Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 18:00   #5
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Pojawienie się nieproszonego gościa, nie każdego przekonało do tego, aby udzielić mu pomocy. Głównym powodem niechęci była powszechna wiedza o złu, jakie wyrządzają mieszkańcom Piekła skrzydlaci przybysze. Nic więc dziwnego, że gdy jeden z nich tracił życie, niewielu pragnęło mu je przywrócić i zaleczyć poważne rany. Bazylia, która rozpoznała w nim Aasimara ze wspomnień, przekonała parę osób do pomocy i przeniesienia Anioła do któregoś z domów, posiadającego piętro i będącego w lepszym stanie, niż pozostałe, które zostały zniszczone z premedytacją i złośliwością. Niestety, ale znaczna większość miasta została zrównana z ziemią. Stojące pozostałości były być może łaską, nieuwagą a może zwykłym lenistwem tych, co dopuścili się tak obrzydliwego czynu. Przez myśl czasami przechodziły pytania “w czym ja jestem gorszy od nich?” Niestety, odpowiedzi już tak łatwo się nie nasuwały.

Kiedy Bazylia i Roland szukali schronienia, aby zaleczyć rannego, Shade postanowił udać się na małą przechadzkę po mieście. Musiał przyznać, że gdyby nie niedawna masakra, jaka miała tutaj miejsce, być może Przebudzeni mogliby znaleźć tutaj swój mały azyl. Myśl ta nasunęła mu kolejne, chociażby powód nalotu. Czy możliwym było, aby rajsko wyglądający kącik w tej piekielnej otchłani, był wabikiem na takich jak oni? Zaprzątnął sobie głowę różnymi przemyśleniami, podczas przeszukiwania zgliszczy budowli. Początkowo zaczął grzebać w rozpadających się domach lub też takich, których konstrukcja nie wytrzymała tego, co tutaj się stało. Tylko co mogło rozwalić te domy? Kule strzelb? To raczej niemożliwe. Shade niestety nie posiadał wiedzy na temat budownictwa i mimo iż za życia sam konstruował dom dla swojej rodziny i zbudował go z małą pomocą przyjaciół, to na temat stojących już budynków nie potrafił powiedzieć wiele. Czy w ogóle chciał cokolwiek wiedzieć?

Theloniusz siedział ukryty w piwnicach swojej niewielkiej chatki, którą zbudował z pozostałymi Przebudzonymi jak pozostałe domy. Mężczyzna był już wieku sędziwego i choć nawet w piekle, jego ciało dawało o sobie znać poprzez bolesne dolegliwości, dziadek jakoś się trzymał. Przesiadywał w ciszy i spokoju, w ciemnościach, które przeganiał jedynie słaby blask malutkiego ognika na knocie czarnej świecy. Prawdopodobnie ich zapasy zostały ukradzione lub zabrane z cel katów. Ciekawe czy wszyscy pochodzili z tego samego miasta? Staruszek siedział na zimnej podłodze. Ręce drżały mu i nie potrafił stwierdzić czy powodem na pewno był wiek. Nie miał pojęcia czy nalot aniołów dobiegł już końca. On w swoim życiu przeżył już jedno takie spotkanie oraz jeden nalot na miasto. Miał w swej piwnicy łupy w postaci jednej broni palnej, paru kusz, złamanych mieczy, większej ilości bełtów oraz strzał, całych oraz nie nadających się do swego pierwotnego celu. Jego pamięć niestety nie była tak dobra, jak za młodzieńczych lat. Często mylił fakty, zapominał. Jednak jakoś tutaj żył.
Theloniusz nagle usłyszał skrzyp drzwi, kroki. Żądny krwi anioł przybył po jego duszę?


