Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2016, 11:16   #9
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Psui nie podobał się zapach kierowcy ciężarówki. Kiedy ją zagadnął dziewczyna dosłownie skurczyła się w sobie. Dopiła do połowy piwo, mięso nie przeszło jej przez gardło pomimo dokuczliwego głodu.
I wtedy zawrzał ferment. Na tirowca rzucił się ten nadpobudliwy motocyklista.
Psuja wykorzystała moment aby stamtąd pierzchnąć.
Włóczyła się chwilę po parkingu wokoło baru, zła, że zaprzepaściła okazje na ciepłe żarcie.
Zataczała coraz szersze koła próbując znaleźć zapach kierowcy i jego ciężarówkę. Może wnętrze wozu powie jej coś więcej?
Ale wozu nie było.
Dziwne. Bardzo dziwne. Co to za kierowca ciężarówki bez pieprzonej ciężarówki?
Pytania zniknęły gdy okolice rozdarł wilczy zew.
Polowanie. Jest szansa, że wreszcie zapełni czymś brzuch.

*
Stado przywykło do obecności Psui ale pręgowany basior wzbudził żywe zainteresowanie. Szczeniaki trzymały podyktowany ostrożnością dystans, wadery pilnowały młodych, alfa robił się poirytowany obecnością obcego. Musieli działać szybko i nie nadużywać gościnności wilków. Jeremiah obiegł teren, wyniuchał z bliska truchło łosia. Psuja ponowiła swój samotny rekonesans. Spotkali się po kwadransie kawał od obozującego stada. Znów w ludzkich postaciach podsumowali informacje.
- No i? - dopytywała się dziewczyna. Tutaj, w głębi lasu, jej niechlujna powierzchowność nie rzucała się aż tak w oczy. Igły wplątane we włosy i brudna twarz sprawiały wrażenie rozmyślnego kamuflażu.
- Łoś był zdrowy - indianin ograniczył się do krótkiego zdania. Mimo iż jednak słowa te raczej powinny rodzić ulgę, brzmiały cokolwiek ponuro - Byk w sile wieku.
- Nie on był źródłem smrodu. Raczej okolica – Psuja odwróciła wzrok. - Ten kierowca tu był. Pieprzył się z kobietą.
- Nie pieprzył się - wyraźne zmęczenie pobrzmiało w jego głosie. Podszedł do drzewa i oparł się o nie ciężko - Pobił ją. A potem zgwałcił. Indiankę z rezerwatu.
- Czułam krew – przyznała. - Ruszę tropem dziewczyny.
- I co zrobisz? - warknął nieoczekiwanie indianin - Poliżesz po twarzy na pocieszenie? Nawet jej stąd nie wytaszczysz. Idziemy razem.
- Nie ma sensu. Tylko powęszę – zaoponowała Psuja z typowym niedorostkom buntem.
- Ona nie jest pierwsza – Indianin powiedział to już do jej pleców. - Twój tirowiec działa tu od jakiegoś czasu. Bije. Gwałci. Zostawia. Ale teraz ty pomyśl mała Greenpeace, co jeśli te gwałty to nie zbrodnia zwyrodnialca, a jakiś rytuał? Bo to, że wataha spokojnie sobie w tym smrodzie tam siedzi, nie jest ani trochę normalne. Wyczuwszy człowieka powinny przenieść się daleko stamtąd. A i łoś nie jest normalny. To był silny, zdrowy byk. Wilki na takie nie polują.
Przez chwilę milczał.
- Wracam. Wezwę patrol w okolicy. Jeśli ją znajdziesz, wezwij pomoc. Masz komórkę?
Psuja szybko zaprzeczyła.
- To wyjdź na szosę. Kilka razy będą przejeżdżać zanim zamkną zgłoszenie.
- Gliny to kłopoty, unikam ich – odparła niechętnie. - Skąd wiesz, że były wcześniejsze?
- Bo dwie z nich zanim wróciły do domu, przyszły do mnie - w głos wdarł się ton niecierpliwości
- Zrobił im to ten sam człowiek? Kierowca bez ciężarówki? - zainteresowała się.
Jeremy w odpowiedzi, zbliżył się do niej blisko stając z nią twarzą w twarz. Coś błysnęło w jego oczach. Coś cholernie pasującego do tych lasów. - Posłuchaj mnie Greenpeace. Bawisz się w leczenie zwierząt? W porządku. Baw się. Znajdź źródło. Dobierz lekarstwo. Gaja ci podziękuje. Ale do tych dziewczyn się lepiej nie zbliżaj. Wśród tutejszych ludzi są nie tylko rumiani uśmiechnięci indianie obsługujący klientów resortu i kasyna. Ci ludzie honor cenią znacznie wyżej niż krzywdę swoich córek. A krzywdę córek znacznie wyżej niż los jednej białej dziewczyny. Nadepniesz im na ten honor za mocno i któregoś razu możesz zobaczyć o jeden cień za dużo.
Słowa Jeremiego chyba wywarły właściwe wrażenie bo Psuja postąpiła kilka niemrawych kroków w tył.
- A co jeśli to jest źródło? - burknęła. - Zło, które wyrządzają tym indiankom? Wsiąka w ziemię z ich krwią i wstydem i ją zaraża? A skażona ziemia równa się skażone zwierzęta i ludzie?
- Jeśli to jest źródło... to trzymaj się od niego na odległość. Dam znać teurgom Uktena. Obserwuj te wilki. Sama choroba nie jest celem sama w sobie. I... trzymaj się z dala od pubów. Naprawdę trochę śmierdzisz. A jutro rano... zbierz manatki i wyjedź stąd.
- Wiesz co Winnetou - Psuja zaczęła znikać w gęstych zaroślach - wolę śmierdzieć niż gadać frazesami z chińskich ciasteczek. Będę łazić i robić co mi się podoba.
Ostatnie co zobaczył to środkowy paluszek górujący nad poprutą rękawiczką bez palców.
Psuja odbiegła kawałek, odnalazła spokojny zakątek w gęstwinie. Przemiana nie szła jej nigdy jak pstryknięcie z palców, musiała się skupić i uzbroić w cierpliwość.
Na czterech łapach świat znów wydał się prostszy. Psuja wróciła do miejsca gdzie doszło do aktu przemocy. Poczekała aż spomiędzy plątaniny zapachów wyłoni się ten poszukiwany. Ranna dziewczyna. Indianka.
Zatoczyła kilka kółek z nosem przy ziemi aż złapała pewny trop. Początkowo biegła ostrożnie ale z czasem wilcze ciało złapało swój sprężysty rytm i Psują zawładnęło to uczucie podekscytowania towarzyszące pościgom.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 21-09-2016 o 13:26.
liliel jest offline