Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2016, 18:08   #12
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Jestem Arya, a nie żadna Iskra. Rozumiesz?! I i tak cię zabiję, gdy nie będziesz się tego spodziewać. Mam nóż! Poderżnę ci gardło, gdy zaśniesz…
Dziewczynka krzyczała w złości, ale wiedziała że musi iść za staruchą. Jaki miała wybór? Nie chodziło nawet o przetrwanie. Jakoś by sobie poradziła. Od kobiety biło coś, co do niej przyciągało. Jakby łączyła je niewidzialna nić, a świeżo mianowana Iskra mogła tylko to zaakceptować.
Hella milczała. Po prostu kroczyła przed siebie dostojnie i powoli, wiedząc że mała będzie jej towarzyszyć. Nie musiała się oglądać. Była tego pewna.
Jej nowa uczennica miała się dopiero dowiedzieć co ją czeka. Przeklinała potem seniorkę setki razy, wykonując tysiące pozornie błachych czynności podczas swoich nauk. Najbardziej irytujące było wysłuchiwanie tyrad starej. Zwykle małomówna Hella, zwracała baczną uwagę na fakt, że Iskra nie jest panią swoich mocy. Wiedźma twierdziła że była jedynie ich naczyniem, jak każda tarocistka z resztą. Hella uwidoczniła tkwiący w uczennicy potencjał, ale musiała długo tłumaczyć jego naturę. Dla Aryi było początkowo co najmniej kuriozalne żeby posiadając zaklęcia tarota, nie wykorzystywać ich wedle swojej woli. Dopiero z czasem nauczyła się szacunku do kart oraz odpowiedniego doń podejścia. Zrozumiała że nie może dowolnie manipulować magią, ale musi wykonywać jej wolę. Cokolwiek miało to znaczyć.
Uświadomienie sobie tej trudnej lekcji kosztowało Aryę wiele nerwów. Często miała ochotę zostawić Hellę samą i porzucić nauki, odejść precz. Mimo tego dziewczynie udało się nawiązać silną więź ze swoją mistrzynią. Od niej dostała też swoją przepowiednię. Słowa te kazały dziewczynie ruszyć dalej, kiedy mentorkę strawił ogień oraz ludzki gniew. Była gotowa.


Diana pędziła przed siebie, a tkwiący na jej grzbiecie jeździec tracił kontakt z rzeczywistością. Ahab broczył krwią jak szlachtowany prosiak. Wybroczyny spływały po końskim karku, wsiąkały w krótkie włosie.
Żaden ból nie mógł stłumić wściekłości oraz pragnienia zemsty. Ten skurwiel, El Muerte miał mu jeszcze za to zapłacić. W tym momencie Coogan był gotów ścigać go na kraniec świata.
Odgłosy wystrzałów pozostały gdzieś w tle. Tymczasem czerwone wierzchy pobliskich gór poczęły dziwnie falować. Ahab czuł jak wzrok rozmazuje mu się, a ręce drżą sprawiając iż dzierżenie lejców stało się problematyczne.
Nie miał pojęcia jak długo trwała jego tułaczka. Parę godzin, dzień, dwa. Resztę drogi pamiętał jak przez mgłę. Wierzchowiec zaprowadził go na skraj urwiska. Choć zdawało się to być fizycznie niemożliwe, rewolwerowiec zeskoczył na ziemię i podszedł do krawędzi. Słaniając się, spojrzał w dół. Setki rąk tkwiących w morzu lawy wyciągało po niego trupie palce. Czuł coś nowego. Zmianę. I nie była wywołana strachem, choć z pewnością zapoczątkował ją silny impuls.
I wtedy, w samym sercu przepełnionego gorącem i krwią piekła, przyszedł do niego On. Ten, który wszystko odmienił. Strzelec wyczuł jego obecność, jeszcze nim w ogóle ujrzał Bezimiennego.
- Ahab Coogan. Wczoraj był tutaj Twój ojciec. El-Gringo. Prawie mu się udało. Prawie.
Siwowłosy rzucił przed siebie dwa colty. Wyglądały dziwnie znajomo.
- A więc to koniec? - zapytał ranny.
- O nie…
To, co wydarzyło się wtedy nad przepaścią nie pozostaje jednak informacją zarezerwowaną dla osób żywych. Człowiek imieniem Ahab, syn El Gringo umarł bowiem tego dnia. Narodził się ktoś inny.


Podobno burza Pustki zabija każde stworzenie i niweczy wszelkie życie. Nie jest to prawdą. Tak tylko sądzi pozbawiony szerszej perspektywy, ludzki umysł. Nawet ta chaotyczna siła nie posiada dostatecznej mocy, aby przerwać linię przeznaczenia.
W tarocie śmierć posiada szersze znaczenie. Karta oznaczona tym symbolem zwiastuje koniec jakiegoś etapu i początek czegoś nowego. Pieśni. Mitu. Opowieści.


Nie wiedziała jak długo podtrzymywała zaklęcie. Kiedy wreszcie moc została przerwana, Arya upadła na ziemię bez sił. Słyszała nierówny oddech swojego towarzysza obok. Obydwoje byli zbyt wykończeni, aby zastanawiać się dlaczego jeszcze żyją. Przez chwilę leżeli obok siebie, czując się jakby tkwili gdzieś poza jakimkolwiek czasem i miejscem.
Arya ostrożnie otworzyła oczy. Światło oślepiło ją. Czuła się jak niewidomy, który nagle odzyskał wzrok. Jej zmysły na chwilę oszalały. W ustach miała piach, każdy mięsień bolał ją niczym szarpany przez rozgrzane kleszcze. Widziała po Preacherze, że nie miał się lepiej. Mężczyzna z trudem dźwignął się na nogi, poprawiając kapelusz i rozglądając wokół.
Nigdzie nie było śladu piwnicy, górskiej chatki, ani samych gór w ogóle. Otaczały ich delikatnie zarysowane wydmy. W górze wisiało już słońce, jak zwykle wściekle prażąc obolałe ciała. Nieopodal wiodła poszarpana ścieżka. Dwójka spojrzała na siebie i bez słowa przeszła dalej, wspinając na piaszczyste wzniesienie. U swych stóp, kilka mil dalej dojrzeli regularne zabudowania układające się w sporych rozmiarów miasto. Obok ciągnącej w tamtym kierunku drogi stał poniszczony drogowskaz.

 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 20-09-2016 o 20:05.
Caleb jest offline