Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2016, 13:43   #17
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Grudzień 1943, Karkonosze, kolejna noc w Wielkich Niemczech
Malkav wszedł do laboratorium, zdjął marynarkę z munduru i założył fartuch oraz rękawice. Omiótł wzrokiem pomieszczenie. Stojące w rogu dygestorium, gdzie prowadził kilka eksperymentów chemicznych, do których będzie musiał wrócić, jeśli chce stworzyć cudowną Wunderwaffe, którą obiecał Oettingenowi. Podszedł do stołu na środku, zdjął kilka odczynników chemicznych, załadował je do koszyka i przełożył pod dygestorium. Przyniósł również kilka kolb, palnik gazowy i ochronne okulary...




- Scheisse! - warknął pod nosem, zastanawiając się, czemu nie produkuje się ochronnych monokli. Zmieszał ze sobą 1 część kwasu azotowego V, 3 części kwasu solnego i dodał 1 część siarkowodoru. Mieszanka tego typu była silnie żrąca, o czym mógł się przekonać spoglądając trochę na prawo, gdzie upadła jedna z kolb wypełnionych tą substancją. Ziała ta straszliwie poszarpana wyrwa w podłodze, a drobne krople znajdowały się na ścianach i suficie. Pokręcił głową, bolejąc nad głupotą ludzi...
Postanowił sprawdzić, jak zachowa się mieszanka tych kwasów z benzyną. Przygotował w tym celu długą pipetę, wężyk i uchwyt nad odrobiną kwasu w zlewce. Dla bezpieczeństwa wyjął kolbę z kwasami spod dygestorium i odłożył ją daleko. Pipetą nabrał benzyny, podpiął wężyk do uchwytu i umocował nad zlewką. Stał gdzieś pięć metrów od dygestorium, nie chcąc się podpalić i poparzyć.
Wszystko działało świetnie, dokładnie tak, jak Karl sobie to zaplanował. Mężczyzna usłyszał odgłos szpilek dochodzący z za pleców.



- Herr… Sturmführer, chciał mnie pan widzieć. - zaczęła ostrożnie Aghata, pozwalając by słodki zapach jej perfum rozniósł się po laboratorium i zmieszał z wonią odczynników.
- Tak, Agatho. - odpowiedział, przyglądając się mieszance, która powinna zapłonąć bardzo jasnym płomieniem i płonąć przez długi okres czasu. Nie zwracając uwagi na kobietę, podpalił długi patyczek i wrzucił go do mikstury. Obserwował przez chwilę płomień, biały i mocno żrący, po czym odwrócił się do swej ghulicy. - Mam dla ciebie pewną… propozycję, moje dziecko.
- Oczywiście Herr Sturmführer. - Aghata zrobiła krok do przodu, wypinając do przodu pierś. Nie była pewna czy właściciel nie jest na nią zły, więc starała się ugrać nieco na swoją korzyść seksapilem.
Karl omiótł ją wzrokiem i zamlaskał cichutko.
- Chcę, byś stała się w pełni moją córką. - pozwolił by te słowa wybrzmiały w pomieszczeniu. - Chcę uczynić cię wampirem. Czy zechcesz przyjąć ten zaszczyt?
Aghata pobladła, jakby dając Karlowi darmową próbkę jak może wyglądać jako nieumarła.
- Herr Sturmführer, szefie… czy to konieczne?
Karl spojrzał na nią z politowaniem. - Moje dziecko, Agatho moja kochana… - przejechał dłonią po jej policzku. - W świetle ostatnich wydarzeń, gdzie podczas jednej nocy straciłem zarówno Emmę, jak i Fransa, którego mózg niemalże przyozdobił wnętrze ciężarówki, bo natknęliśmy się na młode wampiry.... - nie zamierzał jej oszczędzać brutalnego opisu wydarzeń. - Tak, jest to poniekąd konieczność. A czy jest coś, co sprawia, że nie chciałabyś przyjąć tego zaszczytu i wieść ze mną wiecznego nie-życia?
Powiedzieć że Aghata pękła było by niedomówieniem i zwykłym uproszczeniem, ona posypała się zupełnie. Padła na kolana i zaczęła kompulsywnie całować dłoń Karla.