W tym samym czasie Diablicy, która poszła w przeciwną stronę niż Shade, udało się w końcu znaleźć oddalony od całej tej rzezi, ocalały dom. Postawiony był on na granicy w lasem, przez co niektóre jego elementy stykały się z drzewami, a ogrodzony, mały teren dżungli, zamysłem przypominał przydomowy ogródek. Niewielkie zacisze, z zawieszonym hamakiem wśród cieni palmowych koron.
Po wejściu do środka, przywitała ich cisza. Dom zdawał się być pusty, a na pewno pozbawiony trucheł właścicieli. Bazylia i Roland nie rozglądali się, ich celem początkowo było wejście na piętro, ale gdy zauważyli brak schodów, a zamiast tego drabinę, stwierdzili, że jednak będzie ciężko wejść po niej z pół żywym aasimarem przerzuconym przez bark. Położyli go więc na jakimś dywanie ze skóry futerkowego zwierzęcia. Wiedźmiarz od razu wziął się do pracy, korzystając ze znalezionego wśród rzeczy Raziela sprzętu medycznego. Mężczyzna mógł być zadowolony ze swojej pracy, gdyż skutecznie zatamował krwawienie, zaszył kilka ran, wyjął z ramienia kulę, która utknęła łamiąc obojczyk i zatrzymując się na nim oraz opatrzył kilka bardziej powierzchownych zadrapań. Całość jego pracy trwała wystarczająco długo, aby nie zauważyć, w którym momencie zniknęła Johanna oraz Rognir. Diabelstwo, Człowiek i Aasimar, zostali sami w ciszy obcego im domu. Był on ubogo umeblowany, w zaledwie kilka wiszących półek, jakiś stół, prowizoryczne, drewniane krzesełka. Zaopatrzony w sztućce i pozostawione na blacie cztery, zimne już posiłki z mięsa i zielonych roślin.

Shade znajdował się po drugiej stronie miasteczka, przeczesując po kolei domy. Żywych istot nie znalazł, tylko jakieś sztućce, gliniane lub drewniane naczynia, wiadra z wodą oraz bez, dużo słomy, liści palmowych, owoców, warzyw, suszonego mięsa. Zdziwiło go brak jakiejkolwiek broni czy amunicji, ale można było przypuszczać, że mieszkańcy po prostu wzięli co mieli i próbowali walczyć, aby odeprzeć atak. Zapewne wśród setek tych ciał, były miecze i łuki, może ostały się jakieś strzały? Niezniechęcony szukał dalej. Otworzył kolejne drzwi od chatki i tym razem trafił go pech - i nie tylko. Nagły świst towarzyszący skrzypnięciu, nie miał nic wspólnego z dźwiękami otwierania drzwi. Pułapka, stara jak świat i powszechnie znana, została uruchomiona przez Shade'a, który nawet nie zdążył zareagować. Padł na ziemię wyjąc z bólu i chwytając się za kłykcie lewego kolana. Wystrzelony z kuszy bełt utkwił mu w stawie, prawdopodobnie łamiąc rzepkę na kawałki. Łowca był zdany sam na siebie, ponieważ nikt nie ruszył z nim na zwiedzanie. Przez chwilę w głowie miał obraz, jak wstaje i przeskakując na zdrowej nodze pokonuje teren odszukując swoich towarzyszy. To była jednak tylko wizja omdlałego umysłu. Nie miał kogo winić za swój los. Nie miał też do kogo krzyczeć. Nie miał żadnych sił.

Sen. Rzeczywistość? Inny świat? Gdziekolwiek teraz Łowca się nie znalazł, bez wątpienia nie było to miasto, które pamiętał jako ostatnie. Co się stało? Shade dał krok w przód, lecz zachwiał się. Migocąca przed oczami ciemność zaczynała nabierać kształtów i rozmiarów. Wrócił do domu, do swojego domu, który opuścił tak dawno temu. A może to wcale nie było dawno? Ile minęło czasu? Parę dni, tygodni, setki lat? Kiedy umarł?
- Zabiłeś nas, tato - smutny, dziewczęcy głos zza jego pleców sprawił, że natychmiast się odwrócił. Mały, blondwłosy aniołek - jego aniołek.
- Czemu uciekłeś? Czemu przestałeś nas kochać? - rozpaczliwy, słaby głos wydobył się z jej sinych ust. Była blada, osłabiona, potargana. W swym uścisku trzymała zabawkę, którą miała zawsze gdy zasypiała, żeby odgonić koszmary.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline