Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 17:26   #13
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Listopad 1931, Nowy Jork, Manhattan, 635 Park Avenue


Przez kolejne dni Madam uważnie obserwowała swoje childe, raz po raz wypytując go o to, czego dowiedział się będąc ghulem. Dragosz szybko się przystosowywał, łatwo też chłonął wiedzę. Skontaktował się z ambasadą i rodziną. Zorganizował transport swojego majątku do stanów. Wampirzyca powróciła do swoich interesów, na razie odsuwając spotkanie świeżo upieczonego wampira z innymi dziećmi nocy. Starała się być blisko, ale nie narzucać mu swojej woli. Już następnej nocy po przemianie posłała Johna do Michaeli by poinformował ją o kolejnym wampirze w mieście. Na razie ustalone zostało, że spotkanie odsuną w czasie, na tyle, by dowiedzieć się co młody panicz ma im do zaoferowania.

Dragosz poruszał się na nowym terytorium ostrożniej niż można by się po nim spodziewać, albo może taki właśnie był w interesach? Stonowany? Brutalność ustępowała szarmancji. Bynajmniej nie był bierny. Żywo interesował się tkanką Nowojorskich kainitów, dopytywał o konflikt sekt. Madame na spokojnie odpowiadała na pytania młodego wampira, jednak jeśli nie została zapytana o konkretną rzecz wpros,t to nie wdawała się w szczegóły.

Drugiego dnia, przybył jego osobisty służący - Alex i od tego czasu stał się cieniem Hohenzollerna. Już pierwszej nocy Dragosz uczynił go swoim ghulem. Madam słyszała, jak mężczyźni rozmawiali kilka razy po niemiecku, ale zazwyczaj dyskusja toczyła się po rumuńsku, szczególnie gdy znajdowały się jakieś postronne osoby. Dragosz trzymał ghula na odległość od prywatnych kwater Madam a nawet jej lokalu, zupełnie jakby mężczyzna był brudną parą obuwia - niegodną salonów.

Wampirzyca starała się nie wchodzić w interesy swego childe, ale wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że powinien informować ją o swoich planach.
Mężczyzna miał w zwyczaju mówić, że każdy sługa, czy to rycerz czy pucybut, musi zasłużyć na przychylność swojego suwerena. Madame szybko uświadomiła go, że na tyle na ile Alex to jego ghul i jego ruchy są jej obojętne, to Dragosz jest jej childe i jeśli wykonuje czynności mogące mieć wpływ na jej interesy to ma ją o tym informować. Na co przymilne childe stwierdziło, iż dokładnie tak uczyni. Madame zaczynały irytować gładkie odpowiedzi wampira. Nie minęły trzy dni od przemiany i orzekła, że wszystkie jego ruchy mają do niej docierać, a już sama oceni co ją interesuje a co nie. Jej rozkaz był sformułowany jak prośba i wyraźnie informował jej childe, że teraz mogą jeszcze rozmawiać towarzysko, ale stąpa po cienkiej linii. Szczęśliwie dla młodego wampira, miał on manierę próbowania czegoś tylko raz i nie starał się kusić losu - dawało to dobre rokowania co do długości jego nieżycia.


Madam siedziała w swoim gabinecie i przeglądała księgi rachunkowe. Szykowała się spora dostawa niezłych trunków i analizowała ile towaru musi szybko wyprowadzić ze swoich magazynów. U drzwi rozległo się pukanie, więc Madame zamknęła księgę. - Wejść! - Przetarła oczy, ale nie odwróciła się w stronę drzwi. Już po pierwszych krokach rozpoznała Johna i osobę, która za nim weszła. - Witaj Hellene. Jak mogę pomóc księżnej?

“Prawie Venture” jak nazywano czasem Hellene, co mogło być za równo pochlebstwem jak i kpiną w zależności od proweniencji i intencji autora, Podała płaszcz Johnowi i wymieniła z nim uśmiech.

- Księżna cieszy się z przyrostu w klanie, oraz przesyła swoje gratulacje. - Hellene skłoniła głowę - Jej życzeniem jest zrobić to osobiście przy okazji zebrania Rady, jutro o dziewiątej.

- Jeśli takie jest życzenie księżnej. Czy chciałaby poznać moje childe?

- Oczywiście - uśmiechnęła się w wyuczony sposób Hellene - w odpowiednim czasie. - Co mogło oznaczać równie dobrze lata czterdzieste…

- A więc pojawię się jutro sama. Dziękuję Hellene.

Hellene skłoniła głowę. - Jak i inni starsi.

Madame machnęła dłonią jakby odganiała muchę, wyraźnie dając znać, że ta rozmowa dobiegła końca. Cały czas siedziała tyłem do Hellene. John otworzył ponownie drzwi i po chwili oba ghule opuściły pokój.


Wampirzyca wstała od biurka i sięgnęła po papieros. Chwilę bawiła się lufką. - Rada… kiedy ostatnio miała miejsce jakaś rada. - Odpaliła papieros i zaciągnęła się jak zwykle nie czując efektu.

- Ponad miesiąc temu. - John wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.

- Gdzie jest to moje childe?

John zaciągnął się dymem. - Uczy Doris rzucać nożem do tarczy od prawie godziny. Wydają się świetnie bawić.

- Jeszcze trochę i stracę zastępczynię.- Madame podeszła do Johna i odruchowo sięgneła by poprawić mu krawat. - A ty jak znosisz towarzystwo mego childe?

John westchnął. - Jak widzisz, mam wciąż wszystkie kończyny. A tak poważnie, to zamieniłem z nim może trzy zdania.

Wampirzyca pocałowała ghula w usta. - Jego strata, mógłby się od ciebie wiele nauczyć. - Odsunęła się i znów zaciągnęła się papierosem. - Załatw mi kogoś zaufanego mówiącego po niemiecku. Muszę mieć oko na poczynania mego synka.

Ghul strzepał popiół.- Już kogoś mam, pomyślałem, że przecież nie zaszkodzi.

- Uwielbiam cię. - Madame podeszła do popielnicy i wygasiła papieros. - Zajmę się moim dzieciątkiem. Jutro raczej nie będę miała dla niego czasu. - Kątem oka zerknęła w kierunku ksiąg rachunkowych. - Pogadaj z Fallenim, może George kupi od nas zawartość magazynów 3 i 4. Magazyn 5 powinien zejść na dniach. Daj im dobrą cenę.

John pokiwał głową.- Oczywiście

Madame uśmiechnęła się. - To znajdźmy teraz mojego krnąbrnego cyrkowca.



Madison Square, Rezydencja Księżnej



Przedstawiciele kainickiej starszyzny Manhattanu znajdowali się w rozległym salonie. Służba krążyła między zebranymi z tacami wypełnionymi kieliszkami z vitae. Madame siedziała obok George’a Defeo, bliżej okna stała Irene i Salvatore. Szczurek krążył między wszystkimi. Robert Taylor przybył jako ostatni, dosłownie chwilę przed tym gdy kamerdyner zaprosił wszystkich zebranych do sali, w której miała przemówić do nich Księżna.


Kiedy wszyscy znajdowali się już na miejscu, przybyła sama Michaela. Księżna przywitała się pojedynczo z kainitami, z każdym z osobna zamieniając kilka słów.

- Przyjaciele - zaczęła. - zabrałam tu was, gdyż musimy podjąć niezwłoczne kroki w celu ochrony Maskarady.

Madame zerknęła na swoją starszą ale nie odezwała się. Prędzej czy później będzie kontynuować. Reszta starszych postąpiła podobnie. Księżna pozwoliła wszystkim przetrawić pierwsze słowa nim podjęła na nowo.

- Doszły do mnie niezależne raporty od przedstawicieli różnych klanów, na temat spokrewnionego polującego na Manhattanie. Obcy napada na śmiertelnych i pozwolił rozpoznać się kilku świadkom jako wampir - jakkolwiek to rozumieją ludzie. Jest sprawą najwyższej wagi, by działania tego indywiduum zostały natychmiast wstrzymane, a wszelki ślad jaki już zostawił, zatuszowany. - zrobiła kolejną przerwę.

- Czy zdradzisz nam gdzie poluje? Jakieś konkretne miejsce czy wybiera losowe lokalizacje? - Madame uważnie przyglądała się swojej starszej.

Księżna kiwnęła głową. - Robert zadbał o to, by kilu pismaków, wstrzymało się przed rozpisywaniem, na temat “Nowojorskiego Kuby Rozpruwacza” który pozostawia swoje ofiary suche i z ranami na szyi. Szczurek i Salvatore potwierdzili “zniknięcia” wielu dziewczyn z ulic. Znów, nasz drogi Brujah pozbył się pary wścibskich poszukiwaczy tajemnic, którzy twierdzili iż przeprowadzili wywiad z “istotą nocy” będącą jednocześnie duchownym nowojorskiej parafii, dopadającym swoje ofiary w czasie sakramentu spowiedzi.

Madame darowała sobie kolejne pytania do czasu, aż księżna odpowie na jej pierwsze. Dziewczyny z ulicy… czemu nic do niej nie dotarło? Czuła jak narasta w niej irytacja ale pozostawiła tą samą maskę na swojej twarzy.

Pozostali starsi zachowywali się podobnie a George sam zapytał.- Czemu uważasz, że to jeden kainita? może po prostu jest ich kilku?

Księżna spojrzała najpierw na Madam. - Belle, wszystkie incydenty dotyczą wyłącznie samego Manhattanu. Osobiście uważam, że jest to sabacka prowokacja. Aczkolwiek trudno mi zaakceptować, tezę Georga, jakoby cała grupa Sabatników przeniknęła do wszystkich waszych domen… wciąż uważam, że to jedna osoba, może nawet ktoś z naszych.

- Postaram się wyciągnąć dokumentację od policji, jeśli takowa się u nich znajduje. Miejmy nadzieję, że to nikt z naszych i tak jest nas mało. - Przed oczami Madame stanęła twarz Dragosza… jak bardzo nie ufała swemu childe? Co jeśli… - Czy skoro są świadkowie, ktoś dał jakiś rysopis? - Madame zerknęła na Roberta.

Robert uniósł brew i skłonił głowę jednocześnie uśmiechając się cynicznie.

Księżna odpowiedziała - Postawny mężczyzna, jakieś 30 35 lat. ciemne włosy i oczy. To najbardziej sensowny rysopis. Chociaż jedna osoba mówiła o kobiecie.

Madame ucieszyła się, że nie ma serca które mogłoby zabić jej teraz szybciej i że nie było możliwości by na twarz wyszły jej rumieńce. Nie miała więcej pytań, za to poczuła wielką wewnętrzną potrzebę znalezienia swego childe.

Tym razem odezwał się Tylor. - Jeśli wolno coś powiedzieć Ekscelencjo. - zaczął, Księżna skinęła głową - Myślę, że zasadnym by było by przedstawiciele naszej społeczności wycofali się z jakichkolwiek kontaktów z marginesem, takim jak chociażby prostytutki.

Madame zerknęła na Michaelę. To do księżnej należała decyzja, tak samo jak od Belle czy tą decyzję wykona.

Księżna westchnęła - O ile potrafię dostrzec logikę za takim rozumowaniem Robercie, widzę też straconą możliwość. Posiadanie kontaktów wśród elementu daje nam możliwość założenia sideł na naszego nieproszonego gościa.

Belle czuła niesamowitą ochotę by w tej chwili poznęcać się nad Taylorem, jednak czuła, że startuje z przegranej pozycji. - Jeśli taka jest wola księżnej postaram się takie sidła przygotować, ale jeśli kontakty z moimi dziewczętami mogłyby zaszkodzić naszej społeczności… proponuję czasowe zamknięcie elizjum południowego.

Tyolor zrobił przepraszającą minę - Ależ Belle, Mówiąc o prostytutkach nie miałem oczywiście na myśli twojego zacnego lokalu… no, ale skoro ty sama stawiasz znak równości między swoją działalnością a dziewuchami stojącymi w ciemnych alejkach…

- Taylor… gdzie bym nie stawiała “znaku równości” to jest jakieś zagrożenie. Nie wiem jakim torem mogą podążyć myśli ludzi, a prawda jest że moje dziewczęta robią to samo co te kobiety z ulicy tylko za lepsze pieniądze i pod dachem. Pozostawiam to do decyzji księżnej. Prawdą jest, że zamkniecie elizjum - jeśli rzeczywiście jesteśmy atakowani przez Sabat- może zniweczyć pułapkę. Zakładam, że mogą wiedzieć o tym miejscu. Księżno, twoja decyzja.

Księżna pokiwała głową - Brzmi rozsądnie Belle, zamknij Elizjum i miej baczenie na sam lokal, jeśli dopisze nam szczęście, złapiemy intruza w miejscu jakie wybierzemy. Czy Venture są w stanie sami zabezpieczyć ten teren? - pytanie było oczywiście teoretyczne…

- Uważam, że nie ma co przerzucać więcej sił na jedno miejsce, skoro nie jesteśmy pewni gdzie uderzy nasz wampir. Jeśli będę obawiała się, że mam niewystarczające siły by pochwycić intruza, zwrócę się z prośbą do starszych.

Michaele zwróciła się tym razem do Brujaha. - Salvatore, chcę mieć więcej dziwek w klubach i burdelach a mniej na ulicy. Niech twoi ludzie przemówią alfonsom do rozsądku. Uszczelnić nocny przemysł przez zatokę, wszystko co na lądzie, przeciwko wszystkiemu co na wodzie. Zacznijcie korzystać z telefonów, informacje mają być przekazywane szybko i niezwłocznie.

Salvatore kiwnął głową.- Jasne.

Madame odwróciła wzrok w stronę jednego z okien. Niech ta rada się już skończy, jest pewien wampirek, z którym musi poważnie porozmawiać.

Kilkoro kainitów wdało się jeszcze w jakieś utarczki słowne, ale nie zmieniało to meritum sprawy. Księżna wyraziła swoją wolę i wszyscy mieli się podporządkować. Znaleźć i zneutralizować zagrożenie. Włożyć osobiste środki w powodzenie tej misji.

635 Park Avenue, Salon górny i taras widokowy, 01:48



Wampirzyca wchodząc do swego apartamentu poleciła Johnowi wykonać telefon do elizjum z instrukcjami, a sama wyruszyła na poszukiwanie swego childe. Zastała Dragosza na tarasie, obserwującego panoramę Manhattanu. Miasto mieniło się elektrycznym światłem. Hohenzollern obierał się o balustradę, zaciągnął się cygarem i wypuścił z siebie czarny dym. Za jego plecami, w głębi pomieszczenia siedziała przy stoliku Doris.

- I mówisz, że na jak długo ziemia pozostanie tam skażona? - zapytała, nie odwracając się za siebie, skupiona bardziej na trzymanej w dłoniach książce.

- Co najmniej na stulecie. Odpowiedział mężczyzna wpatrzony w panoramę.


Madame weszła spokojnie na taras. - Moja droga, wolałabym byś była teraz w Elizjum, a nie zapewniała rozrywkę memu childe. - W jej głosie dało się wyczuć lekką złość.

Dragosz odwrócił natychmiast gdy tylko usłyszał głos swojej Dame. Doris zaś słysząc ton właścicielki, natychmiast usunęła się z widoku. Mężczyzna uśmiechnął się będąc świadkiem sceny, choć na samą ghulicę nawet nie spojrzał. - Wybacz, odniosłem wrażenie, iż chciałaś bym lepiej poznał twoją własność. - uśmiechnął się niewinnie.