- Szefie błagam, nie, proszę, ja nie chcę umierać. Codziennie oglądam szefa ciało, kiedy jest zimne i martwe - siorbnęła noskiem - Ja tak nie potrafię, kiedyś wojna się skończy, chciała bym mieć dzieci, rodzinę - rozryczała się.
Karl przyklęknął przy kobiecie i ujął delikatnie jej twarz w dłonie.
- Agatho, nie umrzesz. Będziemy żyć wiecznie! Ciepło jest ulotne, popatrz, mogę to naprawić. - skoncentrował się i przywrócił swoim policzkom dawny, ciepły kolor. - Widzisz? To kwestia praktyki. Ależ, Agatho, będziemy mieć dzieci! Tyle, ile tylko zapragniemy! - spojrzał jej głęboko w oczy.
Kobieta trzęsła się, wiedziała dokładnie tak jak Karl, że jeśli tylko ten jej rozkaże, będzie musiała chcieć, zostać wampirem, czy wsadzić rękę do nowej mikstury Reinhardta, bez różnicy.
- Sz… sz… efie - zęby dygotały jej tak że mówienie zaczynało być problemem - Mówiłeś że teraz też możemy być wiecznie, że dzięki twojej krwi się nie starzeje. Ja jestem kobietą szefie, chcę być matką, proszę proszę, nie zabieraj mi tego, nie każ mi tego robić, proszę - Aghata już nie klęczała, leżała na ziemi i obejmowała nogi wampira, jej krótka kiecka podwinęła się odkrywając zgrabne pośladki okryte białą bielizną.
Karl aż zamlaskał na ten widok. Miał do niej słabość, tak cholernie wielką słabość… Ale wiedział jak niewiele potrzeba, by ją stracić. Wiedział też, jak cienka jest linia, po której stąpa, chcąc zamienić Agathę w wampira. Ona mogła od niego odejść… A tego mógłby nie znieść zbyt dobrze. Tymczasem, nieco już go irytował jazgot kobiety.
- DOSYĆ! - warknął.
Zalana łzami kobieta odskoczyła od nóg pana i wystrzeliła do pozycji stojącej niemal na baczność. Karl mógł dokładnie zobaczyć jak pozbawiony woli może być ghul. Niby myśli sam, ale tak naprawdę można z nim zrobić wszystko. Potrząsnął głową, wyrzucając te myśli z głowy i rzekł:
- Mówiłem, że możemy być wiecznie razem. Pomyliłem się. Dzięki mojej krwi pożyjesz może jeszcze ze dwadzieścia lat, ale nie jesteś w stanie się zregenerować, jak ja. Widzisz, że nie mam oka? Odrośnie za dwa miesiące. - jego ton był ostry, wręcz agresywny. Potrząsnął głową i uspokoił się. - Gdy będziemy razem, możemy stąd odejść. Możemy mieć co tylko chcemy. Nauczę cię widzieć więcej, a za dwa lata wybierzesz sobie potomka… Nauczę cię wszystkiego, co tylko wiem, Agatho, moja droga Agatho… - pocałował ją w usta delikatnym muśnięciem.
Kobieta namiętnie oddała pocałunek mimo nieustającego płaczu.
- Szefie, ja chcę mieć dzieci, czy… czy będę mogła mieć dzieci? Karmić je własną piersią, patrzyć jak rosną, cieszyć się gdy stawiają pierwsze kroki? - pytanie było oczywiście szczere i Karl wiedział, że Aghata uwierzy we wszystko co teraz jej powie.
Reinhardt tylko uśmiechnął się pod nosem. - Tak, oczywiście, moja droga. Będzie mogła karmić dziecko piersią, jeśli będziesz miała na to ochotę. Będziemy patrzeć, jak rosną w siłę, jak stawiają pierwsze kroki jako wampiry… - posłał jej najcieplejszy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć. Oczy odpłynęły mu wgłąb czaszki, gdy przywrócił krążenie do palców. Ujął dłonie Agathy. - To jak? - zapytał radośnie.
Aghata pokiwała głową.
- Skoro… skoro tak mówisz szefie - powiedziała, ale jeszcze się zawahała:
- Ale jestem teraz tylko ja, kto zajmie się szefem w czasie dnia? Kto będzie wymyślał wymówki i kto zajmie się…. mną?
Reinhardt westchnął głośno. - Normalnie zająłby się tym Frans, ale skoro nie żyje, znajdziemy sobie nowego pomocnika, który się nami zaopiekuje w czasie dnia, kochanie. - ujął jej dłoń. - Jak nazywa się nowy szef mojej ochrony? - zapytał.
- Henrih Mencken szefie. Ale… - Aghata wczepiła łapki w ramiona Karla - Nie wiem czy szef pamięta, ale to zajmuje trochę czasu, zanim ktoś się tak zupełnie do szefa przekona - uśmiechnęła się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Tak, wiem o tym… - potarł twarz, marszcząc brwi. - Trudno, zamkniemy go w jakimś laboratorium na kilka dni. - uśmiechnął się do kobiety. - Coś wymyślimy, moja droga. - pocałował ją lekko w czoło. - Czy przyprowadziłaś swojego przyjaciela? - zapytał.
- Eeee… - Aghata potarła nerwowo kark - Niestety nie, Herr Sturmführer, nie dał się przekonać… - kobieta przygryza wargę.
- Hm… - Karl zamyślił się chwilę… - Cóż, może będziemy musieli odwrócić kolejność zadań. Przekabaćmy najpierw Henriha na naszą stronę. - uśmiechnął się do Agathy. - A później, gdy będziemy już bezpieczni, obdaruję Ciebie, moje kochanie. Możemy tak zrobić? - zapytał ją radośnie, ciesząc się z wymyślonego planu.
Aghata uniosła wzrok do góry spoglądając w twarz wampirowi.
- Jaaasne… to znaczy - powściągnęła swój nader entuzjastyczny to - Oczywiście Herr Sturmführer, jeśli mogła bym coś zasugerować… - Podniosła rączkę do góry jak uczennica.
- Tak, kochana? - wampir pokazał gestem kobiecie, że może kontynuować.
- No tak sobie pomyślałam, że można by po prostu Menckenowi szefa krew podawać tak “na cichacza” z jakimś napojem, nie trzeba by tłumaczyć jego zniknięcia przez kilka dni.
Wampir spojrzał na nią lekko zaskoczonym wzrokiem.
- Agatho, utwierdzasz mnie tylko w przekonaniu, iż twoja przemiana jest słuszną decyzją. - klasnął w dłonie, uradowany. - Zajmiesz się tym? - zapytał.
- Jaaasne szefie, tylko bym musiała szefowi trochę tej krwi obciągnąć - pokiwała uśmiechnięta po czym zreflektowała się, podrapała po głowie jak rasowa blondi i spróbowała jeszcze raz - znaczy spuścić.
Reinhardt uśmiechnął się szeroko. - Moje dziecko, zasłużyłaś na nagrodę. - rozciął nadgarstek i podał Agathcie do ust. - Pij, pij, kochanie. - gdy uznał, że kobieta wypiła wystarczająco, odjął swój przegub od jej ust i podstawił pod niego jedną ze zlewek. Napełnił ją, a gdy uznał, że tyle wystarczy, zaleczył ranę. Przelał gęstą krew do jednej z brązowych butelek, w których zwykle przetrzymywano odczynniki chemiczne. Karl miał zapas pustych, na wypadek wahań jego humoru… Lubił tłuc szkło, gdy coś mu nie wychodziło.
Aghata wzięła naczynie.
- To ja zacznę się tym zajmować szefie, przed świtem przyjdę do szefa, żeby się szef napił, bo strasznie szef blady i się martwie.
- Będę wdzięczny, kochanie. -
posłał jej najcieplejszy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć.
Karl wrócił do eksperymentów. Mimo kilkunastu minut, które spędził z Agathą na rozmowie, płomień wciąż się tlił. Malkav przygasił go, odcinając dostęp tlenu do dygestorium i przyjrzał się składowi mieszaniny. Trochę się zżelowała, ale Reinhardt przypuszczał, że nastąpiło to pod wpływem temperatury. Roztarł skronie, zbierając myśli.
Wydzielający się wodór powinien podnieść temperaturę spalania, powodując efekt długiego płonięcia żelu. Tylko co odpowiadało za żelowanie? Westchnął, analizując wszystko ponownie. Nagle go olśniło. Dodatek benzyny, pomieszany z siarkowodorem, mógł stworzyć odpowiednie warunki, by całość mieszaniny przeszła w stan lepkoplastyczny. Teraz wystarczyło stworzyć jeszcze mechanizm, który uwalniałby w odpowiednim momencie płomień, by płonący żel osiadał na ofierze, paląc jej ciało do żywego.
Reinhardt uśmiechnął się wrednie. To będzie działało! Klasnął w dłonie niczym uradowane dziecko i zaczął rysować coś na kartce.

* * *

Karl trzymał w dłoniach prototyp broni nad którym pracował niemal nieprzerwanie trzy noce. Czuł się nieswojo, naprawdę. Jakby nie był sobą, tylko kimś innym oglądającym się z boku. Wywołał jednego z żołnierzy z szeregu i wręczył mu broń do rąk. Zaczął się przechadzać.
- Ta broń. - wskazał na trzymany przez żołnierza Flamenwerfer. - To nasza nadzieja na zwycięstwo tej wojny! Jest prosta w obsłudze, a przepala ludzkie ciało z olbrzymią łatwością. - zrobił chwilę pauzy. - Ale to nie wszystko! Potrafi przepalić ścianę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Odpowiednio wykorzystana, przepali nawet niektóre miejsca w pancerzach czołgów. A wszystko dzięki unikalnej mieszance, która osiąga nawet tysiąc stopni! Ale, nie będę zanudzał was szczegółami naukowymi, to jest zbędne. - uśmiechnął się do Hauptsturmführera.
- Pozwólcie teraz na małą prezentację możliwości tego egzemplarza. - Karl odsłonił skrywanego pod płachtą manekina. - Żołnierzu, skierujcie dyszę w stronę manekina i naciśnijcie spust, jakbyście puszczali krótką serię z karabinu. - powiedział, odchodząc na jakieś dwadzieścia kilka metrów, gdzie dwadzieścia stanowiło maksymalny zasięg broni. Skinął żołnierzowi i oczom zebranych ukazał się biały płomień, który wystrzelił z dyszy i otulił manekina. Gdy tylko płomień zniknął, na resztkach manekina spoczywał żel, który palił pozostałości imitacji człowieka, jak również i deski podłogi. Na sali rozległy się wiwaty, żołnierze krzyczeli z radości, ustawiając się w kolejce, by spróbować puścić taką “serię” z miotacza. Nawet Hauptsturmführer wydawał się jakby bardziej radosny, widząc iż wynalazek Reinhardta działa.
- Aryjczycy! Oto Flamenwerfer naszych czasów! Broń szybkiej i skutecznej zagłady! - krzyknął ponad wrzaskami tłumu. - Hail Hitler! - cała sala odpowiedziała tym samym salutem. Malkav się uspokoił. Po raz kolejny dobrze wykonał robotę, której od niego oczekiwali. Nadszedł czas by wykonać coś, czego on sam od siebie oczekiwał...

* * *

Przez następne trzy noce Aghata przychodziła po kolejne dawki Karlowej vitae, za każdym razem ubrana jak na randkę. Ghulica zdawała też Sturmführerowi raporty z poszukiwań “mutantów” w lesie, które nie były zbyt owocne - delikatnie rzecz ujmując. Jednakże Oettingen był zadowolony z samej broni zaproponowanej przez Karla.
Czwartego wieczoru Aghata przyszła trochę później za to już z samym Menckenem. Karl mógł osobiście przekonać się, że wola mężczyzny została już złamana.
- Przyklęknijcie, żołnierzu. Albo nie! Stańcie na rękach i zaklaszczcie nogami! - Karl zaśmiał się w głos, sprawdzając czy Agatha dobrze wywiązała się z zadania.
Widać było dokładnie, że Mencken pochodzi z kuźni w której SS wykuwa nadludzi… albo łamie ich próbując. Mężczyzna był atletyczny i potrafił zaklaskać nogami nawet utrzymując ciało na jednej tylko ręce, imitując gest salutu. Gdyby tylko czapka nie opadała, wyglądało by idealnie.
- Henrihu, nadszedł czas, byś dowiedział się niektórych rzeczy. Agatha cię wprowadziła co nieco? - zapytał zarówno mężczyznę, jak i kobietę.
Stojąca za stojącym na jednej ręce SS-manem Aghata pokręciła przecząco głową dając znak Karlowi, że nic za bardzo mężczyźnie jednak nie tłumaczyła.
