraz coś zdziałać mogę… - Spoważniała i na jarla spojrzała. - Choć cena wielka i mało ciągle robię.
Pogrobiec przekrzywił głowę nieco, obchodząc ją i przez drzwi wyglądając.
- To dla nas różne. Dla mnie… cena drobną się zdaje. Jedynie Sol jakby nas zniszczyć pragnie nienawistnie… Co trudnym czyni wiele rzeczy. Ribe całe dostosuje się ku nam za pogrzebu poległych, nocą, nie pod okiem Sol obrząd czyniąc.
Pokiwała powoli głową przyglądając mu się uważnie.
- A Ty? Pragnąłeś takim zostać? - Zapytała cicho.
Ściągnęła natychmiast uwagę aftergangera.
- Odkąd młodszy jak Jorik byłem, zdawało się pewne, że zostanę… i zdołałem przed tym uciec. - podkreślił ostatnie słowo - Lecz później, było mi to konieczne… - znów wyjrzał w noc na zewnątrz - Wciąż jest… - wyszeptał do siebie, lecz dokończył już volvie: - I nie żałuję.
Skinęła głową jeno delikatnie i na jarla pojrzała ze smutkiem.
- Do brata winniśmy chyba wracać… - Stwierdziła widząc jak Pogrobiec zerka na zewnątrz. - Volundzie… - Stwierdziła nagle. - Jakąkolwiek decyzję podejmiesz… - Spojrzała na niego chcąc spojrzenie jego złapać. Nie udało jej się.
- Wstrzymaj się. - przerwał jej, oparty o framugę dłonią, czas cały w noc patrząc - Nie zdradzaj, przez smak mej krwi, bogów, którym całe życie służysz. - pomimo miękkiego, łagodnego tonu, jak głos drugi z rzadka przez berserkera używany, wybrzmiewały słowa jakąś głęboką goryczą.
- Nie zdradzę ich. - Rzekła spokojnie. - Ale i od Ciebie się nie odwrócę.
- Odwrócisz. - powiedział spokojnie i bez złych emocji, raczej jak by stwierdzał, że za godzin kilka wstanie słońce.
- Dlaczego tak uważasz? - Elin przypomniała sobie, gdy nad jeziorem wspominał, iż znienawidzi go kiedyś. - Dlaczego z takim uporem odmawiasz sobie prawa do tego, by ktoś się o Ciebie martwił?
Milczał długą chwilę. Być może odwrócony był, by volva nic nie mogła wyczytać z jego oblicza. Mimochodem afterganger wolną dłonią zsunął jakiś drobny płat skóry ciała z twarzy, jak gdyby całkiem już przywykł do stanu, jaki trwał od zajść w caernie.
- Nas nie czeka pożegnanie, takie jak ich. - zmienił po prostu temat, mówiąc o pogrzebie, który nadejdzie. Ciężko było stwierdzić, czy meandrujący Pogrobiec do czegoś zmierza.
- Nie. - Przyznała mu rację. - Nas nie… ale im możemy wyprawić godne pożegnanie. Powinnam się tym zająć. - Dodała przenosząc wzrok na Agvindura.
- Pomogę ci, na pewno z umarłymi. - stwierdził - Pod pieczą… na wschodzie, wśród Bizantów nauczono mnie, jak postępować z umarłymi… - poprawił się szybko, a głos zrobił się odległy jak przy wspomnieniach - Nieraz już przełożyłem to na wyprawienie hirdmanów, huskarlów, berserkerów, starców, kobiet, dzieci. Z nich zostaje coś więcej, aniżeli pył rozwiany przez wiatr.
- Pomoc zawsze się przyda. - Uśmiechnęła się łagodnie.
Usłyszeli jak drzwi sie otwierają i do pomieszczenia wszedł Freyvind trzymając ręce za sobą. Zajrzał sprawdzając czy Elin i Volund tu…
- Jesteście - rzekł. Nie wchodził na razie stojąc w wejściu. - Jak z Agvindurem? W lewej ręce, widocznej miał jakiś woreczek.
Volva ze smutkiem pokręciła głową.
- Dalej nic… Leiknara próbowałam odnaleźć. Lecz wiem jedynie tyle, że na łodzi płynie gdzieś… na północ.
Skald pokiwał smutno głową. Wieści złe, nie takich upatrywał. Wyciągnął dłoń podając Elin woreczek.
Spojrzała pytająco na Freyvinda przyjmując woreczek.
- Cóż to takiego? - Spytała.
- Zajrzyj, weź.
Zaintrygowana rozsznurowała woreczek i zerknęła do środka i ujrzała jakieś nieznane jej owoce. Wzięła jeden i obejrzała go uważnie, po czym spojrzała zdziwionym wzrokiem na Lenartssona.
- Dziękuję… - Rzekła niepewnie.
- sigrun - Pogrobiec poruszył bezgłośnie ustami, dłonią cały czas opierający się o framugę.
Skald pokiwał głową i pociągnął za łańcuszek jaki skrywał w drugiej dłoni trzymanej za plecami. Pochylił się i wziął małpkę na rękę, po czym posadził ją na ramieniu Elin. Zwierzak nie był cierpliwy. zobaczył daktyla…
Frey tymczasem powoli zwrócił głowę ku Volundowi jakby chciał by ten powtórzył co właśnie powiedział.
- sigrun - usta Pogrobca znów poruszyły się całkiem bezdźwięcznie, i choć przed sobą miał Freyvinda, nie widział go wcale.
Volva tymczasem zamarła, żeby nie spłoszyć zwierzątka, które rzuciło się do jej dłoni trzymającej daktyla. Wyrwało zaskoczonej kobiecie owoc i zaczęło z zadowoleniem pałaszować wróciwszy na jej ramię. Małpka była śliczna i Elin wpatrywała się w nią jak urzeczona.
- Prezent dla Ciebie Elin, jest Twoja - skald wcisnął volvie łańcuszek w drugą rękę. - Coś nie tak z Sigrun? - odwrócił się do Pogrobca usłyszawszy w końcu wyraźniej co ten szeptał cicho.
Volund spojrzał na niego jak gdyby cały czas rozmawiali, pominąwszy zupełnie moment w którym skald się zjawił.
- Nie możemy sprowadzić Sigrun ni Agvindura z powrotem do świata, lecz może oni się wzajem mogą… jako rodzina.
Volva jakby nieobecna pokiwała głową na oświadczenie skalda ciągle wpatrzona w stworzonko ale potem imię Sigrun przywróciło ją do ponurej rzeczywistości.
- Coś się stało z Sigrun? - Przestraszona spojrzała na swych braci krwi, a gdy usłyszała o pomyśle Pogrobca pokiwała powoli głową. - Może… może to się uda… - Zerknęła na małpkę i na Freyvinda. - Dziękuję… - Posłała mu delikatny uśmiech. - Pójdę po Sigrun. - Rzekła i od razu wyszła z pomieszczenia kierując się na poddasze.
 
Blaithinn jest offline