Na twarzy madame nie pojawił się uśmiech. Podeszła do balustrady i po raz pierwszy od dawna spojrzała na roztaczającą się stąd panoramę. Wypowiedź swego childe całkowicie zignorowała. - Polowałeś ostatnio? - Dragosz obserwował swoją Dame, widząc oziębłość jej nastroju natychmiast powściągnął uśmiech.

- Piętnaście minut temu, właśnie ją wyprosiłaś.

Madame przetarła twarz niedowierzając. - Pijasz z mojego ghula… - Cóż mogła się tego spodziewać. - A wcześniej? - Mężczyzna zaciągnął się po czym strzepał popiół za balustradę.

- Na początku spróbowałem krwi z kilku twoich dziewczyn, za każdym razem całą zwymiotowałem. Drogą dedukcji zrozumiałem, że toleruję jedynie ghuli, na szczęście nie muszą to być ci twoi - dodał - ale nie zaprzątam twojej przestrzeni Aleksjejem.

Wampirzyca sięgnęła po cygaro Dragosza, a gdy je podał, zaciągnęła się sama. - Możesz pić z Doris, tylko dbaj o nią, jest ze mną bardzo długo. - Strzepała popiół za balustradę i oddała cygaro wampirowi. - Czyli nie biegasz po mieście i nie mordujesz kurw na ulicach Manhattanu?

Na balkonie panował półmork i Madam nie mogła do końca dostrzec wyrazu jego twarzy. Jednak Dragosz wydawał się poirytowany samym takim przypuszczeniem.

- Cóż… - cygaro zatrzeszczało bod naciskiem jego palców - nie jakoś nie miałem okazji...

- Musiałam spytać. Powinieneś się cieszyć, że zrobiłam to bezpośrednio. - Madame spojrzała na swoje childe… jej Dragosza. Była zmęczona. Na prawdę… kiedy będzie mu ufać... czy będzie mu ufać? - Wejdziemy? Chcę z tobą porozmawiać.

- Oczywiście. - mężczyzna ocieplił swój ton. Ruszył za kobietą oferując ramię.

Madame usiadła na kanapie dając znak by Dragosz usiadł obok. Gdy to zrobił położyła się mu na kolanach głową. Zasłoniła swoje oczy i odetchnęła. - Zamknęłam Elizjum.

Mężczyzna natychmiast ją objął. - Ktoś cię do tego skłonił? - spytał ostrożnie.

- Była to odpowiedź na delikatną sugestię pewnej różyczki. - Wampirzyca z przyjemnością przyjęła dotyk mężczyzny. - Jak już powiedziałam, mamy mały problem z wampirkiem polującym na dziewczyny z ulicy. Nie chcemy ryzykować życia i tożsamości osób przebywających w elizjum.

- Oczywiście… - Dragosz zaczął klasycznym “transylwańskim” akcentem, po twarzy mozna było zauważyć pewne rozbawienie meżczyzny - teraz doskonale rozumiem twoje podejrzenia… - ciągną dalej “scenicznie” zanim nie przeszedł do swojego zwyczajnego, twardego lecz bardzo poprawnego angielskiego. - Toreador tak? szkodzą nam?

- Nie bardziej niż zwykle mój drogi. Ważne że walczymy razem dla wspólnej sprawy. Teraz nie mam czasu martwić się klanem róży. - Madame przyciągnęła do siebie twarz mężczyzny i pocałowała go delikatnie. - Nie odpytywałabym ciebie w ten sposób, gdyby rysopis tego osobnika nie sugerował twojej osoby. - Jej palce delikatnie przesuwały się po twarzy Dragosza gdy przez jej głowę przelatywały setki myśli. Musi się skontaktować z Broderickiem. - Zobowiązałam się do zastawienia pułapki na tego wampirka.