- Powstań, Henrihu. Służysz teraz bardzo potężnej, wiekowej istocie. I masz nikomu o tym nie mówić. Zrozumiano?! - pogroził mu palcem. - To, co teraz usłyszysz, zostaje tutaj, między naszą trójką.
- Jawohl Herr Sturmführer! -
odpowiedziała trzymana kilkadziesiąt centymetrów od podłogi głowa Henriha.
- POWSTAŃ! - warknął Karl. - Stań jak człowiek. I nie wystawiaj więcej mojej cierpliwości na próbę. - spojrzał na niego ostro.
Mężczyzna zrobił zgrabnego fikołka i stanął przed wampirem w pozycji zasadniczej. Jego twarz była całkiem czerwona od krwi która doń napłynęła, wyglądała wręcz… smakowicie.
Karl ze wszystkich sił zwalczył chęć wysuszenia żołnierza wręcz do zera.
- Słuchajcie mnie, żołnierzu. Wiecie kim jestem? Jestem waszym panem. Nie uczynicie nic, czego bym sobie nie zażyczył. Jasne? - zapytał, mierząc go wzrokiem.
- Jawohl Herr Sturmführer! - wrzasnął Henrih.
- A teraz nadstawcie dobrze uszu. Jestem… wampirem. - zrobił pauzę, chcąc zobaczyć, jak przyjmie to jego nowy szef ochrony.
Henrih Mencken, który jak mówiły naszywki był Rottenführerem, przełknął ślinę.
- Jedyna rzecz jaka określa żołnierza rzeszy to jego aryjska krew i stopień wojskowy, Herr Sturmführer! - wystukał jakąś formułkę by pozbyć się nagłej suchości w gardle.
- Dobrze, dobrze… - Karl pokiwał głową. - Więc słuchajcie. Jestem… aryjczykiem czystej krwi. Najczystszej. Tak czystej, że będziesz pilnował, aby nikt nie nachodził mnie w dzień, by nie wysyłano mnie nigdzie w dzień. Będzie pamiętał, że pracuję nocą, po zapadnięciu słońca za horyzont, bo tak pracują PRAWDZIWI aryjczycy. Zrozumiano? - warknął. - Podobnie sprawa ma się z obecną tutaj Agathą.
- Jawohl Herr Sturmführer! - - potwierdził mężczyzna, Karl mógł widzieć jak stojąca dalej Aghata uśmiecha się od ucha do ucha.
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą musicie załatwić dzisiejszej nocy, Herr Rottenführer. Przyprowadźcie mi najmniej aryjskiego ze swoich żołnierzy. - spojrzał mu w oczy, mierząc się z nim na spojrzenia.
- Jawohl Herr Sturmführer!
- W te pędy, Henrihu! W te pędy! - ponaglił go Karl.
Henrih zdążył jeszcze zasalutować i niemal wybiegł z pomieszczenia. Aghata zbliżyła się wtedy do wampira.
- Szeefie? - przeciągnęła wlepiając w Karla maślane oczy - Mówił szef na poważnie? O tym że jestem najczystrzej krwi aryjką? - zatrzepotała rzęsami. Reinhardt westchnął.
- Jestem o tym przekonany, moja droga. Nasz przodek, Kain, był czystej krwi aryjczykiem, tego jestem niemalże pewien. - uśmiechnął się do kobiety, w duchu dodając, iż na pewno Malkav był źródłem tej plotki, gdyż tylko ktoś, komu przekleństwo krwi odcisnęło na mózgu swe znaki mógł wymyślić tak chory mit, jak ten o aryjczykach. Zachichotał cichutko.

Po kilkunastu minutach, Mencken powrócił wraz z szeregowym żołnierzem, chyba kucharzem, którego naszywka głosiła Adam Klose.
- Herr Mencken, jakie są zarzuty względem tego oto osobnika? Powiadaliście, że nie jest aryjczykiem, ale takiego udaje. - Karl spojrzał na kucharza nieobecnym wzrokiem. - Jaka jest kara za takie przewinienie?
- Herr Sturmführer, melduję, że ten tutaj Klose, jest wnukiem powstańca śląskiego, o czym doniósł mi ostatnio SD-Leiter, jak powszechnie wiadomo, geny przestępców są skazą rasową.
- Dokłanie, Herr Rottenführer. Jaką proponujecie karę? Śmierć? -
zapytał swojego ghula. Wyraźna sugestia w głosie wampira była słyszalna jedynie dla Agathy i Henriha...