- Pułapki? - Dragosz ożywił się natychmiast.

- Cieszę się, że chociaż ty podchodzisz do tego z entuzjazmem. - Wampirzyca puściła twarz mężczyzny. - Najpierw muszę uzyskać więcej informacji, ale prawdopodobnie skończy się wystawieniem jakichś dziewczyn jako przynęty. - Na chwilę jej myśli odpłynęły i zupełnie nagle Madame roześmiała się, z jej oka popłynęła krwawa łza. - Może sama wyjdę na ulice.

Mężczyzna złapał ją za ramiona i przekręcił dość mocno do siebie. Wydawało się iż chce krzyknąć “nie!” - zabraniając kobiecie takiego działania, jednak najwyraźniej zreflektował się szybko iż nie godzi mu się niczego takiego mówić do swojej Dame. Przełknął przekleństwo w gardle. Zwolnił swój uścisk, delikatnie zebrał palcem łzę z twarzy kobiety po czym przeniósł ją na jej wargę. Wtedy ją pocałował. - Jak mogę ci służyć najdroższa?

- Masz jakieś kontakty na Manhattanie?

- Kupiłem fabrykę materiałów chemicznych. - powiedział jakby mówił o nowej zapalniczce.

Wampirzyca roześmiała się. - A ja nie dostałam nawet kwiatów. - w jej głosie dał się usłyszeć żartobliwy ton. - Jutro postaram się zatrzeć ślady na policji, nie mam sił dziś rozmawiać… - zamyśliła się. Nie mogła dlużej tego odwlekać i tak wychodziło na to, ze jako jedyna o niczym nie wiedziała, jako jedyna nie zaczęła jeszcze działać. - … wykonam ten telefon zaraz. Będę miała prośbę byś roztoczył opiekę nad elizjum. Po prostu byś tam był na wypadek gdyby coś się działo. Będę musiała wysłać Johna w kilka miejsc, a sama pociągnąć za kilka sznurków.

- Oczywiście, co tylko chcesz. - powiedział lekko. - a jeśli “coś” się stanie to zamieść pod dywan? powiedzmy piętro pod ten dywan gdzieś między winami?

- Poproszę. Wiesz gdzie jest loch. - Madame oparła głowę o ramię mężczyzny i przymknęła oczy. Nie chciała teraz rozmawiać z detektywem, wolałaby zająć się swoim childe. - Tylko błagam pamiętaj o maskaradzie.

Dragosz pogładził ją po twarzy i odgarnął kosmyk jej włosów. - W europie, jak ktoś trafia do lochu, przeważnie “zjadają go myszy.” toteż nie ma nawet co maskować.

- Chodziło mi raczej o klientów i dziewczyny. Nie martwię się wiedzą czegoś co zamierzam zabić. - Jeszcze raz zaciągnęła się zapachem Dragosza i pocałowała osłonięte marynarką ramię. Powoli odsunęła się i siedząc na kolanach mężczyzny poprawiła sukienkę. - To tyle jeśli chodzi o przyjemności, na dzisiejszą noc. Jeśli chcesz możesz udać się do Doris.

Mężczyzna okazał swoje niezadowolenie pomrukiem.- Oczywiście Najdroższa, skoro nie chcesz mnie widzieć natychmiast się oddalę, by wykonać twoje plecenia.

Madame podniosła się i spojrzała na wampira z góry z uśmiechem. - Skarbie, jak myślisz, czego tak naprawdę chcę?

Mężczyzna uniósł przekornie brew. - Doprowadzić mnie do szału? Bo na zawał serca niestety za późno.

- Wolałabym byś to ty mnie doprowadził. - Wampirzyca nachyliła się tak by Dragosz mógł zajrzeć jej w dekolt. - Telefon może poczekać godzinkę… może dwie.

Dragosz wyszczerzył kły, delektując się widokiem jej piersi.- Chyba dwie.
 
Aiko jest offline