- Jawohl Herr Sturmführer! - powiedział Henrih, po czym wyciągnął pistolet i przeładował. Szeregowy Klose natomiast, zaczął przeraźliwie łkać i błagać o życie.
- Herr Sturmführer! błagam! to jakaś pomyłka, mój dziadek był żołnierzem cesarza!
Karl spojrzał na niego szalonym wzrokiem.
- ŁŻECIE! JA byłem żołnierzem cesarza, walczyłem i odniosłem liczne rany w bitwach! Zostałem odznaczony i odebrałem medal z rąk samego cesarza Wilhelma II! A nie kojarzę waszego nazwiska, szeregowy. Rottenführer, wykonać wyrok! - Malkav miał dosyć ceregieli i tego wszystkiego. Chciał, by Agatha była już przy nim, chciał czuć jej zimne ciało…
Henrih pociągnął za spust, kula otworzyła czaszkę wnuka powstańca śląskiego z jednej strony, i wyrwała mózg z drugiej strony, jego fragmenty zrosiły mundur Karla.
Wampir spojrzał na nowego ghula i jeszcze ciepłe ciało.
- Rottenführer, popilnujcie drzwi, by nikt nam teraz nie przeszkadzał. - spojrzał na Agathę łakomym wzrokiem.
- Jawohl Herr Sturmführer! - Henrih wykonał rozkaz.
Gdy tylko Rottenführer opuścił pomieszczenie, Karl podszedł do Agathy i pogładził ją po szyi.
- Nie martw się, moje dziecko… - uśmiechnął się do niej. - To nie boli. - po czym wpił się w jej kark, ssąc i delektując się bukietem jej krwi. Poczuł znajome nuty własnego vitae, jednak nie przejmował się tym. Po prostu pił, mając cel przed oczyma. Jego własne Kind, jego własny potomek… Gdy już wysuszył kobietę do cna, otwarł swoje żyły i poił ją, aż ponownie otwarła oczy.
Oczy kobiety zogniskowały się w jednej chwili na podstawionej dłoni, jej palce zacisnęły się na ciele wampira tak, że jej długie paznokcie aż przebiły jego skórę. Aghata przywarła ustami do otwartej rany i ssała jak jeszcze nigdy. Karl słyszał jak kobieta łapczywie przełyka, niemal dobiegał go chlupot własnej krwi w jej gardle.
- Agatho! Pożyw się z niego! - wskazał na dogorywającego szeregowego na podłodze. - Jest jeszcze ciepły, krew nie zakrzepła. To zaspokoi twój pierwszy głów, kochanie. - z uśmiechem patrzył na nią. Jego własne childe!
Kobieta opierała się dość mocno przed uwolnieniem ręki którą właśnie ssała, ale wylewająca się z Klosego krew w końcu odwróciła jej uwagę. Kobieta podbiegła na czworakach do świeżego trupa i wpiła się w niego, ssała go długo i mocno, a kiedy krwi zaczynało brakować, Aghata zaczęła uderzać w klatkę piersiową denata by “wycisnąć” jeszcze choć trochę. Po jakiś dziesięciu minutach oderwała się wreszcie od ciała szeregowca, otarła usta i spojrzała z zakłopotaniem na Karla, który odwzajemnił jej spojrzenie. Uśmiechał się lekko.
- O co chodzi, kochanie? - zapytał czule. - Czujesz się zagubiona?
Dolna szczęka kobiety zaczynała drżeć, Agatha pokiwała głową i objęła się ramionami, Karl widział że zaraz zacznie płakać.
- Nie martw się, kochanie. - podszedł do niej i objął ją delikatnie w talii. - To minie. - pogładził ją po główce. - A teraz chodź. Opowiem ci o tym, kim jesteśmy. - uśmiechnął się do niej.
Kobieta wytarła twarz dłońmi jeszcze kilka razy, odwracała wzrok od ciała które osuszyła z vitae. Pozwoliła Karlowi pomóc sobie wstać z klęczek. Wtuliła głowę w jego marynarkę.
- Dobrze - powiedziała cichutko dając się prowadzić. Mężczyzna cmoknął ją w czoło czule i zaprowadził do łazienki, by mogła się wykąpać. Ciało rozpuści mieszanką zapalającą. Albo zleci to Henrihowi...

 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...
Corrick jest offline